UFC

„Wyślę go do szpitala, życząc mu zdrowia” – Greg Hardy zapowiada brutalny nokaut na Juanie Adamsie

Kontrowersyjny Greg Hardy zapowiada marsz po złoto kategorii ciężkiej i przekonuje, że Juan Adams będzie dla niego tylko nieistotnym przystankiem.

W debiutanckim boju pod sztandarem UFC okrutnie rozczarował, przegrywając przez dyskwalifikację z gremialnie skreślanym i postrzeganym w charakterze mięsa armatniego Allenem Crowderem. Trzy miesiące później, w kwietniu, odniósł jednak premierowe zwycięstwo w oktagonie, ubijając Dmitriya Smolyakova.

Greg Hardy, bo o nim oczywiście mowa, zdaje sobie doskonale sprawę, że Rosjanin w ostatnim starciu nie postawił mu żadnego niemal oporu, ale jednocześnie smak zwycięstwa wiele dał mu od strony mentalnej.

Zobacz także: UFC kontaktowało się z Janem Błachowiczem w sprawie kolejnej walki

Jestem teraz spokojniejszy, szczęśliwszy. Jestem bardziej śmiercionośną wersją samego siebie.

– powiedział w rozmowie z MMAJunkie.com.

Odnalazłem pokój w brutalności. Znalazłem swoje miejsce. Swoją niszę. I dobrze mi tu. Nikt mi tego nie odbierze.

Do akcji Greg Hardy powróci w sobotę w San Antonio, gdzie jego rywalem w ramach gali UFC on ESPN 4 będzie Juan Adams.

Kraken od wielu już miesięcy gnębi medialnie Hardy’ego jak zły, regularnie przypominając światu jego wątpliwą przeszłość – były futbolista w miał bowiem swego czasu dopuścić się przemocy domowej.

Hardy zapewnia jednak, że podchodzi do sobotniego rywala z dystansem, nie robiąc sobie wiele z jego gadulstwa.

Jestem zbyt bogaty, zbyt przystojny i za dobrze się bawię, żeby traktować jego ataki osobiście.

– powiedział.

Ta walka nie udowodni niczego innego poza tym, że jest tylko szczeblem w mojej karierze. Wymażemy jego nazwisko z kart historii i pójdziemy dalej.

Juan Adams w debiucie znokautował Chrisa de la Rochę, ostatnio doznając jednak pierwszej zawodowej porażki – uległ jednogłośną decyzją sędziowską Arjanowi Bhullarowi.

Nadal nie jest na moim radarze. Jestem supergwiazdą. Nie dostrzegam mrówek. Jak lewi i owca. Ich opinie rzadko znaczą dla mnie cokolwiek.

– stwierdził Hardy.

Mogę co najwyżej powiedzieć, że szanuję dzieciaka na tyle, na ile się da za to, że idzie swoją drogą. Gdy nie starcza ci talentu, musisz szukać innych metod. Myślę więc, że musi to robić, bo nie ma wyboru. Ludzie mnie znają. Byłem linczowany cały czas, ale moja odpowiedź się nie zmienia: niech ich Bóg błogosławi. Wyślę go do szpitala, życząc mu zdrowia.

Rywalizujący zawodowo od ledwie roku Hardy od dawna podkreśla, że ma przed sobą jeszcze wiele nauki, ale jednocześnie nie ukrywa swoich mistrzowskich aspiracji. Jak zapewnia, nie przyszedł do UFC dla pieniędzy czy sławy.

Idę po złoto wagi ciężkiej.

– zapowiedział.

Jestem tutaj, aby odebrać innym to, co kochają i uwielbiają. Aby założyć to na swoje biodra.

Jesteśmy tu, żeby łamać twarze. To nie jest sport dla miłych gości. Jestem miłym gościem, ale tylko do czasu, gdy zamykają się za mną drzwi klatki. Gdy tam jestem, idę po ciebie, żeby złamać ci twarz w każdy możliwy sposób. Myślę nad tym, czy nie nauczyć się trochę capoeiry i tego typu rzeczy. Chcę ubijać ludzi w spektakularny sposób i już niedługo tak będzie.

*****

Lowking.pl trafia na Patronite.pl – oto dlaczego

Powiązane artykuły

Komentarze: 1

Dodaj komentarz

Back to top button