KSWPolskie MMA

„Arek powie, że rewanż mu nic nie daje – ale daje mu pewny wpie*dol” – Sarara z litanią powodów porażki z Wrzoskiem, chce rewanżu!

Tomasz Sarara obszernie podsumował przegrane starcie z Arkadiuszem Wrzoskiem na KSW 73, wyjaśniając, co i dlaczego poszło nie tak.




Tomasz Sarara powrócił do Internetów! Po dłuższej absencji, którą zrobił sobie po przegranej walce z Arkadiuszem Wrzoskiem przez techniczny nokaut w trzeciej rundzie, krakowianin opublikował na swoim kanale na YT obszerne podsumowanie pojedynku.

Tomasz przyznał, że bardzo przeżywał nieudany start i nieprzypadkowo odciął się od mediów społecznościowych. Na początku miał poważne problemy ze snem.

W dniu walki krakowianin czuł się świetnie. Dopisywał mu humor, miał dobre samopoczucie i pozytywne nastawienie. Z perspektywy czasu ocenia jednak, że jeden element nie do końca zagrał…




– Trochę się chyba za bardzo nakręciłem – powiedział. – Często odróżniam takie dwa określenia – za bardzo chciałem się bić, a za mało chciałem walczyć. Walka ma być naprawdę kunsztem, ma być czymś przemyślanym, a bitka jest po prostu zwykłą łupanką.

Sarara zasugerował, że zanadto bojowe – jak się okazało – nastawienie mogło być pochodną walki w mateczniku rywala.

– Nikt nie chciał głośno powiedzieć o naszej umowie z Arkiem – powiedział. – Co robimy? Czy walczymy w stójce, w parterze, czy jak to ma wyglądać? Finalnie z Arkiem umówiliśmy się… I to było chyba jedno zdanie, które podsumowało nasze podejście do tej walki: nie walczymy w parterze – w parterze się dobijamy.

W pierwszej rundzie pojedynku Sarara posłał Wrzoska na deski śliczną kontrą prawym overhandem nad jabem rywala. Jak zapewnił, akcję tę trenował wielokrotnie w drodze do walki. Następnie rzucił się za rywalem, aby go dobić, ale jak przyznał, głowy Wrzoska doszły tylko 2-3 ciosy.

Krakowianin stwierdził, że na dole czuł się nieco zagubiony – nie przygotowywał się w ogóle w aspektach parterowych i nie miał żadnej strategii na to, jak walczyć na chwyty. Planował w ostatnich sekundach pierwszej rundy rozpuścić ręce, ale… Tak się niefortunnie złożyło, że nie miał żadnego kontaktu z narożnikiem, który był akurat za jego plecami. Nie pomagał też hałas, jaki panował w arenie. Sarara zastrzegł natomiast, że to tylko „drobne usprawiedliwienie”, posypując głowę popiołem i przyznając, że sam „zjebał”.

– Arek dużo lepiej zniósł trudy tego pojedynku fizycznie niż ja – powiedział. – I mimo że to ja miałem tę dominująca pozycję i Arek był totalnie zmęczony, to muszę wam powiedzieć, że w momencie, kiedy schodziłem po pierwszej rundzie do narożnika, to już czułem się naprawdę zakwaszony, wypompowany.



– Mówię: kurczę. Schodzę i czuję, że coś jest nie tak. A naprawdę uważałem, że przygotowania i kondycha mają być moimi mocnymi stronami. Do dzisiaj jestem przekonany, że stójkowo mógłby tam jeszcze pizgać się z nim przez dziesięć rund i bym się tak bardzo nie zmęczył, jak w tym parterze, który mnie zmęczył. Który zmęczył jeszcze bardziej Arka – i powtórzę się, że on trudy tego pojedynku zniósł dużo lepiej.

Tomasz stwierdził, że po pierwszej rundzie, która kosztowała go mnóstwo energii, do drugiej wyszedł już lekko zdezorientowany. Był zbyt pasywny. Szukał pojedynczych uderzeń – bo takim posłał Arka na deski – zamiast kombinacji. Przyznał, że być może w jego poczynania wdała się nawet drobna panika, bo stracił rytm walki, oddał pole rywalowi, dał mu się rozpędzić

Sarara powtórzył, że kapitalnie czuje się w defensywie, gdzie jest „czarnym pasem w unikach”. Wyraził rozczarowanie, że tego rodzaju akcje defensywne, które pozwalają mu zająć dogodną pozycję do ataków, nie są punktowane przez sędziów.

Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 600 PLN

– W pewnym momencie zaczęła się dominacja Arka – kontynuował. – Zły jestem o to, bo po prostu było to związane z brakiem paliwa, którego byłem przekonany, że jestem tam w stanie wnieść kilka cystern. Miało tego nie braknąć. Totalnie nie braliśmy takiej opcji pod uwagę. Wszystkich nas to zaskoczyło.

Krakowianin stwierdził, że w trzeciej rundzie walczył już nie tyle z warszawiakiem co z samym sobą.

– Wygrał zdrowiem – powiedział. – Będę się tego trzymał, że Arek wygrał zdrowiem, bo nie on mnie zajechał – to ja siebie zajechałem. Albo dobra – zajechał mnie Arek, ja się zajechałem, żeby mu w tym wszystkim nie umniejszać.




– Gdybym miał więcej paliwa… Gdybym dzisiaj wiedział, jak wszystko skończy się dla mnie niefortunnie, to faktycznie można było tego Arka spróbować skończyć w tym dosiadzie przez 15, 20, 30 sekund, potem się podnieść i wykorzystać to, że jest jeszcze podłączony i po prostu go skończyć.

Pogdybawszy, przyznał, że nie ma to większego sensu. Powtórzył, że nadal jest rozczarowany przerwaniem walki przez sędziego Łukasza Bosackiego.

– Nie mam żalu, nie mam pretensji, ale uważam, że w tym momencie to przerwanie było niesłuszne – powiedział. – Oglądając tę walkę, widziałem, że w momencie kiedy sędzia przerywa, akurat ja wychodziłem z unikiem z kolejnym ciosem. Byłem dużo bardziej zmęczony niż podłączony.

Sarara uważa, że gdyby sędzia nie zabrał mu ostatnich kilkudziesięciu sekund, nadal miałby szansę, aby ostatnim szturmem odwrócić losy walki. Jest bowiem przekonany, że w końcówce poszedłby na całość.




– Nie mam pretensji do sędziego, ale mam żal – stwierdził. – Wcześniej mówiłem, że chyba nie mam, a jednak mam żal. Dlaczego? Bo nie trzeba było tego przerywać. Bardzo podobne sytuacje były już w drugiej rundzie i równie dobrze sędzia mógł przerwać w drugiej rundzie tą walkę.

Tomek zastrzegł, że bardzo szanował i szanuje Arka, ale wyraził graniczące z pewnością przekonanie, że jeśli dojdzie do rewanżu, warszawiak skończy na tarczy.

– Wiecie, dlaczego tak bardzo mnie to boli? – powiedział. – Bo ja mogę przegrywać z kimś lepszym ode mnie, ale Arek nie jest lepszy i nie był lepszy wtedy również. Po prostu, kurwa, zdechłem jak pies.

– Ktoś może powiedzieć, że ta, jasne, wiadomo, bo, kurwa, trzeba było trenować, zapierdalać. I tak jest. I tak też było. Jeśli komukolwiek wydaje się, że do treningu albo do walki podchodzę w jakikolwiek sposób z olewką, z pogardą – to nie. Mam naprawdę charakter do tego, co robię.

Tomasz powtórzył na koniec, że jest przekonany, iż niespodziewany ubytek energii, którego doświadczył tamtego wieczoru w klatce, był wynikiem pracy w parterze – pracy, do której jego organizm nie był przyzwyczajony.

– Uważam, że Arek nie jest lepszym zawodnikiem – stwierdził. – Tak, chciałbym rewanż. Nie będę o niego wrzeszczał, krzyczał, nie będę się też o niego prosił, bo uważam, że na niego zasłużyłem.

– Jestem lepszym zawodnikiem i gdybym dostał szansę rewanżu, to już bym, kurwa, takiego czegoś z rąk nie wypuścił. Jestem w stanie dogadać się na każdych warunkach. Na gali KSW, którą komentowałem, było też Q&A, gdzie złożyłem deklarację, którą chcę teraz głośno powtórzyć: gdybym dostał możliwość rewanżowej walki z Arkiem, to jestem w 100% przekonany, że ją wygram, bo, kurwa, drugi raz już takiego frajerskiego błędu nie popełnię.




– Jestem gotowy położyć swoją wypłatę na stół, Arek niech położy swoją i wygrany zgarnia wszystko. Nie ma najmniejszego problemu.

– Arek oczywiście będzie odbijał piłeczkę, mówiąc, że jemu ta walka nic nie daje – ale daje mu pewny wpierdol, na 100 procent. Daje mu podwójną wypłatę, jeśli wygra, więc nie ma co mówić, że to będzie jakikolwiek krok do tyłu.

– Jeszcze parę lat temu Arek prosił mnie bardzo grzecznie o walkę. Byłem wtedy gotowy, ale nie było odpowiednich warunków. Dzisiaj tak naprawdę to ja wyszedłem do Arka i ja chcę walki rewanżowej. Jeśli Arek będzie chował głowę w piasek, udawał, że ta walka mu nic nie daje, to jest to nieprawda, bo Arek też po walce zaraz powiedział do mnie w oczy, że „Tomek, nie chcę (rewanżu), bo nie chcę takich ciężkich walk”. Mam to trochę w dupie – to jest raz. A dwa – nie bój się, ona nie będzie taka ciężka, skończy się dużo wcześniej, dużo szybciej. Bez najmniejszego problemu.

Czy natomiast nowo narodzony właśnie powyższymi wywodami polski Antonio Rodrigo Nogueira będzie miał okazję udowodnić słuszność swych słów w rewanżu? Tego nie wiadomo…

Całe nagranie poniżej.

Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 600 PLN

Fortuna Online to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.

Powiązane artykuły

Komentarze: 3

Dodaj komentarz

Back to top button