BeefyHistoria MMATUF

What’s beef #8 – Leben vs Koscheck

Przenosimy Was do czasów pierwszego sezonu The Ultimate Fightera, w którym Josh Koscheck i Chris Leben zdecydowanie nie znajdowali wspólnego języka.

Szesnastu fighterów zamkniętych w jednym domu bez dostępu do Internetu czy telewizji za to suto zaopatrzonych w alkohol, do tego wiedzący, że muszą pokonać rywali, aby otrzymać upragniony sześciocyfrowy kontrakt z największą federacją świata, zupełnie odmienne charaktery – to musi oznaczać tarcia, a w efekcie beef. Zapraszam na ósmą część cyklu opisującą tym razem konflikt pomiędzy Chrisem Lebenem a Joshem Koscheckiem.

Bohaterowie tego tekstu na szersze wody w świecie MMA wypłynęli po udziale w premierowej odsłonie The Ultimate Fightera. O ile Leben wchodził do domu jako doświadczony zawodnik (zawodowy bilans The Cripplera na tamten moment wynosił 10-1, a podczas prezentacji w programie doliczano mu również dwie wygrane amatorskie walki, z najcenniejszym skalpem w osobie Mike’a Swicka, który w programie rywalizował w kategorii półciężkiej), tak Kos z bilansem 2-0 (plus dwie zwycięskie amatorskie potyczki) był raczej nowicjuszem.

koscheck1

Od początku udziału w TUF-ie Leben i Koscheck, delikatnie mówiąc, nie przepadali za sobą.

Chris Leben został szybko wybrany przez trenera Randy Couture’a, natomiast Koscheck trafił pod skrzydła Chucka Liddella. Obaj panowie od samego początku byli niespecjalnie lubiani przez grupę i o ile Josh szybko znalazł kompana w osobie Bobby’ego Southwortha, tak Chris był takim raczej samotnym jeźdźcem, niespecjalnie chcącym się integrować z grupą, no chyba że pod wpływem alkoholu, którego początkowo w domu nie brakowało.

Co się składało na tę niechęć? No cóż, Leben procentów w płynie niespecjalnie raczył odmawiać (podobnie jak narkotyków czy leków przeciwbólowych – oczywiście już nie w tufowskiej hacjendzie), a po wypiciu stawał się nieznośny. Namawianie wszystkich dookoła do spożywania alkoholu, wymyślanie przezwisk czy wyśmiewanie Diego Sancheza uprawiającego jogę zamiast wlewania w siebie hektolitrów różnych trunków brzmią niewinnie, ale budzenie innych w środku nocy, próby pijackich zapasów, podkradanie poduszek i walki nimi, w końcu sikanie na łóżko współmieszkańca raczej nie sprawiają, że ludzie dookoła pałają do kogoś miłością, choćby nie wiem jak zabawny był. Należy nadmienić, że pomimo zakazu, Chris opuścił teren budynku, aby wykonać telefon – zresztą szybko za swoje pijackie wybryki musiał się kajać.

Z kolei Josh, naturalny półśredni, który na potrzeby programu walczył w kategorii średniej, od samego początku upodobał sobie werbalne potyczki, atakując właściwie kogo tylko się dało, braki argumentów najczęściej kwitując sakramentalnym „whatever”. O niechęci do niego może świadczyć fakt, że każdy, nie wyłączając trenerów, zwracał się do niego per „Koscheck”.

https://www.youtube.com/watch?v=aFTY7lKxBao

Oczywiście, panowie od samego początku nie zapałali miłością do siebie nawzajem. Podczas tego TUF-a nie było tzw. „coach challenge”, tylko zawodnicy rywalizowali ze sobą po to, żeby móc wybierać, kto zawalczy jako następny. Leben mimo solidnej dawki przyjmowanych trunków prezentował się doskonale jako sportowiec, jako jedyny będąc w stanie podołać treningowi na bieżni. Dlatego też nie krył się z tym, że chce wygrać wyzwanie, po to aby walczyć z Koscheckiem, którego notabene również uważał za świetnego atletę. Znacznie gorsze zdanie miał o umiejętnościach strikerskich Josha, które, szczerze mówiąc, na ten moment nie powalały. W zasadzie to wyglądały niemalże tak, jak popisy Roberta Burneiki.

Po żmudnym treningu dorzucał prawego overhanda, bynajmniej nie na poziomie trenera Chucka czy, nie przymierzając, Joanny Jędrzejczyk, a raczej takiego króla festynu.

Wiadome było, że do wygrania programu trzeba pokonać wszystkich rywali, dlatego prędzej czy później drogi obu panów powinny się skrzyżować. Leben nie wątpił w zapaśnicze umiejętności Kosa, ale nie był pewny, czy nawet jeśli Koscheck go obali, to będzie wiedział, co robić.

https://www.youtube.com/watch?v=SnDEO5JIz0Y

The Crippler w międzyczasie darł koty ze Swickiem, który obiecywał, że się zrewanżuje (co niestety nie było mu już dane) za nokaut, którego doświadczył z jego rąk, zaznaczając, że chwilę przed KO Chris już ledwo stał na nogach, oszołomiony po ciosach, i wykorzystał moment nieuwagi Mike’a.

https://www.youtube.com/watch?v=pMq17TaVQyk

Napięcie pomiędzy wszystkimi domownikami zaczęło narastać i wtedy to Dana White zdecydował się zabrać zawodników do Hard Rock Cafe na obiad i parę drinków. Po ogłoszeniu tego atmosfera nieco się rozluźniła, przedstawiciele Teamu Couture i Teamu Liddell przytulali się niczym bracia, ale sielanka miała skończyć się wkrótce…

Rzecz jasna już przed wyjściem niektórzy z wojowników postanowili sobie zrobić mały before (tak, Leben był wśród nich), a po powrocie byli już zdrowo wstawieni (albo nieprzytomni jak Diego Sanchez). No i wtedy się zaczęło.. Leben pokłócił się o coś z Southworthem, z którym od samego niemalże początku trzymał się Josh. Wtedy to Bobby nazwał Chrisa „bękartem zostawionym przez ojca”, nawiązując do wydarzeń z dzieciństwa Lebena. To (oraz zapewne bąbelki po procentach) całkowicie wyprowadziło Cripplera z równowagi, bowiem ten się… rozpłakał. Koscheck wszystkiemu się tylko przysłuchiwał, niemniej jednak nie potępiał zachowania Southwortha jak większość domowników (a szczególnie Nate Quarry cieszący się naprawdę wielkim szacunkiem w zasadzie u każdego). Bobby został właściwie zmuszony do przeprosin, których Leben nie zaakceptował – mało tego, postanowił nocować poza domem, obawiając się kolejnych prowokacji, które z pewnością doprowadziłyby do bijatyki, a tego Chris wyjątkowo nie chciał – jak sam mówił, nie brał udziału w ulicznych bójkach. Z pomocą właśnie Quarry’ego rozłożył się na ogrodzie i tam postanowił spędzić resztę nocy. Tymczasem Bobby potwierdził nieszczerość przeprosin, wraz z Koscheckiem naśmiewając się z mentalnej niestabilności Lebena. Po przyjęciu sporej dawki procentów zaczęło im się jednak nudzić, a wrzucanie czegokolwiek, co znalazło się pod ręką, do basenu przestało im wystarczać. Wpadli więc na szatański pomysł zrobienia kawału Lebenowi. Ten już sobie smacznie spał, postanowili więc oblać go wodą. Tym razem to Kos był stroną aktywną, jako że trzymał węża ogrodowego. Taka pobudka, rzecz jasna, nie mogła spodobać się Chrisowi, który wpadł w amok, na szczęście jednak nie sprowokował bójki, tylko zaczął demolować dom, poczynając od szyb, kończąc na drzwiach od pokoju Forresta Griffina. Rozbijając szybę gołą pięścią, trzeba liczyć się z tym, że skóra może tego nie wytrzymać, tak też było i tym razem. W efekcie Leben skończył tę noc w szpitalu, wyzywając po drodze Southwortha i Koschecka i odgrażając się, że do domu TUF-a już nie wróci. Szczęśliwie, tylko zdarł skórę i nie potrzeba było szwów, bo w przeciwnym razie chyba faktycznie byłby zmuszony odejść z programu.

https://www.youtube.com/watch?v=fUWJ8pcWnw8

Naturalnie obok takiego incydentu nie można było przejść obojętnie, zawodnicy zostali „zaproszeni” na złożenie wyjaśnień, a potem Dana White z trenerami obejrzeli całe zajście na wideo. Można było się spodziewać, że cała trójka zamieszana w awanturę zostanie usunięta z show, ale na szczęście skończyło się inaczej. Otóż, zrezygnowano z wyzwania, nakazując Lebenowi walczyć z Koscheckiem, co wydawało się świetnym rozwiązaniem, szczególnie dla bardzo pewnego siebie Cripplera. Kos z kolei wyglądał na niezbyt zadowolonego z takiego obrotu sprawy, z pewnością czując ogromny respekt do ciężkich rąk Lebena. W każdym razie w wywiadach przed walką minę miał nieszczególną.

leben1

12 nokautów w karierze nie wzięło się z niczego, Leben ma czym przyłożyć.

W końcu doszło do upragnionego pojedynku. Walki tej nie polecałbym jednak komuś, kogo chcemy wkręcić w MMA. Dominacja zapaśnicza Koschecka nie podlegała dyskusji (podobnie jak w każdym innym starciu w show), niemniej jednak będąc z góry, nie robił absolutnie nic, co skutkowało niejednokrotnym podnoszeniu walki do stójki. Wydaje się, że aktywny z dołu Leben chciał zrobić więcej, by wygrać, jednak niemożność bronienia obaleń, wynikająca również z chęci urwania głowy rywalowi za wszelką cenę, skończyła się dla niego jednogłośną porażką skutkującą opuszczeniem programu. Chris nie mógł pogodzić się z porażką, twierdząc, że nic z tych obaleń przeciwnika nie wynikało (Janek Błachowicz z pewnością oglądał pierwszego TUF-a…), prawda była jednak taka, że miał wracać do domu, czego nie omieszkał mu przypomnieć Koscheck zaraz po walce. Sam Josh już przed walką mówił, że dla niego cel nr 1 to wyrzucenie z programu Lebena, nawet kosztem nudnej walki. Efektownością zresztą Kos nie zachwycał przez całe show. Leben po raz kolejny pokazał niestabilność emocjonalną, płacząc po walce, jakby świat mu się zawalił.

koscheck2

Koscheck podczas programu imponował zapasami, ale stójka i GnP w jego wykonaniu w tym czasie praktycznie nie istniały.

Wydawałoby się, że to koniec emocji jeśli chodzi o TUF-a, ale… Nate Quarry doznał paskudnej kontuzji nogi, a że mógł wybrać, którego uczestnika show chce przywrócić, nie namyślając się długo wybrał… tak, Lebena, z którym zdążył się zaprzyjaźnić. Miny Koschecka nie trzeba sobie wyobrażać – ani jemu, ani Southworthowi wcale nie podobał się powrót syna marnotrawnego.

Wszystko więc wskazywało na to, że wkrótce zobaczymy rewanż, tym bardziej, że dotychczas walczyli tylko przedstawiciele przeciwnych drużyn. Została jednak podjęta decyzja, że w finale będą rywalizować zawodnicy Randy’ego z fighterami Chucka, co wobec przewagi liczebnej średnich od Chucka w ilości 3:1 spowodowało, że Kenny Florian został wytransferowany do Kapitana Ameryki (któremu Koscheck nie szczędził cierpkich słów w związku z bronieniem Lebena), co oznaczało, że w półfinałach zawalczą Leben z maleńkim (naturalny lekki) Florianem oraz Koscheck z Sanchezem. To dalej dawało ogromne nadzieje na rewanż, ponieważ Kenny od początku był skazywany na porażkę, a każdy zdawał sobie sprawę, iż Sanchez nie będzie w stanie obalać Kosa, gdyż w owych czasach Diego nie był takim szalonym brawlerem jak dziś, ale zdawał się na to, że obalał rywala i zasypywał go gradem ciosów, tudzież szukał jego szyi bądź ręki. Tak więc planowo Chris miał ubić Floriana, a Josh przeleżeć Diego…

Na półfinały wprowadzono nową zasadę – otóż, walki zamiast dwóch rund jak dotychczas miały odbywać się na dystansie trzyrundowym. Jako pierwsi w szranki stanęli Leben i Florian. Wszystko wyglądało tak, jak powinno – Chris terroryzował oponenta potężnymi ciosami w stójce, jednak twardy Kenny przetrwał wszystkie te bomby, a pod koniec drugiej odsłony po raz pierwszy w życiu (ale nie ostatni) zrobił użytek z „nasty elbows”, którymi poorał twarz rywala (w jego wcześniejszych walkach łokcie nie były dozwolone) do tego stopnia, że walka została przerwana. Chris ponownie zalał się łzami, a Koscheck nie posiadał się z radości, że jego największy wróg wypada na stałe z domu TUF-a.

To kończyło beef w domu. Gwoli ścisłości należy dodać, iż Josh nie zdołał przeleżeć Diego, który swoją aktywnością z dołu ugrał splita (już wtedy cwaniak zapowiadał się w tej kwestii lepiej niż Ben Henderson) i Kos również nie znalazł się w finale. Ostatecznie wszyscy uczestnicy pierwszego odcinka dostali szansę pokazania się szerszej publiczności na gali TUF 1 Finale. Niestety, UFC nie zdecydowało się na zestawienie ze sobą dwóch największych rywali, którzy notabene oba pojedynki zakończyli zwycięsko i na dłuższy czas związali się z hegemonem MMA. Warte podkreślenia jest również to, że być może gdyby nie ten program i pokaz niesamowitego charakteru i serca w wykonaniu dwóch półciężkich finalistów w osobach Forresta Griffina i Stephana Bonnara, którzy dali jedną z lepszych walk w całej historii mieszanych sztuk walki, UFC nie byłoby dzisiaj tu, gdzie jest.

Po emisji programu wszyscy jego uczestnicy uzyskali ogromny rozgłos, cała Ameryka ekscytująca się MMA żałowała Lebena oraz nienawidziła Kosa i Southwortha. Lebenowi strasznie ta porażka (nie wliczana do profesjonalnego rekordu) wadziła, zresztą pierwsze pytanie zadawane przez ludzi po TUF-ie brzmiało mniej więcej tak: „kiedy rewanż z Koscheckiem?”. Pomimo szczerych chęci Cripplera, walki nie udało się zorganizować, Josh zszedł do niższej kategorii (według Lebena tylko po to, żeby uniknąć rewanżu) i mimo tego, że przy okazji UFC 138 Koscheck ogłaszał, że zawalczy w średniej z oponentem, którego wyzwał (któżby to mógł być?), a i Leben przed swą walką na UFC 162 z Andrewem Craigiem ogłaszał chęć do stoczenia pojedynku w catchweighcie, do starcia ostatecznie nigdy nie doszło.

Jeszcze jakiś czas temu szansa na oficjalne zakończenie beefu wydawały się być marne, gdyż Josh walczy, jak walczy (5 przegranych z rzędu), a Chris zawiesił rękawice na kołku. Tak się jednak składa, że obu fighterów zakontraktował Bellator, co – mimo różnicy wagi oraz prawdopodobnego pojedynku Kosa z Paulem Daley’em, z którym ma jeszcze niewyrównane rachunki – daje jeszcze niewielkie szanse na kontynuację konfliktu. Nawet mimo faktu, że Leben już tak bardzo tych niesnasek nie przeżywa, nie chcąc pozostać starym zrzędzącym frustratem.

……………….

Poprzednie części cyklu:

What’s beef #7 – Pele vs Silva
What’s beef #6 – Liddell vs Ortiz
What’s beef #5 – Rockhold vs Bisping
What’s beef #4 – Rousey vs Tate
What’s beef #3 – Chute Boxe vs Hammer House
What’s beef #2 – Lesnar vs Mir
What’s beef #1 – Marcello vs Bennett

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button