Polskie MMAUFC

UFC Fight Night 84 – wyniki i relacja na żywo

Relacja na żywo i wyniki gali UFC Fight Night 84, na której wystąpi dwóch Polaków – Krzysztof Jotko i Daniel Omielańczuk.

185 lbs: Michael Bisping (28-7) > Anderson Silva (33-7) – decyzja jednogłośna

Bisping od początku zaczął wywierać presję, ale Silva bardzo dobrze krążył po oktagonie, unikając jego ataków. Brazylijczyk był jednak niezwykle pasywny, w pierwszych dwóch minutach nie wyprowadzając praktycznie żadnego zdecydowanego ataku, ani nawet kontry. Odrobinę się przebudził dopiero, gdy znacznie aktywniejszy Brytyjczyk trafił kilkoma ciosami. Później Silva przeszedł do ataków, spychając Brytyjczyka na siatką i tam próbując ustawić go sobie pod uderzenie – ale masa czarów i przyruchów nie pomogła. Pojedynek przeniósł się na środek oktagonu, a polegający znów na odchyleniach miast bloków Silva przyjął znów kilka prostych Bispinga. W samej końcówce Silva naruszył Brytyjczyka, ale ostra szarża, jaką potem wyprowadził, prawie zaprowadziła go na deski, bo Hrabia skontrował go potężnym uderzeniem.

W drugiej odsłonie znów Bisping zaczął lepiej, ale Silva szybko przeszedł w tryb showmana, ustawiając się na siatce i zapraszając tam rywala – Hrabia nie skorzystał. Pająk zaczął jednak się rozluźniać, zamieniając oktagon w scenę teatralną. Jego gestykulacjom i prowokacjom nie było końca. W końcówce rundy Bisping posłał jednak zaskoczonego Silvę na deski potężnym lewym i podążającą za nim kombinacją prawego i lewego. Rzucił się, by dobić rywala, ale Pająk zwarł szeregi i przetrwał.

Trzecia odsłona rozpoczęła się od ataków Anglika – część z nich pruło powietrze, ale kilka doszło też szczęki biernego, szukającego tego jednego jedynego uderzenia Brazylijczyka. W połowie rundy Silva nieco się przebudził i zaczął trafiać, choć i Bisping odgryzał się swoimi uderzeniami. W końcówce Brazylijczyk podkręcił jednak bardzo mocno tempo, a w ostatnich sekundach doszło do nieprawdopodobnej sytuacji – po jednej z wymian Anglik przyjął kilka potężnych ciosów, w popłochu wycofując się i sygnalizując coś – prawdopodobnie szczękę, która wypadła – sędziemu. Ten jednak nie przerwał walki – choć dał jeden krok do przodu, który mógł sugerować, że chce to zrobić – a równo z syreną Silva przepięknym latającym kolanem powalił nie spodziewającego się ataku Bispinga na deski, rzucając się następnie na siatkę i świętując zwycięstwo. Chwilę potem ściągano go jednak z siatki, informując, że walka trwa nadal.

https://twitter.com/FutebolMercado6/status/703724254941077504

https://twitter.com/BESTFlGHTS/status/703736159655038976

Niespodziewanie jednak to porozbijany Anglik ruszył na początku czwartej rundy do ostrych szarż. Większość ciosów pruło powietrze, ale kilka doszło szczęki Pająka, który znów postanowił ustawić się na siatce i tam balansować, raz na jakiś czas kontrując. Taką ryzykowną grę toczył jeszcze przez kilka minut, tańcząc na siatce – bardzo rzadko jednak kontrował, a jeśli nawet to robił, jego ciosy rzadko dochodziły celu. Dopiero w ostatnich kilkudziesięciu sekundach Pająk były mistrz przeszedł do ofensywy – ale gdy już to zrobił, trafił Brytyjczyka kilkoma soczystymi ciosami, rzucając go porozbijanego na siatkę.

W ostatniej rundzie Pająk nie czekał już nie wiadomo na co, od razu przechodząc do ofensywy i atakując rywala prostymi oraz kopnięciami na głowę. Bisping przetrwał jednak wszystkie uderzenia. Chwilę potem Pająk dał się znów zepchnąć na siatkę, ale tam ustrzelił go kapitalnym frontalem na głowę, mocno wstrząsając Brytyjczykiem.

Brazylijczyk rzucił się do ofensywy, ale pomimo tego, że trafił jeszcze kilkoma uderzeniami, zakrwawiony Hrabia ustał na nogach, demonstrując niebywałe serce do walki. W dalszej części walki Silva znów wrzucił na wsteczny, a większość ciosów Bispinga pruło powietrze.

Sędziowie wypunktowali pojedynek jednogłośnie 48-47 dla notującego najcenniejsze zwycięstwo w karierze, po najlepszej walce w karierze Michaela Bispinga.

https://twitter.com/venom1488/status/703730419020255232

185 lbs: Gegard Mousasi (38-6-2) > Thales Leites (25-6) – decyzja jednogłośna

Brazylijczyk nie kalkulował, po pierwszej wymianie od razu idąc po obalenia i wciskając Mousasiego do siatki. Ormianin świetnie się jednak bronił i w rezultacie Leites spróbował wciągnąć go do gardy, ale o mało nie oddał w ten sposób dosiadu. Chwilę potem Mousasi uwolnił się i walka wróciła na środek oktagonu. Tam zaczął kąsać Leitesa szybkimi, soczystymi jabam, od czasu do czasu wplatając też kopnięcia na nogi. Przewaga Mousasiego zaczęła rosnąć, a głowę Brazylijczyka smagał prosty za prostym.

https://twitter.com/vigorousfight/status/703709613024149504

W końcu zmęczony i rozstrzeliwany na dystansie Leites poszukał kolejnego obalenia, ale znów nie dopiął swego – ponownie zatem spróbował wciągnięcia Mousasiego do gardy, ale Ormianin szybko przeniósł walkę do stójki. Do końca rundy pojedynek rozgrywał się już na nogach, gdzie Dreamcatcher kąsał Leitesa prostymi i lowkingami, od wielkiego dzwona przyjmując tylko na głowę jakiś pojedynczy cios.

Brazylijczyk spróbował agresywniej wyjść do drugiej rundy, ale Mousasi kapitalnie uchodził z głową, zostawiając mu soczyste kombinacje w kontrze. Walka cały czas toczyła się w stójce, a Ormianin bez problemu bronił coraz wolniejsze próby zapaśnicze Leitesa. W wymianach na pięści i kopnięcia Brazylijczyk wyraźnie odstawał, nawet pomimo tego, że zanotował kilka dobrych uderzeń – Mousasi trafiał bowiem znacznie częściej, także w kontrach po zejściu. W końcówce potwornie już zmęczony i zniechęcony do stójkowej walki Leites zaczął desperacko poszukiwać parteru, ale defensywne zapasy Ormianina spisywały się bez najmniejszego zarzutu.

Na początku ostatniej rundy Leites w końcu zdołał wciągnąć Mousasiego do gardy, ale ten zaprezentował bardzo bezpieczne podejście, kontrolując rywala z góry i po chwili przenosząc walkę do stójki, gdzie kontynuował kąsanie go soczystymi, chirurgicznie precyzyjnymi ciosami, masakrując jego twarz. W połowie rundy Leites miał swój moment, trafiając kilkoma bombami, ale szczęka Mousasiego spisała się bez zarzutu – ba, zaprosił Brazylijczyka do kolejnych uderzeń! Wkrótce sam poczęstował wyczerpanego rywala potężnymi ciosami, mocno go naruszając, a następnie schodząc do parteru. Tam spędził pozostałą część walki, kilka razy trafiając z góry i unikając prób ataków z pleców w wykonaniu Leitesa.

Dwaj sędziowie wypunktowali walkę 30-27 dla Mousasiego, jeden natomiast stwierdził, że jedna z rund powinna trafić na konto Leitesa, punktując 29-28.

Mousasi w ten sposób podnosi się po porażce z Uriahem Hallem, notując trzecie zwycięstwo w czterech ostatnich pojedynkach.

170 lbs: Tom Breese (10-0) > Keita Nakamura (31-7-2) – decyzja jednogłośna

Ku zaskoczeniu wszystkich poza rodziną i teamem Nakamury, Japończyk w pierwszej rundzie radził sobie naprawdę dobrze z faworyzowanym Anglikiem. Zanotował udane obalenie, miał dosiad, a przede wszystkim kilkukrotnie poczęstował go potężnymi uderzeniami w kontrze, po których Breese wyraźnie się zachwiał. Przyjął jednak też swoją porcję uderzeń z dystansu.

Również w drugiej odsłonie Nakamura nie odstawał – zaliczył ponownie udane obalenia, by następnie po raz kolejny przejść do dosiadu. Znów jednak Anglik doskonale odwrócił pozycję, atakując skrętówką. Z góry męczył Japończyka ostrymi łokciami, ale w końcówce rundy Nakamura rewelacyjną omoplatą o mało nie poddał Brytyjczyka, kończąc rundę na górze.

Ostrożny już teraz w stójkowych wymianach Breese uważnie rozpoczął trzecią rundę i choć trafił kilkoma ciosami, to wkrótce wylądował na plecach. Tam jednak doskonale się kręcił, poszukując dźwigni na nogi i rewelacyjnie przetaczając mocnego przecież w parterze Japończyka, by w końcówce walki po kolejnej kotłowaninie parterowej zapiąć ciasny odwrotny trójką. Do końca walczył o zmuszenie Nakamury do odklepania, ale ten przetrwał.

Ostatecznie Breese wygrał na kartach sędziowskich, ale o ile potwierdził swoje doskonałe umiejętności parterowe, to w stójce ma jeszcze przed sobą dużo pracy – zdecydowanie lepiej idzie mu kontrowanie (tutaj nie miał możliwości) aniżeli inicjowanie ataków.

135 lbs: Brad Pickett (25-11) > Francisco Rivera (11-6, 1NC) – decyzja niejednogłośna

Pierwsza runda była prawdziwym majstersztykiem w wykonaniu Francisco Rivery, który kapitalnie kontrolując dystans, soczystymi kombinacjami w kontrze, najczęściej po szybkich odchyleniach, raz po raz dzielił po głowie Picketta, wielokrotnie go naruszając i raz nawet posyłając na deski. Obaj w końcówce wdali się też w szalony brawl, w którym celniej trafiał świetnie dysponowany Amerykanin.

Druga odsłona nie była już tak żywiołowa. W walce na pięści nadal znacznie precyzyjniejszy był walczący z kontry Rivera, natomiast Pickett skupił się na okopywaniu wykrocznej nogi rywala – z dobrym zresztą skutkiem. Oba zawodnicy zaliczyli po jednym obaleniu, choć nie wynikło z nich nic konkretnego.

W trzeciej odsłonie ponownie celniej trafiał Rivera, ale to Pickett spędził więcej czasu na górze w parterze – obaj bowiem szukali ochoczo obaleń.

Ostatecznie sędziowie niejednogłośnie wskazali na Brytyjczyka, który w ten sposób przerywa serię trzech kolejnych porażek. Werdykt wydaje się jednak co najmniej dyskusyjny.

145 lbs: Makwan Amirkhani (13-2) > Mike Wilkinson (9-2) – decyzja jednogłośna

Rewelacyjne obalenia i świetna praca z góry Makwana Amirkhaniego okazały się kluczem do jego zwycięstwa nad Mikiem Wilkinsonem. Fin w żadnej z rund nie próbował wymieniać ciosów z rywalem, błyskawicznie przenosząc walkę do parteru, gdzie szczególnie w pierwszej rundzie koncertowo kontrolował Anglika, rozcinając mu potwornie twarz łokciami.

W drugiej odsłonie znów do działania zaprzęgnął zapasy, ale po jednym z wejść Wilkinson zapiął piekielnie ciasną gilotynę i wydawało się, że powróci z dalekiej podróży.

Fin zdołał jednak po profesorsku uwolnić się z duszenia i kontynuował dominację.

Trzecia odsłona była już zdecydowanie bardziej wyrównana. Amirkhani rozpoczął ją dobrze, od obalenia, ale w kotłowaninie – a trzeba przyznać, że Brytyjczyk kręcił się naprawdę dobrze – stracił pozycję. Teraz Wilkinson czaił się już na próby gilotyn i po jednym z kolejnych ataków zapaśniczych odwrócił pozycję, a Amirkhaniego wyraźnie dopadło potworne zmęczenie. Dążący za wszelką cenę do skończenia Wilkinson obijał rywala z góry, ale nie zdołał rozstrzygnąć walki przed czasem, w samej końcówce znów oddając pozycję.

Sędziowie jednogłośnie wskazali na Amirkhaniego, który notuje trzecie z rzędu zwycięstwo.

135 lbs: Dave Grant (10-2) > Marlon Vera (7-3-1) – decyzja jednogłośna

Grant rozpoczął pojedynek lepiej, zamykając Verę na siatce i tam kąsając go ciosami. Walczący z odwrotnej pozycji Ekwadorczyk próbował odpowiadać kopnięciami, ale nie wiele z nich wynikało. Sam natomiast przyjmował sporo ciosów. Jednak Vera będąc na plecach, zdołał porozcinać głowę stojącego nad nim rywala kopnięciami z pleców, a w pewnej chwili sprytnie zdobył nawet jego plecy. Jednak Grant uwolnił się i odwrócił pozycję, nękając do końca rundy Verę uderzeniami z góry.

W drugiej odsłonie pomimo mocnego rozcięcia Brytyjczyk nie zwalniał tempa, zasypując poruszającego się wzdłuż siatki rywala mocnymi ciosami. Grant zdobył też kilka obaleń, terroryzując rywala z góry łokciami.

W ostatniej rundzie również dominacja Granta, który obijał rywala w stójce i w parterze nie podlegała dyskusji.

Ostatecznie Brytyjczyk zwyciężył na kartach sędziowskich wszystkich punktowych.

185 lbs: Scott Askham (14-2) > Chris Dempsey (11-4) – KO

Pierwsza runda niemal wyłącznie toczyła się w klinczu i w parterze. Dempsey nieustannie pracował nad obaleniami, kładąc nawet Askhama na deskach, ale w parterze aktywny z pleców Anglik nie pozwalał mu ustabilizować pozycji, a raz nawet efektownym rzutem powalił go na deski.

W końcówce rundy walczący z odwrotnej pozycji Askham trafiła potężnym krosem, rzucając Amerykanina na łyżwy. Chwiejący się Dempsey robił wszystko, aby okiełznać błędnik, ale Brytyjczyk nie pozwolił mu na to, efektownym kopnięciem na głowę kończąc jego wieczór!

Askham kontynuuje więc przeplatanie zwycięstw z porażkami, wyrównując swój rekord w oktagonie do 2-2.

145 lbs: Arnold Allen (11-1) > Yaotzin Meza (21-11) – decyzja jednogłośna

Młodziutki Arnold Allen nie miał większych problemów z pokonaniem doświadczonego Yaotzina Mezy. Brytyjczyk cały czas wywierał presję, zmuszając rywala do krążenia przy siatce. Zademonstrował też wyższość zapaśniczą, kilka razy obalając Amerykanina i dobrze broniąc jego prób obaleń. Ochoczo okopywał też z furią nogi leżącego rywala w stylu Donalda Cerrone.

W samej końcówce walki rzucił się z ostatnią szarżą, serią cisów posyłając Mezę na deski i nokautując go równo z ostatnią syreną.

Ostatecznie jednak walka rozstrzygnęła się na kartach sędziowskich, na których niepodzielnie królował Allen, notując drugie zwycięstwo w UFC.

185 lbs: Krzysztof Jotko (17-1) > Bradley Scott (10-4) – decyzja jedngłośna

Pojedynek rozpoczął się od presji w wykonaniu Scotta, który próbował zamknąć Polaka na siatce. Jotko sporo kopał zakroczną nogą, ale przyjął też w pewnym momencie mocny lewy na szczękę pod siatką. Polak miał problemy z presją rywala, nie mogąc znaleźć sobie miejsca, choć z czasem rozluźniał się, starając się zyskiwać przestrzeń krótkimi szarżami. Gdy trafił mocnym łokciem bitym z dołu, dał Scottowi do myślenia, a walka zmieniła przebieg. Polak trafił jeszcze dobrym ciosem i kopnięciem, ale po kilku chwilach Scott doszedł do siebie i znów starał się zamknąć naszego zawodnika na siatce. Nos Anglika zaczął krwawić. Jotko nie był jednak szczególnie aktywny, starając się przede wszystkim uchodzić do boku. W końcówce Scott przycisnął, trafiając kilkoma dobrymi ciosami i choć Polak odpowiedział własnymi oraz kopnięciem na głowę, presja wywierana przez Scotta mogła przypaść sędziom do gustu.

Druga odsłona zaczęła się identycznie jak pierwsza – Anglik był agresorem, wywierając mocną presję. Szybko zamknął Polaka na siatce, ale Jotko wydostał się bez większych problemów. Scott zaczął zwalniać, ale nadal był stroną atakującą. Polak trafił kilkoma dobrymi krosami, a później sam zaciągnął rywala pod siatkę, pracując kolanami w klinczu. Jotko spróbował obalenia, ale bezskutecznie. Walka wróciła na swoje tory, a Polak szukał przestrzeni, krążąc przy siatce i od czasu do czasu atakując. W końcówce jednak mocno się rozkręcił, trafiając kilkoma soczystymi krosami, kopnięciem na głowę, a nawet kolejnym ślicznym łokciem bitym z doły w stylu Andersona Silvy! Ruszył z furią na rywala, ale ten zdołał złapać klincz.

Trzecią rundę Polak rozpoczął od kilku dobrych ciosów, tym razem nie oddając już tak bardzo pola jak poprzednio. Trafił też bardzo mocnym kopnięciem i wyraźnie zaczął się rozluźniać, po chwili znów dzieląc Anglika ładną kombinacją, a za moment dokładając kolano na głowę. Jotko zaczął bardzo dobrze unikać ciosów rywala, odpowiadając kontrami. Regularnie męczył też Anglika kopnięciami na korpus i głowę, ale w odpowiedzi Scott zaczął terroryzować wykroczną nogę Polaka. Na nieco ponad minutę przed zakończeniem walki Jotko świetnie przechwycił kopniecie przeciwnika, kładąc go na deskach.

Ten szybko zdołał wstać tylko po to, by po chwili znów zapoznać się z deskami po kolejnym bardzo dobrym obaleniu Polaka. Z góry Jotko dobrze kontrolował pozycję, trafiając jeszcze na koniec kilkoma łokciami.

Ostatecznie sędziowie wskazali na Polaka w stosunku 29-28, 29-28, 30-27!

155 lbs: Rustam Khabilov (18-3) > Norman Parke (21-5-1) – decyzja jednogłośna

Pierwsza runda toczyła się w wolnym tempie. Walczący z odwrotnej pozycji Parke starał się wywierać presję, ale niewiele z tego wynikało, a i celne ciosy Khabilova można było policzyć na palcach jednej ręki. Dagestańczyk dwukrotnie zdołał jednak obalić rywala, choć Irlandczyk nie miał problemy ze wstaniem, unikając niebezpiecznych suplesów Khabilova.

Parke rozpoczął drugą rundę agresywniej, trafiając nawet kilkoma dobrymi ciosami i rozcinając łuk brwiowy rywala w dość szczęśliwych okolicznościach.

Ten polował na podbródkowy. Irlandczyka zaczął wówczas mocno okopywać wykroczną nogę Khabilova. Na minutę przed końcem Dagestańczyk zdołał przenieść walkę do parteru, nie dając Parke’owi wstać do samego jej końca.

W ostatniej odsłonie Parke sam postanowił odwołać się do zapasów i przeniósł walkę do parteru, zdobywając plecy Khabilova i próbując dopiąć duszenie. Nic z tego jednak nie wyszło, a w połowie rundy Dagestańczyk odwrócił pozycję i sam znalazł się na górze, męcząc Parke’a ciosami z góry. Irlandczyk robił, co mógł, aby się wydostać, ale Khabilov przykleił się do niego na dobre.

Sędziowie jednogłośnie wskazali na Khabilova, który przerywa w ten sposób serię dwóch porażek.

265 lbs: Daniel Omielańczuk (18-5-1) > Jarjis Danho (6-1) – decyzja

Po kilku ostrych wymianach w stójce, w których pięści świszczały na lewo i prawo, a Daniel zaliczył też dobre kopnięcie na korpus, Polak dał się zamknąć na siatce, ale po krótkiej walce na chwyty uwolnił się i naruszył Niemca potężnymi ciosami. Rzucił się do skończenia, ale pomimo tego, że trafił jeszcze kilkoma uderzeniami, nie zdołał ubić rywala.

Wkrótce walka przeniosła się z powrotem do klinczu, ale zmęczony Danho, wciskając Polaka do siatki, przyjął sporo kolan na korpus, choć sam trafił też kilkoma ciosami. Na półtorej minuty przed końcem pierwszej rundy sędzia przeniósł walkę z powrotem na środek. Polak spróbował reaktywnego obalenia, ale nie zdołał przewrócić Niemca i wkrótce znów znalazł się na siatce, przyjmując kilka kolejnych ciosów. Obaj zawodnicy w końcówce rundy oddychali już ciężko.

Drugą rundę Polak rozpoczął od trzech potężnych lowkingów, następnie atakując kolano rywala. Niemiec zrewanżował się Polakowi podobnym uderzeniem, ale chwilę potem przyjął dwa kolejne kopnięcia na nogi, a następnie mocny lewy sierpowy. Danho oddychał już bardzo ciężko. Chwilę potem przyjął jeszcze kopnięcie na korpus oraz kolejnego lowkinga. Odwzajemnił się dwoma celnymi krosami, ale chwilę potem Omielańczuk znów zdzielił go middle kickiem. Niemiec miał potem kilka dobrych fragmentów, gdy trafił dwoma prostymi, ale wkrótce znów zainkasował lowkinga. Na nieco ponad minutę przed zakończeniem drugiej rundy Polak naruszył Niemca ponownie, posyłając go na deski i próbując ubić, ale znów sztuka ta nie powiodła się, a sędzia przerwał walkę, gdy Daniel zaatakował kolanem głowę będącego w parterze rywala.

Końcówka drugiej rundy należała zdecydowanie do Polaka, który ponownie trafił kilkoma mocnymi ciosami i kopnięciami.

Ostatnią odsłonę nasz zawodnik ponownie rozpoczął od okopywania wykrocznej nogi Niemca lowkingami i kopnięciami na kolano – i wszystko wchodziło jak w masło, a na nodze Danho pojawił się potężny siniak. Wkrótce sędzia przerwał walkę, bo w Polak trafił rywala w krocze, choć wydawało się, że wyczerpany Niemiec szuka raczej kilku chwil na wzięcie oddechu. Danho nie zamierzał wracać i poprosił o wizytę lekarza, a przerwa zaczęła się przedłużać.

Ostatecznie Danho nie zdecydował się kontynuować pojedynku.

Sędziowie orzekli zwycięstwo Polaka przez większościową techniczną decyzję w stosunku 29-29, 29-28 i 29-28.

155 lbs: Teemu Packalen (8-1) > Thibault Gouti (11-1) – poddanie

Teemu Packalen sekundy po rozpoczęciu walki ustrzelił faworyzowanego w wymianach kickbokserskich Thibaulta Goutiego rewelacyjnym podbródkowym, posyłając go na deski. Tam szybko zaszedł za plecy oszołomionemu rywalowi i zmusił go do klepania duszeniem zza pleców!

Fin tym samym notuje pierwsze zwycięstwo w oktagonie, serwując Francuzowi pierwszą w karierze porażkę.

155 lbs: David Teymur (4-1) > Martin Svensson (14-6) – TKO

W walce dwóch debiutantów, które otworzyła galę, David Teymur nie miał problemu z rozmontowaniem Martina Svenssona. Teymur był o wiele lepszy w stójce, raz po raz kąsając grapplera pojedynczymi kopnięciami na nogi oraz korpus, wplatając też od czasu do czasu do arsenału pięści. W pierwszej rundzie walczył jeszcze nieco ostrożniej, obawiając się obaleń Svenssona, ale wszystkie i tak wybronił, a na koniec sam przewrócił rywala.

W drugiej odsłonie podkręcił tempo. Najpierw wybronił nieudane obalenie rywala, a potem skontrował je soczystym podbródkowym, po którym Svensson osunął się na ziemie.

Doskonały debiut mocnego strikera, który po walce udzielił emocjonalnego wywiadu.

Wyniki UFC Fight Night 84

Walka wieczoru

185 lbs: Michael Bisping (28-7) pok. Andersona Silvę (33-7) przez jednogłośną decyzję sędziowską (3 x 48-47)

Karta główna

185 lbs: Gegard Mousasi (38-6-2) pok. Thalesa Leitesa (25-6) przez jednogłośną decyzję (2 x 30-27, 29-28)
170 lbs: Tom Breese (10-0) pok. Keitę Nakamurę (31-7-2) przez jednogłośną decyzję (2 x 30-27, 29-28)
135 lbs: Brad Pickett (25-11) pok. Francisco Riverę (11-6, 1NC) przez niejednogłośną decyzję (2 x 29-28, 28-29)

Karta wstępna

145 lbs: Makwan Amirkhani (13-2) pok. Mike’a Wilkinsona (9-2) przez jednogłośną decyzję (2 x 29-28, 30-27)
135 lbs: Dave Grant (10-2) pok. Marlona Verę (7-3-1) przez jednogłośną decyzję (3 x 30-26)
185 lbs: Scott Askham (14-2) pok. Chrisa Dempsey’a (11-4) przez KO (kros i kopnięcie na głowę), R1, 4:45
145 lbs: Arnold Allen (11-1) pok. Yaotzina Mezę (21-11) przez jednogłośną decyzję (3 x 30-27)
185 lbs: Krzysztof Jotko (17-1) pok. Bradley’a Scotta (10-4) przez jednogłośną decyzję (2 x 29-28, 30-27)
155 lbs: Rustam Khabilov (18-3) pok. Normana Parke (21-5-1) przez jednogłośną decyzję (3 x 29-28)
265 lbs: Daniel Omielańczuk (18-5-1) pok. Jarjisa Danho (6-1) przez większościową decyzję techniczną (2 x 29-28, 29-29), R3
155 lbs: Teemu Packalen (8-1) pok. Thibaulta Goutiego (11-1) przez poddanie (duszenie zza pleców), R1, 0:24
155 lbs: David Teymur (4-1) pok. Martina Svenssona (14-6) przez TKO (podbródkowy), R2, 1:26

Powiązane artykuły

Back to top button