UFCZapowiedzi gal UFC

Typowanie UFC 218 – Holloway vs. Aldo II

Typowanie gali UFC 218 – Max Holloway vs. Jose Aldo II, która odbędzie się w sobotę w Detroit wraz z analizą całej karty głównej.

Transmisja z gali rozpocznie się w nocy z soboty na niedzielę o godzinie 00:15 czasu polskiego.

Przypominam, że poszczególne ikony przy przewidywanych rezultatach walk w lekkim uproszczeniu oznaczają:

IkonaOpis
Tylko kataklizm mógłby sprawić, że mój faworyt przegra.
Jestem przekonany do swojego typu, ale nie skreślam całkowicie jego rywala, bo ma narzędzia, by zwyciężyć – choć szanse na to są niewielkie.
Zawodnik, na którego postawiłem powinien to bez większych problemów wygrać, choć jego rywal może stawić spory opór, który może zaprowadzić go nawet do zwycięstwa.
Nie jestem przekonany, bliżej mi, rzecz jasna, do zawodnika, na którego postawiłem, ale jego oponent ma umiejętności, by to wygrać.
Absolutnie nie będę zdziwiony, jeśli wytypowany przeze mnie zawodnik polegnie z kretesem, szalenie wyrównana walka, może pójść w dwie strony.

Poniżej analizy walk z karty głównej w chronologicznej kolejności.

115 lbs: Michelle Waterson (14-5) vs. Tecia Torres (9-1)

Kursy bukmacherskie: Michelle Waterson vs. Tecia Torres 2.95 – 1.43

Bartłomiej Stachura: Tecia Torres będzie miała po swojej stronie aktywność, siłę i najprawdopodobniej zapasy oraz kondycję. Mobilna, karatecko usposobiona Michelle Waterson może mieć jak najbardziej swoje momenty, znajdując czas i miejsce na zmieszczenie jakiejś kontry, ewentualnie potraktowanie rywalki niesygnalizowanym kopnięciem na głowę, ale mocno wątpię, czy będzie w stanie skończyć twardą rywalkę. A jeśli tego nie zrobi, to presja i aktywność Torres będą dla niej barierami nie do pokonania.

Zwycięzca: Tecia Torres przez decyzję

155 lbs: Justin Gaethje (18-0) vs. Eddie Alvarez (28-5)

Kursy bukmacherskie: Justin Gaethje vs. Eddie Alvarez 1.57 – 2.55

Bartłomiej Stachura: Wierzę Eddiemu Alvarezowi. Wierzę, że naprawdę walczy najlepiej wtedy, gdy nieszczególnie kalkuluje, zamiast tego dając się ponieść instynktom, nawykom. Rzecz jednak w tym, że identycznie wypowiadał się przed poprzednią walką – z Dustinem Poirierem. Przekonywał wówczas – podobnie jak i teraz – że przez cały obóz przygotowawczy skupiał się na tym, aby mieć – w cudzysłowie – „wyjebane”, będąc pewnym, że to najlepszy sposób na zwycięstwo.

Czy jednak rzeczywiście tak walczył? Nic z tych rzeczy! Ponownie kalkulował, dumał, myślał, czekał, nie był aktywny. Generalnie – walczył jak w swoich poprzednich walkach w UFC, nie będąc jednak w stanie zaprzęgnąć do gry aspektów klinczersko-zapaśniczych, które uratowały go w starciach z Gilbertem Melendezem i Anthonym Pettisem.

Ale… Hola, hola! Poirier wyciągnął z Alvareza bestię, właśnie okrutnie go naruszając! Eddie przetrwał tę nawałnicę i naprawdę zaczął walczyć tak, jak chciał od początku – nie kalkulując, rozpuszczając ręce. I przecież, jak pamiętamy, sam był bliski ubicia Dustina.

O ile zatem nie mam większych wątpliwości, że do potyczki z Justinem Gaethje Eddie Alvarez ponownie wyjdzie z nastawieniem klinczersko-zapaśniczym, może też dodając do swojej oktagonowej gry dużo mobilności, to… To wątpię, aby Gaethje mu na to pozwolił. A w zasadzie – sądząc z wypowiedzi byłego mistrza WSoF oraz przede wszystkim jego dotychczasowych występów – jestem pewien, że prędzej czy później Highlight doprowadzi do tego, że Alvarezowi będzie wszystko jedno – i wtedy oczywiście, jak na zranione zwierzę przystało, będzie najgroźniejszy!

Jest tylko jeden problem, bo Gaethje nie z tych, którzy wypuszczają zranione zwierzę. Jeśli poczuje krew, rozszarpie.

To jednak nie wszystko, bo Justin jest jak mało kto (nikt?) zaprawiony w tego rodzaju szalonych walkach – a takowej właśnie się spodziewam, bo jego zapasy powinny wystarczyć do powstrzymania klinczersko-zapaśniczych ciągotek Alvareza. Owszem, lata temu były mistrz Bellatora uwielbiał wymieniać się ciosami w półdystansie, ale upływu lat nie oszukasz. Teraz stara się walczyć znacznie bardziej taktycznie, ale akurat ze swoim zestawem umiejętności nie jest zawodnikiem, który będzie potrafił zamienić konfrontację ze skurwielem-Gaethje na partię szachów.

Owszem, gdzieś tam za mgłą jestem w stanie dostrzec scenariusz, w którym Alvarez orbituje przy siatce jak Barboza, częstując nacierającego Gaethje pojedynczymi uderzeniami i w ten sposób być może – przy korzystnych wiatrach – zwycięża decyzją sędziowską, ale nie uważam, aby było to szczególnie prawdopodobne.

Gaethje porozbija Alvareza i solidnie okopie – vide walka Eddigo z Donaldem Cerrone – ostatecznie zwyciężając przez nokaut.

Zwycięzca: Justin Gaethje przez (T)KO




125 lbs: Henry Cejudo (11-2) vs. Sergio Pettis (16-2)

Kursy bukmacherskie: Henry Cejudo vs. Sergio Pettis 1.33 – 3.50

Bartłomiej Stachura: 24-letni Sergio Pettis to zawodnik, który cały czas doskonali swoje umiejętności, z każdą niemal walką prezentując coraz dojrzalszy styl i coraz lepiej dostosowując swój już teraz piekielnie szeroki wachlarz technik do wydarzeń w oktagonie. Świetnie pracuje na nogach, potrafi walczyć z obu pozycji, nie jest łatwo utrzymać go na plecach, doskonale kontruje, posiada przebogaty arsenał kickbokserski oraz solidną kondycję.

Rzecz jednak w tym, że Henry Cejudo to na papierze prawdziwy koszmar stylistyczny dla młodszego z braci Pettisów. Były olimpijczyk pomimo 30 lat na karku nadal prezentuje niesamowity progres, co było doskonale widoczne szczególnie w jego ostatniej potyczce, w której koncertowo rozbił w pył Wilsona Reisa. Już wcześniej Cejudo prezentował się całkiem nieźle od strony bokserskiej, składając szybkie, dynamiczne kombinacje, ale tym, co pokazał w konfrontacji z Reisem, zaskoczył chyba wszystkich – szerokie ustawienie, przypominające to rodem z karate czy taekwondo, kapitalne kontry, rewelacyjna praca na nogach, świetne wykorzystanie ciosów prostych. Takich elementów w jego grze wcześniej nie widzieliśmy.

To dla mnie jasny sygnał – Cejudo nie będzie odstawał w grze stójkowej od Pettisa. A jeśli nawet w jakimś – niewielkim! – stopniu będzie, to nie na tyle, by nie znaleźć drogi do…

Właśnie – obaleń! Defensywa zapaśnicza Pettisa nie jest co prawda zła, ale taki Brandon Moreno – a więc wrestler o dwa poziomy słabszy od Cejudo – kładł go na plecach aż czterokrotnie! Oczywiście, utrzymanie Sergio na dole nie będzie najłatwiejsze, ale uważam, że te kilkadziesiąt sekund, które spędzał będzie na dole, ostatecznie zadecydują o wyniku pojedynku.

Ba, warto też wspomnieć, że olimpijski szlify zapaśnicze Henry’ego mogą oznaczać mocne ograniczenie wykorzystania technik nożnych przez Pettisa – które stanowią przecież piekielnie istotny element w jego oktagonowej grze.

Na koniec warto podkreślić też, że Cejudo jest agresywniejszym i aktywniejszym zawodnikiem, dysponuje niezwykle twardą szczęką i jest świetnie przygotowany od strony kondycyjnej. Jeśli nawet z jakiegoś powodu stójkowy styl Pettisa nie będzie mu „leżał”, posiada narzędzia, aby przenieść walkę do klinczu lub parteru, tam przechylając szalę zwycięstwa na swoją stronę.

Zwycięzca: Henry Cejudo przez decyzję

265 lbs: Alistair Overeem (43-15) vs. Francis Ngannou (10-1)

Kursy bukmacherskie: Alistair Overeem vs. Francis Ngannou 2.95 – 1.43

Bartłomiej Stachura: „Jeszcze nic nie widziałem” – tak, odrobinę przerysowując, mogę powiedzieć o Francisie Ngannou. Na jego serię zwycięstw w UFC patrzeć można bowiem na dwa sposoby. Z jednej strony, robi to, co piekielnie perspektywiczny zawodnik robić powinien – kończy rywali szybko i na ogół brutalnie. Czego więc oczekiwać więcej?

Z drugiej zaś strony – jeśli jednak weźmiemy pod uwagę klasę rywali, jakich pokonywał, ilość minut, przez które go oglądaliśmy oraz pewne elementy techniczne, trudno jednak nie nabrać odrobiny wątpliwości, czy rzeczywiście jest taką bestią, jaką się go maluje.

Trudno powiedzieć, kto był tak naprawdę najmocniejszym rywalem, z jakim mierzył się Ngannou – debiutujący wówczas w oktagonie, okrutnie nieopierzony Curtis Blaydes? Powracający po trzech z rzędu porażkach Andrei Arlovski? Absolutny średniak – w porywach! – Anthony Hamilton? Pewnikiem jest zatem, że z rywalem pokroju Alistaira Overeema Predator nie mierzył się jeszcze nigdy w swojej karierze. To będzie dla niego zdecydowanie największy sportowy test.

Poza tym w oktagonie oglądaliśmy go przez łącznie tylko 25 minut – i ani razu w trzeciej rundzie. W ciągu ostatniego półtora roku spędził w oktagonie około pięciu minut, a teraz wraca do akcji po 10-miesięcznej przerwie. Jak radzi sobie z kopnięciami na kolano? Jak wygląda jego klincz? Czy ma mocna szczękę? Jak stoi kondycyjnie? Na te pytanie nie mieliśmy jeszcze okazji poznać satysfakcjonujących – przynajmniej mnie! – odpowiedzi.

Wreszcie wspomniane elementy techniczne… Otóż, najbardziej niepokoić może jego potyczka z Curtisem Blaydesem – Ngannou zainkasował w niej od ówczesnego debiutanta sporo ciosów prostych, a po pierwszym wydawał się nawet lekko zamroczony. To jednak nie wszystko, bo Blaydes – kopacz o trzy klasy gorszy od Overeema – zdzielił go też kilka razy srogimi lowkingami. Także i od strony kondycyjnej Predator w drugiej rundzie nie prezentował się najlepiej, ciężko już oddychając i nie przejawiając większej aktywności. Innymi słowy, potyczka Kameruńczyka z Blaydesem pokazała kilka wyraźnych mankamentów w oktagonowej grze tego pierwszego.

Z drugiej zaś strony, Ngannou cały czas się rozwija, czego dowodem choćby jego konfrontacja z Andreiem Arlovskim, w której zaprezentował dwie świetne kontry oraz przede wszystkim mocną poprawę pod względem poruszania się, pracy na nogach. Przyjął zdecydowanie szersze ustawienie i skracał dystans znacznie dynamiczniej niż w poprzednich potyczkach. W najmniejszym stopniu nie sposób zatem wykluczyć, że tak naprawdę w tej chwili arsenał Kameruńczyka jest znacznie bogatszy niż to, co pokazywał dotychczas.

Jeśli zaś chodzi o Overeema, nie jest chyba żadną tajemnicą, w jaki sposób spróbuje podejść do tej konfrontacji. Otóż – identycznie jak podszedł do pojedynku z Juniorem dos Santosem czy, w pewnych elementach, z Markiem Huntem czy Fabricio Werdumem. Holender z całą pewnością zrobi wszystko, aby unikać szermierki na pieści w półdystansie, bo w tym właśnie obszarze Kameruńczyk będzie najgroźniejszy. Overeem spróbuje utrzymywać rywala na końcach swoich kopnięć i pięści, pozostając niezwykle mobilnym i korzystając z masy kiwek, przyruchów i zmyłek. Do ataków – najpewniej pojedynczymi uderzeniami, aby ograniczyć ryzyko kontry – przystępował będzie wyłącznie wówczas, gdy szansa na dosięgnięcie celu będzie w jego ocenie odpowiednio duża. Spodziewam się też sporej ilości niskich kopnięć oraz kopnięć na kolano, bo ryzyko obalenia ze strony Ngannou nie jest duże, a wspomniane szerokie ustawienie, w jakim walczył ostatnio Kameruńczyk, naraża go na ataki na nogi właśnie. Ryzyko kontry będzie oczywiście istniało cały czas, ale Reem jak mało kto potrafi urabiać sobie rywali pod konkretne techniki.

O ile zatem nie mam wątpliwości, że Reem będzie chciał utrzymać rywala na dystans kopnięć, stroniąc od półdystansu, to nie jestem pewien, jak podejdzie do tematu klinczu – dysponuje bowiem w tym obszarze piekielnie ciężkimi kolanami, ale to Kameruńczyk będzie prawdopodobnie silniejszy fizycznie, co może z nawiązką zniwelować techniczną przewagę Holendra.

W każdej niemal wymianie Ngannou będzie o jedno celne uderzenie od skończenia Overeema, czego – prawdopodobnie, bo odporności szczęki Kameruńczyka nie znamy – nie można powiedzieć w drugą stronę. Myślę, że tylko najzagorzalsi fani Reema pospadają z krzeseł, jeśli skończy on ubity na deskach, bo biorąc pod uwagę moc w pięściach Predatora oraz jego możliwy rozwój z walki na walkę, jest to jak najbardziej realna opcja.

Z drugiej natomiast strony, Overeem to znacznie wszechstronniejszy zawodnik, dysponujący bez porównania bogatszym arsenałem stójkowym, który posiada też niebezpieczne narzędzia w klinczu (kolana) oraz parterze (gnp). Dodatkowo, biorąc pod uwagę, że Ngannou wniósł na wagę 262 funty, a więc o prawie 10 więcej niż w potyczce z Arlovskim, nie będę zdziwiony, jeśli to lżejszy o 15 funtów Holender będzie miał po swojej stronie przewagę szybkościową oraz być może kondycyjną.

Absolutnie nie zdziwi mnie wiktoria Francisa, ale stawiam na to, że konsekwencja w realizacji planu taktycznego przez Overeema, wsparta jego doświadczeniem oraz bogatym arsenałem technicznym pozwolą mu wyjść z tej potyczki obronną ręką. Najprawdopodobniej przez decyzję po nieszczególnie emocjonującej walce.

Zwycięzca: Alistair Overeem przez decyzję




145 lbs: Max Holloway (18-3) vs. Jose Aldo (26-3)

Kursy bukmacherskie: Max Holloway vs. Jose Aldo 1.34 – 3.45

Bartłomiej Stachura: Najważniejszym powodem, dla którego w pierwszej potyczce Maxa Hollowaya z Jose Aldo faworyzowałem tego drugiego, były niskie kopnięcia Brazylijczyka. Pozwólcie, że przypomnę statystyki obron przed nimi w wykonaniu Hawajczyka.

Anthony Pettis – trafił 11 niskimi kopnięciami na 14 prób
Ricardo Lamas – 25/28
Jeremy Stephens – 24/26
Charles Oliveira – 1/1
Cub Swanson – 17/23

Łącznie w ostatnich pięciu pojedynkach Hawajczyk był więc atakowany niskimi kopnięciami 92 razy – i aż 78 doszły one celu.

Okazało się jednak, że Aldo na przestrzeni niespełna trzech rund wyprowadził jedno jedyne niskie kopnięcie i pomimo iż szczególnie w pierwszej rundzie wyglądał naprawdę dobrze, to ostatecznie został ubity w rundzie trzeciej.

Trenerzy Brazylijczyka stwierdzili po walce, że ich podopieczny zmagał się z kontuzją nogi, która nie tylko uniemożliwiła mu atakowanie lowkingami, ale także korzystanie z zapasów oraz bieganie przed walką, co miało odbić się negatywnie na jego kondycji.

Teraz – rzekomo – wszystko jest już w najlepszym porządku i Aldo zamierza nie tylko wyjść bardzo agresywnie, ale też przede wszystkim korzystać z broni, na której zbudował swoją karierę – czyli właśnie lowkingów. I nie ulega wątpliwości, że jeśli faktycznie Brazylijczyk zacznie kopać, jego szanse na zwycięstwo bardzo mocno wzrosną.

Owszem, Holloway lubi kontrować niskie kopnięcia ciosami, ale niskie kopnięcia Aldo to zupełnie inna bajka. Już kilka celnych może znacząco nie tylko spowolnić bardzo przecież chyżego na nogach Hawajczyka, ale też ograniczyć jego aktywność i gotowość do wyprowadzania ofensywy.

Również niedoceniane mimo wszystko ofensywne zapasy Aldo mogą okazać się cenną bronią, zmuszając mistrza do większych kalkulacji przy atakach. O przewrócenie Błogosławionego nie będzie oczywiście łatwo, bo ten nie tylko dobrze kontroluje dystans, ale też w ostatnich latach bardzo mocno poprawił defensywę zapaśniczą – ale obciążenie jego procesora ryzykiem zapaśniczym jak najbardziej może zadziałać na korzyć Brazylijczyka – choć dodać tutaj trzeba, że Hawajczyk posiada całkiem niezłą gilotynę, na którą Aldo będzie musiał uważać.

Również od strony bokserskiej nie mam żadnych wątpliwości, że to Brazylijczyk jest bardziej zaawansowanym technicznie zawodnikiem, czego dowiodła – wbrew pozorom – pierwsza walka. A teraz Aldo spędził też kilka tygodni w najlepszych amerykańskich klubach bokserskich, co na pewno nie wyjdzie mu na złe przed konfrontacją z Hollowayem. Aldo posiada kapitalne umiejętności w kontrze, rewelacyjnie potrafi przepuszczać ataki, wyróżniają go świetne fundamenty bokserskie.

Rzecz jednak w tym, że to Błogosławiony będzie miał po swojej stronie dwa piekielnie istotne elementy, które mogą z nawiązką zneutralizować techniczną przewagę pięściarską Aldo. Chodzi mianowicie o kondycję oraz odporność szczęki.

W aspektach wytrzymałościowych Max od zawsze prezentował się wybornie – i nie spodziewam się, żeby inaczej było tym razem. Z kolei Aldo bywał już zmęczony w mistrzowskich rundach, a w ich ostatniej potyczce już w końcówce drugiej odsłony zaczął wyraźnie zwalniać. To oczywiście stanowiło piekielnie ważny element w budowaniu pewności siebie Hollowaya, który zaczął nawet prowokować Brazylijczyka, wyraźnie przejmując stery pojedynku w swoje ręce.

Oczywiście, warto podkreślić, że w pierwszej rundzie Aldo dwa razy mocno się „podpalił”, szukając skończenia, co prawdopodobnie odcisnęło się piętnem na jego zasobach kondycyjnych, ale i tak wydaje się, że bez względu na to przewaga wytrzymałości i tak należeć będzie do Hawajczyka.

Jeśli zaś chodzi o odporność szczęki… Holloway udowodnił, że potrafi przyjąć najmocniejsze sierpy Aldo, jednocześnie dowodząc, że sam – choć do power-punchera mu bardzo daleko – może posłać Brazylijczyka na deski. To piekielnie ważne, bo oznacza to ni mniej, ni więcej, że skończenie Hawajczyka ciosami będzie piekielnie trudne, podczas gdy on sam w każdej chwili – szczególnie, gdy zmęczenie zacznie wchodzić w grę – będzie znajdował się o jeden cios od uziemienia rywala.

Przy tej okazji grzechem byłoby nie nadmienić też, że Aldo wziął pojedynek na około trzy tygodnie przed galą – pierwotnie zaś miał wejść do oktagonu dwa tygodnie po UFC 218, mierząc się w 3-rundowym starciu z Ricardo Lamasem. 3-rundowym, podkreślam. Teraz z przygotowań uciekły mu dwa tygodnie, a zamiast tego dostał pięć rund. To nie może być dla niego korzystne.

Widzę dwa scenariusze tego pojedynku. W pierwszym Aldo – zdając sobie sprawę, że kondycyjnie nie przetrwa pięciu rund z takim tytanem w tym elemencie jak Holloway – pójdzie od początku ostro i spróbuje skończyć walkę w pierwszych dwóch rundach. W drugim natomiast, zdając sobie sprawę, że o ubicie Hawajczyka będzie piekielnie trudno, spróbuje rozegrać starcie bardzo taktycznie, zwalniając jego tempo, koncentrując się na defensywie i pojedynczych atakach, głównie w kontrach.

W obu tych scenariuszach nie odbieram mu szans na wygraną – szczególnie, jeśli w końcu zacznie korzystać z lowkingów. Rzecz jednak w tym, że – w kwestii scenariusza pierwszego – ubicie Hawajczyka będzie sztuką nie lada, natomiast – przy drugim scenariuszu – również i wytrzymanie pięciu z nim rund do zadań łatwych należeć nie będzie, bo Holloway nie z tych, którzy dostosowują się do tempa walki przeciwników.

Innymi słowy, biorąc pod uwagę okoliczności – walkę w zastępstwie dla Aldo, jego lichszą jakby szczękę, kondycję Hollowaya oraz jego stocktońskie nastawienie – to Błogosławionego widzę w roli faworyta. Nie drgnie mi co prawda brew, jeśli Brazylijczyk wróci na tron – najpewniej z uwagi na wzbogacenie swojej gry o lowkingi – ale za bardziej realny scenariusz uważam tem, w którym mistrz pozostaje z pasem na biodrach.

Zwycięzca: Max Holloway przez (T)KO




PODSUMOWANIE

WalkaBartek S.
Holloway - Aldo
1.34 - 3.45

Holloway
Overeem - Ngannou
2.95 - 1.43

Overeem
Cejudo - Pettis
1.33 - 3.50

Cejudo
Alvarez - Gaethje
2.55 - 1.57

Gaethje
Waterson - Torres
2.95 - 1.43

Torres
Oliveira - Felder
1.87 - 1.95

Felder
Oliveira - Medeiros
1.40 - 3.10

Oliveira
Teymur - Klose
1.54 - 2.60

Klose
Casey - Herrig
2.10 - 1.77

Herrig
Cooper - Magana
1.19 - 5.15

Cooper
Al-Hassan - Homasi
1.40 - 3.10

Al-Hassan
Reyes - Kimball
1.20 - 5.00

Reyes
Crowder - Willis
2.85 - 1.44

Willis
Ostatnia gala7-5
Łącznie1035-570
Poprawne64,48 %

*****

Lowkin’ Talkin’ MMA #1 – UFC Szanghaj, UFC 218, Johnson vs. Dillashaw, Joanna Jędrzejczyk

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button