UFCWiadomości MMA

Dziennik MMA – 26 maja 2015

Najciekawsze wiadomości MMA z Polski i zagranicy z 26 maja 2015.

Jacare: Każdy, kto idzie ze mną do parteru, w końcu za to płaci

Ronaldo Jacare Souza znajduje się w skomplikowanej, tak ją nazwijmy, sytuacji. Zwyciężył pięć kolejnych walko w UFC, z czego cztery przed czasem, a pomimo tego nadal nie może być pewny titleshota w kategorii średniej. A wszystko za sprawą dwóch jegomości – Luke’a Rockholda, który od czasu nokautu z rąk Vitora Belforta zgniata wszystkich kolejnych rywali, oraz Yoela Romera, który przed pojedynkiem z Jacare wziął się i rozchorował, uniemożliwiając Brazylijczykowi odniesienie cennego i być może ostatecznie przesądzającego o statusie pretendenta zwycięstwa. Upływający czas z pewnością nie jest też sprzymierzeńcem 35-letniego już Souzy.

W rozmowie z Portal do Vale Tudo Brazylijczyk z uznaniem wypowiedział się o Chrisie Weidmanie, będąc jednak przekonanym, że nowojorczyk jest w jego zasięgu.

Mój styl dobrze pasuje na niego. Widziałem, jak walczył na ADCC i jest naprawdę dobry w parterze. Nie wspominając o tym, że to czarny pas od Renzo Gracie, więc nie jest kimś przypadkowym.

Wielu ludzi twierdzi, że nadal nie jest przekonywujący, ale, tak, jest. Jestem tutaj, aby zabrać pas mistrzowski temu wielkiemu mistrzowi, Chrisowi Weidmanowi. Każdy może walczyć ze mną w parterze, ale prędzej czy później każdy za to płaci.

Jacare jest również przekonany, że to jemu należy się teraz szansa walki o pas, a nie jego niegdysiejszemu pogromcy z czasów Strikeforce, Luke’owi Rockholdowi.

Nie ma wątpliwości, że jestem następny w kolejce. Jestem pewny siebie, bez względu na to, na którym miejscu w rankingu się znajduję. Jestem niepokonany w UFC, mam na koncie pięć kolejnych zwycięstw. Gość przede mną był już znokautowany, a to ma duże znaczenie.

A może Souza powinien uderzyć w inne, bardziej narodowe tony i wcielić się w rolę brazylijskiego mściciela, który da Amerykaninowi nauczkę za wszystkie krzywdy, jakie wyrządził w ostatnich latach legendom MMA z kraju kawy?

| naiver |

Cerrone kontra dos Anjos pewne

Donald Cerrone (28-6), uzyskując ósme zwycięstwo z rzędu, w którym to rozbił całkowicie solidnego Johna Makdessiego, zagwarantował sobie walkę o pas wagi lekkiej. Z kolei mistrz dywizji i, jak się okazało, kolejny rywal Kowboja, Rafael dos Anjos (24-7), za jakiś miesiąc powinien wracać do treningów po poważnym uszkodzeniu ścięgna. Co ciekawe, mimo tej kontuzji Brazylijczyk wyszedł do walki z Anthonym Pettisem, po czym całkowicie go zdominował przez pięć rund, zarówno w swojej pierwotnej płaszczyźnie czyli parterze, jak i stójce. Nie ma ustalonego terminu pojedynku, ale możliwe, że odbędzie się w rodzinnym stanie Kowboja – Kolorado, bowiem UFC zapowiedziało powrót w te rejony w bliżej nieokreślonym czasie.

Wspomniana dwójka miała już okazję skrzyżować swoje drogi w sierpniu 2013 roku. Wtedy czarny pas w brazylijskim jiu jitsu sprawił niespodziankę, wygrywając z Amerykaninem decyzją sędziowską. Dwie pierwsze rundy – ku zaskoczeniu niemalże wszystkich – należały w stójce do Rafaela, który pokazał niesamowity progres swoich umiejętności w tej płaszczyźnie pod kuratelą Rafaela Cordeiro. W trzeciej rundzie z kolei Cerrone był lepszym zawodnikiem i trafił kilkoma mocnymi ciosami obecnego czempiona, jednakże po walce mówiło się całkiem otwarcie o jego wypaleniu.

Przyszłość nieco zweryfikowała tę opinię. Dos Anjos, ciągle poprawiając swój arsenał, został co prawda zapaśniczo zdominowany przez Khabiba Nurmagomedova, ale następnie anihilował Jasona Higha i Bensona Hendersona, czym wywalczył sobie prawo do walki z Pettisem. Donald również pokazał, że nie powiedział ostatniego słowa, ulepszając pewne elementy swojego stylu i budując najdłuższy ciąg wygranych w dywizji, po drodze zdobywając między innymi skalpy Bensona Hendersona, Eddiego Alvareza, Edsona Barbozy czy Jima Millera.

| Bolt |

Makdessi narzeka na małą liczbę dywizji w UFC

Tak, oczy Was nie mylą. John Makdessi, który na UFC 187 przegrał z Donaldem Cerrone, dając jednak bardzo dobrą walkę pomimo wzięcia jej w zastępstwie, po udanej operacji pogruchotanej szczęki na swoim profilu na Facebooku pogratulował zwycięstwa Kowbojowi oraz… postawił pod znakiem zapytania swoją dalszą karierę.

Jeśli chodzi o moją karierę, to mam 30 lat, rywalizuję od szóstego roku życia, a na zawodowstwo przeszedłem, mając 23. W dywizji do 155 lbs moi rywala mają nade mną przewagę wzrostu i zasięgu, a w 145 lbs nie czuję się silny i nie byłoby to dobre dla mojego zdrowia. Szkoda, że nie zrobią więcej kategorii wagowych jak w boksie. Muszę być mądry, za bardzo ryzykuję, mierząc się z większymi rywalami, ale wiem, że to biznes. W tej walce przyjąłem mnóstwo uderzeń. Jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak rozbity. Muszę się teraz zastanowić, co czynić dalej, przede mną dużo myślenia i leczenia.

Po pierwsze – szacunek dla Makdessiego za podjęcie wyzwania i charakter. Po drugie – oby nigdy nie stworzono w UFC niczego pomiędzy 155 lbs a 145 lbs. Po trzecie – Andrei Arlovski pozdrawia.

| naiver |

Makhaczew prawie najlepszy

Islam Makhaczew, niszcząc w każdej płaszczyźnie Leo Kuntza na UFC 187, potwierdził, że stanowi mocne wzmocnienie dla wagi lekkiej w UFC. W rozmowie z mediami po swojej walce opisał swój obóz oraz wskazał jedynego zawodnika, który może mu podołać:

Przybyłem do Ameryki 6 tygodni przed walką i pracowałem z najlepszymi trenerami z American Kickboxing Academy. Byłem w najlepszej formie w życiu.

A kto służył radą oraz jest poza zasięgiem Islama?

Khabib mnie wspierał i tłumaczył, że walka tutaj niczym się nie różni od innych. 11 walk, ale rywale są tacy sami. To nic dziwnego. Kazał się zrelaksować i przestać martwić oraz wykonać moją robotę. Khabib to najlepszy lekki na świecie, trenuję z nim każdego dnia i wiem, że poza nim nikt mnie nie pokona.

Khabib Nurmagomedov to także syn trenera Makhaczewa, co może tłumaczyć zażyłość między tą dwójką.

| Bolt |

Anderson pozostaje konsekwentny

W oczekiwaniu na swój los, który dokona się w czerwcu na posiedzeniu Komisji Sportowej w Nevadzie, Anderson Silva – w odpowiedzi na zarzuty fanów, jakoby naśmiewał się z Vitora Belforta po UFC 187, publikując migawkę ze swojego treningu (Pająk na plecach nie daje przejść gardy partnerowi), upichcił długi wywód na swoim Instagramie.

Szczerze mówiąc, nie oglądam teraz walk UFC, jeśli sam się do nich nie przygotowuję albo nie walczy mój kolega. Jest za dużo ludzi, którzy się mylą i opowiadają brednie. Gwarantuję, że większość krytyków nie osiągnęła sukcesu w życiu, a nawet jeśli osiągnęli, to są nieszczęśliwi. Zawsze powtarzałem, że pas mistrzowski to brazylijskie dziedzictwo bez względu na to, kto go posiada, jestem szczęśliwy, gdy jest u nas. Nie oglądałem walki (Weidman vs Belfort), ale oczywiście dopingowałem Vitora, bo reprezentuje Brazylię.

Jeśli chodzi o mój doping. Nigdy nie byłem oszustem, nigdy nie miałem dużego budowy ciała, a jeśli we mnie wątpicie, musicie tylko obejrzeć moje walki z Japonii, gdy mierzyłem się w kategorii do 176 lbs, bo nie było dywizji do 185 lbs – i walczyłem z rywalami, którzy mieli nawet 207 funtów. Więc, wszyscy wy eksperci, zmierzcie się z tymi faktami. Przepraszam wszystkich moich wiernych fanów, nie chciałem być niemiły, ale mam już dość tych kłamstw i nieprawdziwych oskarżeń.

A zatem walki z Japonii sprzed wielu lat mają czegokolwiek dowodzić? Anderson Silva rozgrywa to wszystko naprawdę fatalnie.

| naiver |

Shogun trenuje z Cordeiro

https://www.youtube.com/watch?v=BHp2gcZU0Yw

| naiver |

fot. mmafighting.com

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button