UFC

Gaethje 2.0, fatalny Tybura, kanadyjski bohater – trzy wnioski z UFC Vancouver

W sobotę w Vancouver odbyła się gala UFC on ESPN+ 16, którą uświetniło starcie w czubie wagi lekkiej pomiędzy Justinem Gaethje i Donaldem Cerrone – oto trzy najważniejsze z niej wnioski.

UFC Vancouver: Gaethje vs. Cerrone – wyniki i relacja

Justin Gaethje 2.0

W walce wieczoru gali w Vancouver Justin Gaethje dokonał czegoś niemożliwego – znacznie ograniczył swoją agresję względem poprzednich pojedynków – sam Donald Cerrone przyznał po wszystkim, że spodziewał się, iż Highlight będzie wywierał znacznie większą presję – jednocześnie pozostając równie brutalnym i bezwzględnym w swoich poczynaniach.

O ile potyczki Arizończyka z Jamesem Vickiem i szczególnie Edsonem Barbozą dały już przedsmak ewolucji w jego stylu walki, o czym pisałem w analizie przed galą, to w konfrontacji z Kowbojem świat zobaczył Justina Gaethje 2.0 w pełnej okazałości.

Zobacz także: Martin Lewandowski zapowiada, że nie odpuści „nielojalnemu dupkowi” w osobie Mateusza Gamrota

Podopieczny Trevora Wittmana był znacznie bardziej wyrachowany, prezentując wyborne kontry oraz mocno poprawioną pracę na nogach, którą kastrował rywala z możliwości do wyprowadzania jakichkolwiek kopnięć. Sam natomiast regularnie smagał Cerrone morderczymi lowkingami na wysokości łydki, zmuszając go do coraz ostrzejszych ataków. Końcowa akcja to absolutny majstersztyk – zejście z linii ataku z lewym sierpem, a następnie ścięcie ponawiającego kontrę Kowboja soczystym prawym sierpem po uprzednim przepuszczeniu jego ciosu.

https://twitter.com/ImShannonTho/status/1173065725898121217?s=20

Justin Gaethje znajduje się teraz w interesującym położeniu. Rzeczywiście bowiem trudno wyobrazić sobie, aby miały dla niego sens jakiekolwiek inne starcia niż to ze zwycięzcą (potencjalnej) mistrzowskiej walki Khabiba Nurmagomedova z Tonym Fergusonem lub konfrontacja z Conorem McGregorem. Rzecz jednak w tym, że menadżerem Highlighta jest słynny oślizgły menadżer z Egiptu Ali Abdelaziz – ten sam, który na odcinku zachodnim prowadzi karierę Dagestańskiego Orła. Gdyby Nurmagomedov pokonał Fergusona, czy Egipcjanin zrobiłby co w jego mocy, aby zestawić walkę Dagestańczyka z Gaethje?

Drugą opcją pozostaje odstawiany już notorycznie na boczny tor – wcześniej uczynił to Nate Diaz, teraz właśnie Highlight – Conor McGregor. O ile jednak Irlandczyk natychmiast odpowiedział przed tygodniem na wyzwanie do rewanżu ze strony Dustina Poiriera, tak w temacie Justina Gaethje nabrał wody w usta i tego się trzyma.

Nie ukrywam jednak, że chętnie obejrzałbym taki pojedynek. Justin Gaethje w poprzedniej wersji – szalonego rzeźnika – byłby dla Irlandczyka z pewnością łatwiejszym rywalem niż dzisiejszy eko-rzeźnik, w którego ewoluował Amerykanin. Ile lowkingów zdzierżyłby Notorious? Czy zdążyłby wstrzelić się z jakąś kontrą krosem?

A Donald Cerrone? Cóż, zapowiada marsz po pas mistrzowski. Dobrze. Trzeba stawiać sobie poprzeczkę wysoko. Przypomnę tylko, że ostatnio podobne zapowiedzi słyszeliśmy z ust Diego Sancheza i BJ-a Penna.

Marcin Tybura – dramat w 59 sekund

Nie będę udawał szczególnie zdziwionego porażką Marcina Tybury w starciu z Augusto Sakaiem. Nieprzypadkowo właśnie kurs bukmacherski na zwycięstwo japońskiego Brazylijczyka oscylujący w okolicach 2.0 wskazywałem jako jeden z najatrakcyjniejszych z całej gali. Uniejowianin nie dał dobrej walki od… ponad dwóch lat – i to tylko, jeśli przyjmiemy, że jego walka z Andreiem Arlovskim była dobra!

Naprawdę, pomimo iż Tybur ma na karku dopiero 33 lata, co jak na zawodnika wagi ciężkiej jest niczym, mam wrażenie, jakby był na końcu swojej sportowej drogi. Bez żadnego ognia w klatce, cofający się prosto na siatkę, po pierwszej bombie, którą zainkasował – w kontrze na lowkinga z siatką za plecami! – wydawał się po prostu mieć dość. Odpuścił jakiś czas temu treningi w Stanach Zjednoczonych, trapią go problemy z przepukliną międzykręgową. Do walki podchodził z rekordową dużą wagą, co w przypadku kategorii królewskiej zawsze budzi sporo pytań. Dwa nokauty z rzędu, łącznie trzy w ostatnich czterech występach.

Jak odzyskać pewność siebie po tak bolesnych porażkach, które prawdopodobne odcisnęły piętno nie tylko na fizycznym zdrowiu polskiego ciężkiego ale też jego oktagonowej psychice? Nie mam pojęcia. Jeśli coś nie działa, na ogół rozwiązanie jest jedno – zmiany.

Swego czasu na właściwe tory po trudnym okresie w karierze powrócił chociażby Jan Błachowicz, więc mając na uwadze wiek Tybura, nie sposób zupełnie go skreślać, ale… Nie spadnie mi szczęka na podłogę, jeśli sobotnia walka uniejowianina w Vancouver była ostatnią, jaką stoczył w oktagonie – wszak przegrał aż cztery z ostatnich pięciu pojedynków, a teraz prawdopodobnie wypadnie poza Top 15 wagi ciężkiej. Kto by pomyślał, że niespełna dwa lata temu Marcin Tybura wojował z Fabricio Werdumem, łypiąc w kierunku pasa mistrzowskiego…

Pogromca szaleńca z Brazylii

Na kilka dni przed galą o Tristanie Connellym nie słyszał nikt – dziś natomiast bogatszy o ponad $100 tys. i furę zgiełku medialnego Kanadyjczyk znajduje się na ustach całego świata.

Walkę z szalonym Michelem Pereirą wziął bowiem w zastępstwie na ledwie cztery dni przed galą. Ba, na co dzień rywalizuje w kategorii lekkiej, podczas gdy Brazylijczyk to ogromny półśredni, który na dodatek przestrzelił wagę przed walką. Connelly był największym bukmacherskim underdogiem gali i pierwsze sekundy walki zdawał się potwierdzić słuszność takich a nie innych kursów. Ociekający ekwilibrystyką, akrobatyką i pustymi przebiegami Brazylijczyk z łatwością powstrzymywał bowiem zapaśnicze próby malutkiego Kanadyjczyka, bawiąc się z nim jak z chłopcem.

Jednak jeszcze w pierwszej odsłonie Demolidor zaczął łapać zadyszkę, kompletnie opadając z sił w rundach drugiej i trzeciej, które wyraźnie przegrał. Dla Tristana Connelly’ego jest to zdecydowanie największe zwycięstwo w karierze, choć oczywiście trudno dostrzec w nim zadatki na zawodnika, który mógłby cokolwiek zwojować w 155 funtach. Po prostu Michel Pereira – z całym dla niego szacunkiem i uznaniem za niewidziane nigdy wcześniej w historii UFC szaleństwo, jakie wnosi do oktagonu – jest aż tak słaby…

Jednym zdaniem

  • Todd Duffee miał dość
  • Jimmy Crute przegrał na własne życzenie, choć peruwiański krawat Mishy Cirkunova – palce lizać
  • Pomimo czterdziestki na karku Glover Teixeira broni nie składa i powoli wraca do czołówki wagi półciężkiej

*****

Lowking.pl trafia na Patronite.pl – oto dlaczego

Powiązane artykuły

Komentarze: 4

  1. Zerowe zaskoczenie Marcinem. Fajny chłop ale oczy krwawią jak się go ogląda. Poza jednym fajnym nokautem jego styl jest nudny jak flaki z olejem. Wątpię, aby cokolwiek zwojował jeszcze w UFC

    Todd Duffee nie dał rady znokautować i był w pełni świadomy tego, że jeśli walka wyjdzie poza drugą rundę to sam zostanie znokautowany

    Krylov z Gloverem fajna kulanka

    Brazylijczyk poskakał, pofikołkował i się wypompował :P

    Gaethje palce lizać! Ma moc w tej łapie.
    Według mnie nie dojdzie do jego walki z Conorem ale i tak zapytam:
    Jaki typ @Bartłomieju na potencjalną walkę tego pana z McGregorem? I jaki kciuk?

  2. Obudziłem się akurat na walkę Connellego i nie żałuję. Pokazał dużo zadziorności w tej walce pokonując znacznie większego przeciwnika. Kurde, aż dziwnie to się oglądało, ta różnica wielkości. Jakby dzieliły ich ze dwie kategorie wagowe, teraz takie walki to już rzadkie przypadki.

  3. Wyjście z UFC to chyba najlepsze rozwiązaniem dla Tybury.
    Kolejna walka w UFC też może się skończyć kolejnym brutalnym KO. Parę kilka łatwiejszych walk poza UFC na odbudowanie psychiczne, zmiany treningowe i może uda mu się ponownie spróbować sił w pierwszej 15stce świata.

    Michel Pereira ze swoim stylem walki może jeszcze długo powalczyć w UFC. Jeśli będzie zestawiany z ludźmi pokroju Lando Vannaty to takie starcia mogą przyciągać więcej widzów niż walki solidnych rzemieślników z miejsc 10-15.

Dodaj komentarz

Back to top button