KSWMamed KhalidovPolskie MMAUFC

Negocjatorzy

Poniższa historia prawdopodobnie nigdy się nie wydarzyła. Zbieżność imion, nazwisk, pseudonimów i opisanych wydarzeń jest przypadkowa.

– Łooooo! – wykrzyczał z ekstazą Jurczyński. Miał taki nawyk, że w przypływie największych emocji zawsze starał się obniżać tonację głosu, nadając mu zarazem odrobiny takiej chropowatości, jakiej można się spodziewać po archetypie faceta, który od kilku godzin nie daje wytchnienia swoim strunom głosowym.
– Nokaut wieczoru! – zawtórował mu błyskawicznie Jonasz, starając się przekrzyczeć szalejącą publiczność. Nie było to proste, bowiem na widowni zapanowało istne szaleństwo, na które składały się okrzyki, piski i oklaski połączone z bliżej nieokreślonymi odgłosami, jakie zawsze wydaje podekscytowany tłum w chwilach euforii.

Kilka minut później sprawca całego tego szaleństwa, które opanowało halę, niejaki Chamed w wywiadzie po kolejnej ekspresowej wiktorii zaskoczył, wydaje się, wszystkich poza samym sobą. A może i siebie również?
– Wyrażam teraz wielką chęć spróbowania się za oceanem. – rozpoczął pewnym głosem – W KFC. Pragnę tego.
„Kurwa.” – przemknęło lotem błyskawicy przez głowę Hajsowi.
„Kurwa!” – nic więcej nie były w stanie spłodzić zwoje mózgowe Levego.
„Kurwa?” – zaniepokoił się nawet Basta.

***

  Tymczasem w wytwornym salonie Podeszwy panował delikatny półmrok, rozświetlany tylko migawkami z ogromnego telewizora zawieszonego dwa metry nad dębową podłogą. Podeszwa był sam. Lubił w ciszy i spokoju oglądać gale mieszanych sztuk walki, mógł wtedy spokojnie wszystko analizować. Usłyszawszy wypowiedź Chameda, rozpostarł się wygodniej w swoim fotelu, a na jego twarzy zagościł ledwie dostrzegalny uśmiech. Niespiesznie sięgnął po stojący opodal kieliszek Cheval Blanc i lekko się zadumał.

***

– Chamed, co ty odwalasz?! – nie mógł opanować nerwów Levy. – My ci, kurwa, nieba uchylamy, jesteś teraz znany w całej Polsce, każdy gówniarz cię rozpoznaje, każda zakichana gosposia domowa! Władowaliśmy w ciebie kupę kasy, latasz po Wojewódzkich i Majewskich, jakbyś chciał, to by cię pewnie i na posła wybrali! A ty nam przy wszystkich taki numer odpierdalasz! Ja pierdolę!
– Levy, spokojnie – próbował zapanować nad rozdygotanym kolegą Hajs. – Stało się, pogadajmy normalnie. Chamed, słuchaj, no przecież mogłeś z nami pogadać wcześniej, mogliśmy to jakoś inaczej załatwić, żeby wszyscy na tym skorzystali, nie trzeba było przed siedmioma milionami Polaków..
– Mówią, że były cztery… – nieśmiało wtrącił Levy, który jednak nadal nie mógł opanować drżenia rąk. Hajs spojrzał na niego wymownie, a wyraz jego twarzy jasno dał do zrozumienia koledze, że pora na chwile zamilknąć.
– No, więc nie trzeba było przed pięcioma milionami Polaków odwalać takiej szopki. Znamy się tyle lat, przecież wiesz, że zawsze byliśmy z tobą – kontynuował Hajs. – Ufamy sobie przecież, w trudnych chwilach zawsze byliśmy razem. Mogliśmy to jakoś omówić, pogadać z Marianem, przecież byśmy się na pewno dogadali.
Tutaj urwał, ale widząc, że Chamed nie kwapi się z odpowiedzią, kontynuował.
– No, kurwa, zawsze się przecież dogadywaliśmy! A teraz Levy znów będzie musiał w mediach pierdolić głupoty, zaraz się jeden z drugim dojebie, że my menadżery, my właściciele, jak to tak, srak to. Ja wiem, że emocje, że ciągle słuchasz tego pierdolenia o KFC, że każdy domorosły ekspert truje ci tym bez przerwy dupę, no, ale, jak mówię, mogliśmy spotkać się, pogadać. A teraz postawiłeś nas w trudnej sytuacji. Tak się nie robi, Chamed. Nie wbija się przyjaciołom noża w plecy. Przecież jak chcesz więcej hajsu, to się dogadamy, to nie problem, dogadamy się.
Chamed odrobinę się zmieszał. Milczał. Dopiero teraz docierało do niego, że być może mógł powściągnąć emocje po walce i nie wyskakiwać z tym KFC na wizji. Przemowa Hajsa zrobiła na nim wrażenie. Hajs zawsze miał gadane. Podobno już w przedszkolu wyróżniał się ponadprzeciętną elokwencją. Co prawda na ogół kompletnie mylił fakty, ale kwiecistą mową nadrabiał zakłamywanie rzeczywistości. Wróżono mu karierę polityka. Nie wyszło. Ale nie narzeka, jest dobrze.
– Chłopaki, sorry, pogadamy jutro – uciął niespodziewanie całą dyskusję Chamed. Zanim Hajs i Levy zdążyli coś powiedzieć, drzwi zatrzasnęły się za Chamedem. Zostali sami. Obcy sobie ludzie, których połączyła ta sama pasja. Pasja do mieszanych sztuk walki i nie tylko. W tym momencie jednak atmosfera była tak gęsta, że można by ją pokroić na kawałki, gdyby któremuś z naszych bohaterów akurat przyszło to do głowy.
– Levy, słuchaj – rozpoczął Hajs. – jesteśmy w czarnej dupie, ale nie z takich opresji wychodziliśmy obronną ręką. Daliśmy radę z Magim, to i tutaj ogarniemy sprawę. Spokojnie, nie denerwuj się. Trzeba działać roztropnie. Po pierwsze – media. Opowiadaj te swoje historyjki, że my dla Chameda to wszystko zrobimy, że konflikt interesów może i jest, ale.. i tu wymyśl coś, zamotaj, zmień temat, coś o profesjonalizmie, cokolwiek. Dasz sobie radę. Kupią to. Po drugie – trzeba jednak będzie odbębnić te formułki, jesteśmy jego menadżerami, coś tam trzeba temu niewdzięcznikowi pokazać, że się staramy, że rozmawiamy, więc trzeba będzie się skontaktować z tym kurduplem Salwą. Masz jakiś numer do niego?
– A skąd…
– No, to słuchaj, trzeba zdobyć. Może jest na stronie KFC, poszukaj. Ktoś w Polsce na pewno ma do niego numer, może ten, Jabłuszko? Albo maila chociaż.
– Dobra… – Levy był wyczerpany całą sytuacją, chciał, żeby ta rozmowa już się skończyła.
– Po trzecie – kontynuował Hajs – orientujesz się, ile tam zawodnicy w tym KFC zarabiają?
– Nie do końca. Nie.
– Trzeba się dowiedzieć. Ten kurdupel ci na pewno nie powie, ale czytałem na MMAFox, że podobno podają po galach, ile hajsu wypłacili zawodnikom, więc trzeba to jakoś pozbierać, może ci pomoże Lemon, poproś go, powiedz, że jest sprawa taka i taka i może to jakoś zbierze do kupy. Bo tak to cholera wie, o jakim hajsie w ogóle gadamy.
Levy skinął tylko głową, nie miał już sił, żeby cokolwiek odpowiedzieć. Widząc to, jego przyjaciel nie ciągnął dalej dyskusji.
– Ja pogadam z Marianem, na pewno będzie zjebka, ale może da się to jakoś jeszcze poukładać, może coś wymyśli.. Dobra, starczy na dzisiaj, nie łam się. – rzucił na zakończenie Hajs, uściskał serdecznie Levego i wyszedł. Zdawał sobie bowiem doskonale sprawę, że w chwilach takich jak ta należy działać ostrożnie i nie dać emocjom zapanować nad chłodnymi kalkulacjami.

***

  Poranek był rześki i słoneczny. Pojedyncze chmury pędzące po niebie tylko od czasu do czasu przesłaniały słońce, w którym skąpana była cała ulica Nowy Świat. Tu i ówdzie jeszcze więcej uroku całej scenerii dodawały smukłe i ponętne nogi niewiast śpieszących do swoich szefów, mężów i kochanków.
Hajs siedział w restauracji Nowy Wspaniały Świat. Lubił to miejsce. Zawsze udawał się tutaj, gdy pojawiały się problemy i musiał na spokojnie poukładać kotłujące się w jego głowie myśli. Zamawiał wtedy na ogół wodę i wolno ją sączył. Nie inaczej było tym razem.
Hajs wyciągnął smartfona z kieszeni marynarki – nowy model. Lubił być na bieżąco z najnowszymi technologiami. Gdy na tapecie zobaczył logo najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki w Europie, a może i na świecie, lekki uśmiech na moment zagościł na jego zadumanym licu. Szybko się jednak otrząsnął. Wybrał numer.
– Marian, Hajs z tej strony, słuchaj..
– Ty posłuchaj – przerwał mu Marian głosem nie znoszącym sprzeciwu. – Nie mam czasu na wasze zabawy w kotka i myszkę z Chamedem. Zaraz wjeżdzamy z PPV i on zostaje z nami. Gówno mnie obchodzi, jak to załatwicie, ale on zostaje. Jak chce więcej kasy, to mu daj ze swojej działki. A jak ci nie starczy, to daj znać, ile brakuje. Czekam na telefon wieczorem.
Hajs wiedział, że tak będzie, wiedział, że Marian nie będzie zadowolony. Spodziewał się bury od “szefa”, jak od czasu do czasu nazywał Mariana. Po takich rozmowach jak ta, Hajs zawsze miał ochotę się zbuntować, postawić Marianowi, wygarnąć wszystkie ustępstwa, na jakie poszedł w trakcie ich kilkuletniej współpracy. Pokazać mu, że bez niego, Hajsa, stacja Mariana miałaby znacznie mniejszy prestiż, że jakiekolwiek plany PPV należałoby odstawić na wiele lat na półkę. Najbardziej jednak denerwowało Hajsa, że Marian niedawno zakazał mu odsądzać od czci i wiary konkurencję – było to bowiem jedno z ulubionych zajęć Hajsa, sprawiało mu nie lada satysfakcję, gdy używając wymyślnych porównań, równał organizację Podszewy z błotem. Był pewien, że kiedyś ten dzień nastąpi, że kiedyś stanie przed Marianem i wykrzyczy mu prosto w twarz wszystkie emocje, które od wielu lat tłumił w sobie, wszystkie cierpienia, których doznawał, godząc się na wszelkie zachcianki „szefa”. Ale nie teraz, jeszcze nie teraz.

***

  Levy rozciągnął się na swoim fotelu. Czuł, że dobrze wykonał swoją pracę. Na kolanach trzymał iPada. Jeszcze raz rzucił okiem na maila, którego właśnie skończył pisać.
“Dear Sir, my name is Levy, I represent the client who is Chamed. He is very good fighter of MMA. He wins all the fights and he is ranked 10 place on the ranking fightmatrix. He is very tough and very effective and won all his fights. On YouBube you can see his recent fights. If you want to take him, let me know what is your offer. I checked the salaries of your fighters MMA and I have my suggestions but maybe you could propose me something. Chamed has very rich sponsors in Poland. I am also interested in copromotion KFC events with our company, at least in Europa. Regards, Levy”.
Brzmiało dobrze. Levy kliknął “Wyślij”, zamknął zakładkę Boogle Translatora i odstawił Jabłuszko na biurko. Zawsze był fanem amerykańskiej kultury i ichniejszej myśli technologicznej. Starał się z tym nie obnosić, ale czasami w deszczowe, jesienne wieczory, gdy za oknami wiatr namiętnie batożył nagie, bezlistne drzewa, siadał w swoim fotelu, zamykał oczy i wyobrażał sobie, że jest Amerykaninem. To było jego katharsis.

***

– Trochę zjebałeś tego maila, Levy. – rzekł Hajs, wchodząc do apartamentu przyjaciela. – Ale nie martw się, nie ma tego złego! Zobaczymy, co kurdupel odpisze.
– Co było nie tak w tym mailu? – zapytał urażony Levy. Jako się rzekło, był bowiem z jego treści bardzo zadowolony. Włożył weń sporo pracy i taka uwaga kolegi nieco go zasmuciła.
– Dobra, nieważne, jest ok – uciął Hajs. – Słuchaj, rozmawiałem z Marianem i z Chamedem, ale po kolei. Chamedowi trochę głupio było, przyznał, że niezłą szopkę odjebał. No, ale nic, co nas nie zabije, to nas wzmocni. Gadają o nas i to się liczy. W każdym razie Chamed chyba żartował z tym KFC. Wydaje mi się, że chodzi tylko o kasę. Trochę się wkurwił, jak wyszło, ile odpalamy Terminatorowi i po prostu w emocjach po walce wypalił z tym KFC, żeby nas przycisnąć. Ale jak najbardziej chce dalej walczyć u nas, tylko zera muszą się zgadzać. Słuchaj, co do tej listy od Lemona, ty wiedziałeś, że Misping taki hajs trzepie w KFC?
– Misping?
– Levy, kurwa, nie przestajesz mnie zadziwiać. Siedzisz w tym biznesie tyle lat i nie wiesz, co się wokół ciebie dzieje.. Fighter brytyjski, poziom Chameda mniej więcej, w cholerę zarabia, a jest niżej w rankingach – ciągnął dalej Hajs. – Mniejsza z tym. No, więc Chamed chce dwie stówy od nas a od tamtych po trzydzieści. Tak, wiem, wiem, powściągnij emocje. Trzeba będzie trochę zacisnąć pasa, ale głowa do góry, Marian się dołoży.
– Jak to?
– Ma trochę udziałów w jednej spółce, dorzuci się do sponsoringu na kolejnej gali, jest już po słowie z prezesem. Nie za darmo, wiadomo, ma kilka warunków. Upiera się przy tym cholernym PPV na następnej gali i chce mieć większy wpływ na kilka innych aspektów. Chamed ma przestać latać do TWN i takie tam.
– No tak – zafrasował się Levy.
– W każdym razie nie jest źle, jest szum, coś się dzieje, już się do mnie gryzipiórki dobijają, proszą o wywiady, kręci się, czołówki będą nasze. Jak skołujemy hajs dla Chameda, to można to dobrze rozegrać w mediach.
Levy chciał coś powiedzieć, ale gdy już otwierał usta, zadzwonił jego telefon.
– Salwa.. – wymamrotał. – Hajs, odbierzesz?
– Dawaj..
Hajs przyłożył słuchawkę do ucha i przeniósł się do pokoju gościnnego obok. Levy został sam. Niecierpliwie przechadzał się z jednego kąta w drugi, oczekując na wynik rozmowy przyjaciela. Wreszcie po kilku minutach, które dla Levego trwały całą wieczność, wrócił Hajs.
– Dwadzieścia na dwadzieścia i ani centa więcej.. – rzekł z błyskiem w oku. – Znasz dobrego informatyka?

Powiązane artykuły

Komentarze: 17

  1. „Hajs zawsze miał gadane. Podobno już w przedszkolu wyróżniał się ponadprzeciętną elokwencją. Co prawda na ogół kompletnie mylił fakty, ale kwiecistą mową nadrabiał zakłamywanie rzeczywistości. Wróżono mu karierę polityka. Nie wyszło. Ale nie narzeka, jest dobrze.”

    Ten fragment mnie zmiażdżył. Nie mogłeś tego lepiej ująć. Mam pytanie, mogę sobie to wrzucić na sygnaturę na Rocksach?

    Co do samego tekstu – genialny. Oby takich więcej, kąśliwych i trafnie ukazujących cechy charakterologiczne naszych „bohaterów”. Brawo i jeszcze raz brawo, czekam na dalszy ciąg. :)

  2. Dzięki, panowie, za ciepłe słowa. Druga część być może powstanie, jeśli będzie więcej materiału.

    Kolejny tekst powinien ukazać się w weekend, ale raczej nie będzie już z gatunku satyrycznych.

    Pozdrowienia

  3. Niesamowicie trafne spostrzeżenia, co ciekawe bardzo zbliżone do mojego postrzegania MMA-rzeczywistości…nie mogę się doczekać następnych linijek do poczytania. Dwa mocno już nieświeże kurczaki z KFC zapewne miały dzień „pod gore” po lekturze powyższego artykułu :))) Szkoda tylko, że Chamed dostaje po uszach…

Dodaj komentarz

Back to top button