UFC

„Zacząłem pić, gdy miałem dziesięć lat, chlałem codziennie” – Alex Pereira rozbrajająco szczerze o krętej drodze na sportowe szczyty

Pretendent do pasa mistrzowskiego wagi średniej UFC Alex Pereira opowiedział o swojej młodości, w której alkohol lał się strumieniami.




Przez lata rozdawał karty w kickbokserskiej organizacji GLORY, a niebawem stanie do najważniejszej walki w swojej karierze, podczas nowojorskiej gali UFC 281 krzyżując po raz trzeci pięści z Israelem Adesanyą, ale droga Alexa Pereiry na szczyty do najłatwiejszych zdecydowanie nie należała.

Dość powiedzieć, że 35-letni obecnie zawodnik sporty walki zaczął trenować w wieku aż 22 lat. Wcześniej natomiast borykał się z bardzo poważnym nałogiem, który mocno uprzykrzał mu życie – pił mianowicie bez opamiętania. I właśnie o tym etapie swojego życia opowiedział niedawno w Nem Me Viu Podcast.




– Moje życie zdecydowanie różami usłane nie było – powiedział. – Mój ojciec był murarzem, a matka zajmowała się domem. Bardzo wcześnie zacząłem pracować. Miałem 12 lat, jak zacząłem pracować w sklepie z oponami. 12-latek wykonujący robotę dla dorosłych.

– Gdy się za coś zabieram, chcę to robić porządnie. Chciałem więc robić to porządnie. Zacząłem jako 12-latek, ale oczywiście nie byłem jeszcze w stanie robić wszystkiego, bo to była naprawdę ciężka robota.

– Z czasem jednak się rozwinąłem i zacząłem zajmować się rzeczami, które i tak na 14-16-latka były bardzo ciężkie. Tylko dorośli je robili. Miałem więc taki etap w swoim życiu.

– W tym samym czasie poznałem też wiele innych rzeczy, na przykład picie. Stykałem się z tym bardzo często na swojej drodze. Gdy byłem dzieciakiem, jeszcze zanim zacząłem pracę w sklepie z oponami, na koniec roku kupowaliśmy szampana i piliśmy go. Ja, mój brat i inne dzieciaki w wieku 10-11 lat. Potem zaczęliśmy pić częściej w ukryciu.

– Potem zacząłem pracę w tym sklepie. Spotykasz tam różnych ludzi. Dobrych ludzi, ale także ludzi, którzy mają jakieś nałogi, którzy nie wiodą dobrego życia. Z takim rzeczami też się wtedy zaznajomiłem.



– Ucząc się, jak być miłym gościem i jak dobrze pracować, nauczyłem się też picia. I nie miałem nad tym żadnej kontroli. I cały czas piłem coraz więcej i więcej.

– W pewnym momencie spróbowałem z tym skończyć. Sądziłem, że gdy tylko powiem sobie stop, to przestanę. Wydawało mi się, że sam o tym decyduję. Jednak za pierwszym razem gdy spróbowałem przestać, wytrzymałem dwa miesiące.

– Piłem codziennie. Bardzo nie podobało się to moim rodzicom. Mama ciągle miała pretensje o to, że ciągle piję. Wracałem do domu późnym wieczorem albo następnego dnia. Imprezowałem, chodziłem po klubach. A potem szedłem do pracy. Zacząłem się spóźniać, więc picie coraz bardziej mi przeszkadzało.

Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 600 PLN

– Próbowałem to rzucić kilka razy. Trzy, cztery, pięć razy. Nie pamiętam. Próbowałem przestać. Za pierwszym razem wytrzymałem chyba miesiąc i potem chodziłem dumny, przekonany, że jak chcę, to potrafię.

– Ale gdy wracałem do picia, to z pełną mocą. Dzień zmieniał się w miesiąc picia. Zaczynałem od nowa. Piłem o wiele za dużo. Z czasem przychodziło opamiętanie i postanawiałem sobie, że już wystarczy, że muszę to rzucić. Wytrzymywałem więc trochę dłużej, ze dwa miesiące, a potem z powrotem zaczynałem chlać jak zły.

Ulubionym trunkiem Brazylijczyka w tamtych czasach była Cachaça – jak głosi Wikipedia „destylowany napój alkoholowy produkowany z fermentowanego soku trzcinowego, z zawartością alkoholu na poziomie 38 lub 48%, z dodatkiem sześciu gramów cukru na litr”. Jak przyznał, nie było go wówczas stać na piwo.




– Któregoś dnia doznałem olśnienia i pomyślałem, że „sport mnie uratuje” – kontynuował opowieść. – Nie wiem, skąd to wziąłem. Wszędzie to słyszymy. Usłyszałem więc gdzieś ten slogan, ale nie pamiętam, gdzie dokładnie. Zawsze gdzieś się to słyszało. W szkole, wszędzie.

– Pomyślałem więc, że dobra, znajdę sobie jakiś sport. A więc piłka nożna. W Brazylii to piłka nożna. Problem w tym, że nigdy w piłkę nie grałem i nie miałem o tym pojęcia.

– Przyszło mi więc do głowy, że może będę się bił, bo robiłem to na ulicach i miałem do tego dryg. Trafiłem więc do sportów walki, a konkretnie do kickboxingu. W Sao Bernardo (miasto w stanie Sao Paulo). Tam zacząłem.

– Trenowałem, ale nadal piłem. Nie potrafiłem z tym skończyć. Wtedy zacząłem trenować intensywnie, ale… Piłem też intensywnie. I tak jednak było już lepiej. Potem nadal dużo trenowałem, a piłem już nieco mniej. Był już postęp, ale to jeszcze nie było to.

– Inna rzecz, że wtedy byłem już zawodowym mistrzem Brazylii w kickboxingu. Miałem pas. Stoczyłem kilka amatorskich walk, a potem sięgnąłem po pas. Picie zaczynało mi przeszkadzać. Próbowałem pić tylko w weekendy, ale słabo mi to wychodziło. Nie byłem w stanie tego kontrolować.




– To wszystko działo się chyba w 2012 roku. Sztuki walki zacząłem w 2009 roku. Potrzebowałem więc czterech lat. Cztery lata walczyłem w ringu i cztery lata walczyłem z alkoholizmem. Nie było tak, że któregoś dnia postanowiłem skończyć z piciem i skończyłem. Nie. Potrzebowałem na to czterech lat.

– Po prostu zaczynało mi to przeszkadzać. Powtarzałem sobie, że muszę to rzucić. Jeśli tego nie zrobię, będę nikim. Od tamtej pory nie dotknąłem niczego. Nigdy nie używałem też narkotyków. Moim problemem był tylko alkoholizm.

– Ale piłem codziennie. Codziennie. Mało było takich dni, żebym był trzeźwy.

Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 600 PLN

Fortuna Online to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button