BeefyHistoria MMA

What’s beef #4 – Rousey vs Tate

Zdaniem Carlosa Luiza Zafona „Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.”

Myślę, że cytat ten idealnie pasuje do historii, która zaszła pomiędzy Mieshą Cupcake Tate a obecną mistrzynią UFC w wadze koguciej Rondą Rowdy Rousey. Ich niechęć do siebie jest powszechnie znana od dłuższego już czasu.

Jaka jest geneza konfliktu? W jaki sposób kobiety okazują swoje uczucia co do siebie? Czy jest szansa na zakończenie sporu? Ten tekst ma za zadanie udzielić odpowiedzi na między innymi takie pytania, więc, nie przedłużając, zapraszam do lektury!

miesjaronda1

Rousey i Tate od dawien dawna delikatnie mówiąc nie darzą się sympatią.

Napięta sytuacja pomiędzy paniami zaczęła się, gdy Rousey, brązowa medalistka w judo z Pekinu, po zmiażdżeniu każdej z czterech przeciwniczek w profesjonalnym MMA poniżej minuty przez balachę zaczęła głośno domagać się walki o tytuł organizacji Strikeforce.

Przepełnione pewnością siebie wypowiedzi Rondy zupełnie nie podobały się posiadaczce pasa – Mieshy Tate. Takedown, jak wtedy była zwana, twierdziła, że Rousey zupełnie nie zasłużyła sobie na walkę o pas, tym bardziej, że pokonywała słabe przeciwniczki. Jej zdaniem Ronda dostała tę walkę tylko dlatego, że dużo kłapała ozorem i jest ładniutka. Poza tym zarzucała pretendentce to, że w ogóle nie interesuje jej rozwój MMA tylko reklama własnej osoby na głośnym nazwisku Tate.

Olimpijka zbijała argumenty Mieshy, twierdząc, iż to ona pokazuje tyłek, żeby było o niej słychać, do tego nie omieszkała zauważyć, że ona sama jest olimpijką, podczas gdy Tate tylko dobrą zapaśniczką. Wojenki słowne spowodowały, że zawodniczki, a zwłaszcza Miesha, jak to kobiety, podeszły do walki (marzec 2012) – a nawet staredownu podczas ważenia! – bardzo emocjonalnie.

Po takim finale ważenia nikogo nie powinno dziwić, że dziewczyny nie padały sobie w ramiona, ani nawet nie przybijały tradycyjnej piątki na początku walki.

Agresywna Miesha miała swoje momenty w stójce, gdzie Rousey przyjęła kilka ciosów i raczej niespecjalnie jej się to podobało, ale właśnie agresję rywalki Ronda wykorzystała do tego, co potrafi jak żadna inna kobieta w MMA – obalenia z klinczu. W tym aspekcie gry Rousey dysponuje niebywałą siłą, jak i różnorodnością technik, dlatego w zasadzie można być pewnym, iż wchodząc z nią w klincz, ląduje się na ziemi.

Miesha długo broniła się przed próbami poddań rywalki (uciekła nawet z firmowej balachy), ale walka skończyła się tak jak ogromna większość pojedynków Rondy – przez poddanie w wyniku dźwigni na staw łokciowy. Nie da się nie zauważyć, że Rousey, niczym Rousimar Palhares, dość solidnie przeciągnęła dźwignię technikę…

Po walce Tate zrzucała winę na zbyt emocjonalne do niej podejście, nie odmawiała jednak klasy oponentce, w podobnym zresztą tonie wypowiadała się Rousey – szacunek do rywalki, jej woli walki a także umiejętności, jednak z dużą dozą personalnej niechęci.

Jako, że Strikeforce został wkrótce wykupiony przez Zuffę, obie zawodniczki przeszły do UFC, a Ronda, jako mistrzyni nieistniejącej już organizacji, otrzymała pas UFC, który zresztą obroniła dwukrotnie, nim została mianowana na trenerkę osiemnastej edycji The Ultimate Fightera. Na drugą trenerkę mianowano Cat Zingano, która wcześniej pokonała Tate, a obie miały zmierzyć się w walce o pas. I wtedy się zaczęło…

miesjaronda2

Rousey rywalizowała z Tate nie tylko na konferencjach i oktagonie…

tate2

… obie pozowały dla ESPN w cyklu Body Issue

Ronda czekała na Zingano, tymczasem podczas kręcenia TUF-a pojawiła się intruzka w osobie Tate, co spowodowała niemałą konsternację, a później złość mistrzyni.

Jak się okazało, Cat doznała poważnej kontuzji, wskutek czego została zastąpiona przez Mieshę. Ci, którzy śledzili ten sezon TUF-a, doskonale wiedzą, co działo się później. Nastąpiła ogromna eskalacja konfliktu, ogromną rolę tutaj przypisać należy Rousey, która momentami zachowywała się niczym szalony berserker, przenosząc całą nienawiść żywioną do Tate na jej team.

Mało tego, wplątywała w konflikt swoją ekipę, gdyż taki Edmond Tarverdyan specjalizujący się w grze stójkowej (choć, patrząc na Jake’a Ellenbergera, lepiej napisać, że w jej niszczeniu) wcale nie ustępował swojej podopiecznej.

Sytuacja jeszcze bardziej zaogniła się gdy team Mieshy, a konkretnie Shayna Baszler , przegrała premierową walkę sezonu. Szczególnie mocno obrywało się chłopakowi Mieshy – Bryanowi Caraway’owi, ale on akurat miał sporo za uszami. Otóż, podobno ten zawodnik UFC i jeden z trenerów Team Tate podczas ważenia przed walką swojej dziewczyny z Zingano poturbował tę drugą, Cat wspominała nawet o uderzeniach łokciami ze strony Bryana.

Oburzona Ronda trzymała stronę Zingano, wspominając, że z chęcią zmierzyłaby się z Caraway’em w damsko-męskim pojedynku. Ten przyjął wyzwanie (zdając sobie jednak sprawę z minimalnej szansy na zorganizowanie takiej walki), opowiadając, że sprałby ją na kwaśne jabłko. Tych słów Rousey długo mu nie mogła wybaczyć, a właściwie to nie wybaczyła po dziś dzień. Caraway mimo, że kilkukrotnie usiłował przepraszać za niezbyt mądre uwagi, był zbywany. Chociaż nie, to złe określenie, był opier…

O ile nieszczególnie lubianego w kręgach MMA Bryana nie ma co żałować, tak przyczepienie się Tarverdyana do Dennisa Hallmana pomagającego Mieshy należy uznać za bezpodstawne lub wręcz za głupotę. Hallman ze stoickim spokojem zaproponował raptusowi załatwienie sprawy tu i teraz (albo raczje tam i wtedy), na co Edmond raczej nie miał szczególnej ochoty. We wszystko na koniec wmieszała się Rousey, obwiniając o zaistniałą sytuację drużynę Tate – co byłu już szczyt bezczelności moim skromnym zdaniem. Poniżej wideo z zaistniałej sytuacji.

Takich i podobnych sytuacji podczas kręcenia reality show było mnóstwo, a Rousey trenująca grappling z braćmi Diaz została przez nich świetnie wyuczona, co robić, gdy nie ma się żadnych argumentów. Jej team zresztą szybciutko załapał, o co w tym chodzi, wiernie kopiując zachowanie swojej guru (szkoda, że nie zawsze brali ją za przykład podczas pojedynku w klatce).

Jak to jest w zwyczaju TUF-a, obie trenerki rywalizowały o kilka zielonych w tzw. „Coach’s Challenge”. Wyzwanie dotyczyło wspinaczki po ściance, a zwycięska Ronda nie omieszkała po wyzwaniu zjeżdżać niemal całą drogę w dół z wyciągniętymi środkowymi palcami w kierunku rywalki. Zachowanie nieco przypominające sześciolatka, który właśnie dowiedział się, co to oznacza i demonstruje nową umiejętność każdemu – i jak najczęściej. Oto link do rywalizacji:

Koniec końców musiało dojść do drugiego pojedynku, tym razem o pas UFC na gali nr 168 wieńczącej rok 2013. Tate zapowiadała rozsądniejsze, mniej emocjonalne podejście do walki i wykorzystanie słabości rywalki, Rousey pragnęła, by w klatce spotkać najlepszą wersję Tate, jednocześnie zauważając, że przeciwniczka przygotowuje się na najgorszą Rondę i dlatego nie ma szans, żeby wygrała. Zapowiadała jednocześnie, że z chęcią złamie jej rękę, tudzież powybija zęby.

Po konferencji przed walką Rowdy niejako tradycyjnie już zaprezentowała swój ulubiony gest.

Jeżeli chodzi o sam przebieg rywalizacji w oktagonie, to Miesha próbowała obaleń, czasami z niezłym skutkiem, ale Rousey doskonale odwracała pozycję. Ostatecznie w trzeciej rundzie skończyło się tak, jak zawsze – wygrana Rondy przez balachę.

Niewątpliwie obu zawodniczkom nie można było odmówić serca do walki, zresztą dały znakomity pokaz grapplingu, pełen przetoczeń, odwróceń pozycji, rzutów, obaleń, prób poddań, za co zarobiły nagrodę za Fight Of The Night.

Po walce Rousey kolejny raz zachowała się karygodnie, zupełnie ignorując wyciągniętą dłoń Mieshy chcącej podziękować za rywalizację.

W wywiadach mających miejsce po starciu obie panie wciąż szanowały umiejętności rywalki, podkreślając jednakże osobistą niechęć.

tate3

Między innymi takie zdjęcia Mieshy spowodowały, że Ronda skutecznie odbijała piłeczkę w kłótni dotyczącej kreowania własnego wizerunku aniżeli rozwoju kobiecego MMA.

Dzisiaj Ronda wciąż broni tytułu mistrzowskiego, przejeżdżając niczym walec kolejne przeciwniczki, natomiast Miesha powoli odbudowuje swoją pozycję, dążąc do kolejnego spotkania w oktagonie UFC.

Wydaje się, że nawet wciąż wygrywając, jeszcze chwilę będzie musiała poczekać na swoją kolej, gdyż do zdrowia wraca Cat Zingano, a Dana White wciąż „romansuje” z Cris Cyborg (która jednak ostatnio stwierdziła, że nie da rady zbić do 135, jednocześnie wciąż proponując walkę w 145, gdzie Rousey walczyła do czasu pojedynku z Tate, tudzież w catchweighcie).

Niemniej jednak dopełnienie trylogii wisi w powietrzu, ponieważ Rousey jest póki co zdecydowanie za mocna dla reszty dywizji, a Tate mimo problemów uparcie dąży do celu i znając ją, prędzej czy później go osiągnie.

Czy konflikt ma szanse wygasnąć? Myślę, że nie, przede wszystkim ze względu na osobowość Rondy, która nieraz zachowuje się jak rozwydrzony przedszkolak, ale również ze względu na osobę Bryana, jak i ambicje Tate, która marzy o tym, by zgasić światło Rousey, aby pierwszą rzeczą, jaką Rowdy zobaczyła po przebudzeniu, był pas wiszący na biodrach Mieshy.

W oczekiwaniu na trzecią bitwę zapraszam na kolejny odcinek cyklu, w którym pewien pyskacz będzie rywalizował raczej z człowiekiem czynu niż krasomówcą… Czy domyślacie się o kogo chodzi?

……………….

Poprzednie części cyklu:

What’s beef #3 – Chute Boxe vs Hammer House
What’s beef #2 – Lesnar vs Mir
What’s beef #1 – Marcello vs Bennett

fot. themmacorner.com

Powiązane artykuły

Back to top button