Bellator

Bellator 138 – Shamrock vs Kimbo, zapowiedź

19 czerwca w St Louis Bellator zorganizuje swoją 138. galę. Walka wieczoru będzie miała niewiele wspólnego z MMA, jednak pozostałe starcia powinny dać widzom satysfakcję. Prawdziwym wydarzeniem gali jest starcie o mistrzostwo w najlepiej obsadzonej w Bellatorze piórkowej kategorii wagowej.

Oficjalną walką wieczoru będzie pojedynek mocno podstarzałych Kevina Kimbo Slice Fergusona oraz najniebezpieczniejszego człowieka świata Kena Shamrocka.

Przez grzeczność zacznę od Shamrocka, wszak wciąż, jak się okazuje, jest żywą legendą MMA. 51-letni zawodnik to pionier sportu w każdym calu jego kariery. Swoją pierwszą walkę w MMA stoczył 21 września 1993 roku na gali Pancrase, później sukcesywnie budował markę UFC, będąc z nią od samego początku. Tym razem staje w klatce największego rynkowego konkurenta, co musi być prztyczkiem w nos dla osób związanych z organizacją Zuffy.

Kimbo Slice swoją pierwszą walkę w zawodowym MMA stoczył dopiero 10 listopada 2007 roku na gali zorganizowanej przez znaną przede wszystkim z rozrzutności organizację EliteXC, jednak należy wspomnieć, że Slice to przede wszystkim bohater wielu internetowych nagrań i podwórkowych ustawek, stąd posiada liczne grono fanów, dla których esencją walki wręcz są starcia toczone w scenerii mniej zorganizowanej niż klatka MMA.

Wspomnę tylko, że ta walka miała się odbyć w 2008 roku, jednak wtedy Shamrock wypadł w dniu walki, a zastępujący go Seth Petruzelli zafundował Kimbo pierwszą porażkę w karierze.

Chyba nikt nie jest w stanie powiedzieć cokolwiek sensownego o sportowym aspekcie tego pojedynku, zatem nie przeciągając, wytypuję Shamrocka przed czasem, oczywiście czerwony kciuk w dół.
Amen.

Zwycięzca: Ken Shamrock

Przejdźmy do prawdziwego sportu – a jest na czym zawiesić oko.

Patricio Freire to mocna i rozpoznawalna firma rodem z brazylijskiego i światowego MMA (uznawany jest za najlepszego zawodnika spoza UFC, a włączająć zawodników od konkurencyjnej Zuffy w rankingach rzadko spada poniżej 7 pozycji). Nie sposób ukryć faktu, że to Pitbull będzie faworytem starcia z Danielem Weichelem. Brazylijski wirtuoz powinien napsuć sporo krwi oponentowi, lecz czyż Pat Curran nie był anonsowany (w tym przeze mnie) na bezwzględnego faworyta w walce z Niemcem? Tym razem ugryzę się w język i nie będę się rozpisywał o dominacji kogokolwiek w tym starciu, The Weasel to uznana marka, jest niezwykle doświadczony w bojach we wszystkich zakątkach świata, jednak tym razem staje do najważniejszej walki w swojej karierze.

Niezwykle trudno odpowiedzieć na pytanie czy Weichel podoła wyzwaniu. Śledząc jego karierę w Bellatorze, początkowo widzimy niemrawe przenosiny do organizacji, później wygrany turniej dający mu miano teoretycznego pretendenta, zmiana polityki wewnętrznej i szefostwa, która zaowocowała niemistrzowskim zestawieniem Niemca z Curranem. Kariera The Weasela rozwija się w postępie geometrycznym – dziś śmiało można uznać go za członka tandemu Freire-Curran-Straus-Weichel i jakiekolwiek wyrokowanie, który z nich jest lepszy, wydaje się nie być wiele warte.

Jednak taka moja niewdzięczna rola by ocenić zawodników w walce, w której o zwycięstwie zadecydować może dyspozycja dnia. Freire to dwukrotny zwycięzca turnieju (raz mu się ta sztuka nie udała), od września zeszłego roku dzierży na swych biodrach pas kategorii piórkowej, który wyrwał wspominanemu już Curranowi. Później po niezwykle zaciętym boju zdołał obronić tytuł w starciu z Danielem Strausem i teraz staje do swojej drugiej obrony.

Koncentrując się na umiejętnościach, obydwaj są czarnymi pasami BJJ, choć w Brazylii i Europie może to o czymś innym świadczyć. Stójkowo to również próżne porównanie, zarówno Pitbull, jak i The Weasel przyjmowali ciosy od Currana, ale i obydwaj swoją walkę z nim wygrali. Owszem, Brazylijczyk nokautuje rywali (35% TKO, 39% poddanie), podczas gdy Niemiec woli poddawać (60% poddanie, 14% TKO), ale statystyka jest niemiarodajna, zwłaszcza gdy spojrzymy na chętnie podejmowane dążenie Weichela do parteru i korzystanie z talentów BJJ, podczas gdy Freire jak już rywala trafi, to go dobija (jedynie Straus został poddany, ryzyko z tak groźnym rywalem wydaje się nie być wskazanym).

Warunki fizyczne – 166 cm wzrostu i 165 cm zasięgu Patricio, przy 178 cm wzrostu i 180 cm zasięgu Niemca mogą stworzyć różnicę, ale dla obydwu zawodników walka z rywalami o podobnych warunkach fizycznych to nie nowość, więc nie upatrywałbym w tym aspekcie większych szans Weichela.

Być może będę kontrowersyjny, być może zaskoczę, jednak kolejny raz nie popełnię błędu skreślania Daniela Weichela i tym razem to na niego postawię.

Typuję, że Daniel Weichel podda Patricio Freire do 4 rundy po niezwykle emocjonującym boju.

Zwycięzca: Daniel Weichel

Walką, która nie powinna wyjść za pierwszą rundę, jest zestawienie Micheala Chandlera z Derekiem Camposem. Chandler to długi czas niepokonany zawodnik, który podpisując bardzo lukratywny kontrakt, wzgardził mierzeniem się u największej konkurencji, do której chętnie go wysyłano. Walczą ludzie, a nie pieniądze, przynajmniej w teorii, zatem trzeba przyjrzeć się dokonaniom Amerykanina, który bądź co bądź na swój kawalątek dóbr z rogu obfitości zarobić musiał. 12 wygranych, wszystkie przez dominację. Przykre to, ale na początku kariery i naszego najlepszego zawodnika, Marcina Helda, spotkała wątpliwa przyjemność wtoczenia się pod chandlerowski walec (jednak było to tak dawno, że zupełnie nie można przez ten pryzmat patrzeć na Polaka).

Cóż ciekawego mówi nam historia walk Chandlera? Początkowo wygrane w pierwszej rundzie, później w drugiej, kolejno w trzeciej, następnie po zdobyciu pasa (listopadem 2011 roku z Eddiem Alvarezem) wygrane w czwartych i piątych rundach. Na końcu natomiast trzy bardzo bolesne marketingowo i zapewne nie tylko komercyjnie minusy – porażka z Alvarezem w rewanżu, a później dwie deklasacje z rąk genialnego Willa Brooksa połamały serca nawet najwierniejszych zwolenników jego talentu.

Amerykanin to niezwykle ciekawy zawodnik, z jednej strony genialny, ale coraz częściej widać u niego syndromy bycia Joe Warrenem (tworzę tutaj autorską encyklopedię MMA). Dominator, którego braki wychodzą przy każdej kolejnej walce – tu się objawi kondycja, innym razem hart ducha, albo w jeszcze innym boju wyjdzie problem z wolą walki, aż wreszcie uwypuklą się braki w umiejętnościach.

Jednak czarno-biało rysując ten obraz, troszkę go podkoloruję. Chandler jest przekrojowy, na początku notował ogromny progres, który chyba się zatrzymał (oby chwilowo), lecz jego umiejętności zostały wywindowane na wysoki poziom wciąż pozwalający mieć nadzieję na sukcesy w UFC (z tym że moim zdaniem Bellator oferuje mu ciekawsze perspektywy).

Derek Campos zostaje niejako rzucony bestii na pożarcie. Doświadczenie? Stoczył 4 walki więcej. Bilans? 3 wygrane więcej. Wszystko da się oprawić w ramkę, jednak marny ze mnie polityk i nie łudzę się, że mi się sztuka pisania peanów powiedzie. Campos rok temu przegrał z Patrickym Freire (brat Pitbulla, jednak pod względem umiejętności to zdecydowanie niższa półka), którego śmiało można uznać za otwierającego wrota do bellatorowskiego czuba. Goryczy tamtej porażki nie osłodzi wygrana przez nokaut w 30 sekund nad Estevanem Payanem. Aby tu nie pisać zbędnych słów, Bellator potrzebuje odbudowy Chandlera i ta walka nie ma w sobie innego celu. Jeśli jednak Michael by ją przegrał, to, delikatnie mówiąc, jego kontrakt ma szanse ulec sporej restrukturyzacji.

Porównując obydwu zawodników, można śmiało pokusić się o stwierdzenie, którym podsumuję to zestawienie: gdzie Rzym, gdzie Krym?

Michael Chandler wygra walkę z Derekiem Camposem po niecałych pięciu minutach przez TKO.

Zwycięzca: Michael Chandler

Daniel Straus powraca po porażce w bardzo dobrej walce z Patricio Freire, w której zapaść kondycyjna nie pozwoliła mu zachowanie zimnej głowy i przetrwanie do ostatniego gongu. W Scottrade Center zostaje zestawiony z Henrym Corralesem, dla którego będzie to debiut w okrągłej klatce Bellatora.

Ostatnio Strausowi nie wiedzie się zbyt dobrze, przeplata porażki z wygranymi. Zdecydowanie jest to zawodnik, któremu należy się miejsce w okolicy podium wśród piórkowych walczących w Bellatorze, jednak zmienne szczęście wciąż nie pozwala mu osiągnąć szczytu (ku mojemu zasmuceniu). Jedna z moich autorskich teorii głosi, że Straus jest niczym biblijny Samson, im ma dłuższe włosy, tym lepiej walczy. Niezwykle wątłe mam podstawy do udowodnienia moich słów, jednak coś w tym może być.

Jaki jest Straus? Straus jest silny. Co go odróżnia od rywali? Odróżnia go przede wszystkim siła. Niewielu jest piórkowych, którzy trójkąty nogami rozrywają siłą własnych rąk. Każde jego uderzenie oraz kopnięcie, do których się często odwołuje, każde obalenie i akcja parterowa są naznaczone motywem przewodnim, który dla zdecydowanej większości zawodników jest niemożliwe do przeciwstawienia się. Jeśli jednak doliczymy do arsenału Strausa przyjemną dla oka technikę (jednak zdecydowanie nieprzyjemną dla jego rywali), efektywność i efektowność, to ciężko uwierzyć, że ten zawodnik jeszcze nie dotknął lauru mistrzowskiego.

Główny znak zapytania w tym starciu – czy Corrales będzie w stanie przeciwstawić się sile Daniela. Moja odpowiedź brzmi: raczej nie. Przede wszystkim dość często szarża rywali kończy się w gilotynowym uścisku Corralesa (kolejna moja teoria, często bezsensowny chwyt do gilotyny to u wielu zawodników dowód na braki parterowe), siła ciosu może budzić respekt. Umiłowanie do spinning shitów może go jednak drogo kosztować. Szybkość to również nie jest mocna strona OK’a, choć jest ona zawsze pochodną kondycji, którą Henry również nie imponuje. Charakterystyczną cechą wydaje się być używanie znacznej liczby uderzeń rękami (głównie prawą) na tułów rywala. Corrales często decyduje, by w klinczu omijać gardę i uderzać poniżej dłoni chroniących twarz, jednak takie próby nie napawają mnie na optymizm w walce ze Strausem, który raczej nie będzie uciekał się do desperacji, tylko ukłuje raz, a porządnie, trafiając w kompletnie odsłoniętą szczękę rywala. Zapasy tego zawodnika stoją na wątpliwym poziomie, zwłaszcza jeśli zwróci się uwagę, że większość jego rywali niemal sama siebie obalała (to tak jakby powiedzieć, że Mamed Khalidov ma dobre zapasy w odniesieniu do walki z Melvinem Manhoefem).

Nie będę się dalej pastwił – z punktu widzenia techniki Corrales nie powinien mieć żadnego argumentu przeciwko Strausowi. Styl walki Kalifornijczyka powinien odpowiadać Danielowi, siła także powinna być atutem Strausa.

Daniel Straus wygra walkę z Henrym Corralesem

przez TKO przed końcem połowy walki.

Zwycięzca: Daniel Straus

Na samą myśl o analizie kolejnej walki mam dreszcze, ale… Bobby Lashley to ogromny, umięśniony i powolny jak mucha w wielkanocnym żurze zawodnik wagi ciężkiej. Dominuje tylko i wyłącznie siłowo, zapominając o innych aspektach MMA. Jak na porządnego reprezentanta amerykańskiego wrestlingu przystało, chętnie obala swoich rywali, czasami wymyślnymi technikami, no i oddam mu, że sporą część walk rozstrzyga, poddając oponentów – techniki te jednak są nasycone sporym ładunkiem siłowym. Rywalem Dominatora jest Dan Charles – zawodnik, który przegrał w trzeciej rundzie z Siala-Mou Siligą. Dodam tylko, że Charles zastępuje kontuzjowanego Jamesa Thompsona. Dan jest bardziej żywotnym zawodnikiem, używa wysokich kopnięć, wydaje się być dość szybkim, jego technika nie jest z kompletnego przypadku, zapasy i parter nie są mu całkiem obce. Jednak to waga ciężka, a w niej siła niweluje przeciętne umiejętności (i za to fani ją kochają).

W tej walce na pewno możemy oczekiwać, że nie potrwa zbyt długo, będzie widowiska pod względem siły wykonywanych technik stójkowych czy też parterowych. Fanom wagi ciężkiej walka Lashleya z Charlesem powinna przynieść sporo radości.

Typuję, że Bobby Lashley wygra z Danem Charlesem przez TKO w pierwszej rundzie.

Zwycięzca: Bobby Lashley

Tym razem nie omówię karty wstępnej, co nie znaczy, że nie warto jej obejrzeć.

Karta główna

Kimbo Slice (4-2) vs Ken Shamrock (28-15)
Patricio Freire (23-2) vs Daniel Weichel (35-8) walka mistrzowska w kat. piórkowej
Bobby Lashley (12-2) vs James Thompson (20-14)
Michael Chandler (12-3) vs Derek Campos (15-4)
Daniel Straus (23-6) vs Henry Corrales (12-0)

Karta wstępna

Justin Lawrence (7-2) vs Sean Wilson (34-25)
Dan O’Connor (5-4) vs Miles McDonald (1-1)
Malcolm Smith (4-4) vs Luke Nelson (2-1)
Eric Irvin (9-3) vs Hugh Pulley (4-2)
A.J. Siscoe (0-1) vs Garret Mueller (1-0)
Kain Royer (1-1) vs Enrique Watson (1-0)

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button