UFC

Nie przegap – październik 2015

Wypchany po brzegi efektownymi zestawieniami październik sprawia, że łatwo przegapić mniej głośne walki, które mogą stać się występami wieczoru.

Październik to nie tylko miesiąc, w którym studenci powracają do fascynującej przygody związanej z edukacją (lub… niekoniecznie), ale przede wszystkim czas dwóch gal organizowanych przez UFC. Numerowana, której punktem kulminacyjnym jest konfrontacja o pas mistrzowski (złośliwi mogliby rzec, że jedynie tymczasowy) pomiędzy Danielem Cormierem oraz Alexandrem Gustafssonem, zapowiada się na prawdziwą ucztę, zwłaszcza po widokach zaserwowanych przy okazji japońskiego Fight Night 75. Kończące miesiąc irlandzkie wydarzenie również posiada co najmniej kilka wartościowych zestawień, które nie pozwalają odpuścić sobie oglądania. Mam problemy z wyłowieniem najciekawszych i być może przeoczonych starć – tak pięknie na papierze rysują się najbliższe karty.

155 lbs: Sage Northcutt vs. Francisco Trevino
UFC 192: Cormier vs. Gustafsson, 3 października

Pojedynek otwierający galę nie może zostać zignorowany przez nikogo, kto chciałby widzieć narodziny potencjalnej gwiazdy. Sage Northcutt to bowiem ktoś, kto mając zaledwie 19 lat, cieszy się już atencją największych branżowych portali, a jako zaledwie kilkulatek udzielał wywiadów czasopismom związanym z tradycyjnymi sztukami walki – co ciekawe, twierdził w nich, że jego marzenie to UFC. Dlaczego udzielał wywiadów w takim wieku? Sage od dziecka trenował rozmaite uderzane sztuki walki, a od piątego roku życia startował w turniejach, co budzi sporą dozę respektu do jego umiejętności w tej płaszczyźnie. Na pożarc… na powitanie zestawiono go z Francisco Trevino, który także preferuje wymianę stójkowych uprzejmości.

Nie oszukujmy się – Trevino nigdy nie zostanie kimś, kto mierzy się chociażby z szeroko pojętą czołówką. Braki w zapasach sprawiają, że droga do jego pokonania nie należy do wymagających nadzwyczajnego hartu ducha i wybitnych talentów. Nie da mu się jednak odmówić całkiem sprawnej stójki oraz pewnych grapplerskich szlifów, dzięki którym utrzyma się w UFC przynajmniej przez jeszcze jakiś czas i czasem zdobędzie nawet bonus.

Walkę trzeba obejrzeć po to, aby móc zadecydować o wyborze jednej z dwóch opcji – oczywiście w przypadku wygranej Northcutta. Czy damy porwać się jego hype’owi i widzieć w nim będziemy kolejne wcielenie Machidy? A może stwierdzimy, że jeżeli nie teraz, to przy pierwszym naprawdę trudnym rywalu młodzieniec zapozna się z funkcją odklepywania duszeń lub uzyska możliwość przetestowania na własnej głowie wszystkich różnic między defensywą w rękawicach bokserskich i bez nich?

Sam na ten moment nie umiem się zdecydować. Niewątpliwie ofensywa Sage’a prezentuje się zjawiskowo. Bardzo szeroki arsenał kopnięć, dobre kolana oraz rzadka zdolność do prowokowania oponentów, aby wbiegali na czającą się kontrę budzą szacunek. Jeżeli dodamy do tego zapaśnicze zaplecze i purpurę w brazylijskim jiu – jitsu, które nie są jedynie ozdobnikami, a wykorzystywanymi w bardzo dobry sposób w walce elementami, to mamy obraz kogoś, kto może być ścisłym topem dywizji – rejony Stephena Thompsona to minimum oczekiwań. A teraz przypomnijmy sobie Justina Lawrence’a. Też trenował wszystkie możliwe uderzane sporty walki od dziecka. Jego zapasy i grappling na papierze były co najmniej dobre. W UFC cieszył się przy swoich początkach hypem porównywalnym do tego, który w tej chwili stał się atrybutem Supera. A potem został skończony przez Maxa Holloway’a i Daniela Pinedę.

Walka powinna potoczyć się po myśli perspektywicznego 19–latka, ale solidność i twardość Trevino przekładają się na to, że prawdopodobnie wszystko nie zakończy się w pierwszych minutach. I bardzo dobrze – side kicków, obrotówek i udawania Machidy nigdy za wiele. Nigdy.

170 lbs: Albert Tumenov vs. Alan Jouban
UFC 192: Cormier vs. Gustafsson, 3 października

Uwielbiam oglądać występy tej dwójki. Einsteina uważam za jednego z najbardziej uzdolnionych zawodników młodego pokolenia, natomiast Brahma z każdą walką bardziej imponuje mi arsenałem posiadanych przez siebie i skutecznie stosowanych technik – nokauty łokciami z klinczu? Są. Obrotowe łokcie? Też fajne. Kopnięcia z capoeiry? Jeszcze sympatyczniejsze niż porządny high kick. Oczywistym więc staje się to, że każdy fan efektownej stójki i wysokiego poziomu walczących musi obejrzeć tę walkę.

Albert nie zaliczył udanego debiutu w UFC – przegrał niejednogłośną decyzją z Ildenamarem Alcantarą, który był jego drugim przeciwnikiem poza infekcją jednego wieczoru – ale szybko i w widowiskowy sposób się odkuł. Zdewastował swoim boksem Anthonego Lapsley’a, w zaledwie minutę uśpił wysokim kopnięciem Matta Dwyera, po czym wypunktował całkiem dobrego Nicholasa Musoke. Mający za sobą kilkadziesiąt amatorskich walk w boksie Rosjanin dysponuje świetną pracą rąk – opartą na na rewelacyjnie używanych ciosach sierpowych oraz kontrach – a także doskonale posługuje się high kickami. Jeżeli dodamy do tego niezłe zapasy i niesamowitą odporność, to rysuje się obraz przyszłego zawodnika ścisłej czołówki.

Wpierw jednak musi przejść przez Joubana, który to może nie domaga zapasami, ale z drugiej strony w stójce jest w stanie zgotować piekło każdemu. W pełnej zwrotów akcji walce znokautował Setha Baczynskiego, następnie został okradziony ze zwycięstwa nad Warlley’em Alvesem (któremu to połamał żebra middle kickami), ale w pięknym stylu odbił się po porażce, kończąc łokciami Richalda Walsha i bez większych trudności sprawiając piekło Mattowi Dwyerowi. Jouban, który trenuje regularnie z takimi tuzami jak Lyoto Machida czy Eddie Bravo, to jeden z najprzyjemniej dla oka składających akcje fighterów w wadze półśredniej. Sądzę, że słaba obrona obaleń uniemożliwi mu awans do ścisłego topu, ale bonusy za występ wieczoru nie będą omijać jego konta.

Trudno mi wskazać zwycięzcę walki. Obu życzyłbym powalającego triumfu nad prawie każdym innym rywalem, ale tutaj zostały zestawione ze sobą moje dwa ulubione półśrednie nabytki UFC z zeszłego roku. Niby więcej dróg do wygrania walki ma Tumenov, który pokazał już niezłe ofensywne zapasy, ale słabo radzi sobie z obroną przed kopnięciami, które to u Joubana są rzucane z nie tyle złymi, co sadystycznymi intencjami.

170 lbs: Tom Breese vs. Cathal Pendred
UFC Fight Night 76: Duffy vs. Poirier, 24 października

Irlandzka karta po raz wtóry została zasilona zestawieniami, przy których krakowska gala brzmi jak złośliwy żart. W main evencie przekonamy się o tym, czy hype na Josepha Duffego jest słuszny, zobaczymy jak Krzysztof Jotko radzi sobie z całkiem niezłym rywalem, a Sipe Miocic wraz z Benem Rothwellem zmierzą się być może o prawo do walki o pas. No i Tom Breese zatańczy wraz ze znanym i lubianym Cathalem Pendredem.

Przyznam, że nie mam ochoty rozpisywać się o Irlandczyku. Wolałbym uniknąć złośliwości w jego kierunku, tym bardziej, że cenię jego etos pracy, ale to po prostu zawodnik o pokracznym stylu, dużej dozie szczęścia i budzącej mimo wszystko respekt zaciętości. Jeżeli lubicie oglądać mieszanie grindujących zapasów z dosyć specyficznie pojmowaną kickbokserską ofensywą, to zapewne wyczekujecie jego walk z niecierpliwością.

Starcie zapowiada się elektryzująco ze względu na to, że po raz kolejny swoje wysoko oceniane przeze mnie i Rory’ego MacDonalda umiejętności zaprezentuje Tom Breese. Kanadyjczyk powiedział swego czasu, że Tom to największy talent, jaki kiedykolwiek widział. Czy można się z tym zgodzić? To zweryfikuje czas, ale już dziś wypada po prostu śledzić poczynania Anglika. MMA zaczął trenować w wieku 16 lat, a od tego momentu zanotował osiem zwycięstw, kończąc aż siedmiu rywali, zdobył purpurę w brazylijskim jiu-jitsu i sięgnął po laury w krajowych mistrzostwach zapasów w stylu wolnym. Nieźle jak na kogoś, kto zaczął trenować, bo lubił oglądać boks i UFC. Choć Breese dał się poznać przed debiutem w najlepszej organizacji świata jako grappler, to jego występ na brazylijskiej ziemi mógł się podobać również od uderzanej strony – świetne low kicki, częste kolana i znokautowanie rywala po pięknym zamarkowanym jabem. Zdziwię się, jeżeli Fearless na przestrzeni dwóch lat nie dojdzie do Top 15.

*****

Ujmijmy więc rzecz krótko – dwa talenty, szczęściarz – grinder – obrotówki, solidny wyrobnik i przede wszystkim dwóch strikerów, którzy schodzą do szatni smutni, jeżeli nie skończą rywala. Październik jednak ma swoje dobre strony.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button