Historia MMAKalendarz MMAUFC

Kalendarz MMA: trzy lata temu w Las Vegas…

Dokładnie trzy lata temu w Las Vegas Nick Diaz strolował jednak z największych oktagonowych trolów w historii – Andersona Sivę.

31 stycznia 2015 roku w Las Vegas w walce wieczoru gali UFC 183 rękawice skrzyżowali powracający po prawie dwuletniej przerwie i porażce z Georgesem Saint-Pierrem Nick Diaz i były już wówczas dominator 185 funtów Anderson Silva, który powracał po ponad rocznym rozbracie z oktagonem spowodowanym złamaniem nogi w drugiej konfrontacji z Chrisem Weidmanem.

W przeciwieństwie do wielu poprzednich pojedynków starszego ze stocktońskich braci, tym razem przed walką nie było żadnej złej krwi.

Gdy przestałem walczyć, nie widziałem dla siebie odpowiedniego starcia. A teraz pojawiła się dobra okazja, dla której powróciłem.

– powiedział Nick przed galą w rozmowie z AXS TV.

Mogłem nie brać tej walki, ale ją wziąłem, więc zobaczymy.

Nie wychodzę tam, żeby cokolwiek komukolwiek udowadniać. Nie było tak, że obudziłem się któregoś dnia i pomyślałem, że chcę walczyć z Andersonem Silvą. Po porostu jest, jak jest. Zrobię, co mam do zrobienia i zobaczymy, jak wyjdzie. Trzeba wyjść i się bić.

W owym czasie obaj zawodnicy nie mogli pochwalić się najlepszą serią walk. Diaz powracał po porażkach ze wspomnianym Georgesem Saint-Pierrem i Carlosem Conditem, ostatnie zwycięstwo odnosząc w 2011 roku z BJ-em Pennem, podczas gdy Brazylijczyk miał za sobą dwie klęski w starciach z Chrisem Weidmanem, ostatni raz będąc widzianym w glorii zwycięzcy w 2012 roku.

Pomimo tego z uwagi na wielkie nazwiska obu głośno spekulowało się, że ten, który wyjdzie z walki obronną ręką, otrzyma szansę pojedynku o złoto 185 funtów. Obaj jednak odnosili się do tematu z rezerwą, kwitując pytania o pas słowami: „Czas pokaże”.

Specjaliści od promocji i marketingu UFC na okoliczność brazylijsko-amerykańskiego starcia wyszykowali jedną z najlepszych – a w ocenie wielu najlepszą – zapowiedź walki:

Nick Diaz, który na przygotowania do walki z Pająkiem ściągnął między innymi wybornego kickboksera Artema Levina – swoim zwyczajem – nie pojawił się na treningu medialnym, kajając się później przed fanami, UFC i Daną Whitem.

Ważenie w przeddzień gali nie dostarczyło większych emocji, bo i stocktończyk nie przejawiał najmniejszej ochoty na podkręcanie pojedynku, co rodziło wówczas wiele pytań. Wszak nawet przed starciem z BJ-en Pennem, wobec którego szacunku nigdy nie ukrywał, starł się z Hawajczykiem łeb w łeb podczas staredownu. Tym razem było jednak zupełnie inaczej.

W oktagonie miejsca na szacunek nie było jednak wiele. Starszy ze stockońskich braci od samego początku walki niemiłosiernie kpił bowiem z Brazylijczyka, na co wcześniej nie pozwolił sobie żaden inny zawodnik.

Uwielbiam to! Uwielbiam! Chciałbym, żeby był pod mikrofonem, abyśmy słyszeli, co mówi!

– krzyczał podekscytowany Joe Rogan.

Chcę to usłyszeć!

I właśnie wtedy – po kilku niewiele znaczących wymianach, w których Brazylijczyk nastawiony był na defensywę – zirytowany i zniecierpliwiony Amerykanin legł na deskach oktagonu, wzbudzając zachwyt całego świata. Zachwyt pomieszany z niedowierzaniem.


Fot. Zuffa LLC / Getty Images

Woohahahahaha!

– parsknął śmiechem Rogan na widok leżącego Diaza, ciężką kanonadą ostrzeliwując biurko w zachwycie.

Kocham to!!!

Poza oktagonowymi szaleństwami Diaza, szczególnie na początku, sam pojedynek jednak nie porwał. Amerykanin miał swoje pojedyncze momenty, ale nie był w stanie poważnie zagrozić bardzo odpowiedzialnie walczącemu w defensywie – i wyraźnie silniejszemu fizycznie – Brazylijczykowi, który trafiał częściej.

Przez całą niemal walkę Nick Diaz unosił łokieć, strasząc nim Andersona Silvę. Jak wyjaśnił po gali, wpadł na ten pomysł w szatni przed wyjściem do oktagonu.

Ostatecznie wszyscy sędziowie po 25 minutach walki wskazali na Pająka w stosunku 50-45, 50-45 i 49-46. Uradowany Brazylijczyk padł na deski, zalewając się łzami szczęścia, na co nie mógł zresztą patrzeć Diaz, błyskawicznie podnosząc Pająka i wyjaśniając mu, że „Nie ma powodu do płaczu!”.

https://www.youtube.com/watch?v=h1WNjF2Qe9M

Dziękuję Bogu, że dał mi jeszcze jedną szansę. Dziękuję rodzinie, dzieciom i prawdziwym przyjaciołom! Dziękuję!

– mówił w oktagonie rozemocjonowany Silva.

Nick jest najlepszy! Walczę już od dawna, ale po raz pierwszy w życiu biłem się z gościem tak mocnym mentalnie. Mocne ciosy, mocne kopnięcia. Dziękuję, Nick!

Czułem, że wygrałem każdą rundę.

– twierdził z kolei Diaz.

Szedłem do przodu, wywierałem presję. Przegrałem kiedyś z Seanem Sherkiem… Uwielbiam Andersona Silvę, świetny gość. Walczyłem więc kiedyś z Seanem Sherkiem – trafiałem częściej, poruszałem się, ale dali zwycięstwo jemu, bo szedł do przodu, więc z tym punktowaniem jest różnie.

Wynik pojedynku nie miał jednak większego znaczenia, bo kilka dni później gruchnęła wiadomość, że obaj zawodnicy nie przeszli kontroli antydopingowych – w organizmie Amerykanina wykryto, standardowo, marihuanę, natomiast u Brazylijczyka metabolity drostanolonu oraz androtestosteronu.

W rezultacie Silva został zawieszony na rok, tłumacząc się w międzyczasie, iż jedna z zabronionych substancji znalazła się w jego organizmie na skutek zażycia zanieczyszczonych środków wspomagających potencję, które miał otrzymać od kolegi z Tajlandii.

Z kolei Diaz pierwotnie otrzymał pięcioletnie zawieszenie, które w zasadzie przekreślało jego karierę – co wywołało ogromne poruszenie w całym świecie MMA. Ostatecznie jednak kara została zmniejszona do 18 miesięcy.

*****

Lowkin’ Talkin’ MMA #10 – Miocic vs. Cormier | UFC on FOX 27

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button