Polskie MMAUFC

„Zaciągnę go na swoje wody” – Mateusz Gamrot wskazał najsłabszy element w grze Jeremy’ego Stephensa

Mateusz Gamrot opowiedział obszernie o planie taktycznym na lipcowy pojedynek z Jeremym Stephensem.

Mateusz Gamrot gruszek w popiele nie zasypia. Trzy miesiące po efektownym zwycięstwie ze Scottem Holtzmanem, którego znokautował w kwietniu, powróci do oktagonu UFC, mierząc się z zaprawionym w bojach Jeremym Stephensem.

Do walki dojdzie 17 lipca podczas gali UFC Fight Night, najprawdopodobniej w APEX Center w Las Vegas.

– Podchodzę mocno optymistycznie, jestem zadowolony – powiedział o rywalu polski zawodnik w magazynie Oktagon Live. – Najważniejsze dla mnie, że ma potężne nazwisko w Stanach Zjednoczonych i w UFC. O to mi chodzi, żeby walczyć z takimi zawodnikami, mieć wyzwania i piąć się do góry. Jest to bardzo mocne wyzwanie sportowe, bo w każdej płaszczyźnie jest niebezpieczny.

– Ma potężne nazwisko, więc myślę, że cały świat się wtedy dowie, kim jestem. I już się nie będzie tak, jak Scott (Holtzman) mówił, że jestem znany tylko w Europie. Jeżeli mam się wspinać, dojść na szczyt i zostać w przyszłości mistrzem UFC, to myślę, że z takimi zawodnikami w tym momencie jest idealnie walczyć.

Tu i ówdzie pojawiły się co prawda głosy krytyki pod kątem zestawienia – wypominano Amerykaninowi, że ma już swoje lata i przegrał cztery ostatnie walki – ale Polak zaprząta sobie nimi głowy.

– Mike Brown zareagował, mówiąc: „Wow, big fight, big fight for you!” – powiedział. – Każdy był pod wrażeniem, z kim walczę, w jakim momencie teraz walczę, więc dla mnie to jest najlepsza rekomendacja. A nie (ocena) osób, które są kanapowymi fanami i kibicują, jak chorągiewka zawieje.

Dla rzeczywiście mającego na koncie serię czterech porażek – choć z bardzo mocnymi rywalami, bo takimi niewątpliwie byli Jose Aldo, Zabit Magomedsharipov, Yair Rodriguez i Calvin Kattar – Jeremy’ego Stephensa będzie to powrót do kategorii lekkiej po dziewięciu latach wojaczki w 155 funtach.

– Pewnie nie bez powodu zmienia kategorię wagową – stwierdził Mateusz. – Pewnie męczyło go już duże robienie kilogramów, czyli na co dzień nie jest pewnie typowym piórkowym, tylko bardzo dużo zbijał. W pewnym momencie powiedział dość i przechodzi do kategorii wyżej.

– Co za tym idzie, wydaje mi się, że nie będzie aż taki fizyczny, jak było to w przypadku Scotta Holtzmana, gdzie wydawało się, że te mięśnie zaraz mu wyskoczą z każdego miejsca. Na pierwszy rzut oka Jeremy ma kowadło w ręce, ale nie jest silny fizycznie, na przykład w walce na chwyty czy w parterze, wiec… Wydaje mi się, że to może być jakaś znacząca różnica. Przewaga warunków fizycznych może być po mojej stronie.

– Aczkolwiek wiemy, że jak przychodzi mniejszy zawodnik, to może być szybszy. Jednak on nie słynie z wielkiej szybkości, więc… Podchodzę do niego tak, jak miałby wyjść w swojej najlepszej wersji. Nie mogę nastawiać się, że przychodzi z kategorii lżejszej, więc będzie łatwa walka. Myślę, że będzie bardzo dobrze przygotowany, będzie silny, będzie dobrze bił, będzie dobrze bronił.

– Ale jestem głody tego sukcesu i wydaje mi się, że to jest mój czas. Chcę iść, walczyć, wygrywać. Ostatnio ta walka bardzo dobrze mi siadła, więc kuję żelazo, póki gorące. W niedalekiej przyszłości wylatuję do American Top Team, gdzie będę bardzo mocno cisnął Edsona Barbozę, żeby ze mną robił jak najwięcej. Powalczę więc w stójce, będę okopany, oboksowany na tyle, że wyjdę gotowy do walki.

Zapytany przez Macieja Turskiego, czy Lil Heathen stanowi największe wyzwanie w jego sportowej karierze, Mateusz Gamrot przypomniał, że mierzył się z takimi zawodnikami jak Kleber Koike Erbst, Mansour Barnaoui czy Norman Parke, których również wysoko sobie ceni. Przyznał jednak, że Amerykanin jest prawdopodobnie najgroźniejszym z nich – a to z uwagi na ciężkie ręce – i z całą pewnością najbardziej medialnym z jego dotychczasowych przeciwników pod sztandarem UFC.

– Myślę, że jego największą słabością jest parter i jiu-jitsu – ocenił Gamer. – Mam więc nadzieję, że może będzie to ta walka, w której będę mógł pokazać mój potencjał parterowy i wykorzystać najwięcej materiału na ziemi. Nie ma co więc ukrywać, że będę celował, aby tam toczyła się walka.

Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 2230 PLN

– Z mojej perspektywy ta niedoceniana obrona zapaśnicza (Stephensa) wygląda troszkę inaczej. Parter? Oczywiście, kręci się z pleców, próbuje różnych rzeczy, jest cały czas aktywny, ale wydaje mi się, że miałem dużo mocniejszych rywali w parterze, z którymi toczyłem pojedynki i nie działa mi się krzywda, a nawet rozdawałem karty.

Polak zapowiedział mocne nastawienie zapaśniczy, choć zastrzegł, że nie może stać się w swoich poczynaniach przewidywalny. Zanim spróbuje przenieść walkę do parteru, musi uśpić czujność rywala – nie zamierza zatem desperacko od pierwszych sekund rzucać mu się do nóg.

– Myślę, że to jest plan na ustanowienie rekordu obaleń – powiedział z uśmiechem. – Tak generalnie do tego podchodzę, bo jest bardzo niebezpieczny w stójce. Oczywiście walka zaczyna się od stójki i będziemy na początku wymieniać ciosy. Aczkolwiek nie chcę marnować tutaj czasu na straszenie, więc jak będzie trzeba zrobić 5, 7 czy nawet 12 zejść w każdej rundzie, to będę na pewno będę na to gotowy i będę chciał go tym szachować, skoro ma mocne cardio i pcha się do przodu. Wiadomo jednak, że większość jego walk toczyła się w stójce, w jego płaszczyźnie.

– Zaciągnę go więc na swoje wody i zobaczymy, jak wtedy będzie sobie radził. Oczywiście jest pewnie przygotowany na to, będzie też dobrze bronił. Całą sztuką w tym wszystkim jest to, aby się nie zatrzymać, pociągnąć akcję i przejść z jednej do drugiej do trzeciej techniki, by ostatecznie skończyć na ziemi. Myślę, że to taki maksymalny test dla mnie – czy dam radę, czy nie dam rady. Bo jak przełamię takiego zawodnika, to myślę, że całe Top 15 czy Top 10 stoi otworem dla mnie.

Cały wywiad poniżej:

Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 2230 PLN

Fortuna Online to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.

*****

Czeski artysta chaosu – jak daleko zajdzie Jiri Prochazka?

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button