UFC

Czeski artysta chaosu – jak daleko zajdzie Jiri Prochazka?

Demolując po szalonym widowisku Dominicka Reyesa, Jiri Prochazka ściągnął na siebie uwagę całego świata MMA – jak daleko może zajść Czech?

Po sobotniej gali UFC Fight Night w Las Vegas wojujący przez lata pod sztandarem RIZIN Jiri Prochazka znalazł się na ustach całego świata MMA – a to za sprawą ociekającej przemocą i nafaszerowanej zwrotami akcji walki, jaką w daniu głównym wydarzenia dał z dwukrotnym pretendentem do pasa mistrzowskiego wagi półciężkiej Dominickiem Reyesem.

Nieobliczalny, chętnie mieszający ustawienie i poruszający się w nieskoordynowany jakby sposób – a zatem piekielnie trudny do rozczytania – Czech swoim zwyczajem wniósł do oktagonu mordercze intencje, szukając każdym niemal uderzeniem nokautu. Ba! Szukając uderzeń z każdej niemal pozycji, bez względu na ustawienie!

Oddać natomiast trzeba czeskiemu rzeźnikowi, że w jego chaotycznym na pozór stylu walki da się wychwycić pewne solidne fundamenty. Jiri potrafi doskonale doskakiwać z szybkim lewym prostym, kompletnie zaskakując niespodziewających się zagrożenia rywali – w tym przypadku Dominicka Reyesa. Soczystymi smagającym kopnięciami wtłacza stopę w korpusy rywali, przestawiając im wnętrzności. Operuje na różnych poziomach, często zarówno w ataku, jak i w obronie obniżając pozycję. Ma smykałkę do walki w półdystansie, tam potrafiąc zarówno rozpuścić ręce w ostrych i szybkich kombinacjach sierpów, jak i przepuścić uderzenia odchyleniem czy obniżeniem pozycji. Nie jest gigantem w bronieniu niskich kopnięć, ale ma dryg do ich kontrowania potężnymi krosami. Wreszcie potrafi też doskonale korzystać z łokci, nierzadko w niekonwencjonalny sposób.

Na tym jednak nie koniec, bo Prochazka posiada też pewne częściowo wrodzone cechy, którym zawdzięcza sukcesy w oktagonie UFC i wcześniej ringu RIZIN. Otóż, jego szczęka jest w stanie zdzierżyć prawdziwe katorgi, a wola walki jest nie do złamania – zarówno przy problemach w stójce, jak i w parterze. Dysponuje ponadto solidnym bakiem z paliwem i mentalnością rzeźnika – jest wręcz stworzony do walki, tam czując się jak ryba w wodzie.

Pod pewnymi względami Czech przypomina takich zawodników jak Wanderlei Silva czy Justin Gaethje – głównie jeśli chodzi o nastawienie i żądze, z jakimi wychodzi do walki – czy też Johnny’ego Walkera w aspektach atletyzmu, fizyczności, nieprzewidywalności i zdolności do wyczarowania czegoś z niczego.

Innymi słowy, tylko składając pierwotną żądzę krwi wpisaną w DNA każdego elementarnie przyzwoitego fana MMA – czyli tzw. Just Bleed – na ołtarzu puryzmu technicznego, można zdyskredytować Jiriego Prochazkę. To oktagonowy Kandinsky malujący w klatce abstrakcyjne i chwilami psychodeliczne nieomal, zaprzeczające oktagonowym prawidłom obrazy, w których ciąg chaotycznych na pozór zdarzeń prowadzi zawsze do krwawego i brutalnego finału.

Nie znaczy to jednak, schodząc na ziemię, że wróżę Czechowi wieloletnie panowanie w kategorii półciężkiej UFC. Nic z tych rzeczy. Wiadomo, MMA, małe rękawice, chwila nieuwagi, dyspozycja dnia i tak dalej… Wydarzyć może się wszystko i doskonale zdaję sobie sprawę, że odbieranie szans na zdobycie tronu zawodnikowi, który może pochwalić się serią dwunastu zwycięstw – w tym jedenastu przez nokauty – a w dwóch pierwszych bojach w oktagonie amerykańskiego giganta rozparcelował byłych pretendentów do złota w osobach Volkana Oezdemira i Dominicka Reyesa, może wystawiać mnie na oskarżenia o dopuszczanie się intelektualnych ekscesów. Nie odbieram mu zatem tychże szans. Nie takie już uczące pokory w ocenie potencjału zawodników cuda w MMA widziałem.

Natomiast styl walki Jiriego Prochazki, w którym nonszalancja miesza się z pogardą do ryzyka i morderczymi żądzami, wydaje się skrojony na miarę dla zawodnika o solidnych fundamentach technicznych. Zawodnika dużego, silnego, odpowiedzialnego w defensywie, potrafiącego korzystać z długiego i szybkiego jaba. Zawodnika wszechstronnego, który potrafi jak nikt dyktować tempo walki, przywołując do pionu oktagonowych szaleńców. Takim zawodnikiem jest Jan Błachowicz.

Nie ukrywam, że byłbym też daleki od skreślania Aleksandara Rakicia czy Magomeda Ankalaeva w potencjalnych starciach z Jirim Prochazką. Wyrachowany styl obu mógłby stanowić nie lada problem dla szalonego Czecha.

Jiri Prochazka wydaje się natomiast człowiekiem twardo stąpającym po ziemi, przynajmniej jeśli chodzi o ewaluację własnych umiejętności. Dana White i spółka byli zainteresowani jego usługami już wcześniej, ale Czech chciał zawitać pod strzechy amerykańskiego giganta, gdy będzie na to gotowy, mocno odwlekając w czasie zmianę banera. Teraz z kolei podchodzi bez wielkiego entuzjazmu do rozważań mistrzowskich. Podkreśla, że liczy się dla niego podróż, rywalizacja – nie pasy mistrzowskie. Nie jest szczególnie kontent szybkiego z tempa, w jakim przebija się na szczyty, zdając sobie w pełni sprawę, że nadal posiada w swojej oktagonowej grze niemałe luki.

Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 2230 PLN

Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że z tak beztroskim podejściem do defensywy i tak mocnym poleganiem na tytanie w szczęce – Dominick Reyes grzmotnął Czecha kilkoma soczystymi uderzeniami, raz nawet zmieniając go w spanikowanego zapaśnika – 28-letniemu Jiriemu Prochazce zegar tyka nieco szybciej niż bardziej odpowiedzialnym w obronie zawodnikom, nieskorym do takiego szafowania ryzykiem.

Z drugiej jednak strony, pomimo bardzo dużego doświadczenia – wszak stoczył już aż 31 walk w zawodowej karierze – Jiri Prochazka nadal prawdopodobnie posiada spory potencjał do rozwoju, zarówno pod kątem ofensywy, jak i defensywy. Nie mam wątpliwości, że odrobinę szlifując swoją oktagonową grę z pewnych kanciastości, stałby się znacznie wydajniejszy w swoich poczynaniach. Czy jednak ze zwycięskich wojen z Volkanem Oezdemirem i Dominickiem Reyesem wyciągnie takie wnioski, jakie wyciągnął z porażek z Eddiem Alvarezem i Dustinem Poirierem przywołany tu już wcześniej Justin Gaethje, zmieniając się w rzeźnika o idealnie rozłożonych proporcjach pomiędzy morderczymi żądzami i wyrachowaniem? Mam wątpliwości!

Jiri Prochazka zapowiedział już, że chętnie poczeka na zwycięzcą wrześniowej konfrontacji na szczycie 205 funtów pomiędzy Janem Błachowiczem i Gloverem Teixeirą. Czy jednak tak się rzeczywiście stanie, zobaczymy. Mogłoby to bowiem oznaczać, że w tym roku w oktagonie UFC już Czecha nie zobaczymy, a przecież wspomniani Aleksandar Rakić i Magomed Ankalaev są tuż za jego plecami.

Co zaś tyczy się Dominicka Reyesa… Trzeba oddać Amerykaninowi, że nie złożył w tej walce broni do ostatniej wymiany – nawet będąc okrutnie porozbijanym i wycieńczonym, rozpuszczał pięści, szukając cudu. Nie znalazł go. Poległ w koszmarny wizualnie sposób – podwinięta głowa przy kontakcie z deskami po łokciu z Czecha – ale wojował do ostatniego oktagonowego tchnienia.

https://twitter.com/streetfitebncho/status/1388716033301753856?s=20

Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 2230 PLN

Fortuna Online to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.

*****

Dyrygent oktagonu

Powiązane artykuły

Komentarze: 6

  1. Dobra robota Bartku, choć mam wrażenie, że ostatni akapit z Reyesem jakby… urwany bez rozwinięcia, puenty i zakończenia… np. o potencjalnych opcjach na przyszłość Reyesa. Wg mnie już się z tego nie podniesie. Jego nos jest o odporności nosa Michaela Jacksona, chyba że wzorem Glovera złapie za kilka lat druga młodość. Przyznam, że Dominik do walki z Jonesem wydawał mi się mocno przehajpowany, tymczasem walka która zmieniła moje zdanie o nim dla Dewastatora w dalszym odniesieniu stała się dewastująca.

  2. Natomiast po ewentualnej wygranej z Gloverem. Jan od razu powinien wziąć w tany Prochazkę.

    Pod każdym względem ta opcja to najlepszy wybór:

    Strategicznym – ominie niewygodnego gabarytowo Rakicia i metodycznego Ankalajewa.

    Marketingowym – bierze najbarwniejszego rzeźnika.

    Logistycznym: walka polsko-czeska o króla lasów i jezior Europy środkowej.

    Stylowym – Jan może Jurka ustawić do pionu ze swoim oktagonowym rzemiosłem.

  3. Nie chciałem już ciągnąć wątku Reyesa, bo artykuł o Prochazce. Generalnie jednak uważam, że nie pękł tam mentalnie. Nawet naruszony, odgryzał się. Był o włos od zwycięstwa. Nie skreślałbym go jeszcze, bo młody, a myślę, że mając doświadczenie z porażki z Jankiem, tę zniesie jednak lepiej. Niepokoić oczywiście mogą obrażenia, jakich doznał w tych walkach i stan jego nosa, połamanego chyba już w walce z Volkanem, potem z Jankiem i teraz znowu.

  4. Jak już pisałem wcześniej, Prochazka jest niebezpieczny, może namieszać, ale z tym stylem walki, raczej nie potrwa to długo. Reyes dwukrotnie go lekko podłączył, parter też raczej średni.

    Chętnie zobaczyłbym go teraz z Rakiciem/ Ankaelevem. I w obu tych starciach nie byłby dla mnie faworytem.

  5. Już 2-3 lata temu chciałem zobaczyć Prochazkę w walce z Narkunem w KSW. Na szczęście trafił do UFC i walczy częściej.

    Gdybym miał skojarzyć Czecha z jakimś innym zawodnikiem to powiedziałbym, że to mniej atletyczny, ale o wiele lepszy technicznie Johny Walker. Pewność siebie, nonszalancja, umiejętność kończenia rywali. Trzeba też mu oddać, że w UFC spotykał do tej pory co najmniej solidnie bijących półciężkich, więc jego szczęka jest bardziej niż poprawna. Chciałbym zobaczyć walkę Prochazki i Janka jako główną walkę na gali na południu Polski lub w Pradze.

    Co do Reyesa – niby ma mały przebieg zawodniczy, ale ostatnie walki mogą spowodować u niego nieodwracalne obrażenia. KO w którym leci się bezwładnie na twarz często kończy karierę na najwyższym poziomie. Niepokoi również kolejny raz rozbity nos. Rory MacDonald po drugiej walce z Lawlerem skończył z nieodwracalnie rozbitym nosem, który w kolejnym walkach zaczynał krwawić nawet przy lżejszych ciosach.

Dodaj komentarz

Back to top button