Biznes MMA UFCKSWPolskie MMA

„Wydaję 200 tys. rocznie na przygotowania” – Szymon Kołecki rozbrajająco szczerze o finansach w MMA

Szymon Kołecki opowiedział o zarobkach w MMA oraz swoim biznesplanie, którym kierował się, przechodząc do sportów walki.

Pytany o sprawy finansowe w MMA, zdobywca dwóch medali olimpijskich w podnoszeniu ciężarów – w 2000 roku w Sydney sięgnął po srebro, a osiem lat później w Pekinie po złoto – Szymon Kołecki nigdy w półsłówka się nie bawił, otwarcie opowiadając o pieniądzach.

Swego czasu były ciężarowiec przyznał między innymi, że sto tysięcy złotych za walkę w KSW to słaba stawka.

Natomiast w najnowszym wywiadzie, jakiego udzielił Przeglądowi Sportowemu, potwierdził, że w swojej karierze MMA – rywalizuje zawodowo od 2017 roku – zarobił prawdopodobnie więcej niż przez dziesięć lat podnoszenia ciężarów. Zaznaczył jednak, że 5-6 lat w tym okresie borykał się z kontuzjami, więc trzeba wziąć na to poprawkę.

– Niewątpliwie to, że byłem ciężarowcem, że byłem medalistą olimpijskim, pozwoliło mi zarabiać większe pieniądze niż to, na co pozwoliłby mi mój poziom sportowy w MMA – powiedział Kołecki w temacie zarobków w MMA. – Bez dwóch zdań.

– Zresztą ja też bez swojego nazwiska pewnie nie do końca bym się na to zdecydował, bo gdybym miał walczyć za niewielkie pieniądze i wypłaty, to pewnie też szkoda byłoby mi się tak męczyć.

– Po pierwsze, to ja trenuję czasami 11-13 razy w tygodniu, przygotowując się. Nie zajmuję się niczym innym. To już jest naprawdę pełne zawodowstwo.

– Po drugie, w ciągu roku na przygotowania, nie licząc niektórych gratyfikacji dla trenerów, wydaję około 200 tysięcy złotych – na mieszkanie, na przejazdy, na suplementy, na odżywki, terapeutów, lekarzy, zabiegi, szkolenie, sprzęt sportowy. Około 200 tysięcy i to nie jest żadna przesada. Byłbym w stanie bez problemu to uargumentować.

– Jest też psycholog, dietetyk. Naprawdę ze mną pracuje sztab ludzi, bo postanowiłem, że skoro będę to robił, to będę to robił profesjonalnie. Pozwala mi też na to kontrakt, który mam i zarobki, które pozwalają mi tak inwestować w te moje przygotowania.

Spośród ośmiu pierwszych walk w zawodowej karierze – toczonych między innymi dla organizacji Babilon MMA czy PLMMA – Szymon Kołecki wygrał siedem, doznając jednej porażki – z Michałem Bobrowskim.

Na początku 2019 roku zadebiutował pod sztandarem KSW, pokonując Mariusza Pudzianowskiego. W grudniu ubiegłego roku ubił natomiast Damiana Janikowskiego, śrubując swój bilans pod sztandarem polskiego giganta do nieskazitelnego 2-0.

– W ogóle przychodząc do MMA, też zrobiłem sobie biznesplan i każdą walkę sobie mniej więcej wyceniłem teoretycznie, postawiłem sobie jakieś warunki finansowe, które uważałem, że za poszczególne walki powinienem uzyskać – zdradził Kołecki. – I generalnie tak poprowadziłem swoją karierę, żeby najpierw, mimo swojego nazwiska, pokazać się w MMA, zawalczyć kilka walk i to nazwisko wypracować w MMA, co pozwoliło mi uzyskać jeszcze większy kontrakt, aniżeli wtedy, kiedy dopiero przychodziłem tylko do MMA – bo pamiętam, jakie oferowano mi pieniądze na samym początku, a jakie oferowano po tych 6-7 walkach, które stoczyłem w MMA za troszkę mniejsze pieniądze, aczkolwiek też duże.

– Finalnie udało mi się wszystkie swoje plany – finansowe, organizacyjne, czasowe, ilościowe – spiąć. I z tego jestem bardzo zadowolony.

W kontrakcie z KSW niespełna 39-letniemu zawodnikowi pozostały jeszcze dwie walki. Nie wyklucza, że w formule MMA stoczy jednak więcej walk, choć zaznacza, że o żadnej długiej karierze mowy być nie może.

Nie wiadomo póki co, kiedy i z kim stoczy najbliższy pojedynek, ale wiele poszlak wskazuje na to, że za kilka miesięcy stanie w klatce naprzeciwko Łukasza Jurkowskiego.

Pełen wywiad poniżej:

Obstawiaj wszystkie walki UFC na PZBUK i odbierz cashback 200 PLN

*****

„Chciałem podać rękę, powiedział mi: spie*dalaj” – Okniński porównał zachowanie po walce Pudzianowskiego i Janikowskiego

Powiązane artykuły

Komentarze: 1

Dodaj komentarz

Back to top button