UFCZapowiedzi gal UFC

Przed burzą – UFC 173, Barao vs Dillashaw

KARTA WSTĘPNA

205 lbs: Daniel Cormier vs Dan Henderson

Rozumiem, że Dan Henderson (30-11, 7-5 UFC) sporo zarabia, jest popularny i na jego plecach można wypromować nowe gwiazdy, ale dajcie spokój… 44-letni zawodnik, który w dwóch ostatnich walkach zebrał okrutne lanie, teraz, po ledwie dwóch miesiącach miałby się zregenerować? Na dodatek bez wspomagania TRT? Lubię Hendo, bo to kawał twardego, nie kalkulującego skurczybyka, który nie dał się nowoczesności, ale uważam, że po walce z Shogunem powinien był skończyć karierę. Oczywiście, tylko on ma prawo podejmować takie decyzje, ale myślę, że punktu widzenia fana ciężko jest patrzeć na to, jak fantastyczny kiedyś zawodnik demolowany jest w oktagonie, pozostając często dramatycznie nieporadnym i ślamazarnym, i tym samym zastępując wspomnienie swoich nieprawdopodobnych nokautów wspomnieniami bitewnej bezradności.

Mam nadzieję, że Daniel Cormier (14-0, 3-0 UFC) okaże się łaskawy dla starszego, sympatycznego pana, który pomagał budować popularność MMA na świecie. Pomimo tego, że Hendo nadal dysponuje petardą w swojej prawicy, to szanse na to, że ustrzeli, szybszego, zwinniejszego i lepszego technicznie Cormiera oceniam na marginalne. Nie wiem, czy Daniel spróbuje rozegrać to bezpiecznie, ale przewiduję, że w każdej kolejnej rundzie będzie sobie poczynał coraz śmielej, choć ostatecznie nie zdoła pozbawić przytomności dzielnego Hendersona.

Zwycięzca: Daniel Cormier przez decyzję

BUKMACHER MMA

1.12 na Cormiera można wykorzystać do podbicia jakiegoś mniejszego faworyta. Kurs w wysokości około 7.00 na wygraną Hendersona chyba rzeczywiście odzwierciedla szanse Dana na pokonanie Daniela. Niby nigdy nie powinno się lekceważyć H-bomb, ale jednak Lyoto Machida, Vitor Belfort czy nawet Rashad Evans udowadniali ostatnio, że jednak można.

Propozycja – zwycięstwo Daniela Cormiera do kombinacji (1.12)

170 lbs: Robbie Lawler vs Jake Ellenberger

Zaprawiony w bojach Robbie Lawler (22-10, 7-4 UFC) przeżywa prawdziwy renesans formy po powrocie do UFC i nawet jego ostatnia porażka z Johnym Hendricksem jest tego potwierdzeniem. W każdym z czterech ostatnich bojów w UFC Ruthless zaprezentował się z bardzo dobrej strony. Rozbił jeszcze wówczas coś znaczącego Josha Koschecka, porozbijał i ubił Bobby’ego Voelkera, po mistrzowsku wypunktował Rory’ego MacDonalda i wreszcie ostatnio po zażartym boju ustąpił pola nowemu mistrzowi.

Jake Ellenberger (29-7, 8-3 UFC) nie ma na swoim koncie tak znaczących zwycięstw w ostatnim czasie. Pokonanie Jay’a Hierona po mało efektownej walce oraz znokautowanie szklanoszczękiego Nate’a Marquardta to pozytywne wyniki, ale ginące w otchłani bezradności, którą zaprezentował w starciu z Rorym MacDonaldem, zupełnie nie radząc sobie z ciosami prostymi Kanadyjczyka.

Pomimo ogromnego doświadczenia Lawler po powrocie do UFC zaprezentował kilka nowych sztuczek. W końcu zaczął kopać, stając się znacznie mniej przewidywalnym zawodnikiem! W kategorii półśredniej nie odstaje już od rywali fizycznie – a wręcz przeciwnie! Poprawił kondycję, a może raczej zarządzanie nią. Przestał w każde uderzenia wkładać maksymalną moc, świetnie punktując i ustawiając sobie rywali w półdystansie, gdzie pozostaje niezwykle zwinny, nie dając sobie zrobić krzywdy. Ellenberger to jednak zawodnik dysponujący niebywale mocnym ciosem i najmniejszy błąd w konfrontacji z nim kosztować może każdego bardzo drogo. Jeśli jednak porównywalny od strony bokserskiej oraz nie mniej ciężkoręki Hendricks nie był w stanie ustrzelić tańczącego w półdystansie Lawlera, to i problemy z tym będzie miał Jake. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że jego zapasy – choć solidne – nie mogą równać się z tymi brodacza, a i kondycja pozostawiała często wiele do życzenia. Zwłaszcza ten ostatni czynnik może okazać się kluczowy, bo Ellenberger zaczyna („zaczynał” – o czym dalej…) walki bardzo ostro, by potem stopniowo gasnąć – Lawler natomiast jest niebywale odpornym fighterem, który przegrał przez nokaut tylko raz w karierze 10 lat temu przeciwko Nickowi Diazowi, doskonale w ostatnim starciu znosząc bomby Hendricksa. Jeśli Ellenberger nie skończy tego szybko, będzie miał problemy.

Nie można zapominać o tym, że Robbie walczy z odwrotnej pozycji, co stanowić może poważny problem dla Jake’a. Z drugiej natomiast strony, Lawler ledwie dwa miesiące temu stoczył morderczy bój z Hendricksem – czy nie odciśnie to piętna na jego dyspozycji, kondycji? W końcu „przebieg” ma już jednak całkiem spory, a materiał coraz bardziej zużyty….

Warto wziąć pod uwagę, jak na Ellenbergera wpłynęła pierwsza porażka przez nokaut z rąk, a w zasadzie kolana Martina Kampmanna – w dwóch z trzech następnych starć był nieprawdopodobnie asekurancki, niemalże zamykając się w sobie. Jeśli bał się ciosów watorękiego MacDonalda czy Hierona, to jak podejdzie do kowadeł Lawlera? Przypominam, że ten ostatni nie miał najmniejszych oporów, by wymieniać się uderzeniami z Hendricksem, więc dlaczego nie miały spróbować tego samego z Jakiem?

Myślę jednak, że Ellenberger w minimalnym choćby stopniu wyciągnął wnioski ze swojej pasywności w walce z MacDonaldem i tym razem ruszy ostrzej do przodu, przede wszystkim wplatając do swojej gry obalenia – od wymian będzie bowiem raczej stronił. Problem jednak w tym, że odwrotna pozycja i świetny balans Lawlera w połączaniu z jego odpornością na ciosy i dobrymi defensywnymi zapasami a także ciężkimi rękami spowodują, że Juggernaut będzie musiał poświęcić dużo sił na to, by dyktować warunki w pierwszej rundzie, co w konsekwencji odbije się na nim w kolejnych, prowadząc Lawlera do zwycięstwa.

Jak najbardziej biorę pod uwagę KO na korzyść jednego lub drugiego (prędzej w wykonaniu Lawlera niż Ellenbergera), bo gdy dwóch zawodników o tak ciężkich rękach wchodzi do oktagonu, nokautu wykluczyć nie sposób, ale myślę, że Lawler rozstrzygnie to na pełnym dystansie.

Zwycięzca: Robbie Lawler przez decyzję

BUKMACHER MMA

Kursy całkiem nieźle oddają moje odczucia względem tej walki. 1.45 na Lawlera i 2.90 na Ellenbergera. Osobiście daję co prawda temu ostatniemu trochę więcej szans na wygraną, ale zaproponowany przez bukmacherów kurs nie jest dla mnie specjalnie kuszący. Odpuszczam.

Propozycja – no bet.

135 lbs: Takeya Mizugaki vs Fancisco Rivera

Starcie Takeyi Mizugakiego (19-7-2, 6-2 UFC) z Francisco Riverą (10-2, 3-1 UFC) będzie miało spore znaczenie dla drabinki dywizji koguciej UFC. Japończyk wygrał cztery ostatnie walki, natomiast Amerykanin trzy z czterech – walka z Rolandem Delorme została zmieniona na no contest na skutek wpadki dopingowej Cisco.

Rywale, których pokonywał Mizugaki, nie należą do czołówki kategorii koguciej. Przeciwnicy Rivery to jednak jeszcze niższa półka zawodnicza. Jest jednak między oboma zawodnikami pewna różnica – Japończyk wszystkie walki wygrał przez decyzje sędziowskie (dwie jednogłośne, dwie niejednogłośne), Amerykanin natomiast trzy z czterech przez nokaut. A zatem czy więcej warte jest pokonywanie średniaków przez decyzje, czy też słabeuszy przez nokaut? Każdy musi sam odpowiedzieć sobie na to pytanie.

W stójce bardziej poukładanym zawodnikiem jest Japończyk, który potrafi składać piękne kombinacje z niebywałą skutecznością, ale nie ujmujmy nic Riverze – jego potężne ciosy sieją wielkie spustoszenie w kategorii koguciej, jest on jednym z najmocniej bijących zawodników w dywizji. Można się doczepić do tego, że Rivera często jest nadmiernie agresywny, idąc na żywioł i próbując znokautować rywala każdym ciosem, ale dzięki temu też jest zawodnikiem, którego bardzo dobrze się ogląda. Obaj zawodnicy nie dysponują dobrą obroną przed uderzeniami, w każdej niemal walce przyjmując swoje na szczękę. Na ich szczęście – szczęki mają twarde.

Mizugaki powinien jednak być w tanie unikać potężnych sierpów Rivery, wplatając do swojego arsenału obalenia i pracę z góry. Riverę kładli na plecach czterej z ostatnich pięciu rywali, więc spore na to szanse ma i Japończyk, który jest trochę niedocenianym zapaśnikiem – pięciu z jego ostatnich sześciu przeciwników lądowało na plecach po obaleniach Mizugakiego. Warto również wspomnieć, że Japończyk powinien mieć przewagę w aspekcie kondycyjnym dzięki temu, że nie stara się zabić każdym ciosem. Może okazać się to kluczowe w drugiej i zwłaszcza trzeciej rundzie.

Myślę, że wszechstronniejszy Takey’a ma minimalnie większe szanse na zwycięstwo, choć pomimo twardej szczęki będzie musiał mieć się nieustannie na baczności. Zabawa w stójkowe wymiany z kimś takim jak Francisco Rivera to jak gra w rosyjską ruletkę. Najdrobniejszy błąd może okazać się ostatnim – gdy Rivera poczuje krew, nie odpuszcza.

Zwycięzca: Takeya Mizugaki przez decyzję

BUKMACHER MMA

Kursy 1.60 na wygraną Mizugakiego oraz 2.30 na zwycięstwo Rivery nie do końca oddają szanse obu zawodników, choć do jakiejś wielkiej atrakcyjności jest im bardzo daleko. Jeśli jednak oceniam walkę na niemalże 50/50, dopuszczając zarówno decyzję na korzyść Mizugakiego, jak i nokaut na rzecz Rivery, to bliższy jest mi kurs na tego ostatniego. Jakieś drobniaki na singiel? Dlaczego nie!

Propozycja – zwycięstwo Francisco Rivery (2.30)

155 lbs: Jamie Varner vs James Krause

Jamie Varner (21-9-1, 3-4 UFC) podchodzi do starcia z Jamesem Krause (20-5, 1-1 UFC) w zupełnie innych okolicznościach niż do poprzedniego boju, w którym po raz pierwszy zaznał goryczy porażki przez nokaut, mając już Abela Trujillo na przysłowiowym widelcu.

Varner nie marudzi już o końcu kariery, otwieraniu nowego klubu, ustatkowaniu się i kontuzjach. Przeciwnie – ma za sobą pełen obóz przygotowawczy (w takich okolicznościach nigdy nie przegrał w UFC), walka odbędzie się w MGM Grand Garden Arena (tak, tam również nigdy nie przegrał), przebąkuje nawet coś o titleshocie, wspominając, że to jego przedostatnia walka w kontrakcie i jeśli ją wygra, będzie miał szansę na renegocjację warunków – ma więc dobry powód do tego, żeby solidnie przyłożyć się do tego boju. Jak mówi w wywiadach, zdaje sobie sprawę, że gabaryty i wszechstronność Krause mogą stanowić problem i dlatego na obóz przygotowawczy ściągnął wysokich strikerów, wysokich zapaśników i wysokich speców od BJJ, by przyzwyczaić się do różnicy wzrostu i zasięgu. Innymi słowy, wydaje się, że porządnie przyłożył się do przygotowań.

Myślę, że ze swoją charakterystyką ciężkich rąk i przeplatania kombinacji bokserskich mocnymi zejściami do nóg Varner stylistycznie stanowił będzie spore wyzwanie dla solidnego w każdej płaszczyźnie, ale nie błyszczącego w żadnej Krause’a. Ten ostatni całkiem nieźle korzysta ze swojego zasięgu, zdecydowanie jednak preferując dużą liczbę ciosów nad wkładanie w nie mocy. Szczęka Jamiego została ostatnio skruszona, ale myślę, że nie powinien jednak nadmiernie obawiać się pięści ani kopnięć Krause, bo nie drzemie w nich destrukcyjna moc. To powinno ułatwić mu skracanie dystansu i przedzieranie się przez zasieki obronne Jamesa. Nie zmienia to faktu, że szczególnie w parterze Varner będzie musiał cały czas mieć się na baczności, zwłaszcza schodząc po nogi – wtedy bowiem może władować się w gilotynę.

Absolutnie nie skreślam Jamesa, bo opcja, w której daje się wystrzelać Varnerowi w pierwszej rundzie, by od drugiej przejąć stery pojedynku w swoje ręce, jest jak najbardziej prawdopodobna, a i poddanie w jego wykonaniu nie spowoduje, że zbierał będę szczękę z podłogi, ale myślę, że doświadczenie Varnera w połączeniu z solidnym przygotowaniem oraz nieustanną presją, którą wywiera na rywalach, przeplatając akcje bokserskie (tak, prawie w ogóle nie kopie…) z obaleniami, okażą się jego kluczem do zwycięstwa. Krause często dość niedbale korzysta z kopnięć, a wówczas…

Zwycięzca: Jamie Varner przez (T)KO

BUKMACHER MMA

Delikatnie faworyzuję w tej potyczce Varnera, ale kurs w okolicach 1.55 na jego zwycięstwo nie zachęca. Znacznie ciekawiej przedstawia się 2.60 na Krause i jeśli ktoś chce stawiać, to właśnie taki zakład bym proponował. Mimo wszystko ja spasuję.

Propozycja – no bet.

Poprzednia strona 1 2 3 4Następna strona

Powiązane artykuły

Komentarze: 21

  1. Tak sobie na początku myślę „Co ten Naiver widzi w tym Pichelu”, ale potem przeczytałem ,że Antoś nie walczył przez rok, co może mieć pewien wpływ na jego dyspozycję, szczególnie na początku walki…

    Sam jednak wolę nie obstawiać tej walki… chyba, że na ważeniu coś się wydarzy i Pichel stanie się niespodziewanie dobrym gośćiem do zagrania

  2. Kurs na Ala rzeczywiście w porządku, bo jest to „pewniak”, miałem pisać pod to analizę, ale wybrałem inne walki (a czas na analizy jednak mam ograniczony).

    Myślę, że taki ako na cztery walki Iaquinta + Cormier + Barao + Chiesa jest ciekawym wyborem ze sporym ako (2,85).

  3. Analiza Ferguson vs Kikuno dodana. To też raczej pewniak w mojej opinii, nad którym warto się pochylić. Z powyższej taśmy zdecydowanie najwięcej wątpliwości miałbym przy Chiesie…

    1. Zastąpił Saffiedine’a, który miał się bić z Ellenbergerem, ale było to 2 miesiące temu, więc czasu miał sporo na przygotowanie, choć walkę z Hendricksem jeszcze w kościach… I może nadal ma?

  4. Analizowałem Rivera vs Mizugaki. Jak ogląda się stójkę Rivery, to szybko robi ona wrażenie, pozycja kickbokserska, mocne kombinacje, bardzo dobra technika… Jednak Rivera ma dziury w swojej gardzie, a Japończyk bije szybko i potrafi uderzyć precyzyjnie.

    Myślę, że Rivera powinien zaprzęgnąć do tej walce lowkingi, to być może uda mu się osłabić szybkie nogi Japończyka i go wypunktować, ale bukmacherzy ocenili ten pojedynek mniej więcej dobrze, dlatego analizy nie było.

  5. Zwycięstwo Dillashawa to dla mnie nie tylko niespodzianka roku, ale jedna z największych niespodzianek w mma jakie znam. Tym bardziej, że to była pełna dominacja, a nie jak się często zdarza w mma, jeden celny cios. A to co zrobił Cormier, trudno opisać, wyglądało to tak jak mówił Rogan, jak walka chłopca z mężczyzną. Żal było patrzeć jak taki zawodnik jak Henderson jest tak poniewierany.

    1. henderson powinien zakończyć karierę po walce z belfortem. pamiętam jak sam namawiał fedora do zakończenia kariery by się nie rozmieniał na drobne. a jak o niego samego chodzi to zmienił zdanie to niech go biją i poniewierają to może to w końcu zrozumie.
      a i na match makera można narzekać bo wynik tej walki był oczywisty. dla mnie henderson od dawna jest już poza top 10 dywizji.

  6. Trzy rzeczy:

    – wielki respekt dla Varnera za przewalczenie całej rundy z tak paskudną kondycją, jestem tym oczarowany,

    – praca nóg TJ w tej walce to jedna z lepszych rzeczy jaką widziałem odkąd oglądam MMA. Naprawdę wyglądał fenomenalnie, kołata mi się jednak jedno pytanie, czy aby Barao nie dał ciała gdzieś w ostatnim etapie przygotowań? Tj jest bardzo szybki, ale wydawało mi się, że Barao jest dużo wolniejszy niż zwykle. Odczuwałem to już zanim wyłapał ten overhand w 1 rundzie,

    – CORMIER co za zapasy. Mówcie co chcecie, ale Cormier dominuje Jonesa w walce o pas, nie może być inaczej. Przewróci go za każdym razem kiedy będzie chciał, a nie widzę opcji, żeby Jones przewrócił Cormiera. Oczywiście nie jestem obiektywny, bo Cormier jest jednym z moich ulubieńców, a stójka Jonesa to ciągle najwyższy format. Nie mam jednak wątpliwości, że zapaśniczo nikt nie zbliży się nawet do DC.

  7. W walce TJ godna szacunku była praca bokserska (sierpa proszę). Wygrał walkę samym lewym prostym, cała reszta to było już dodatkowe masakrowanie przeciwnika. Wyraźnie był szybszy od Barao, który szczerze powiedziawszy wyglądał jakby walczył wagę wyżej. Praca nóg TJ godna podziwu, skakał w ringu, jakby go mata w stopy parzyła. Godnym szacunku jest też dążenie do skończenia walki, a nie punktowanie pod koniec ledwo żywego Barao. Zdecydowanie piękna postawa nowego mistrza. Gratulacje za trafiony kurs Naiver.

    Al Iaquinta zawiódł. Nie wyglądał, jakby mógł walkę wygrać, wpakował się w duszenie i zasłużenie przegrał. Niech z tej walki wyciągnie naukę, bo może być znacznie lepszym, niż pokazał wczoraj.

    Kikuno chyba już udowodnił, że jest na poziomie Mulherna, a nie UFC.

    Szkoda Ellenbergera, w walce wyglądał, jakby zapomniał, że walka mma nie polega na jednym celnym ciosie. Znowu jego postawa pozostawia wiele do życzenia, niestety w moich oczach już sporo stracił. Bardziej myślał o zarobieniu kilku groszy niż o wygranej. Wydaje mi się, że ma jakieś prywatne problemy, bo w ringu wyglądał nie jak zawodnik mma, tylko człowiek zmuszony do walki. Lawler był do pokonania, tylko niestety nie miał przeciwnika, który chciałby to zrobić.

Dodaj komentarz

Back to top button