Rosyjskie MMAUFC

Kałachy, wilki i niedźwiedzie – czyli jak Khabib ugościł amerykańskich zapaśników w Dagestanie

Khabib Nurmagomedov okazał amerykańskim zapaśnikom tradycyjną dagestańską gościnność, gdy pojawili się na turnieju w jego kraju.

Utytułowany amerykański zapaśnik stylu wolnego James Green będzie długo wspominał swoją pierwszą wyprawę do Dagestanu na turniej zapaśniczy, gdzie udał się wspólnie ze swoim kolegą Bobbym Telfordem.

Wszystko dlatego, że o jego wizycie w Dagestanie dowiedział się Khabib Nurmagomedov, który co prawda nie był w stanie osobiście ugościć zapaśników, ale… Oddajmy głos samemu Greenowi.

W Rosji byłem wiele razy, ale nigdy nie byłem w Dagestanie, skąd pochodzi Khabib.

Pojechaliśmy więc na ten turniej, siedzimy w swoim pokoju, a tu pukanie do drzwi: „W korytarzy czekają na was jacyś goście, szukają Amerykanów”. Idziemy więc, a tam dwóch gości z kałachami, a razem z nimi jakiś tłumacz. I mówią coś w stylu: „No, koledzy, znacie Khabiba?”. Okazało się, że Khabib powiedział tym gościom, żeby się nami dobrze zajęli i pokazali nam miłe życie.

Myślę, no, dobra, w porządku, chociaż czuję się trochę jak jakaś gwiazda popu. Byliśmy w Rosji, ale tutaj jeszcze nie. Oczywiście zbyt wielu czarnych tam nie ma, więc przyglądają mi się i w końcu zapraszają nas do samochodu. A mieli kuloodporny samochód. Drzwi były tak ciężkie… Zamykam je, a tu bach.

Zatrzymaliśmy się obok czegoś, co przypominało jakieś centrum handlowe. Wyskoczyli z samochodu, ludzie wokół nie wiedzieli, co się dzieje, wystraszyli się. Mówią nam: „Jeśli czegoś chcecie, bierzcie”. Myślę sobie: „Jak to? Za nic w świecie niczego nie dotykam”.

Kochają tam zapasy. Rosja.

Potem poszliśmy coś zjeść. W środku nie było nikogo innego. Tylko my. Przynieśli nam wszystkie dania, więc nie chcesz okazywać braku szacunku, jak ci mówią: „Jedz, jedz!”. Ale miałem jeszcze do zrobienia wagę. Goście z kałachami stali przed drzwiami.

Wróciliśmy, odbył się turniej. A potem po turniejach zawsze robią wielkie imprezy. Poszliśmy znowu do sklepu. Mieli tam takiego niedźwiedzia. I wilka, o którym Telford powiedział, że „to byłoby fajne”. Goście pytają go więc: „Chcesz wilka?”. Mówi im: „Jasne, wziąłbym jednego”.

Przygotowaliśmy się już do wyjazdu, a tu w nocy: puk-puk. Otwieramy i stoją ze skórą z wilka dla Telforda. I jeszcze czuć, że dopiero co ją zdarli. Nadal śmierdziało, ale wziął to, poskładał, wsadził do torby. Szaleństwo.

*****

Grubas, tiramisu i głupek – czyli Tony i Khabib w ostrych tanach słownych

Powiązane artykuły

Back to top button