Biznes MMA UFCKSWMamed KhalidovPolskie MMA

Gdzie interes dmucha, tam przyjaźń…

Największą walkę w historii polskiego MMA poprzedziły negocjacje, które mogą odbijać się czkawką wszystkim stronom przez długi czas.

Ten ciężar, kurdę… Ta kobieta ciężarna, kurdę, ma cały czas problemy – takimi słowami Mamed Khalidov określił brata i menadżera Michała Materli, Norberta Sawickiego, w rozmowie z portalem MMAnews.pl przed krakowską galą KSW 33.

Zanim obaj zawodnicy uraczyli fanów krótkim, ale po brzegi nafaszerowanym emocjami widowiskiem w krakowskiej Tauron Arenie, za kulisami toczył się zażarty negocjacyjny bój, w którym na starannie od lat pielęgnowanym i wzmacnianym rozmaitymi deklaracjami pakcie o nieagresji i braterskiej miłości obie strony próbowały ugrać jak najwięcej. Przedmiotem gry były pieniądze, badania antydopingowe oraz 5-rundowy dystans walki – o tylu aspektach przynajmniej wiemy – a wszystko to wytarzane w pikantnym sosie, w którym współwłaściciel KSW, Maciej Kawulski, rozdwajał swoją jaźń, a to wcielając się w rolę promotora polskiego giganta, a to menadżerując Mameda. Przyjmuję bowiem, że interesy KSW i jej największej gwiazdy nie są całkowicie zbieżne, prawda?

Miałem trzy osoby przeciwko sobie: to był promotor, menadżer Mameda i Mamed – powiedział Sawicki w programie Puncher na dwa tygodnie przed galą. – Promotor się nazywał Maciej Kawulski, menadżer się nazywał Maciej Kawulski i potem sam Mamed.

Znany z kwiecistego języka, ale także wysokich umiejętności szermierki na słowa, a także biznesowej zaradności Kawulski sam jeden stanowi niezwykle trudne wyzwanie dla każdego „negocjatora”. A co dopiero dwóch Maciejów Kawulskich? Zadanie, przed jakim stanął zatem Norbert Sawicki, nie było łatwe.

Wiemy, że menadżer szczecińskiego berserkera poległ na co najmniej dwóch frontach – przed historyczną walką nie odbyły się żadne testy antydopingowe, o które zabiegał, a jej długość ostatecznie ustalono na trzy rundy – zamiast pięciu, o które walczył.

W odpowiedzi na słowa Sawickiego, który publicznie poinformował, że Mamed Khalidov nie chciał bić się na dystansie prawdziwie mistrzowskim – zamiast archaicznego 3-rundowego, którego KSW trzyma się z podziwu godną konsekwencją – reprezentantowi Berkutu Arrachionu rozwiązał się język, dzięki czemu dowiedzieliśmy się kilku dodatkowych szczegółów na temat zalanych chlustem domysłów negocjacji, które poprzedziły walkę wieczoru KSW 33.

Zawodnik z Olsztyna mówił między innymi o tym, że brat Materli wynegocjował dla swojego brata i klienta większe wynagrodzenie na okoliczność tej konfrontacji.

Moje pieniądze się nie zmieniają – powiedział Khalidov w rozmowie z MMANews.pl. – Ani grosza w dół, ani grosza w górę. Ja dostaję tyle, co miałem dostać w poprzedniej walce i teraz. Wszystkie negocjacje związane z pieniędzmi, bo to z Mamedem walczy, większe pieniądze muszą być i tak dalej. Trzeba te szczegóły też powiedzieć, że negocjowało się większe pieniądze, bo się walczy ze mną. A dlaczego? Przecież on jest mistrzem. Dlaczego Norbert negocjuje większe pieniądze? Dlaczego o tym nie powiedział?

Dostałeś to, co chciałeś – kontynuował Khalidov. – Jedno. Drugie. Trzecie dostał. Zaczął już, kurdę, wchodzić na tematy pięciu rund, testy antydopingowe. Ja osobiście jak najbardziej odmówiłem pięciu rund, odmówiłem testów antydopingowych z tego względu, że ja nie będę robił jego zachcianek. Dla zasady.

Nie wiadomo dokładnie, dlaczego Mameda Khalidova tak mocno zabolało, że Sawicki wynegocjował dla Materli większe pieniądze i dlaczego wykorzystał to jako kontrargument na pięciorundowy dystans oraz kontrolę antydopingową, o które zabiegał reprezentant Cipao. O ile mi wiadomo, dodatkowe pieniądze dla szczecinianina – jeśli takowe otrzymał – nie nadszarpnęły w żaden sposób budżetu olsztynianina.

Czy wobec tego nie powinien był cieszyć się, że jego przyjaciel otrzyma dodatkowe wynagrodzenie? A może jego relacje z Konfrontacją są tak zażyłe, że próby wyciągnięcia dodatkowych srebrników z jej sakwy przez Sawickiego traktował jako atak na własne kieszenie?

Trudno rzec. Interesy wszystkich deliberujących stron przecinają się, krzyżują lub łączą w różnych punktach. Pewnikiem jest, że patologiczna sytuacja, w której menadżerem zawodnika jest współwłaściciel organizacji, dla której walczy, stanowi żyzny grunt pod wiele soczystych spekulacji.

Nie wiem, jak mocna przyjaźń łączy Michała Materlę i Mameda Khalidova. Jak często trenują, czy odwiedzają się, czy ich rodziny się znają, a żony są koleżankami. To ich prywatna sprawa.

W rozmowie z Przeglądem Sportowym Cipao stwierdził, że z zawodników KSW nikt nie jest mu bliższy niż Khalidov, w tym samym szeregu ustawiając obok niego tylko Macieja Jewtuszkę, Piotra Strusa oraz Tomasza Narkuna. Dla olsztynianina z kolei bliżsi niż Materla są tylko Aslambek Saidov oraz Anzor Azhiev.

Nie wiem, jak istotne z biznesowego, negocjacyjnego punktu widzenia było publiczne pielęgnowanie tej przyjaźni. Jaką dźwignię negocjacyjną stanowiło. Wiemy natomiast, że obaj zawodnicy nie znajdują się (jeszcze?) na poziomie finansowym takiego chociażby Georgesa Saint-Pierre’a, który zadeklarował, że nawet za 10 milionów dolarów nie wyjdzie do walki przeciwko Rory’emu MacDonaldowi, Rashadowi Evansowi czy Tomowi Breese.

Obu chodziła natomiast po głowie zmiana kategorii wagowych, aby uniknąć pojedynku – Khalidov rozważał kategorię półśrednią, Materla – półciężką.

Ostatecznie jednak obaj podjęli rękawice ku entuzjastycznej reakcji fanów, którzy dopominali się tego starcia od wielu lat. Nie obyło się jednak bez komentarzy, jakoby w ten sposób „sprzedali” swoją przyjaźń, co zdecydowanie nie przypadło obu zainteresowanym do gustu. W całym tym rozgardiaszu warto jednak pamiętać, że obaj swoimi wielokrotnie powtarzanymi w przeszłości deklaracjami ułożyli solidne fundamenty pod takie właśnie komentarze – a jak wiemy, kto sieje wiatr, ten zbiera burzę.

Gdy sędzia Piotr Michalak rzucał się na nieprzytomnego już Michała Materlę, aby ochronić go przed kolejnymi bombami spuszczanymi w tempie kałasznikowa przez Mameda Khalidova, zwycięzca uniósł ręce w geście triumfu. Na chwilę. Krótką chwilę. Być może nadal jeszcze znajdował się w trybie finishera. Kto wie. Potem jednak cisnął ochraniaczem o deski, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie, który idealnie podsumował potem słowami: „Zmusili nas”.

Zanim jednak zdążył opaść kurz bitewny, zanim powietrze uspokoiło się, zanim w ogóle do śledzących walkę fanów dotarło, co się przed chwilą wydarzyło, dwaj bohaterowie w stachanowskim tempie zadeklarowali gotowość do rewanżu. Materla, bo „to zaszczyt bić się z Mamedem”, a Mamed „jeśli tylko Michał i KSW zechcą”.

Być może wspomniane deklaracje to tylko przedłużenie ich przyjaźni, kolejny dowód na ich zażyłe jakoby relacje. Khalidov w geście przyjaźni nie odmówi rewanżu, a ambitny Materla jeszcze raz chce dostąpić zaszczytu rywalizacji z Mamedem. Kto wie?

Mam jednak wrażenie, że nic już nie będzie takie samo. Granica została przekroczona. Być może nawet, i taka wersja jest mi bliższa, stało się to, jeszcze zanim obaj wymienili się pierwszymi ciosami tej zimnej listopadowej nocy w Krakowie.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button