Polskie MMAUFC

Dyrygent oktagonu

Czasami nieco w cieniu, z dala od blasku fleszy i medialnego zgiełku, ale za wybitnym sportowcem zawsze stoi wielki trener.

Misja pod tytułem Israel Adesanya rozpoczęła się 27 września ubiegłego roku w samolocie z Abu Zabi do Warszawy. Wtedy właśnie świeżo upieczony mistrz kategorii półciężkiej Jan Błachowicz, który dnia poprzedniego rozsiadł się na opuszczonym przez Jona Jonesa tronie, masakrując Dominicka Reyesa, otrzymał wstępną propozycję walki z nigeryjskim mistrzem 185 funtów, dybiącym na drugi tytuł.

Rzecz jednak w tym, że Dana White i spółka chcieli, aby Polak stanął naprzeciwko Nigeryjczyka już w grudniu. Cieszyński Książę i jego narzeczona oraz menadżer Dorota Jurkowska mieli jednak wówczas zupełnie inne priorytety – zbliżające się wielkimi krokami narodziny syna.

Jak wyglądała kilkumiesięczna droga do polsko-nigeryjskiej konfrontacji, która zwieńczyła galę UFC 259 w Las Vegas? Jakie były założenia na walkę? Jak wypadła ich realizacja? O tym ze szczegółami opowiedział Lowking.pl główny trener polskiego mistrza Robert Jocz.

– Od razu powiedzieliśmy, że marzec to najwcześniejszy możliwy termin – powiedział spokojnym głosem trener w wyrastającym powoli na świątynię polskiego MMA, za sprawą dokonań Cieszyńskiego Księcia, Warszawskim Centrum Atletyki. – Jak najbardziej zgadzamy się na walkę, ale najwcześniej w marcu.

– Jeżeli jest presja ze strony matchmakerów i właściciela na konkretnego zawodnika, to raczej dochodzi do walki i trzeba ją zrobić – kontynuował nasz rozmówca. – Nie ma wybrzydzania, że z tym tak, z tym nie, ten za wysoki, ten za niski, ten za dobrze obala, ten ma za długie ręce.

– Raczej jest tak, że jeżeli na tym poziomie chcą zestawić walkę, to raczej to robią. Trzeba więc po prostu wziąć tę walkę i na spokojnie układać gameplan. Ani się nie martwiłem, ani się nie cieszyłem. Po prostu jest robota do wykonania. Przyjmuję do wiadomości, że będzie taka walka.

Mający bogate doświadczenie zawodnicze – w latach 2005-2012 stoczył 29 walk, 21 z nich kończąc z tarczą – Robert Jocz to główny architekt sukcesów Jana Błachowicza, obok odpowiedzialnego za aspekty stójkowe trenera Roberta Złotkowskiego.




Kilka lat temu cieszynianin powrócił pod jego skrzydła, nabierając wiatru w żagle i kompletnie zmieniając trajektorię swojej kariery. Nie tylko uchronił się przed zaglądającym mu głęboko w oczy widmem zwolnienia z UFC – przegrał wówczas aż cztery z sześciu ostatnich walk! – ale wdrapał się na sportowe szczyty, we wspomnianym zeszłorocznym boju z amerykańskim Dewastatorem sięgając po najwyższy laur dostępny w światowym MMA.

Gdańsk, 21 października 2017. Robert Jocz po raz pierwszy staje w oktagonowym narożniku Jana Błachowicza. W walce o być albo nie być w organizacji cieszynianin pokonał Devina Clarka przez poddanie w drugiej rundzie, ratując się przed zwolnieniem.

Preludium

Podczas gdy na wieść o planowanym pojedynku z Cieszyńskim Księciem, zorganizowanym zresztą przede wszystkim z inicjatywy Isreala Adesanyi, trener Nigeryjczyka Eugene Bareman rozpoczął szczegółowe prześwietlanie polskiego mistrza, posiłkując się absurdalnie szczegółowymi danymi – w sztabie Izzy’ego pracuje bowiem maniak statystyk, który zlicza i kataloguje wszystkie akcje rywali Nigeryjczyka, posuwając się do obliczania prawdopodobieństwa wykonania każdej z technik – trener Robert Jocz podszedł do tematu… Klasycznie. Ot, stara szkoła.

– Jest część trenerów, którzy korzystają z komputerów, zapisując swoje przemyślenia czy plany treningowe, ale większość – czy to w boksie, czy w kickboxingu – tego nie robi – powiedział warszawski trener. – Mają plan ułożony w głowie. Rozmawiałem z Izu (Ugonohem) i opowiadał, jak to wyglądało w boksie na wysokim poziomie. Było to samo. Ogólne założenia, które się realizowało bez notowania tego na papierze.

– Są natomiast też trenerzy – jak Fiodor Łapin – którzy rozpisują. Większość jednak tego nie robi i ja też tego nie robię.




Nie znaczy to jednak absolutnie, iż analizy stylu walki Nigeryjczyka polski obóz potraktował po macoszemu. Nic z tych rzeczy! W poszukiwaniu luk w oktagonowej grze mistrza 185 funtów Robert Jocz i polska ekipa wzięli pod lupę nie tylko osławione porażki kickbokserskie Izzy’ego z Alexem Pereirą czy też Jasonem Wilnisem z 2017 roku, ale cofnęli się też do zamierzchłych czasów, gdy w 2014 roku Nigeryjczyk zmuszony był uznać wyższość Filipa Verlindena, także w formule kickbokserskiej.

– Przede wszystkim tak: na logikę, kto z nim wygrywał? – powiedział trener Jocz w temacie rozpracowywania Adesanyi przed UFC 259. – W MMA z nim nikt nie wygrywał, więc cofamy się do kickboxingu i patrzymy, kto z nim wygrywał. Patrzymy, w jaki sposób to się działo.

– A działo się to tak, że goście, którzy się z nim bili i wygrywali, nie przegrywali tego mentalnie, tylko spokojnie przyjmowali z nim walkę. Nie wywierali specjalnej presji, nie biegali za nim, tylko spokojnie skracali dystans, blokowali kopnięcia. Najlepiej szło tym, którzy od razu odpowiadali na te kopnięcia, karcili go.

– Z Pereirą to trochę była jakby walka wariata z wariatem. Jeden ma szalony styl i drugi ma szalony styl. Brazylijskie szalone muay thai i po prostu się Izzy nadział na sierp. Wcześniej natomiast to Pereira był liczony.

Jakie wnioski wyciągnięto z przeglądu walk Israela Adesanyi? Otóż, prawdopodobnie nie tak szczegółowe, jakie wysnuli trenerzy Nigeryjczyka, którzy – jeśli wierzyć głównemu zainteresowanemu – obliczyli prawdopodobieństwo wykonania każdej akcji przez Jana Błachowicza. Jeśli wyprowadzi jaba, to z jakim prawdopodobieństwem później poprawi prawym? Albo grzmotnie kopnięciem?

Nie znaczy to jednak, że polska myśl szkoleniowa okazała się tutaj w jakimkolwiek stopniu uboższa, o czym zresztą najlepiej świadczy przecież wynik pojedynku. Może zatem Robert Jocz i jego ekipa nie zaprzęgli do działania rachunku prawdopodobieństwa, ale… Ich wnioski z analizy styku walki nigeryjskiego wirtuoza były bardzo konkretne.

– Janek ma lepszy boks – powiedział trener Jocz. – Izzy trzyma ręce nisko, odchylony do tyłu cały czas. Dobrze boksuje w kickboxingu, dobrze boksuje w MMA.

– Ma bardzo dobrą równowagę – dodał. – To nie jest przewracający się kickbokser. Widzimy czasami w walkach w kickboxingu, że jeden kopie, drugi chwyta go lekko za nogę i ten pierwszy od razu się kładzie.

– Izzy ma bardzo dobrą równowagę i będzie go bardzo trudno wywrócić. Założenie było jednak takie, żeby od początku walki chociaż poczuć, jak wygląda jego obrona przed obaleniami – jak rozkłada siłę, równowagę. Ale nie za wszelką cenę!

– Pierwsza runda bez obaleń. Od drugiej rundy mieliśmy powoli szukać obaleń. Nie za wszelką cenę. Spokojnie. Wstanie, ucieknie? Ok.

– Jeśli chodzi o dalsze elementy rozpracowywania Israela… Jak mówiłem, ma bardzo dobrą równowagę. Będzie bardzo ciężko go wywrócić, więc taki scenariusz, że wchodzimy i go wywracamy, nie wyjdzie. Nikt nie powinien próbować tak z nim robić, bo straci się tylko siły. On tylko na to czeka, bo ma bardzo dobrą kondycję, wstaje i potem wykańcza przeciwnika.

Prognozując założenia taktyczne i techniczne, z jakimi do oktagonu wejdzie Nigeryjczyk, Robert Jocz zwracał natomiast uwagę przede wszystkim na jego ostatnie starcie – rzeź, jaką w Zjednoczonych Emiratach Arabskich zgotował w zeszłym roku Paulo Coście.

– Przewidziałem, że jego planem na walkę będzie trzymanie dystansu i kopanie po łydkach – powiedział trener WCA. – Tak jak robił z Costą, tak samo chciał walczyć z Jankiem – wyłączyć jego nogi i potem go wypunktować lub znokautować.

Sam Israel Adesanya analizując swoje pierwsze walki w UFC – z Marvinem Vettorim, Bradem Tavaresem czy Andersonem Silvą – chętnie podkreślał, że każdy z nich kończył zawody nie tylko pokonany, ale też z rozbitą wykroczną nogą.



Trudno zatem dziwić się, że trenerzy Jocz i Złotkowski postawili ogromny nacisk na element blokowania niskich kopnięć na łydkę, tak uwielbianych przez Adesanyę.

– Tylko to trenowaliśmy – powiedział trener Jocz. – Całe ostatnie dwa tygodnie, które trenowaliśmy w Vegas, robiliśmy tylko bloki. Bloki, zadaniówki, blok, blok, zmiana kopnięcia na głowę.

– Izu bardzo dobrze naśladował Izzy’ego. Jest cięższy, ale gabarytami idealnie pod niego pasował. Dobrze kopie. Robiliśmy te niskie kopnięcia na łydkę, zmienialiśmy na głowę. Próbował atakować prostymi, jabem, też z odwrotnej pozycji. Cały czas to trenowaliśmy, ćwiczyliśmy.

– W ostatnim etapie to w zasadzie było tylko to. Wyglądało to jak w walce.

Symfonia

Postawienie na ten właśnie element blokowania niskich kopnięć jako absolutnie kluczowy przyniosło fantastyczne rezultaty. Wieczorem 6 marca w Las Vegas w walce wieczoru gali UFC 259 w UFC APEX Cieszyński Książę wybronił mnóstwo lowkingów ze strony chętnie kopiącego z obu ustawień Nigeryjczyka.

Błachowicz nastawia kolano w odpowiedzi na zewnętrzne niskie kopnięcie autorstwa Adesanyi.

Podczas konferencji prasowej po gali Israel Adesanya, który doznał chwilę wcześniej pierwszej zawodowej porażki, ulegając Polakowi jednogłośną decyzją sędziowską, przyznał, że odczuwał spory ból w nodze, co zmusiło go do ograniczenia niskich kopnięć.

– Było takie jedno kopnięcie, przy którym było słychać, że poszło kość w kość – powiedział trener Jocz. – Nie wiem, czy to było akurat to kopnięcie, bo było wiele, które Janek zblokował. Było kilka, które weszły. To też trzeba powiedzieć, że było kilka które weszły, ale Janek też sam kopnął parę razy.

– Taki był plan, aby nastawiać górną część piszczela i żeby on się rozbijał. Zazwyczaj jest tak, że ktoś kopnie 2-3 razy i się zniechęca, a on był wytrwały. Kopał i tak, więc jest naprawdę twardy.

– Jeden dobry blok i noga może być wyłączona. Tu chodziło o to, że trzy dobre kopnięcia, które wejdą w łydkę, wyłączają nogę – i tego się już nie da odwrócić. Ta noga już jest zraniona i tego się nie da odwrócić. Można zmienić pozycję i próbować tę nogę schować, ale bez względu na to, czy będzie ona z przodu, czy z tyłu – lepiej z tyłu – już nie będzie tak dobrze pracować. Nie odejdziesz tak szybko, nie kopniesz już tą nogę. To już nie będzie to samo.

– To był więc podstawowe zadanie – wybronić lowkick. Wiedziałem na sto procent, że będzie kopał, będzie chciał rozkopać Janka, zmęczyć nogę i potem go wypunktować albo znokautować.

Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 2230 PLN

Trener Jocz nie ukrywał zadowolenia z przebiegu walki pod kątem tego właśnie elementu. Owszem, Janek i tak skończył zawody z nieco okopaną nogą, ale jak podkreślił trener, „nie da się stoczyć walki bez żadnych strat”.

Cieszyński Książę wybronił wszystkie kopnięcia na głowę ze strony Israela Adesanyi – z obu nóg, z obu ustawień, okrężne i brazylijskie.

Jednak w stójkowej batalii polski mistrz zaprezentował się doskonale nie tylko w aspektach kopnięć czy też ich bloków. Raz za razem kąsał też bowiem Nigeryjczyka soczystym lewym prostym, którego lokował na jego głowie lub korpusie, nic nie robiąc sobie z przewagi zasięgu ramion rywala.

Pod wrażeniem pracy jabem Polaka – często podwójnego – był chociażby legendarny bokserski trener i wyborny gawędziarz Teddy Atlas, który porównał Cieszyńskiego Księcia do George’a Foremana z walki z Joe Frazierem.

– Gdy walczyli w stójce, Błachowicz wykorzystywał jaba trochę jak George Foreman przeciwko Joemu Frazierowi – powiedział po gali Atlas. – Może nie tak spektakularnie, ale… Służyło temu samemu celowi. Zanim sprzątnął Fraziera podbródkiem, George Foreman wprawiał go tym jabem w osłupienie, nie pozwalał mu wejść w rytm, włączyć biegu.

– To samo widziałem przy jabie Błachowicza. Mocny, prosty, krótszy od jaba Adesanyi, ale precyzyjny. Nie pozwalał Adesanyi na złapanie rytmu walki. Wprawiał go w osłupienie, wybijał go z rytmu. Był naprawdę efektywny. Stanowił wiadomość: mogę cię dopaść w ten sposób, a wiesz o tym, że jestem też lepszy w parterze, chociaż tam jeszcze nie byliśmy. Mogę jednak nawiązać z tobą walkę w stójce. W twoim królestwie. Tam, gdzie ty jesteś najlepszy. W płaszczyźnie, w której to ty miałeś dominować. Ja też jestem tutaj mocny!

Nigeryjczyk odchylił się przed pierwszym lewym na głowę, ale drugi – widoczny powyżej – wchodzi czysto na jego korpus.

Świetna praca lewym prostym w wykonaniu Janka nie stanowiła natomiast zaskoczenia dla trenera Jocza. W założeniach na walkę obok obrony przed niskimi kopnięciami lewy prosty stanowił bowiem klucz do pokonania nigeryjskiego magika stójki.

– Wiedzieliśmy, że Izzy będzie opuszczał ręce i będzie punktował jabem – powiedział warszawski trener. – Na to też byliśmy przygotowani: aby odchylać się, zbijać i kontrować.

– Na cios prosty odchylamy się albo robimy unik, albo zbijamy – takie są trzy formy odpowiedzi. Raczej w MMA „spotkaniowego” nie robimy, bo są małe rękawiczki i to się może źle skończyć.

– Chcieliśmy się też pokusić o to, żeby tę walkę na jaby symbolicznie wygrać. Nie tylko, żeby je blokować i ich unikać, ale żeby podjąć tę grę na punktowanie i w tym elemencie to wygrać.

– Janek jest specyficzny, bo ma prawie 2-metrowy zasięg, ale ma bardzo dobre czucie – potrafi się jeszcze przy uderzeniu zbliżyć, zniwelować dystans. Z boku może wydawać się, że jest wolny, ale nie jest wolny. I to było widać, bo jego ciosy dochodziły.

– Chcieliśmy więc wygrać też tę walkę na proste. I albo było bardzo blisko, albo delikatnie na naszą stronę.

Kilka razy Błachowicz grzmotnął natomiast Adesanyę w… Klatkę piersiową! Jak zdradził trener Jocz, również było to wynikiem jednego z założeń – aby uderzać właśnie w to miejsce, jeśli wcześniej Nigeryjczyk zdąży się odchylić.




W przygotowaniach do walki, które odbyły się w Warszawskim Centrum Atletyki, Janowi Błachowiczowi pomagali nie tylko Izu Ugonoh, Kamil Ruta, Radosław Paczuski czy na ostatnim etapie Tomasz Sarara, ale też lżejsi zawodnicy z kategorii półśredniej czy lekkiej. Wszystko po to, aby polski mistrz przyzwyczaił swój system nerwowy do szybkości Nigeryjczyka oraz jego mobilności – w tym nieustannego mieszania ustawień klasycznego z odwrotnym.

– To było przetrenowane – powiedział trener Jocz o zmianach pozycji Nigeryjczyka. – Robiliśmy takie zadanie, że ktoś zmienia pozycje. W ogóle braliśmy na sparingach dużo lżejszych zawodników. Pomagał Kamil Gniadek, pomagał Marian Ziółkowski. Trochę tam piszczeli, że za mocno bije Janek, ale udało się ich namówić, żeby Janek poczuł, jak ktoś szybko biega, jak szybko zadaje cios. Koniec końców, okazało się, że Izzy aż tak szybki nie był, jak myśleliśmy.

Adesanya dostawia lewą nogę, zmieniając ustawienie na odwrotne – zanim jednak osadza stopę, Błachowicz w tempo łapie go na wykroku, trafiając soczystym krzyżowym.

Konkretne techniki walki uzależnione były od ustawienia Adesanyi. Jak zdradził trener Jocz, gdy Nigeryjczyk ustawiał się odwrotnie, Błachowicz miał poszukiwać okrężnego kopnięcia na żebra i wewnętrznego niskiego kopnięcia na wysokości łydki.

Jan Błachowicz rąbie wykroczną nogę odwrotnie ustawionego rywala srogim lowkingiem, kompletnie go przestawiając. Chwilę potem grzmotnie jeszcze łapiącego równowagę Nigeryjczyka szybkim prostym na głowę.

– W normalnej pozycji Janek miał natomiast po prostu boksować i uważać na tylną nogę, bo Izzy zmienia na głowę – powiedział warszawski trener. – Izzy dwa, trzy razy kopie nisko, a za czwartym razem kopie na górę. Byliśmy na to przygotowani. Po prostu Janek to widział i blokował.

W udzielonym niedawno wywiadzie The Last Stylebender zwrócił uwagę, że tempo walki z Cieszyńskim Księciem było zupełnie inne niż to, w którym toczył boje w kategorii średniej z Paulo Costą czy Robertem Whittakerem – znacznie wolniejsze. Nigeryjczyk złożył to na karb szacunku, jaki obaj mieli względem mocy w swoich uderzeniach, co mocno ograniczało ofensywę.

– Z Jankiem jest tak, że musisz zwolnić do jego tempa – powiedział trener Jocz. – Dostosować się do niego. Jak będziesz biegał wokół niego, to nic ci to nie da, bo nie będziesz mógł wtedy podjąć z nim walki. Musisz więc zwolnić, spróbować się zbliżyć i wtedy nawiązać walkę – i albo jesteś lepszy, albo nie.

Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 2230 PLN

W drodze do pojedynku wiele mówiło się o kiwkach, zmyłkach i przyruchach Nigeryjczyka, które stanowią fundament jego oktagonowej gry, pozwalając mu kamuflować różnorodne uderzenia. Ba! W trakcie walki nieskażeni bezstronnością amerykańscy komentatorzy w osobach Daniela Cormiera, Joego Rogana i Jona Anika rozpływali się nad zwodami Nigeryjczyka, zwracając uwagę na przesadzone jakoby reakcje mistrza z Cieszyna.

Do tematu tego Robert Jocz podchodzi jednak spokojnie.

– Izu dobrze naśladował Adesanyę – powiedział. – Było to przerobione i byliśmy na to przyszykowani. Janek nie był zaskoczony tym, co go spotkało w oktagonie. Krzyczeliśmy tylko czasami „ręce przy głowie”, żeby Izzy nie zmienił nogą na górę.

– Obserwowałem to i tak naprawdę Izzy robi 2-3 akcje, które w kółko powtarza. Jeśli przyjrzymy się jego walkom, to robi 2-3 akcje, które nieustannie powtarza. Robi to raz na jedną stronę, raz na drugą, ale tak naprawdę są to 2-3 akcje, które są mieszane i powtarzane. Zmienia na drugą stronę ustawienie i robi to samo.

Cieszyński Książę zanotował też kilka sukcesów w obszarze technik nożnych w ofensywie. Smagał rywala lewą nogą na korpus po przekroku czy też na zakończenie kombinacji. Trener Jocz zaznaczył jednak, że nie wszystkie z tych kopnięć weszły czysto. Zwrócił uwagę, że Adesanya czaił się na ich przechwyty.

Trener WCA ocenia, że powyższe kopnięcie na głowę w połowie pierwszej rundy – tylko częściowo zblokowane przez Adesenyą – mogło mieć wpływ na ograniczenie aktywności Nigeryjczyka w ofensywie.

Pomimo iż po trzech rundach polski zawodnik prowadził 2-1 na wszystkich kartach sędziowskich – zresztą w każdej odsłonie zadał więcej znaczących uderzeń aniżeli Nigeryjczyk – to rundy mistrzowskie były do punktowania zdecydowanie najłatwiejsze. Cieszyński Książę zaprzągł bowiem do działania zapasy, dwukrotnie przewracając rywala, którego kontrolował i okolicznościowo obijał z góry.

– Czekał na dobry moment – powiedział trener Jocz o obaleniu z czwartej rundy. – Rzucił ręką i bardzo dobrze, bardzo ciasno skleił się nogami, żeby nie było miejsca na odrzut. Izzy bardzo dobrze odrzuca. Wybraliśmy formę obalenia za dwie nogi, aby nie schodzić nisko, bo on bardzo dobrze wbija biodra w matę – zamiast tego próbowaliśmy dogonić jego nogi, na wysoko z nim biec i go obalać.

– Były trzy warianty obaleń. Janek bardzo dobrze obala pod siatką, więc Izzy naprawdę ma bardzo dobrą ucieczkę z obaleń, bo Janek mówił, że po prostu wstał i nie był w stanie go zatrzymać. To było pod siatką.

– Druga opcja w polu polegała na przepuszczeniu ciosów i łapaniu klamry. Ewentualnie zajście za plecy. Kilka razy się to udało, ale nie udało się sfinalizować i zajść za plecy. Udało się dobrze spiąć, ale nie udało się obalić, ani zajść za plecy.

– I trzecia opcja to było zejście pod ciosami na polu i obalenia. I jedna z tych trzech rzeczy zadziałała – i to dwa razy. Zmęczony tymi wcześniejszymi obronami i ucieczkami, Izzy nie miał już sił, żeby wstać.

Po walce Adesanya i trener Bareman powtarzali jak mantrę, że będąc na górze, Błachowicz w ogóle Nigeryjczykowi nie zagroził, skupiając się niemal wyłącznie na kontroli i uderzając przede wszystkim po to, aby sędzia nie podniósł walki. Warszawski trener potwierdził, że taki rzeczywiście był plan – uważna kontrola z góry, punktowanie.




Trener Jocz zwrócił uwagę na jeszcze dwa elementy walki, które stanowiły korzyść dla jego podopiecznego – a mianowicie nieistniejące zagrożenie zapaśnicze ze strony Nigeryjczyka oraz arenę walki.

– Wykluczyłem możliwość obaleń ze strony Adsanyi – powiedział. – „Twoja równowaga, Janek, jest przeznaczona tylko na stójkę. Nie musisz się obawiać obaleń, nie musisz przeznaczać dodatkowych sił na to, żeby utrzymać równowagę. Wszystko możesz poświęcić na stójkę, na atak.” Jeżeli nawet by obalał, to dla nas jest korzyść – czy z dołu, czy z góry, to było dla nas korzystne.

– Do pokazania pełnego wachlarza pracy na nogach zabrakło Izzy’emu też trochę miejsca. Jak ma większy oktagon, większą klatkę, pełnowymiarową, to miejsca do tańca jest więcej. A tutaj jak zaczynał się cofać, zaraz miał siatkę na plecach. Musiał schodzić w bok, szukać wyjścia, żeby nie zostać na siatce.

Cieszyński Książę przyznał po walce, że w trzeciej rundzie dopadł go drobny kryzys kondycyjny, który szybko zdołał jednak okiełznać. Robert Jocz nie ma wątpliwości, że sporą w tym zasługę miało nie tylko duże doświadczenie cieszynianina, ale też solidny obóz tlenowy w Zakopanem oraz dobrze przepracowane ostatnie dwa tygodnie w Las Vegas, również w górach – i to jeszcze wyżej, bo na wysokości ponad 3500 m.

– Ta wydolność się przydała i przełożyła się na pięć rund dobrej walki – ocenił. – Każdy kryzys, czy to jest finansowy, czy w małżeństwie, czy w walce, mija. Trzeba go umieć przetrwać. Najlepiej, jak się wie, co z tym zrobić, jak na niego zareagować.

– Moim zdaniem Janek wygenerował i spożytkował więcej takiej czystej energii od przeciwnika. Co z tego, że Izzy mógł się bić pięć następnych rund, jak nie był w stanie w tych konkretnych rundach spożytkować energii tak, jak trzeba. Janek to zrobił. Dał z siebie wszystko i może wyglądał na bardziej zmęczonego, ale więcej pracował.

Postludium

Pokonując niezwyciężonego wcześniej Nigeryjczyka, Jan Błachowicz odniósł najcenniejsze zwycięstwo w dziejach nadwiślańskiej sceny MMA – kolejne po zeszłorocznym triumfie z Dominickiem Reyesem, którym zapewnił sobie tron wagi półciężkiej UFC.

Stojący za polskim bohaterem trener Robert Jocz – oceniając po godzinnej rozmowie, którą miałem przyjemność z nim odbyć, człowiek niezwykle spokojny, starannie dobierający słowa, a jednocześnie chętnie dzielący się wiedzą i doświadczeniem – nie ukrywał zadowolenia z przygotowań i realizacji operacji pod tytułem Israel Adesanya. Operacji, w której szczególnie zachodni eksperci więksi i mniejsi nie dawali polskiemu mistrzowi większych szans.




– Plan Izzy’ego na sto procent był taki, żeby skopać Jankowi nogi – podsumował warszawski trener. – Okopać go i mieć przed sobą zmęczonego albo zdesperowanego zawodnika, który jest rozjuszony, wie, że jest okopany i zaraz siądą mu nogi, więc idzie ostro. I oni na to czekali. Chcieli złapać Janka w pułapkę na kontrę. Izzy miał uciekać, uciekać i w momencie, w którym szarże Janka już by zwalniały, mieli zastawioną pułapkę.

– Nasz pomysł był taki, żeby kontrować. Dwa ciosy – i spokój. Dwa, trzy ciosy i koniec. Nie spodziewali się, że Janek będzie aż tak spokojny. Spodziewali się więcej paniki w atakach i mniej wyrachowania.

– Nie spodziewali się, że Janek ma aż taki dobry dystans z uderzeniem. Długość ramion to jedno, ale on potrafi w momencie uderzenia jeszcze kawałeczek się wsunąć z tym ciosem. Israel natomiast uderza na odchyleniu, więc jeszcze trochę sobie zabiera miejsca. Janek potrafi odrobinę skracać. Ktoś, kto z nim robi, wie, że te lewe ważą.

Zwycięska ekipa po walce: trener Robert Złotkowski, trener Robert Jocz, Jan Błachowicz, Dorota Jurkowska i Izu Ugonoh.

Starcie z wykastrowanym już z nieskazitelnego bilansu i pozbawionym aury nietykalności nigeryjskim wirtuozem zapisze się oczywiście złotymi zgłoskami na kartach historii polskiego MMA, ale… Ten rozdział jest już zamknięty. Myślami trener Robert Jocz jest już przy kolejnym wyzwaniu czekającym Jana Błachowicza – a tym najprawdopodobniej będzie rozpędzony serią pięciu zwycięstw Glover Teixeira.

Warszawski trener zdaje sobie doskonale sprawę z klasy rywala i zagrożeń, jakie wnosi on do oktagonu – bogatego doświadczenia, mocnego parteru czy wielkiego serca do walki – ale jest dobrej myśli.

– Janek jeszcze trochę tutaj porządzi – zakończył.

Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 2230 PLN

Fortuna Online to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.

*****

Typowanie KSW 59: Pudzianowski vs. Bombardier

Powiązane artykuły

Komentarze: 10

  1. Tak jak kolega wyżej wspomniał, świetna robota, dobrze się to czyta. Chciałbym docenić jeszcze nakład pracy, bo rozmowa z trenerem, potem spisanie jej i wplecienie we własną, wnikliwą analizę, to nie jest kaszka z mleczkiem do odhaczenia w dwie godziny. Pokłony!

  2. fe-no-me-nalny artykuł, smaczków techniczno-strategicznych tyle, ze mozna by nimi obdzielic kilka nastepnych publikacji, czytalo sie to wysmienicie! :) Swietnym pomyslem byloby przerodzic to w cykl, bardzo chetnie poczytalbym taka analize po kazdej glosniejszej walce. Wiadomo, ze tutaj material zrodlowy byl idealny (rozmowa z trenerem), ale po duzych walkach tez pojawia sie w necie wiele wywiadow z sztabami zawodnikow, analiz i innych publikacji. Anyway – wspaniala robota, jedna wada – za krotkie! :D

  3. Aż się zarejestrowałem. Prawdziwe złoto. Współpraca z trenerem Joczem to punkt zwrotny w karierze Janka. Widać jak na dłoni jak wielkie znaczenie dla zawodnika ma odpowiedni sztab trenerski i całe jego otoczenie.

Dodaj komentarz

Back to top button