UFC

Ocean, bohaterski Bisping, dwie otyłe staruszki, masa grozy i humoru

Mistrz kategorii średniej Michael Bisping opowiedział niesamowitą – chwilami dramatyczną, a chwilami groteskową – historię wakacyjną.

Mistrz kategorii średniej Michael Bisping w najnowszej odsłonie swojego podcastu Believe You Me opowiedział nie lada dramatyczna morską historię, która o włos – jak przekonuje – nie skończyła się dla niego i jego córki tragicznie.

Rzecz działa się podczas wakacji Bispinga na Hawajach, gdzie bawił razem z rodziną Kendalla Grove’a

https://www.instagram.com/p/BXeoNeujKZg/

Wskoczyliśmy razem z córką na deskę surfingową, a w kajakach byli moja żona, mój syn i bratowa Kendalla Grove’a.

– rozpoczął opowieść Hrabia (za MMAUno.com).

Wypłynęliśmy, podpłynęliśmy do klifu, gdzie trochę poskakaliśmy. I wszystko grało, ale zbierał się coraz mocniejszy wiatr, więc trzeba było wracać.

Zaczęło nas z córką znosić, a powiedzmy sobie szczerze, mistrzem surfingu to ja nie jestem, szczególnie gdy wieje jak jasna cholera. Próbujemy więc płynąć z powrotem, ale nic to nie daje, bo wiatr się wzmaga. Tamci byli w kajaku, więc już odpłynęli. Nie został nikt. Jesteśmy już daleko na oceanie. Nie powiem, tamten klif był już od nas jakieś 200-300 metrów, a znosi nas coraz bardziej. Jasna cholera, myślę.

Nie mówię nic córce, ale zaczynam trochę panikować. W ogóle nie zbliżamy się, więc wpadam w panikę. Ale oświeciło mnie, myślę, że przecież siedzimy na tej desce i swoje ważymy, więc wymyśliłem, że wskoczę do wody i będą ją pchał. Więc wskoczyłem, a córka została na desce – ale odpływamy coraz bardziej i bardziej na morze, więc znów zaczynam panikować. Ani trochę się nie zbliżamy do brzegu. Minęło 15 minut i jesteśmy, gdzie byliśmy.

Czas mijał i zachodziłem w głowę, dlaczego nikt nie przypływa nas ratować? Zaczynam się stresować. Zaczyna mi chodzić po głowie, że chyba tu zginiemy, wiatr wieje coraz mocniej, sytuacja się pogarsza. Cholera! Moja córka jest kompletnie nieświadoma tego wszystkiego… Gdzie oni się podziewają? Dlaczego nie ma ratownika? Gdzie rycerz w lśniącej zbroi?

Więc płynę i płynę, a nagle w oddali na domiar złego słyszę: „Pomocy! Pomocy!”. Rozglądam się i widzę jakieś ręce wystające z wody, niedaleko od nas. „Pomocy! Pomocy!”. Jasna cholera! Prawie tu umieram…

Płynę tam więc. Starsza pani, okrutnie otyła, ma rurkę do nurkowania. Myślę sobie, co ona tu, kurwa, robi? Bez kamizelki ratunkowej, bez łódki, bez niczego – i jeszcze tonie. Przyciągnąłem ją, złapała się naszej deski – a powtarzam, już i tak znosiło nas coraz dalej od brzegu, a tutaj – z całym szacunkiem – otyła starsza pani stercząca na końcu deski. Było już bardzo źle. Jest nas więc troje, a ona mówi: „Moja przyjaciółka, musisz uratować moją przyjaciółkę, moją kuzynkę!”. Rozglądam się, a tam kolejna starsza pani macha rękami. Jasny chuj, to szaleństwo!

Podpływam, biorę ją, moja córka pomaga i w następnej chwili – z całym szacunkiem – mam dwie bardzo ciężkie starsze panie uwieszone u naszej deski. I dryfujemy coraz dalej. Myślę więc, że skoro już tu wisicie na tej desce, to przynajmniej możecie kopać wodę, ok? W mojej głowie priorytetem jestem ja i moja córka – nie te dwie idiotki. Jeśli mamy iść na dno, nie zmuszajcie mnie do dokonywania wyboru, bo to prosty wybór – ja i moja córka. Trzymam się tam więc, a deska zaczyna się odwracać, przekręcać. Jasny chuj!

W końcu obie wspięły się na deskę. Troje ludzi na desce, a ja w wodzie. Próbuję płynąć i uratować je, ale nie ruszamy się ani trochę.

https://www.instagram.com/p/BXhNuVMjBfw/

Wreszcie zjawiła się siostra Kendalla, która gra zawodowo w polo wodne, więc jest mocna w wodzie. Razem z nią ratownik w łodzi czy tam w kajaku raczej. Obie (starsze panie) włażą tam, siostra Kendalla wchodzi na deskę z moja córką i znikają. Dwie starsze panie odpływają w łodzi, a jako jako porąbany macho mówię: „Jasne, jasne, dam radę, dopłynę z powrotem sam, bo nie ma już miejsca”.

Wszyscy odpływają i znikają gdzieś na horyzoncie, a ja myślę: „Kurwa, nie wierzę, ja i moje ego…”. Zamiast powiedzieć im, że tak, owszem, też potrzebuję pomocy, to teraz utonę. Znikają, a ja siedzę w tej pierdolonej wodzie. Tak czy inaczej w końcu przypłynął ratownik i uratował także i mnie.

Wracam wiec, a starsze panie już tam są i mówią: „Bardzo dziękujemy!”. „Och, żaden problem”. Ale potem mówią: „Była jeszcze trzecia!”. „Co? Jaka trzecia?”. „Tak, miała płetwy”. Więc myślę, że skoro miała płetwy, to da sobie radę, a one mówią, że nie: „Jej płetwy wyrzuciło na brzeg, ale jej nie ma”. Jezu!

Dzwonimy na 911, ale potem nagle się pojawiła. Bóg jeden raczy wiedzieć, gdzie była. Pewnie na jakiejś kawie albo lodach.




*****

Paulie Malignaggi o Conorze McGregorze: „Wtedy właśnie zdałem sobie sprawę, jaki z niego ku*as”

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button