UFC

Warlley Alves przed walką z Kamaru Usmanem: „Rozerwę klincz i zdzielę go pięściami”

Warlley Alves opowiada o porażce z Bryanem Barbereną oraz zbliżającej się potyczce z Kamaru Usmanem na gali UFC Fight Night 100.

Przygodę z UFC rozpoczął od czterech zwycięstw, szybko stając się jednym z najbardziej obiecujących zawodników w kategorii półśredniej.

Jednak wówczas – na majowej gali UFC 198 w Rio de Janeiro – spotkał na swojej drodze gremialnie skreślanego Bryana Barberenę, dla którego matchmakerzy UFC przygotowali do odegrania rolę mięsa armatniego, coby brazylijska gawiedź zgromadzona na trybunach miał trochę radości.

Amerykanin nie podołał jednak aktorskiemu wyzwaniu i niespodziewanie wypunktował Alvesa, fundując mu pierwszą porażkę w zawodowej karierze.

Nigdy nie pogodziłem się z tą przegraną.

– powiedział Brazylijczyk podczas spotkania z brazylijskimi mediami (za MMAJunkie.com).

Zawsze wyznawałem filozofię, wedle której porażka jest jedynie wypadkiem przy pracy. Opuszczasz dom, idąc zwykłego dnia do pracy i gdy nagle rozbijasz samochód albo zostajesz potrącony, to jest czymś nieoczekiwanym. Nie oczekiwałem, że przegram w ten sposób. Nie zostałem znokautowany, nie zostałem poddany.

Barberena zasłużył na wygraną, nie mogę temu zaprzeczyć. Ale naprawdę mnie to zabolało. Rozbudziło to we mnie stronę, o której nie wiedziałem, że ją posiadam. Dam z siebie wszystko, aby to się więcej nie powtórzyło. Nigdy w swoim życiu nie trenowałem tak ciężko, jak trenuję pod tego gościa.

Tym gościem jest obecnie specjalizujący się w bojach zapaśniczych Kamaru Usman, z którym Alves skrzyżuje rękawice 19 listopada na gali UFC Fight Night 100 w Sao Paulo.

Kamaru to bardzo twardy gość. All-American.

– powiedział 25-latek.

Jego styl jest całkowicie odmienny od mojego. Lubi cały czas klinczować, a ja nie jestem w tym stylu – rozerwę klincz i zdzielę go pięściami. Lubię uderzać ludzi. Kurczowe uczepianie się kogoś to nie mój styl. Będzie bójka. Wiem, że ciężko trenuje, ale ja też ciężko trenuję, a Bóg da zwycięstwo temu, kto na to bardziej zasługuje – a powtarzam, trenuję bardzo ciężko.

Gdy byłem dzieciakiem, co przecież nie było zbyt dawno, oglądałem PRIDE i zawsze lubiłem oglądać prawdziwe bójki. Nie lubię wyrachowanych walk, lubię bójki, bo na nich się wychowałem. Uważam też, że to niesprawiedliwe wobec płacącego fana, aby oglądał dwóch macających się gości. Chcę dać z siebie wszystko i dać prawdziwe widowisko.

Reprezentant X-Gym nie ukrywa, że ma bardzo miłe wspomnienia związane z walką w Sao Paulo. Właśnie tam bowiem zadebiutował pod banderą UFC, dusząc Marcio Alexandre i w ten sposób zwyciężając brazylijskiego The Ultimate Fighter.

Dzięki temu kupiłem mieszkanie, samochód i mogę myśleć tylko o treningu. Nie muszę pracować, aby opłacać rachunki – nie jestem milionerem, ale nie muszę pracować, aby móc trenować. Moją pracą jest trening.

– przyznał Alves.

Wiem, że nadal jest mnóstwo pracy do wykonania. Jestem bardzo ambitny. Będę mistrzem UFC. Będę miał pas. Wiem, że Bóg przechowuje go dla mnie. Wiem, że jest tam to, co należy do mnie. Muszę ciężko pracować i na tym się skupiam.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button