KSWPolskie MMA

Konfrontacja Sztuk Walki 2.0

KSW 27 to najlepsza w historii gala zorganizowana przez duet Martin Lewandowski & Maciej Kawulski.

Prawdopodobnie napisałbym tak nawet wówczas, gdyby wszystkie walki wczorajszej gali stały pod znakiem wątpliwej jakości wirtuozerii, którą wnieśli do klatki Mariusz Pudzianowskiego i Oli Thompson. Nawet gdyby Abu Azaitar raz po raz kąsał – i to nie ciosami – Piotra Strusa, a ten ostatni wyprowadzał jeden niecelny cios na każde 4 minuty pojedynku. Nawet gdyby w transmisji telewizyjnej pierwsze dziesięć sekund każdej rundy – zamiast pięciu – było niewidoczne z uwagi na daleko oddaloną kamerę i grafikę z numerem rundy. Nawet wreszcie wtedy, gdyby sędziowie punktowi, oceniając walki, wybierali zwycięzcę za pomocą wyliczanki „Wpadła bomba do piwinicy…”. No, dobra, może przesadziłem teraz, absolutnie bowiem nie sugeruję – co to, to nie! – że ci ostatni, którym przypadła bardzo niewdzięczna rola rozjemców, przyjmowali jakieś inne kryteria przy punktowaniu niektórych starć niż te z wyliczanki, ale…

To wydarzenie było skazane na sukces. To musiała być najlepsza gala w historii KSW i trudno wyobrazić sobie katastrofę, jaka musiałaby się wydarzyć, by na to zaszczytne miano sobotnie widowisko nie zasłużyło. Żadne niedoskonałości, które pojawiały się i pojawiać zawsze się będą, nie były w stanie przyćmić jej doniosłości, blednąc przy tym, co stanowiło o jej sile i wyjątkowości. Przy tym, co pozwoliło delektować się nią w pełni. Czymś, co jednak znane na świecie jest od wielu, wielu lat. Dopiero jednak przy okazji KSW 27 włodarze polskiego giganta zdecydowali się pożegnać ze starymi, wysłużonymi zabawkami, które niektórzy, prawdopodobnie w przypływie pomroczności jasnej – bo jakże inaczej pleść takie bzdury? – określali mianem symbolu, będąc ślepymi na ząb czasu, który oszpecił je do cna. Czy to sentyment, czy safandulstwo wobec rozdającego karty Mariana Kmity, czy też jakakolwiek inna, nie urojona a rzeczywista przyczyna stała za tym, że Martin Lewandowski i Maciej Kawulski zmuszali swoich zawodników do pracy w tak niekomfortowych warunkach, Bóg jeden raczy wiedzieć.

W końcu jednak Konfrontacja Sztuk Walki, a zatem organizacja, która rozpoczynała swoje jestestwo od tytanicznej pracy organicznej pośród dziewiczej głuszy raczkującego polskiego MMA, by potem nabrać ogromnego przyspieszenia za sprawą angażu wspomnianego już tu Mariusza Pudzianowskiego, przy okazji mocno jednak przenosząc ciężar swoich widowisk z aspektów sportowych na celebrycko-folwarczne, otóż, wreszcie teraz, przy okazji sobotniej gali KSW doszlusowało do światowych standardów w najbardziej elementarnym aspekcie – pola walki. Wreszcie wprowadzono klatkę.

Ring był szkodliwy. Zgnile szkodliwy. Nie czas po temu, by edukować doskonale świadomych jego ułomności Czytelników, rozwodząc się na temat powszechnie znanych wad ringu w kontekście bezpieczeństwa zawodników. Te bowiem są oczywiste. Ring jednak był też ogromną barierą, która nie pozwalała czynić tego, co czynić kocha każdy szanujący się fan MMA – porównywać zawodników. By to bowiem czynić i móc wyciągać mniej lub bardziej trafne wnioski, należałoby porównywać zawodników na tym samym tle, w tych samych, najlepiej laboratoryjnych, warunkach. Eliminować zaburzające obraz zmienne. Wobec światowych klatkowych standardów ring stanowił w tej materii przeszkodę, którą pokonać można było – i takowych ekspertów większych i mniejszych, którzy to czynią, nie brakowało i nie brakuje – tylko idąc na duże uproszczenia.

Czy na podstawie bowiem tego, co taki, przejdźmy na sekundę do futbolu, Ronaldinho wyprawiał z piłką na plaży, ktokolwiek byłby w stanie z całą stanowczością stwierdzić, że i na trawiastym, pełnowymiarowym boisku będzie brylował? Czy – powracając już do MMA – oceniając dyspozycję takiego, dla przykładu Andersona Silvy występującego w ringu, ktokolwiek mógłby za pewnik uznać, że zawodnik ten w klatce zmieni się w największego wirtuoza mieszanych sztuk walki na ziemi?

Mordercza walka pod siatką w klinczu, próby sprowadzeń w sytuacji, gdy rywal wciśnięty jest do niej, obrona przed takowymi próbami, praca nóg konieczna do zamknięcia przeciwnika, do dopadnięcia go z ciosami czy przejścia do klinczu – wszystkie te elementy mocna różnią się w zależności od tego, czy rywalizacja toczy się w ringu czy w klatce. Nie wspominając o komforcie śledzącego wydarzenie widza, który nie musi siarczyście kląć przy każdej okazji, gdy zawodnicy wypadają za liny, przekładają za nie ręce czy nogi, czekają, aż sędzia przeniesie walkę na środek pola walki, zaburzając raz po raz jej rytm. Walka MMA powinna płynąć, oczekujemy, a przynajmniej ja oczekuję, od niej jak najmniej interwencji sędziowskich. Dajcie im walczyć! W ringu natomiast mamy szarpaninę. Wszystko się rwie. Brakuje rytmu, ciągłości, płynności. Znów odnosząc się do piłki nożnej na sekund kilka, czy fani futbolu, jeśli takowi niniejsze makagigi czytają, lubią, gdy co minutę na boisku mamy faul lub aut? Właśnie… Śledzenie pojedynków w ringu wywołuje często frustrację i niecierpliwość, które pozostawiają tylko okruchy radości z oglądanego starcia. Tak… wiem, może przesadzam, ale tylko odrobinę!

showtime
A teraz poprośmy Anthony’ego Pettisa, by to samo zrobił w ringu. Owszem, taki Quinton Jackson coś tam linom jednak zawdzięcza, ale takich jak on jest niewielu.

Ring powinien był wylądować na śmietniku historii już dawno temu, najlepiej przy okazji zgonu Pride, i w tym kontekście niezmiernie cieszy mnie i raduje, że Martin Lewandowski w jednym z wywiadów stwierdził, że liny na KSW przeszły już do historii. Powrócić mogą, ale raczej tylko przy okazji przyszłorocznej ekspansji na Wyspy Brytyjskie. Czy za utrzymaniem tego archaizmu na obcym sobie terenie stoi chęć wyróżnienia się na tle klatek Cage Warriors czy BAMMY, nie wiem. Na rodzimym rynku jednak w KSW ring najpewniej już nie zagości – i dobrze! Swoją rolę spełnił, a teraz niechaj jego truchło już ostygnie.

KSW 2.0, dzień dobry!

Powiązane artykuły

Komentarze: 15

  1. Wygoda z jaką oglądało się „NOWE” KSW była nieporównywalna. Też mam nadzieję, że ring już nie wróci.

    Najbardziej mnie jednak bawi jak Maciej Kawulski prawi w wywiadach o plusach klatki o tym, że ta zmiana jest przystosowaniem się do światowych standardów. Zabawne w tym jest to, że uważa tak od niedawna, a wcześniej próbował nas przekonać, że ring nie jest zły i wcale nie jest tak, że cierpi na tym płynność walki… nagle zauważył coś czego nie widział, czy to klasyczny oportunizm?

    W przypadku KSW wszystko idzie dobrą drogą, ale zamiast szurać, można by biec o ile włodarze KSW chcielby po prostu czasem posłuchać głosu fanów, a nie dojrzewać do każdej decyzji przez lata.

    Czego jeszcze brakuje? Łokcie, 5-rundowe pojedynki mistrzowskie i czytanie punktacji w ramach budowania suspensu, tak jak ma to miejsce w UFC, a nie przeczytanie werdyktu, by następnie w tle wrzawy tłumu i komentarza czytana była punktacja z podziałem na sędziów.

    1. Maciej Kawulski chyba przy okazji wideokonferencji na mma***** mówił, że – w skrócie – „on wszystko wie, ale jest jedno ALE”. Innymi słowy, on i Lewandwoski zapewne też doskonale zdawali sobie sprawę z oczywistych przewag klatki nad ringiem, ale z jakiegoś powodu (Kmita? tradycja? oba te czynniki?) nie decydowali się na odejście od lin.

      Z tą punktacją i tak jest postęp, że w ogóle ją czytają. Masz jednak rację, że mogli lepiej wybrać moment. Mają gotowy wzór z UFC, to nie, muszą kombinować i robić po swojemu. A jak jeszcze Juras z Janiszem zaczynają wtedy gadać, to punktacji w ogóle nie słychać.

      1. Z czytaniem punktacji to jest w ogóle kuriozalna sytuacja, bo upominamy się o to (środowisko) od lat, a to w przeciwieństwie do klatki nie wymaga żadnej ewolucji i specjalnych przygotowań. Jednym słowem zza klawiatury brzmi to tak samo łatwo jak w rzeczywistości. Pamiętam, że nawet sam o to pytałem na v.konfie, ale wtedy uzyskałem odpowiedź, że my hardcorowi fani dostajemy przecież od razu karty do wglądu po gali, a Janusze nie koniecznie chcą wiedzieć kto jak punktował. Jestem jednak przekonany, że taki sposób czytania wprowadza nutkę dramatyzmu i oczekiwania w kontekście ogłoszenia werdyktu i nawet jak kogoś nie obchodzi to czy punktował tak sędzia A, czy może sędzia B, to i tak jest to zmiana, która wyjdzie tylko i wyłącznie na plus.

  2. Mi się najbardziej podoba, że KSW odchodzi powoli od typowego wielkiego show, i stawia na rywalizację sportową. Chodzi mi szczególnie o krótsze przerwy między walkami, mniej borka. Choć w sobotę były jeszcze takie kwiatki jak wywiad z polityko-siatkarzem.

  3. Jak dla mnie każde posunięcia K&L jest zaplanowane z dwuletnim wyprzedzeniem. Mógłbym się założyć, że oni mniej więcej dokładnie wiedzieli kiedy taką klatkę zrobić i gadanie o symbolach starego MMA to tylko takie budowanie napięcia, które musiało w końcu wybuchnąć i mieć przełożenie oczywiście na cyferki czy PPV. Śmiem twierdzić, że KSW 27 to impreza zaplanowana trzy lata temu, i fakt, że ona została wprowadzona akurat teraz, ma bezpośrednią przyczynę z wprowadzeniem PPV, które przy KSW 20 wywołało niemal rewoltę w Polsce. Porównajmy sobie KSW z przed PPV i KSW po PPV. 3×5, kat. -66kg, coraz lepsi zawodnicy, coraz mniej dziwnych walk, undercard, może i więcej gal w przyszłości, i wiele wiele innych rzeczy.
    I jak dla mnie to szacun dla K&L, że stworzyli oni coś takiego jak Polskie MMA i ma ono swoje standardy, do których dużo osób, zapatrzonych w UFC nie może przetrawić. Nie jest to może idealny rynek, ale wszystko idzie dopracować. Może to zabrzmi śmiesznie, ale coś czuję, że za parę lat KSW może stanowić poważną konkurencję dla UFC, które ostatnio znajduję się ewidentnie na równi pochyłej.

    1. KSW nigdy nie będzie stanowiło konkurencji dla UFC z przyczyn jakie opisałem w wynikach gali i nie chce mi się ich tu przepisywać.
      żeby móc konkurować z UFC trzeba mieć po pierwsze zakontraktowanych na stałe dobrych obcokrajowców, którzy powinni być we wszystkich aspektach na równi traktowani z Polakami, wraz z rozwojem i ekspansją powinno ich przybywać. a po drugie pasy powinny być najważniejsze i powinna byc do nich drabinka, lista rankingowa ludzi zakontraktowanych w ksw.

  4. jeśli idzie o akcję to w ringu było jej więcej, bo gdy zawodnik który się cofa dochodzi do rogu klatki i jest wymuszona jego aktywność bo inaczej zgarnie wpyerdol. w klatce gdy to samo miejsce, zawodnicy mogą się ganiać w kółko co często ma miejsce

    może gdyby w klatce były dozwolone kopnięcia w parterze, przed obaleniami i 3 rundy gdzie np walka
    -nie o pas 1 runda 10 minutowa + 2 po 5
    -o pas 2 rundy po 10 min, jedna po 5

    to byłbym za tą propozycją :) bez tego nie mogę tego nazwać mma i to ogranicza zawodników

    1. Jeśli w ringu odliczysz momenty irytującego klinczu z przekładaniem nóg, rąk i głowy poza linę, przenoszenie zawodników w parterze spod lin na środek, to może się okazać, że jednak więcej akcji jest w klatce.

  5. To ja będę przeciwwagą;)

    Gala co najwyżej przyzwoita. Owszem, niektóre walki były super, ale jakby całość porównać do ostatniej gali UFC… Borys błyszczał i zawyżył poziom, jednak wyrównał go Pudzian. Żeby po tylu latach nadal walczyć stylem pijanego mistrza, który pomylił wino z paliwem rakietowym, to trzeba mieć upór. Pomimo szacunku jakim Mariusza darzę, to ciężko mi było to oglądać. A największy niesmak to jednak został po walce Narkuna, a jeśli dodać do tego kolejne zwycięstwo bożka gawiedzi z rywalem kilka klas słabszym, to jakoś ciężko mi podzielać Wasz optymizm. Może nie jestem obiektywny ze względu na warunki w jakich galę oglądałem. Dostrzegam oczywiście plusy, ale trzeba zauważyć, że gala nie była idealna.

    PS Najbardziej podobało mi się wejście Mateusza Gamrota.

      1. Fakt:) Ale i tak nie jestem zachwycony tym wydarzeniem. Jednak trzeba duetowi K&L coś oddać. Otóż trzeba mieć talent, żeby sprawić, że wielu fanów siedzących mocno w mma gratulowało wprowadzenia klatki, 3 rundowych walk czy kontraktowania zawodników zamiast gwiazdeczek.

  6. A ja muszę przyznać, że było całkiem nieźle jak na KSW. ;) A zazwyczaj miałem do nich wieeele uwag. Najważniejsze, że powoli właściciele i chyba Polsat zauważają, że target biznesowy czyli przysłowiowi Janusze już się trochę wyrobili, nauczyli samej dyscypliny i można ich teraz przyciągać poziomem sportowym, a nie tylko cyrkiem. Tutaj zasługa Chalidowa jest niepowtarzalna. I wróży to nadzieję, że K&L dojrzeją do pożegnania z Pudzianowskim, który swoje zrobił w początkach popularyzacji mma, a teraz jest niepotrzebnym zapchajdziurą, obniżającym drastycznie poziom każdej gali i odbierającym miejsce i pieniądze prawdziwym zawodnikom. I publiczność w Ergo też chyba go nie wielbiła nadmiernie w całej swej liczbie, słychać był gwizdy przy werdykcie i nawet wyjściu do klatki.

Dodaj komentarz

Back to top button