KSWMMA AttackPolskie MMA

Krajobraz po bitwie

MMA Attack - Pro Fight

MMA Attack powoli acz nieubłaganie dryfuje w kierunku przepaści i pomimo tego, że nadzieja umiera ostatnia, to raczej w kategoriach cudu należałoby rozpatrywać pojawienie się inwestora zainteresowanego odbudową marki. Jeśli takowy się nie znajdzie, kto przygarnie sieroty po MMA Attack? Kto wypełni lukę na polskim rynku mieszanych sztuk walki powstałą na skutek domniemanych ciemnych interesów byłego zbawcy polskiego MMA – Dariusza Ch.?

Czy ktoś jest w stanie uszczknąć kawałek tortu dla siebie, odrobinę temperując apetyty KSW – polskiego hegemona mieszanych sztuk walki? Chętnych jest kilku, ale wydaje się, że jeśli MMA Attack nie powstanie niczym Feniks z popiołów, to na czoło stawki w walce o schedę po organizacji Dariusza Ch., przynajmniej biorąc pod uwagę oczekiwania konserwatywnych, tak ich nazwijmy, fanów MMA, wysuwa się Pro Fight – jedna z najciekawszych organizacji mieszanych sztuk walki w Polsce.

Polscy fani znają Pro Fight od dawna, bo organizacja ta istnieje już od 2007 roku, a na jej galach występowali tak uznani obecnie zawodnicy jak chociażby Damian Grabowski, Michał Materla, Marcin Held czy z zagranicznych – Vyacheslav Vasilevsky. Nie będziemy jednak w tym miejscu szczegółowo analizować kto, kiedy i dlaczego stworzył Pro Fight, bo nie to jest celem niniejszych rozważań. Czytelników spragnionych dodatkowych informacji na temat historii i kulisów powstania Pro Fight odsyłam do ichniejszej strony internetowej – www.pro-fight-mma.pl

Profesjonalnie i z przytupem

Ostatnimi czasy o organizacji Romana Siwka jest głośno nie tylko dlatego, że wielkimi krokami nadchodzi kolejna gala Pro Fight, ale przede wszystkim dlatego, że po pierwsze: przepisy zezwalają na stosowanie łokci oraz legendarnych tzw. stompów i soccer kicków przywołujących wspomnienia z Pride; po drugie: gala odbędzie się na stadionie, co w polskich warunkach stanowi absolutne novum; po trzecie (choć dla fanów jest to prawdopodobnie najistotniejsze): karta walk wespół z profesjonalnym podejściem zakładającym pojedynki na dystansie 3×5 minut robią bardzo dobre wrażenie. Na pewnym poziomie sport i biznes wzajemnie mocno się przenikają, ale w przypadku organizatorów Pro Fight wyraźnie dostrzec można, iż aspekt sportowy zawsze stawiają na pierwszym miejscu. Biorąc pod uwagę, że organizacja MMA Attack swój dynamiczny rozwój po części zawdzięczała także zestawianiu freak-fightów, trzeba odnotować, że Pro Fight przyjął zdecydowanie bardziej konserwatywne podejście w tym obszarze i zdaje się nie podążać za maksymą mówiącą, że cel uświęca środki. Mamy nadzieję, że po kilku latach fakt, że np. na galach Pro Fight nie było tzw. freak fightów zostanie doceniony nie tylko przez fanów MMA, ale także przez wszystkie osoby, które cenią sobie prawdziwe, sportowe widowisko sztuk walki – wyjaśnia rzecznik organizacji Paweł Najmowicz. – Co oczywiście przełoży się na większe zainteresowanie naszymi galami.

Stawianie na aspekt sportowy ponad marketingowym musi budzić szacunek – bez względu na to, czy wynika ze szlachetnych pobudek czy też faktu, że potencjalni 'walczący celebryci’ garną się raczej do KSW. Tym niemniej, warto się być może zastanowić, czy w długofalowej perspektywie jednak rozsądniejszym wyborem nie byłoby odejście na jedną czy dwie gale od wzniosłych założeń i wpuszczenie do klatki jakiejś medialnej postaci, która pozwoliłaby znacznie wzmocnić rozpoznawalność marki Pro Fight wśród niedzielnych widzów. Niewykluczone, że stawianie na wartość sportową widowisk również w końcu doprowadzi organizację do założonych celów, ale droga, która do tego prowadzi, będzie niewątpliwie długa, kręta i wyboista. Odstawienie na chwilę wzniosłych ideałów mogłoby ją znacznie skrócić, choć, niewątpliwie, również obarczone byłoby pewnym ryzykiem.

Bez TV ani rusz

Kluczowe wydaje się pozyskanie partnera telewizyjnego – bez wsparcia medialnego z prawdziwego zdarzenia, które zapewnić może jedynie telewizja, pewnego poziomu rozpoznawalności zwyczajnie się nie przeskoczy. Przygoda MMA Attack ze stacją Polsat dobitnie pokazała, że Marian Kmita widzi u siebie miejsce na drugą, obok KSW, dużą organizację mieszanych sztuk walki. Najbliższa gala Pro Fight 7 nie będzie jednak transmitowana na żywo na żadnym kanale. Retransmisję zobaczymy za to w Canal+ Sport. Tym niemniej właściciele cały czas toczą rozmowy w sprawie ewentualnej transmisji live kolejnych wydarzeń z cyklu Pro Fight. Są duże szanse, że już następna odsłona będzie transmitowana na żywo, ale najpierw zobaczmy, jak się potoczy nasza najbliższa gala – mówi rzecznik prasowy Pro Fight.

Innym istotnym czynnikiem budowania organizacji MMA o dużych ambicjach, do której bez wątpienia aspiruje Pro Fight, jest gwarancja ciągłości jej istnienia – tj. nieuzależnianie organizacji kolejnych gal od wyników najbliższej. W tym aspekcie Pro Fight Romana Siwka powoli zdaje się wychodzić na prostą. Plany odnośnie kolejnej gali już są, natomiast wiadomo, że duży wpływ będzie miał wynik gali Pro Fight 7. – mówi rzecznik Pro Fight. Nie mniej ważną kwestią w przypadku długofalowych planów pozostaje sprawa kontraktów, jakie organizacja zawiera z zawodnikami. Podpisywane kontrakty to sprawa indywidualna. Natomiast żadne z kontraktów nie są podpisywane na wyłączność. Nawet jeśli zawodnik podpisuje kontrakt na dwie walki, może walczyć w międzyczasie na innych galach, także w Polsce. Jedynie ograniczamy zakres czasowy przed galą w czasie którego zawodnik nie może takich toczyć walk ze względu na obawę przed możliwą kontuzją – wyjaśnia Paweł Najmowicz.

Złe miłego początki?

Niewątpliwie obniżka cen biletów na Pro Fight 7 aż o 50% nie zwiastuje oszałamiającego sukcesu temu wydarzeniu, przynajmniej od strony finansowej – najwyraźniej liczba chętnych jest niższa od poziomu, który zakładali organizatorzy. Wydaje się również, że wybór mało znanej miejscowości na galę nie był jednak najlepszym pomysłem – nawet pomimo tego, że prawdopodobnie dzięki temu udało się mocno ograniczyć koszty organizacyjne (w Barlinku działa firma Romana Siwka). Okres wakacyjny także raczej nie będzie sprzyjał dużej frekwencji. Tym niemniej, wszystko okaże się 28 lipca i po tym dniu z całą pewnością będzie nam znacznie łatwiej odpowiedzieć na pytanie, czy Pro Fight w najbliższym czasie będzie w stanie zająć miejsce okupowane dotychczas przez MMA Attack – a zatem szeroko rozpoznawalnej organizacji mieszanych sztuk walki o wysokim poziomie profesjonalizmu, która aspekty rywalizacji sportowej stawia na eksponowanym miejscu.

Swego czasu w jednym z wywiadów współwłaścicieli KSW Martin Lewandowski nieco emocjonalnie i mocno krytycznie, delikatnie rzecz ujmując, wypowiedział się o Pro Fight w kontekście organizacji gali MMA na stadionie piłkarskim. Jak pamiętamy z wielu wypowiedzi włodarzy KSW, denerwują się oni na ogół wtedy, gdy ktoś lub coś im zagraża – było tak chociażby w przypadku rozmów na temat MMA Attack. Czy oznacza to, że Kawulski i Lewandowski już teraz widzą w Pro Fight poważnego konkurenta o palmę pierwszeństwa na polskiej scenie mieszanych sztuk wali? Wątpliwe. Jest na to zdecydowanie za wcześnie, ale emocje wkradające się w wypowiedzi właścicieli Konfrontacji przy okazji rozmów o Pro Fight nie są złym zwiastunem dla organizacji Romana Siwka.

Łańcuch pokarmowy światowego MMA

Należy bez wątpienia oddać Konfrontacji Sztuk Walki, że fantastycznie wypromowali swoją markę, jak i – co znacznie ważniejsze – mieszane sztuki walki w Polsce. Ich zasług nie sposób nie docenić bez względu na to, jakimi motywami się kierowali i jak bardzo nieudolnie prowadzą swoją organizacją od pewnego czasu. Chapeau bas! KSW powoli ale nieubłaganie dociera jednak do punktu w swoim rozwoju, którego nie będzie w stanie przeskoczyć. KSW UFC Rolą KSW nie jest rywalizacja z UFC, bo każdy na wpół choćby rozgarnięty fan mieszanych sztuk walki w Polsce wie, że nie jest to możliwe – bez względu na to, jakich to makagigów nie wymyśli Maciej Kawulski, żeby przekonać lud, iż jest inaczej.

Konserwatywni fani MMA w Polsce oczekują, że najlepsi zawodnicy KSW będą mieli możliwość konfrontowania się z najlepszymi zawodnikami na świecie – a ci znajdują się w UFC i przez co najmniej kilka najbliższych lat sytuacja ta nie ulegnie zmianie. Stety lub niestety w światowym łańcuchu pokarmowym mieszanych sztuk walki, na którego szczycie rezyduje UFC, KSW – obok kilku innych organizacji – pełni rolę dostawcy i, w mniejszym stopniu, kuźni talentów dla światowego giganta. Wyraźnie się przed tym wzbraniając – o czym może przekonywać opera mydlana pod tytułem „Mamed w UFC” czy też fakt, że taki zawodnik jak Jan Błachowicz nadal nie jest nawet blisko organizacji braci Fertitta, Dany White’a i Flash Entertainment – KSW próbuje przesunąć się w tymże łańcuchu na wyższy poziom. Nie jest to możliwe. Jeśli Mamed Khalidov zostanie ostatecznie w Konfrontacji, to niewątpliwie będzie to poważną, kolejną, rysą na jej wizerunku w oczach co bardziej zagorzałych polskich fanów – trudno sobie bowiem wyobrazić, by jego walki z emerytami czy też zawodnikami, którzy nie poradzili sobie w amerykańskiej organizacji (tzw. weteranami UFC), kogokolwiek – może poza zmanipulowanym motłochem słabo zorientowanym w realiach – jeszcze elektryzowały. Może się wydawać, że KSW wcale nie potrzebuje wsparcia fanów, bo do realizacji swoich celów wystarczy im wsparcie „Kowalskiego” – ale i on w końcu zacznie orientować się lepiej w nie do końca meandrycznych realiach polskiego MMA. Dojdzie do przesilenia, dodatkowo spotęgowanego fatalnymi decyzjami Kawulskiego i Lewandowskiego odnośnie aspektów stricte sportowych prowadzenia swojej organizacji – by wymienić choćby ostatnie kompletnie chybione zestawienie Borysa Mańkowskiego z Rafałem Moksem czy też nachalne promowanie Marcina Różalskiego, który poza solidnym wyszczekaniem nie ma wiele do zaoferowania.

Jak ma się do tego wszystkiego Pro Fight i inne organizacje, które być może w przyszłości chciałyby podjąć rękawicę w rywalizacji z KSW? Kawulski i Lewandowski ostentacyjnie okazują dezaprobatę wobec wielu oczekiwań fanów MMA w Polsce, czego flagowy przykład stanowi archaiczne trwanie przy pojedynkach 2×5 minut. Abstrahując od tego, że galom KSW nie można odmówić jakości sportowej (wszak biją się tam najlepsi/jedni z najlepszy w Polsce), stwierdzić trzeba, że aspekt dobrego show góruje ponad wszystkimi innymi. Fani nie są w stanie tego zmienić. Wydaje się, że jedyną szansą na to, by włodarze KSW choć odrobinę zmodyfikowali swoje podejście w stosunku do oczekiwań polskich pasjonatów MMA oraz przesunęli nieco środek ciężkości przy swoich galach z walorów medialnych na walory sportowe, jest pojawienie się konkurencji z prawdziwego zdarzenia, która zacznie mocno deptać po plecach duetowi z KSW. Jeśli owa konkurencja będzie w stanie zbliżyć się do KSW dzięki eksponowaniu przede wszystkim aspektów sportowych, do czego Pro Fight aspiruje, to istnieje cień szansy i nadziei, że i Kawulski z Lewandowskim doprowadzą do pewnego przewartościowania wartości w swojej organizacji.

Powiązane artykuły

Komentarze: 8

  1. Co do poziomu sportowego KSW to wcale nie jest tak dobrze. Wystarczy popatrzeć na HW. Jedyny sensowny zawodnik to Karol Bedorf. Swego czasu przewinął się tam także Damian Omielańczuk. I to tyle. Grabowski, Kita, Włodarek czy Celiński to zupełnie inna liga, niż Różal, czy Pudzian. Dodatkowo brak Helda, czy Drwala, też robi swoje. Mówić, że walczą tam najlepsi Polacy, to troszkę na wyrost.

  2. Ten niespełna rok pokazał nam jak na polskim rynku potrzebna jest silna konkurencja dla KSW.

    Kolejny świetny tekst Naiver. Nie spodziewałem się, że poza MMARocks znajdę tyle wartościowej lektury. Szkoda, że nie łączycie sił pod wspólnym szyldem, bo jedyne czego brakuje Twoim pracom to popularności, czego Ci życzę (chociaż będzie chyba wtedy trzeba wyłączyć możliwość komentowania :P).

    Powodzenia i czekam z niecierpliwością na więcej.

  3. Dzięki za miłe słowa, Lutek147. Myślę, że popularność przyjdzie z czasem. Wsparcie dużego portalu na pewno by to przyspieszyło, ale organiczna praca u podstaw też powinna przynieść po jakimś czasie rezultaty.

Dodaj komentarz

Back to top button