UFCZapowiedzi gal UFC

Przed burzą – UFC 172, Jones vs Teixeira

KARTA GŁÓWNA

205 lbs: Phil Davis vs Anthony Johnson

Phil Davis (12-1, 8-1 UFC), który jedyną w karierze porażkę poniósł w starciu z Rashadem Evansem pewnie zmierza po walkę o pas mistrzowski kategorii półciężkiej, rozpoczynając już jakiś czas temu tyradę przeciwko panującemu mistrzowi Jonowi Jonesowi. Najpierw musi jednak pokonać powracającego do UFC Anthony’ego Johnsona (16-4, 7-4 UFC).

Davis nie dysponuje mocą ani w swoich rękach, ani w nogach. Można by nawet rzec, że jest drugim Michaelem Bispingiem czy Jakiem Shieldsem, którzy w tym elemencie, delikatnie rzecz ujmując, nie zachwycają. Mr. Wonderful do perfekcji za to opanował bezpieczną walkę w stójce, korzystając z bardzo dobrych warunków fizycznych, by dzięki kopnięciom i pojedynczym prostym pozostawać poza zasięgiem rywali. Jeśli skraca dystans, oznacza to, że idzie po obalenie. W momencie, gdy kładzie rywali na plecach, zaczyna się prawdziwa zabawa, bo Phil to jeden z najlepszych grapplerów w dywizji półciężkiej UFC, dysponując pokaźnym i efektownym arsenałem technik kończących, zwłaszcza duszeń.

Asekurancki do granic możliwości styl walki Davisa w płaszczyźnie kickbokserskiej powinien dobrze komponować się z potężną mocą drzemiącą w rękach i nogach Anthony’ego Johnsona – Mr. Wonderful jak mało kto, potrafi unikać ciosów wszelakich, a zwłaszcza obszernych i mocnych. Tym bardziej, że przewaga kondycyjna powinna należeć do Phila. Kluczowe pytanie w tej walce brzmi zatem – czy Davis będzie w stanie obalać/obalić Johnsona? Anthony jest silny jak tur i pomimo tego, że w swojej ostatniej przygodzie w UFC nie imponował może pod względem defensywnych zapasów (a walczył z gorszymi i mniejszymi zapaśnikami niż Davis), tak teraz, mając świadomość, co czeka go w potyczce z Davisem, z całą pewnością położył mocny nacisk na bronienie sprowadzeń.

Weźmy bowiem pod uwagę, że Johnson nie musi w ogóle obawiać się uderzeń Davisa, bo te nie niosą ze sobą żadnej mocy. Dzięki temu ataki rywala nie powinny rozpraszać go przed ciągłym skupieniem nad sprawlem. Pamiętajmy, jak długo z Antonio Rogerio Nogueirą męczył się Davis, zanim w końcu znalazł drogę do obaleń. Mam przeczucie, że w pierwszej rundzie walki z będącym w pełni sił witalnych Johnsonem sytuacja może się powtórzyć – a oznaczać to będzie spore ryzyko dla Davisa. Jasne, będzie próbował w stójce punktować pojedynczymi uderzeniami raz na kilkanaście sekund, ale każda sekunda spędzona w tej obcej mu płaszczyźnie, będzie stanowiła szansę dla ciężkorękiego Johnsona. Tym bardziej, że Davis powraca po aż 8 miesiącach przerwy…

Tym niemniej, postawię na to, że jeśli nawet w pierwszej rundzie Davis będzie miał problemy z położeniem na plecach Johnsona, to od drugiej rundy – gdy Rumble’a zacznie dopadać zmęczenie – Mr. Wonderful przejmie inicjatywę, częściej punktując i przede wszystkim kładąc rywala na plecach, co da mu wygraną na punkty lub przez poddanie.

Zwycięzca: Phil Davis przez decyzję.

BUKMACHER MMA

1.45 na wygraną Davisa nie jest z pewnością szczytem moich marzeń, ale biorąc pod uwagę, że jedyną opcją zwycięstwa Johnsona będzie nokaut, to można się skusić na postawienia na Phila za drobne. Biorąc pod uwagę niefrasobliwość Anthony’ego w parterze i umiejętności Davisa w tej płaszczyźnie, to może okazać się, że wszystkim, czego będzie on potrzebował do zwycięstwa, będzie li tylko jedno udane obalenie.

Propozycja – Phil Davis (1.45)

185 lbs: Luke Rockhold vs Tim Boetsch

Luke Rockhold (11-2, 1-1 UFC) udanie podniósł się po nokaucie, jaki zafundował mu Vitor Belfort w debiucie w UFC, efektownie w kolejnym starciu pokonując Costasa Philippou. Teraz przyjdzie mu zmierzyć się z Timem Boestchem (17-6, 8-5 UFC), a zatem zawodnikiem, który… przegrał ze wspomnianym przed chwilą Philippou.

Faworyt może być tylko jeden, nie tylko dlatego, że Rockhold pokonał Cypryjczyka, a przegrał z nim Boetsch. Tim bowiem zaprezentował się fatalnie nie tylko w boju z Costasem, który przerwał passę czterech wygranych Barbarzyńcy, ale nie zachwycił również w pojedynkach z Markiem Munozem (przegrana po zapaśniczej dominacji Munoza) oraz CB Dollaway’em (kontrowersyjna wygrana na skutek odjęcia punktów Dobermanowi z powodu wkładania palców w oczy Boetscha). Innymi słowy, Barbarzyńca wyglądał bardzo słabo w trzech ostatnich pojedynkach.

Mający na swoim rozkładzie takich tuzów jak Ronaldo Souza czy Tim Kennedy Rockhold dysponował będzie prawie 10-centymetrową przewagą wzrostu i zasięgu ramion. W połączeniu z bardzo dobrymi kopnięciami, którymi trzyma rywali na dystans i bez porównania bardziej poukładanym boksem czyni go to wyraźnym faworytem, co jeszcze potęgują kiepska defensywa w stójce Boetscha i tendencja Barbarzyńcy do odsłaniania się przy rzucaniu potężnych ciosów. Rockhold zaczynał jako grappler, ale od dawna skupia się już tylko na stójce, demonstrując dobre defensywne zapasy – co jeszcze bardziej ograniczy możliwości wygrania tego pojedynku przez Boetscha, który nie jest wyróżniającym się zawodnikiem w żadnym elemencie MMA.

Rockhold posiada także lepszą kondycję i z każdą rundą jego przewaga powinna rosnąć. Boetsch bije co prawda całkiem mocno, do tego jest odporny na ciosy i nie można odmówić mu serca do walki, ale czystymi umiejętnościami ustępuje tak mocno Luke’owi, że trudno doszukiwać się większych (jakichkolwiek?) szans Tima na wyjście z oktagonu w charakterze zwycięzcy.

Zwycięzca: Luke Rockhold przez decyzję.

BUKMACHER MMA

Rockhold to murowany faworyt bukmacherów do zwycięzca – kurs na jego wygraną wynosi tylko około 1.15, podczas gdy na zwycięstwo Boetscha – w granicach 6.00. Myślę, że takie rozłożenie kursów w miarę dobrze oddaje szanse obu zawodników. Luke Rockhold do jakiejś kombinacji? Jeśli kogoś nie zraża niski kurs, dlaczego nie…

Propozycja – Luke Rockhold do kombinacji (1.15)

145 lbs: Max Holloway vs Andre Fili

Starcie dwóch utalentowanych młodzieniaszków w osobach 22-letniego Maxa Holloway’a (8-3, 4-3 UFC) i 23-letniego Andre Filiego (13-1, 1-0 UFC) zapowiada się na ozdobę gali UFC 172. Nie wiem, jak Was, ale mnie znacznie bardziej interesują pojedynki młodych wilków z perspektywami od najbardziej choćby zasłużonych emerytów czy innych doświadczonych zawodników, którzy zdążyli już udowodnić, że pewnego poziomu nigdy nie przeskoczą. Z całym szacunkiem dla jednych i drugich, bo rola, którą mają do spełnienia (przyciągnięcie fanów, wypromowanie na swoich plecach nowych gwiazd), jest nie do przecenienia, ale nie do nich należy przyszłość. Holloway i Fili to zawodnicy, którzy nadal rozwijają się i daleko nam od poznania granic ich możliwości, co w moim odczuciu czyni to starcie szalenie interesującym.

Holloway z siedmioma walkami pod banderą UFC jest większym weteranem tej organizacji, niż większość emerytów i rencistów, których KSW sprowadza do obicia swoim gwiazdom, określając ich tym samym mianem w materiałach promocyjnych. Fili natomiast swoją przygodę z UFC rozpoczął, zastępując w starciu z Jeremym Larsenem Charlesa Oliveirę – miał na przygotowanie się ledwie kilkanaście dni. Dodajmy, że w całości poświęcił je na ścinanie wagi – a było z czego zbijać, bo telefon z UFC zastał go w momencie przygotowań do walki w kategorii… półśredniej!


Andre Fili to niezwykle agresywny zawodnik poszukujący nieustannie ciosów. Momentami jednak ma tendencje do wdawania się w bijatykę, zapominając, że ze swoimi warunkami fizycznymi mógłby to rozegrać inaczej. Choć może właśnie dlatego jest tak efektowny? Na drugim gifie przykład na to, że wdawanie się w klincz z nim nie jest najlepszym pomysłem, o czym boleśnie przekonuje się Jeremy Larsen.

Fili to z całą pewnością bardziej przekrojowy zawodnik MMA. Potrafi uderzać i kopać, korzysta z zapasów nie tylko w celu bronienie sprowadzeń, dobrze czuje się w parterze. Holloway natomiast ewoluował w ten sposób, że stał się w stójce ostrożniejszy, przestał rzucać obrotówkami na lewo i prawo (jak w swoim debiucie przeciwko Dustinowi Poirierowi), podnosząc jednocześnie swoje zdolności zapaśnicze – jednak tylko te typowo defensywne. Nieprędko doświadczymy bowiem widoku Maxa próbującego przenosić walkę do parteru.

Trenujący w Alpha Male i będący największym fanem pizzy w całym UFC Andre Fili uwielbia atakować. Od początku rusza zdecydowanie na swoich rywali, spychając ich do głębokiej defensywy. Bije zdecydowanie mocniej niż Max Holloway, ale też często niezbyt technicznie – dobre, długie ciosy proste przeplata szalonymi wymianami w półdystansie, w których całkowicie się odsłania. Dysponuje jednak bardzo twardą szczęką i póki co stójkowa fantazja, którą często ponosi go w klatce, uchodzi mu płazem. Jego agresywny styl walki to zła wiadomość dla Maxa Holloway’a, który nie czuje się dobrze, walcząc z kontry – miał spore problemy ze zmuszającymi go do odwrotu przeciwnikami – Leonardem Garcią, Dennisem Bermudezem, Conorem McGregorem a nawet chwilami z nieprzystającym do poziomu UFC, zwolnionym już z organizacji Willem Chopem. Tę ostatnią walkę Błogosławiony wygrał, ale nie byłem zachwycony stylem, w jaki tego dokonał, przyjmując sporo ciosów w drodze po wiktorię.


Powyżej przykład beztroski (nisko opuszczone ręce) Andre Filiego. Przyjmuje potężny cep od Larsena, ale pozostając niewzruszony, potwierdza, że szczękę ma nie lada. Na kolejnym przykładzie rozstrzygająca kombinacja w wykonaniu Amerykanina – lewym prostym stopuje szarżę Larsena, by potem dobić go kombinacją lewego i prawego, po których pod Jeremym uginają się nogi, co Fili skrzętnie wykorzystuje, ciosami z góry zmuszając sędziego do przerwania walki.

Hawajczyk najlepiej czuje się, gdy to on decyduje o rytmie, w jakim toczy się pojedynek. Z drugiej jednak strony, Holloway to lepiej technicznie poukładany striker od Filiego i jeśli ten ostatni raz po raz będzie się odsłaniał w szarżach, może zostać srogo pokarany. Szczególnie ciosami na korpus, które Holloway uwielbia, a które idealnie pasować będą na zawodnika o charakterystyce Andre Filiego – wysokiego i twardoszczękiego (szkoda tracić czasu na bicie go po głowie).

Max tak naprawdę ma jednak tylko jedną drogę do zwycięstwa, która prowadzi przez wymiany w stójce. Nie ma dlań alternatywy. Co innego w przypadku jego przeciwnika, który może śmiało odwołać się do swoich zapasów. Trudno ocenić ich poziom na tle dotychczasowych rywali, z którymi się mierzył, ale sam fakt, że na co dzień zmaga się z Chadem Mendesem czy Urijahem Faberem, rokuje całkiem nieźle. Czy będzie w stanie kłaść na plecy Holloway’a? Dustinowi Poirierowi udało się to raz na trzy próby, Justinowi Lawrence’owi – 1 na 4, Leonardo Garcii – 2 na 4, świetnemu zapaśnikowi Dennisowi Bermudezowi – 4 na 9, wreszcie Conorowi McGregorowi – 4 na 5. Innymi słowy, stawiam na to, że Holloway odnotuje pewne sukcesy w tej płaszczyźnie, ale kilka razy wyląduje jednak na plecach, a w parterze przewaga, i to dość wyraźna, należeć powinna do Filiego.


Max Holloway ciosem na wątrobę posyła na deski Justina Lawrence’a na UFC 150. Czy podobny gameplan wcieli w życie w walce z wysokim i narażonym na uderzenia na korpus Filim?

Ostatecznie skłaniam się delikatnie ku mającemu więcej narzędzi do wygrania tej walki Andre Filiemu. Będzie dysponował przewagą warunków fizycznych, mocniejszym ciosem oraz grapplingiem, które mogą sprawić Holloway’owi sporo problemów. Sam Fili jednak doskonale zdaje sobie sprawę, że w swoim debiucie w UFC rzucał szalone kombinacje zamiast korzystać efektywnie z zasięgu, co może wskazywać na to, że Duane Ludwig mocno popracował nad tym mankamentem w arsenale punka czy też emo, którym Fili jest/był. Holloway to odrobinę lepiej ułożony kickbokser i kawał twardziela, ale jednopłaszczyznowość okaże się jego gwoździem do trumny.

Zwycięzca: Andre Fili przez decyzję.

BUKMACHER MMA

Bukmacherzy biorą stronę Filiego – kurs na jego wygraną to około 1.65. Zwycięstwo Holloway’a wyceniane jest na około 2.35. Minimalnie bardziej atrakcyjny wydaje mi się kurs na tego pierwszego i tak też postawię.

Propozycja – Andre Fili (1.65)

155 lbs: Jim Miller vs Yancy Medeiros

Na skutek kontuzji Bobby’ego Greena Jim Miller (23-4 1NC, 12-3 UFC) znalazł się bez rywala. Joe Silva zdecydował zatem, by Yancy Medeirosa (9-1, 0-1 UFC) przesunąć z walki z Joe Ellenbergerem do pojedynku z Millerem właśnie, a bratu Jake’a ściągnąć zastępstwo w osobie powracającego do UFC Vagnera Rochy. Podsumowując ten krótki acz skomplikowany wstęp, zaznaczmy tylko, że Medeiros jest w gazie, bo i tak miał walczyć na tej gali.

Jim Miller ostatnimi czasy nie zachwyca. Najpierw został zdeklasowany przez Nate’a Diaza, by potem samemu zmasakrować Joe Lauzona, przypłacając to jednak bardzo mocną zadyszką w trzeciej rundzie. Następnie został pokonany przez Pata Healy’ego, choć wynik tej walki zmieniono później na no contest na skutek wykrycia w organizmie Pata marihuany. Wreszcie w ostatnim starciu poddał Fabricio Camoesa. Niby nie jest tak źle, ale jeśli weźmiemy pod uwagę, jak marną stójkę prezentuje Lauzon, to okaże się, że poza efektownym poddanie z dołu Camoesa Miller nie pokazał zbyt wiele w ostatnich walkach. Nawet wspomniany Fabricio, który przecież jest przede wszystkim grapplerem, radził sobie w stójce zdecydowanie lepiej niż Miller, trafiając Amerykanina kilkoma soczystymi ciosami, by potem – jednak dość niefrasobliwie – dać się złapać w balachę.

Kickbokserskie deficyty mogą Millera drogo kosztować w pojedynku z Yancy Medeirosem – Hawajczyk to bowiem przede wszystkim striker. Całkiem nieźle porusza się na nogach, sporo kopie, zwłaszcza frontalnych kopnięć, oraz dużo pracuje ciosami prostymi – trochę podobnie do braci Diaz, z którymi zresztą trenuje. W pojedynku z Millerem będzie dysponował gargantuiczną przewagą warunków fizycznych – 5-centymetrowej przewadze wzrostu towarzyszyć będzie aż 16-centymetrowa przewaga zasięgu! To nie lada bariera do pokonania dla Millera, który najchętniej przedarłby się do półdystansu lub klinczu i stamtąd spróbował przenieść walkę do parteru. Tak wiele centymetrów, które w zasięgu ramion Jim Miller – co najwyżej przeciętny kickbokser – oddaje Medeirosowi wróży mu jak najgorzej, także z powodu zamiłowania tego ostatniego do ciosów prostych. Jeśli dodamy do tego, że Amerykanin nie dysponuje mocnym ciosem, a Hawajczyk znany jest z twardej szczęki, nie wspominając o tym, że swego czasu walczył też w kategorii średniej (!), to przewaga podopiecznego Cesara Gracie w stójce powinna być znacząca.

Będący znacznie lepszym strikerem od Millera Yves Edwards miał kilka swoich momentów w starciu z Medeirosem, ale skończył nieprzytomny na deskach, choć walkę zmieniono później na nieodbytą na skutek tego, że Medeiros dzieli zainteresowania z Nickiem Diazem i Patem Healym. Również i w swoim debiucie w UFC przeciwko Rustamowi Khabilovowi Hawajczyk nie spisał się źle, będąc odrobinę precyzyjniejszym w stójce, ale pechowo łamiąc kciuka po jednym z rzutów Tygrysa (notabene Medeiros uciekł wówczas skutecznie do stójki). Innymi słowy, stójka powinna zdecydowanie należeć do Hawajczyka.

Nie mam zielonego pojęcia, jak Yancy prezentuje się w parterze, ale jeśli kula się na co dzień z braćmi Diaz, to być może nie jest tak źle. Nie zmienia to jednak faktu, że to w BJJ Miller szukał będzie swoich szans – i na pewno może je odnaleźć, jeśli położy na plecach przeciwnika. Ma w swojej karierze 13 wygranych przez poddanie, do tego bagaż ogromnego doświadczenia 28 walk w karierze (15 w UFC), którym bije Hawajczyka na łeb, na szyję (ledwie 11 walk, z tego tylko 2 w UFC).

Myślę, że 26-latek z Hawajów to bardzo niewygodne zestawienie dla Jima Millera, któremu niewiele pomoże nawet jego odwrotna pozycja w stójce. Zaprawiony w bojach Amerykanin powinien szukać swoich szans w parterze, ale oczami wyobraźni widzę lekko zmodyfikowaną powtórkę z walki Miller vs Diaz – dysponujący ogromną przewagą warunków fizycznych Medeiros utrzymuje walkę w stójce, korzysta z masy ciosów prostych, nie pozwalając skracać dystansu Millerowi, by ostatecznie wygrać przez (T)KO. Jako, że jednak Jim w ten sposób jeszcze nigdy w karierze nie przegrał, to…

Zwycięzca: Yancy Medeiros przez decyzję.

BUKMACHER MMA

Dość wyraźnym faworytem bukmacherów (prawdopodobnie z uwagi na doświadczenie) jest Jim Miller – kurs na jego wygraną wynosi 1.50. Za każdą złotówkę postawioną na underdoga Yancy Medeirosa możemy wygrać około 2.70. Nie trzeba mnie zapraszać dwa razy…

Propozycja – Yancy Medeiros (2.70)

Poprzednia strona 1 2 3 4Następna strona

Powiązane artykuły

Komentarze: 30

  1. Fajnie, że otwierasz Przed burzą analizą walki, która według Ciebie jest warta obstawienia – szkoda tylko, że rzadko zaczynasz od main eventu. Też uważam, że Medeiros może sprawić sporo problemów Millerowi, który jest jednopłaszczyznowy i wydaje mi się, że coraz słabszy. Wydaje mi się, że kurs jest taki, a nie inny z powodu bilansu Medeirosa 0-1 (1) w UFC. Szału bilans nie robi, a trudno oczekiwać, by anonim walczący z weteranem posiadającym dumne 12-3 w UFC był faworytem.
    Co sądzicie o Davisie? Kurs zdaje mi się być prezentem, bo murzyn (!!!) zdaje się mieć wszystko, czego nie ma Rumble – świetne zapasy i parter oraz atuty niwelujące Johnsona – szczękę i spory zasięg. Kurs 1.5 mi się bardzo podoba, do tego dorzuciłem under 2,5 po 1.95 – osobiście wierzę, że Davis podda Rumbla, ale także zabezpieczam się przed ewentualnym cepem z jego strony.

      1. Robim, co możem z tą edycją… Wkrótce rozwalę to wszystko, bo będę update robił, to wtedy postaram się to dodać.

        Co do Przed burzą, uważasz, że lepiej zaczynać od walki wieczoru? Pytam, bo to cenny feedback.

  2. Zgadzam się z Puczensem odnośnie dodawania na początku najważniejszych walk w „Przed Burzą”. W tym przypadku można brać przykład z tej przypowieści o weselu w Kaanie Galilejskiej – na początek najlepsza wino, później, w miarę jak się towarzystwo nasyci gorsze :)

  3. Ja tam lubię odświeżać 15 razy lowkinga o 3 nad ranem z nadzieją, że a nuż dodana będzie walka wieczora. Pewnego rodzaju apetyt na walkę tworzy takie czekanie, a nie dostać na tacy interesującą mnie walkę i nie wejść na stronę później, bo co mnie obchodzi walka Billa z Williamsem.
    Ode mnie to dobrym jest dodawanie najpierw najlepszych zestawień bukmacherskich, później walk mniej znaczących i na koniec, tak z dzień (24h) przed galą dodać walkę wieczora.
    Ale byle był porządek i jakaś reguła, dla czystej przejrzystości, resztę przetrwam.

  4. Zawsze lubię obejrzeć sobie przed galą wywiady z zawodnikami, żeby dowiedzieć się, jak prezentują się od strony mentalnej – ten z Gloverem pokazał, że ma facet pewność siebie, ale jednocześnie niezbyt przejmuje się „gameplanami”. Pojawiły się, rzecz jasna, zapewnienia o przygotowaniu zapaśniczym i kondycyjnym, ale trochę niepokoi mnie fakt, że Teixeira najwięcej mówił o ciężkich rękach i polowaniu na nokaut. Z zawodnikami z miejsc od piątego w dół takie nastawienie pewnie i by wystarczyło, ale mówimy tutaj o mistrzu wagi półciężkiej…
    Dochodzi też kwestia starcia Jonesa z Gustafssonem – Brazylijczyk sprawiał wrażenie, że niewiele wyniósł ze studiowania materiału filmowego, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że jutrzejszego wieczora dostanie sromotne baty.

    Chciałbym się mylić, bo nie przepadam jakoś specjalnie za Bonesem, ale trzeba oddać cesarzowi, co cesarskie. :p

  5. Mnie się akurat w tym przypadku wydaje, że Teixeira mówi z sensem, tzn. nie ma co się łudzić, że da radę zapaśniczo czy kondycyjnie Jonesowi. Jego jedyną szansą jest jeden z cepów, które rzuca + lowkingi, o których zapomniał. Jeśli wcieli słowa w czyny i rzeczywiście najpóźniej w drugiej rundzie rzuci się do szalonej szarży, to choćby i przegrał, uznam, że zrobił, co mógł. Bardziej boję się tego, że jednak Brazylijczyk w ogóle się nie otworzy i będzie metodycznie obijany z dystansu, aż padnie kondycyjnie, a wtedy Amerykanin dopełni dzieła zniszczenia. Boję się, że Teixeira po prostu „nie spróbuje”.

    Jeszcze odnośnie wywiadów przed walką – że przejdę z tej mistrzowskiej do otwierającej galę – Patrick Williams mówił, że przygotowywał się do debiutu w UFC 2-3 tygodnie, a wcześniej nie robił absolutnie nic. Źle to wróży.

  6. Tak po prawdzie to liczę na coś więcej niż Rampage’a w wersji 2.0. Teixeira mógł wspomnieć coś o przygotowaniu stójkowym lub umiejętnym skracaniu dystansu – zapowiedź rzucania cepów (czy mocnych ciosów – jak zwał tak zwał) jakoś nie przekonuje mnie do tego, że Brazylijczyk odrobił pracę domową.

  7. Teixeira poza cepem nie ma nic na Bonsa. Inni mieli dużo więcej a i tak polegli, więc tu nie będzie inaczej.

    Fili to taki trochę świr, ale piekielnie mocny psychicznie. Do tego miał teraz za sobą cały obóz. Max to twardziel, ale już go złamał jeden taki Irlandczyk i historia może się powtórzyć.

        1. Wrzucał jej zdjęcie na Twitterze zaraz po walce (nie wiem, czy złamana, czy co tam się stało). Mniej się o tym mówiło, bo Max nie jest tak medialny (wiadomo), a i kontuzja w porównaniu do więzadła nie była tak poważna.

  8. Holloway to jednak jest kozak w stójce, od drugiej rundy lokował świetne ciosy. Wkurza mnie tylko to, że gdyby nie ta gilotyna, to pewnie by tę walkę w oczach sędziów przegrał – Fili zbierał ładne cięgi i oczywiście ratował się obaleniami. Nie wiem jak dla Was, ale jeśli po obaleniu nie następuje ofensywa, to moim zdaniem w takiej sytuacji powinno się to traktować jako defensywny ruch…

Dodaj komentarz

Back to top button