UFCZapowiedzi gal UFC

Przed burzą – UFC on Fox 10

KARTA WSTĘPNA

135 lbs: Sergio Pettis vs Alex Caceres

Moim zdaniem Sergio Pettis i Alex Caceres, którzy staną naprzeciwko siebie w sobotę, to dwaj zdecydowanie najbardziej utalentowani zawodnicy z tych, którzy wystąpią na gali UFC on Fox 10. Pod względem potencjału, którym dysponują, pozostawiają daleko w tyle całą resztę.

Młodszy z braci Pettisów stylistycznie przypomina Anthony’ego. To świetnie poukładany kickbokser z szerokim wachlarzem technik w ofensywie. Do tego jest piekielnie szybki. Braki zapaśnicze nadrabia dobrym grapplingiem – z pleców jest równie groźny jak jego starszy brat. Nie zmienia to faktu, że w mojej opinii Sergio to jeszcze niesprawdzony zawodnik, a zachwyty nad jego osobą są mimo wszystko przedwczesne – być może pójdzie w ślady brata (i są na to szanse, rzecz jasna), ale równie dobrze może nigdy nie sprostać oczekiwaniom, jakie niesie ze sobą nazwisko Pettis.

W swoim debiucie w UFC po trudnym boju pokonał solidnego Willa Campuzano – warto jednak pamiętać, że ten ostatni wziął walkę w zastępstwie ledwie kilkanaście dni przed galą. Czy biorąc to pod uwagę, możemy stwierdzić, że Pettis rozczarował, czy też należałoby dać mu kredyt zaufania z uwagi na fakt, iż był to jego debiut, co niesie ze sobą dodatkową presję?

Skreślany przez wielu w tym starciu Alex Caceres będzie miał po swojej stronie kilka naprawdę solidnych atutów. Po pierwsze – gabaryty. Caceres walczył wcześniej w wadze piórkowej, teraz występuje w koguciej, gdzie jego rozmiary muszą robić wrażenie. Będzie dysponował 10-centymetrową przewagą wzrostu i taką samą przewagą zasięgu ramion. Po drugie – Bruce Leeroy walczy z odwrotnej pozycji, co w starciu z klasycznie ustawionym zawodnikiem, jakim jest Pettis, niemal zawsze będzie działać na korzyść mańkuta. Po trzecie wreszcie – od czasu zejścia do kategorii koguciej Caceres zanotował rekord 4-1, 1 NC, choć równie dobrze mogłoby to być 6-0. W pojedynku Edwinem Figueroą odjęto mu dwa punkty za ciosy poniżej pasa i pomimo tego, że był lepszy w każdej rundzie (a wiec winien wygrać walkę 28-27), w oczach sędziów przegrał. No contest zawdzięcza marihuanie, którą wykryto w jego organizmie po tym, jak pokonał Kyung Ho Kanga. Z której strony by nie spojrzeć (no, może poza formalną…) w koguciej nie znalazł jeszcze pogromcy.

Alex przeszedł nieprawdopodobną metamorfozę w ostatnich latach – od rzucającego wszelkiego rodzaju spinning shits jeźdźca bez głowy, który zawsze znajdował sposób na efektowną przegraną, do nadal efektownie walczącego, ale wplatającego namiastkę kalkulacji do swoich poczynań zwycięzcy. Caceres nauczył się kontrolować swoją błyskotliwość, która wcześniej wpędzała go w kłopoty. W stójce doskonale pracuje lewym prostym, wykorzystując swój długi zasięg, do tego lekko porusza się na nogach, świetnie schodząc po swoich ciosach i uchodząc przed tymi przeciwnika, od czasu do czasu wplatając do tego złożone i efektowne kombinacje bokserskie. Podobnie jak w przypadku Pettisa – jego zapasy są przeciętne, ale parter bardzo dobry. Caceres jest szalenie kreatywny z pleców i o ile wcześniej wpędzało go to czasami w kłopoty, tak teraz nauczył się kocią zwinność wykorzystywać na swoją korzyść.

Alex ma bardzo dobrą szczękę, nigdy w swojej karierze nie był znokautowany, błyskawicznie dochodząc do siebie, gdy padał na deski (to się zdarzało). A jeśli ktoś pamięta TUFa z jego udziałem, to warto przypomnieć sobie lanie, jakie sprawił mu tam Michael Johnson (aktualnie zawodnik wagi lekkiej!), nie będąc w stanie ubić Caceresa. Wobec tego nie spodziewam się też, by i Pettis był w stanie poważnie go naruszyć – choć z wzajemnością – Alex również nie bije szczególnie mocno.

Bruce Leeroy w swoim ostatnim starciu z Rolandem Delorme pokazał, że nie jest typem zawodnika, któremu niepowodzenia odbierają dalszą ochotę do walki czy, nie daj, Boże, umiejętności – po przegraniu pierwszej rundy dwie kolejne wyraźnie wygrał, zasłużenie zwyciężając na punkty. Ponadto od pewnego czasu trenuje w MMA Lab u boku Bensona Hendersona, co z pewnością źle mu nie wróży przed pojedynkiem z młodszym Pettisem. Podsumowując ten krótki wywód o Caceresie – szalenie utalentowany, ale nieokiełznany lekkoduch powoli wkracza na mądrze zaplanowaną ścieżkę ku najwyższym celom.

Wreszcie ostatnia kwestia, o którą jak dotychczas lekko tylko zahaczyłem w powyższym tekście – gabaryty Pettisa. Tak, wiem, że Anthony jak na kategorię lekką również nie zachwyca swoimi rozmiarami, ale… Anthony tu, Sergio – tam. Pamiętajmy, że młodszy Pettis toczył przecież boje w kategorii muszej (Caceres – w piórkowej…). Być może rzeczywiście z wiekiem coraz trudniej zbijać mu do 125 lbs i najzwyczajniej w świecie lepiej czuje się w kategorii koguciej, ale… być może jednak rolę jakąś odgrywa tu fakt, że w koguciej łatwiej o rywali na przetarcie, podczas gdy w nielicznej jeszcze muszej znajduje się niemal cała światowa elita?

Zapowiada nam się szalenie wyrównane starcie, w którym minimalnie skłaniam się ku dużo większemu i dysponującemu – prawdopodobnie – lepszą kondycją Caceresowi. No, chyba, że kopnięcia Pettisa zrobią różnicę…

Zwycięzca: Alex Caceres przez decyzję. Caceres

135 lbs: Eddie Wineland vs Yves Jabouin

Eddie Wineland powraca po przegranej walce o pas mistrzowski z Renanem Barao i spróbuje rozpocząć jeszcze jeden rajd o titleshota pojedynkiem ze zwycięskim w czterech z ostatnich pięciu pojedynków Yvesem Jabouinem.

Tiger to solidny zawodnik, specjalizujący się w płaszczyźnie kickbokserkiej, gdzie raz po raz rzuca nieortodoksyjne kopnięcia. Nie mam jednak najwyższego zdania o jego umiejętnościach pod MMA – niejednogłośne zwycięstwa nad takimi tytanami MMA jak Dustin Pague, Walel Watson czy Ian Loveland to zdecydowanie zbyt mało, by spodziewać się, że Jabouin nawiąże równorzędną walkę z Winelandem. Dodatkowo, w starciu z tym pierwszym z wyżej wymienionej trójki Yves przegrywał nawet w stójce. Od początku swojej kariery w WEC/UFC (dziewięć potyczek) nie skończył jeszcze żadnej walki przed czasem, samemu padając po ciosach Marka Hominicka i Brada Picketta. Jak pamiętamy, tego ostatniego doskonale rozmontował właśnie Eddie Wineland.

Na korzyść 29-latka działać będzie fakt, że Jabouin to striker, który tylko sporadycznie próbuje obalać, i tak zresztą kiepsko czując się w parterze. Wineland to doskonały, prawdopodobnie najlepszy w dywizji koguciej, bokser. Ba, do czasu feralnego dla niego kopnięcia Barao w ostatniej walce, na które sam się nadział, obniżając niepotrzebnie pozycję, prowadził w starciu z kapitalnym Brazylijczykiem! Mawia się, że to nie sztuka wygrać pierwszą rundę z fighterami z Nova Uniao, bo ci w otwierających pięciu minutach skupiają się rzekomo tylko i wyłącznie na poznaniu schematów zachowań rywali, ale myślę, że jest tu sporo przesady – boks Winelanda sprawiał duże problemy Renanowi i nie wyobrażam sobie, by nie sprawił jeszcze większych Jabouinowi. Yves, jak wspominałem, padał już po uderzeniach, a Wineland to zawodnik, który bije wyjątkowo mocno.

Eddie toczył boje ze znacznie lepszymi przeciwnikami niż ci, naprzeciwko których stawał Jabouin, ale nawet pomijając ten fakt, uważam, że bardzo wyraźnym faworytem tego starcia pozostaje Wineland, który świetną pracą nóg powinien być w stanie wypracować sobie dogodną pozycję do ustrzelenia Yvesa, samemu pozostając nieosiągalnym dzięki dobremu balansowi ciała i głowy.

Zwycięzca: Eddie Wineland przez (T)KO. Wineland

135 lbs: Chico Camus vs Yaotzin Meza

Chico Camus i Yaotzin Meza trenują w bardzo dobrych klubach, choć niekoniecznie widać to w ich pojedynkach. Camus na co dzień sparuje w Roufusport z Anthonym Pettisem czy Benem Askrenem, natomiast Meza to sparingpartner między innymi Bensona Hendersona w MMA Lab.

Obaj zawodnicy zanotowali wygrane w swoich ostatnich bojach w UFC. Camus po kontrowersyjnej decyzji sędziowskiej pokonał – w mojej opinii niezasłużenie – Kyung Ho Kanga, natomiast Meza nie dał się poddać Johnowi Albertowi, by następnie samemu go odklepać. Ogólnie rzecz ujmując, Meza zaprezentował się lepiej.

Jak natomiast przedstawiają się szanse obu zawodników w ich starciu? Aby to ocenić, trzeba sobie po pierwsze jasno napisać, że Camus jak na koguciego jest wyjątkowo mikrej postury, powinien od dawna walczyć w dywizji muszej, ale prawdopodobnie wyższy poziom tam reprezentowany (w tym znaczeniu, że znacznie łatwiej trafić na dobrego rywala) dotychczas go do zejścia w dół zniechęcał. Meza natomiast to rasowy koguci, który wcześniej walczył zresztą w kategorii piórkowej – warunki fizyczne będą wyraźnie po jego stronie.

Lepiej w stójce prezentuje się Camus, ale będzie miał utrudnione zadanie przez wyżej wspomniane deficyty warunków fizycznych. Tak czy inaczej będzie zapewne starał się utrzymać pojedynek w stójce, nawet pomimo tego, że dysponuje niezłymi zapasami, co udowodnił w starciu z Dustinem Kimurą. Ta sama walka pokazała jednocześnie, że Camus nie walczy mądrze – miast punktować wówczas w stójce Hawajczyka, igrał z ogniem, raz po raz sprowadzając go do parteru. I się w końcu doigrał, będąc zmuszonym do odklepania. Sytuacja może powtórzyć się w pojedynku z Mezą, bowiem Yaotzin to przede wszystkim grappler. Nie ulega wątpliwości, że swoich szans szukał będzie w parterze, nawet poprzez próby wciągania rywala do gardy, co czasem miewa w zwyczaju. Meza powinien mieć także po swojej stronie przewagę kondycyjną, więc jeśli walka wejdzie w trzecią rundę, Camus będzie musiał mieć się na baczności.

Walka jest trudna do typowania. Camus będzie miał przewagę w stójce i prawdopodobnie w zapasach, ale obie mogą być w znaczny sposób neutralizowane gabarytami Mezy. W parterze natomiast przewaga powinna należeć do tego ostatniego – nawet wówczas, gdy będzie znajdował się na plecach, Camus będzie musiał mieć się na baczności. Ostatecznie uznam, że były piórkowy pokona zawodnika, który powinien walczyć w kategorii muszej, choć niski poziom obu zawodników – co wiąże się z dużym czynnikiem losowym – powoduje, że typ ten obarczony jest sporym ryzykiem.

Zwycięzca: Yaotzin Meza przez decyzję. Meza

135 lbs: Hugo Viana vs Ramiro Hernandez

Obaj zawodnicy przegrali swoje ostatnie potyczki w UFC, ale o ile Hugo Viana wcześniej zaliczył dwie wygrane, to Ramiro Hernandez pozostaje bez zwycięstwa w amerykańskiej organizacji. Obaj jednak kolejną porażkę mogą przypłacić zwolnieniem.

Hugo Vianę mieliśmy już okazję oglądać w pierwszym brazylijskim TUFie, w którym rywalizował w kategorii piórkowej, a zatem cięższej niż ta, w której występuje na co dzień. Pokonał znanego z UFC – a obecnie muszego – Marcosa Viniciusa, by potem przegrać z Ronym Bezerrą. Jak na koguciego – całkiem nieźle, tym bardziej, że jego słabe warunki fizyczne aż nadto rzucały się w oczy. W swoim debiucie w UFC pokonał innego TUFowca, Macapę, ale dopiero laniem, jakie sprawił mocno przewyższającego go warunkami fizycznymi Reubenowi Duranowi, zwrócił na siebie większą uwagę. W kolejnym starciu postawił szalenie wysoko poprzeczkę rewelacji dywizji koguciej TJ Dillashawowi, mając go nawet przez chwilę na deskach. To nie lada osiągnięcie, które trzeba mieć na uwadze w kontekście jego pojedynku z Hernandezem.

Viana to przede wszystkim striker, raczej nie zobaczymy go próbującego obalać przeciwnika. Wszystko w jego grze kręci się wokół pracy na nogach i kontrolowania dystansu – z tego powodu ręce trzyma nisko, co też ma swoje zalety przy bronieniu obaleń. Bije mocno, ale byłbym daleki od pisania, że posiada nokautujący cios – nawet jeśli uwzględnimy jego starcie z Duranem. Viana chętnie też walczy z kontry i właśnie po jednym z wyprowadzonych w takiej sytuacji ciosów powalił Dillashawa. Nie zachwyca warunkami fizycznymi jak na kategorię kogucią, ale nadrabia to szybkością.

Ramiro Hernandez w sowim debiucie błyskawicznie przegrał z nisko przeze mnie ocenianym Lucasem Martinsem. Trudno powiedzieć cokolwiek na jego temat na podstawie tej jednej walki, więc aby poznać go lepiej, należy rzucić okiem na jego poprzednie pojedynki. Cóż tam zobaczymy? Hernandez to przede wszystkim bokser, z rzadka tylko odwołujący się do kopnięć. Lubi walczyć z kontry, odpowiadając kombinacjami na szarże rywali. Lubi uderzać na korpus. Nie stroni jednak od szalonych wymian, co może okazać się dla niego sporym problemem w starciu z Vianą. Dopóki bowiem Hernandez jest skupiony i nie daje się ponieść emocjom, może się podobać, gdy włączy berserker mode, sporo przyjmuje na twarz.

Jeśli ktokolwiek będzie szukał parteru, będzie to Hernandez – jednak jego ofensywne zapasy pozostawiają wiele do życzenia i nie sądzę, by był w stanie obalać Brazylijczyka, skoro problemy z tym miał Dillashaw. Warto jednak mieć na uwadze, że to Hernandez będzie prawdopodobnie dysponował przewagą kondycyjną (Hugo w każdy niemal cios wkłada wielką siłę, trwoniąc cenne zasoby energii) i jeśli Viana nie rozstrzygnie pojedynku w pierwszej, najpóźniej drugiej rundzie, w trzeciej może być cieniem samego siebie, czego z pewnością Ramiro nie omieszka wykorzystać.

Nie mogę jednak nie postawić na zawodnika, który sprawił w ciągu kilku minut większe lanie Dillashawowi (zmuszając go do cofnięcia się do defensywy w pewnym momencie!) niż Mike Easton przez piętnaście. Przewaga szybkościowa Brazylijczyka okaże się decydyjąca.

Zwycięzca: Hugo Viana przez (T)KO. Hernandez

155 lbs: Daron Cruickshank vs Mike Rio

Daron Cruickshank ostatnimi czasy przeplata zwycięstwa porażkami. W swoim ostatnim boju musiał uznać wyższość Brazylijczyka Adriano Martinsa. W jeszcze gorszej sytuacji znajduje się natomiast jego sobotni rywal Mike Rio – przegrał bowiem dwie kolejne walki w UFC, z Francisco Trinaldo oraz Tonym Fergusonem, obie przez poddania. Jeśli Wolverine przegra i tym razem, zapewne pożegna się z organizacją.

Prawie wszystko w tym pojedynku jest w miarę jasne. Cruickshank to zdecydowanie lepszy kickbokser, który powinien mieć wyraźną przewagę w stójce. Dodając do tego, że Rio dysponuje bardzo słabą obroną w płaszczyźnie stójkowej, wydaje się wręcz, że pojedynek ustawiony został po to, by ostatecznie pozbyć się nudnego Rio, jednocześnie dając Daronowi okazję na efektowny nokaut, co – biorąc pod uwagę jego techniki kopane – ma spore szanse na powodzenie.

Dla Mike’a Rio kluczowe będzie przeniesienie walki do parteru, jego skuteczność obaleń jest co prawda niska (31%), ale trzeba mu oddać, że w dążeniu do wykorzystania swojej najmocniejszej broni, zapasów, jest bardzo konsekwentny, raz po raz próbując obalać. Jak na tym tle prezentować się będą defensywne zapasy Cruickshanka, trudno rzec, bo pomimo tego, że skuteczność obron przed sprowadzeniami wynosi w jego przypadku mocne 71%, to dotychczas mierzył się głównie ze strikerami. Na jego szczęście jednak Rio nie błyszczy w parterze, dość powiedzieć, że ostatnie dwie walki przegrał przez poddania, a w TUFie 15 przegrał w ten sam sposób także z Andym Ogle.

Wobec powyższego skończenie tej walki przez poddanie w wykonaniu Rio jest mało prawdopodobnie, ale być może – jeśli uda mu się sprowadzić walkę do parteru – będzie w stanie kontrolować tam Cruickshanka i uważam, że jest to scenariusz, z którym jak najbardziej należy się liczyć (Mike walczy o wszystko w tym starciu). W ostatecznym rozrachunku postawię jednak na to, że przewaga kickbokserska Darona wespół ze słabą obroną i wysoko uniesioną szczęką Rio zaprowadzą Cruickshanka do zwycięstwa przez nokaut – i nawet niewielka przewaga warunków fizycznych Mike’owi tutaj niewiele pomoże.

Zwycięzca: Daron Cruickshank przez (T)KO. Rio

170 lbs: Mike Rhodes vs George Sullivan

Pojedynek dwóch debiutantów, Mike’a Rhodesa i George’a Sullivana, dodany został do karty walk w zastępstwie walki Adama Khalieva z Pascalem Kraussem.

Bardziej doświadczonym zawodnikiem jest 32-letni Sullivan, ale czy rzeczywiście doświadczenie na regionalnych galach przełoży się na dobry występ w UFC? George nie ma na swoim rekordzie żadnych nazwisk, które mogłyby sugerować, że wszystko, co najlepsze, jeszcze przed nim. To raczej solidny rzemieślnik, który miał odrobinę szczęścia przy angażu w UFC.

Znacznie młodszy, 24-letni Mike Rhodes, który od pewnego czasu uważany jest za spory talent, trenuje w Roufusport u boku między innymi Anthony’ego Pettisa, co zresztą dobrze widać w jego pojedynkach. Świetnie kontroluje dystans, znajduje się niemal nieustannie w ruchu, utrudniając zadanie rywalowi, a jego arsenał ofensywny w stójce jest bardzo bogaty. W przeciwieństwie do Pettisa jednak znacznie chętniej walczy z kontrataku, czyhając nieustannie na szarże rywali i próbując wykorzystać je na swoją korzyść.

Jedyną porażkę Rhodes zaliczył z Brendanem Thatchem, ale to żaden powód do wstydu – dość powiedzieć, że postawił mu trudniejsze warunki niż dwóch pierwszych rywali Rukusa w UFC. Niewątpliwie jednak Mike to przede wszystkim striker – jego zapasy i gra parterowa stoją pod sporym znakiem zapytania, ale na jego szczęście Sullivan nie jest zawodnikiem, który szuka sprowadzeń, preferując walkę w stójce. Z 14 zwycięstw zresztą George aż 10 zakończył przez (T)KO, więc nie ulega wątpliwości, że jego ręce sporo ważą, a nawet najmniejszy błąd Rhodes może przypłacić porażką.

Według wszelkich źródeł obaj zawodnicy mają podobny wzrost, choć oglądając obu w akcji, miałem wrażenie, że to Sullivan będzie wyższy oraz silniejszy fizycznie. O ile w wymianach kickbokserskich z uwagi na dobrą pracę nóg Rhodesa może nie odgrywać to kluczowej roli, to jestem sobie w stanie wyobrazić scenariusz, w którym Sullivan nieustannie próbuje klinczować i obalać, zamęczając pod siatką swojego rywala. Warto też wziąć pod uwagę, że obaj zawodnicy zgodzili się na walkę, mając ledwie dwa tygodnie na przygotowania, co stawia wiele znaków zapytania odnośnie formy obu. Biorąc to pod uwagę, nie spodziewam się, by ta walka rozstrzygnęła się na pełnym dystansie, a skoro nie, to ktoś musi ją skończyć przed czasem. W mojej opinii będzie to znacznie lepiej poukładany kickboksersko Mike Rhodes.

Zwycięzca: Mike Rhodes przez (T)KO. Sullivan

265 lbs: Walter Harris vs Nikita Krylov

W walce o być albo nie być w UFC zmierzą się dwaj ciężcy, którzy w swoich debiutach w największej organizacji musieli uznać wyższość swoich rywali. Walter Harris przegrał z Jaredem Rosholtem, natomiast Nikita Krylov nie podołał Soa Paleleiowi.

Z tych dwóch starć bardziej zapamiętamy to ostatnie, a to za sprawą słabiutkich umiejętności Krylova, które nie wystarczyły nawet na walczącego ze złamanym żebrem i ciężko oddychającego po kilku minutach Paleleia. Ukrainiec nie pokazał nic poza odrobiną serca – nie tylko pod względem kondycji szedł łeb w łeb z rywalem, ale i niewiele pozytywów – jeśli jakiekolwiek – można napisać o jego poczynaniach kickbokserskich i grapplerskich. Potwornie się odsłaniał, praca nóg nie istniała, ciosy ważyły bardzo niewiele. Na plus to, że w parterze zdołał uciec z dosiadu. Walter Harris natomiast zaprezentował się w pojedynku z Rosholtem znacznie lepiej, zwyciężając pierwszą rundę, by jednak w drugiej być zmuszonym do uznania wyższości (głównie zapaśniczej, co dziwić nie powinno, bo Jared do bardzo dobry zapaśnik) swojego rywala.

Harris na co dzień trenuje w American Top Team u boku Glovera Teixeiry, Antonio Silvy czy rewelacyjnego zapaśnika Stevena Mocco. Ten były koszykarz w MMA jest przede wszystkim uderzaczem z niezłym boksem i praca nóg nieporównywalnie lepszą niż Krylov. Amerykanin będzie też miał przewagę warunków fizycznych – zarówno wzrostu, jak i zasięgu. W 3-rundowym boju z Rosholtem zaprezentował też znacznie lepszą kondycję aniżeli Nikita. Harris w swoim debiucie walczył bardzo ostrożnie, nieustannie obawiając się sprowadzenia ze strony Jareda – jak sam mówi, podszedł zbyt bojaźliwie do tamtego starcia, za rzadko pracując ciosami prostymi i zamiast tego zbyt wiele sił tracąc na nieprzygotowane ataki potężnymi sierpami. Teraz cały niemal obóz poświęcił na to, by lepiej korzystać ze swoich imponujących warunków fizycznych i częściej operować prostymi. Dodajmy, że Harris walczy z odwrotnej pozycji, co – przy całej różnicy umiejętności kickbokserskich obu zawodników – stanowić może gwóźdź do trumny Krylova.

harrisvsrosholt
Walter Harris w pierwszej rundzie dwukrotnie miał Jareda Rosholta na deskach, ale nie zdołał go skończyć, co przypłacił porażką na kartach sędziowskich.

Co może uczynić Ukrainiec, by wygrać? Może zamknąć oczy i ruszyć z szaloną szarżą na Harrisa, jak to czynił kilkukrotnie w starciu z Paleleiem – jednak nawet pomimo tego, że Hulk ustawiał się pod siatką, gdzie dał się trafić wiele razy, Krylov nie zdołał go nawet solidnie naruszyć. W starciu z pracującym znacznie lepiej na nogach Harrisem nie spodziewam się, by Krylov był w stanie tak łatwo zamykać go pod siatką. Teoretycznie Krylov może próbować przenieść walkę do parteru, bo nie jest sekretem, że to najsłabsza strona Harrisa, ale poziom zapasów, jaki Ukrainiec zaprezentował w boju z Australijczykiem, nie nastraja optymistycznie.

Szanse na to, że pierwsza walka Krylova w UFC była przypadkiem i tak naprawdę jest on wartościowym zawodnikiem, który rozprawi się z Harrisem, oceniam na bardzo małe, by nie rzec – iluzoryczne. Mając jednak na uwadze, że obaj są relatywnymi nowicjuszami na największej scenie, a przewidywanie wyniku walk takich zawodników zawsze obarczone jest pewnym ryzykiem…

Zwycięzca: Walter Harris przez (T)KO.

Poprzednia strona 1 2 3 4Następna strona

Powiązane artykuły

Komentarze: 62

  1. Dzięki, maerkx, poprawione!

    Marek B., „sygnały bukmacherskie” nie oznaczają automatycznie, że sugeruję ten czy inny typ jako godny inwestycji. Pokazują jednak różnice między moim postrzeganiem szans obu zawodników a tym prezentowanym przez bukmacherów.

    Upraszczając jednak, istnieje mała szansa na to, bym postawił singla na zawodnika, na którego sygnał jest słaby (dolar na szarym tle), średnia szansa, że postawię na gościa, który wygenerował średni sygnał (dolar na brązowym tle) i duża szansa, że postawię na tego, który wygenerował czerwony sygnał (dolar na czerwonym tle).

    Co do typu na Sullivana – nie polecam, choć uznaję go za odrobinę zawyżony.

  2. Cerrone zawsze sobie nie radzi, kiedy stawka jest naprawdę wysoka.

    Tutaj po prostu mamy kolejnego rywala i Donald potraktuje go w swoim stylu, wygrywając przekonywująco.

    Stawiam na DC, mimo wszystko.

    1. Gdyby wierzyć w to, co mówi, to grę o najwyższą stawkę (dalszą karierę) toczył ostatnio i wygrał… Poważnie rzecz ujmując, kciuk w dół nie przez przypadek, na moje oko to jest w zasadzie 50/50 i zwycięstwo Kowboja w ogóle mnie nie zdziwi.

  3. Cerrone to jeden z najmocniej niedocenianych grapplerów w MMA i dużo w tym jego winy, bo wydawać by się mogło, że celowo zaniechał używania swoich zapasów i BJJ w pewnym okresie swojej kariery. Pamiętam kowboja jeszcze z czasów WEC, gdzie jego BJJ siało postrach i trudno powiedzieć dlaczego później odszedł od tej drogi. W dwóch ostatnich walkach było jednak widać, że powoli przypomina sobie o tym jak dobrym jest zapaśnikiem i jak wiele potrafi w parterze dlatego nie zgadzam się z opinią, że żaden z nich nie będzie próbował przenieść walki do parteru. Myślę, że jeśli będzie ku temu okazja to Donald obali Brazylijczyka. 15 minut walki w stójce z Brazylijczykiem to ryzykowna opcja i Greg Jackson na pewno wyczulił Donalda na to, że jeśli w stójce nie będzie mu szło to musi polować na obalenie. Pytanie czy Kowboj będzie się trzymał gameplanu czy znowu coś wywinie.

    Co do samej walki w stójce, to jestem ciekawy czy Martins będzie wstanie przyjąć tyle kopnięć na korpus co Dunham i czy jego siła uderzenia będzie wstanie poważnie naruszyć szczękę Cerrone, która jest tytanowa.

    Na początku byłem sceptycznie nastawiony do tej walki, bo uważałem, że Martins to krok w tył dla Kowboja, ale patrząc na to jak kurs bukmacherski zmalał na niego i ile pozytywnych opinii ma Brazylijczyk zaczynam się przekonywać do słuszności tego zestawienia i nawet się nim zainteresowałem.

  4. Zgadzam się, że Cerrone to świetny grappler, choć czy jeden z najmniej docenianych, już mam wątpliwości. Istnieją jednak silne przesłanki ku temu, żeby wątpić w to, że Amerykanin będzie w stanie poddać Brazylijczyka – ten ostatni bowiem w dotychczasowych 31 walkach ani razu jeszcze nie klepał. Dodatkowo, to czarny pas z niezłymi (choć nie rewelacyjnymi) osiągnięciami, choć BJJ a MMA to oczywiście spora różnica.

  5. Po walce z Dunhamem już raczej nie jest najbardziej niedoceniany, ale przed tą walką wiele osób zapomniało co Donald potrafi w parterze. Co do poddania to „na sucho” raczej się nie uda tego zrobić, ale po rozbiciu ciosami i zmiękczeniu Martinsa? Obstawiam, że umiejętne przeplatanie kopnięć z obaleniami i kontrolą pozycji to dobry gameplan na Brazylijczyka i bardziej pod tym kątem pisałem o grapplingu kowboja. Zobaczymy co będzie. Dla mnie poziom Brazylijczyka to spora niewiadoma i nie odważyłbym się na choćby nieznaczne faworyzowanie go z tak uznaną firmą jak Cerrone, bo jednak musi jeszcze sporo udowodnić.

  6. Moje finalne zakłady na tą galę (nie dorzucam już nic więcej).

    – singiel na Martinsa
    – singiel na Caceresa
    – singiel na Mezę
    – poczwórny Viana + Rhodes + Harris + Cruickshank

    Wahałem się nad Gonzagą i Elkinsem, ale ostatecznie odpuszczam.

      1. Na płacz obozu nie zwracam najmniejszej uwagi, Thomson przed walką z Diazem mówił to samo. Gram na Betsafe, a tam jest 3.0, który jest w mojej ocenie zawyżony, ale nie na tyle, bym na niego postawił. W stójce przewagę będzie miał Thomson, ale według mnie kluczem do wygranej jednego lub drugiego będą zapasy. Jeśli Josh utrzyma walkę w stójce, jego szanse na wygraną mocno wzrosną. Jeśli będzie lądował na plecach – przegra. Tak w maksymalnym skrócie.

  7. Elkins vs Stephens dodane.

    Wrażenia po ważeniu:

    Viana vs Hernandez – teraz dałbym wygraną Hernandeza z kciukiem w dół. Hernandez wyglądał dobrze, sporo większy, do tego Pettis potwierdził, że boks to jego najmocniejsza strona.

    Martins był większy, niż się spodziewałem. Kowboj wyluzowany aż do przesady, chciałoby się rzec ;)

    Krylov chyba chce do półciężkiej z tymi 218 lbs…

    Rhodes większy od Sullivana, moje przekonanie co do jego wygranej jeszcze wzrosło.

    Caceres zgodnie z oczekiwaniami wyraźnie większy. Coś mi się wydaje, że kopnięcia Pettisa jako środek na niwelowanie zasięgu ramion mogą nie wystarczyć.

    Thomson wyglądał rewelacyjnie, ale w sumie to standard u niego.

  8. Caceres
    Harris + Wineland
    Martins
    Gonzaga
    Elkins
    Thomson
    Miocic + Windeland + Harris wszystko under 1.5/2.5/1.5. Ten ostatni to istne szaleństwo, ale czasem muszę dojebać czymś takim, jak dotąd z 4 obstawionych potrójnych 2 weszły, także nie jest źle :)

  9. Początek gali mocny pod względem bukmacherskim! Krylov totalnie zaskoczył, Harris serca wielkiego to chyba jednak nie ma, podobno po swojej pierwszej w karierze porażce chciał kończyć z MMA, więc teraz po dwóch kolejnych…?

    Rhodes vs Sullivan – dwóch nieprzygotowanych zawodników, bardziej poukładany od strony technicznej był Rhodes, ale bardziej aktywny Sullivan i chyba zasłużenie wygrał.

  10. Mówiłem panowie. Martinsa i Gonzage sobie odpuścić bo kursy nie warte zachodu. Stawiać na Caceresa i Thompsona. Punk został oszukany! A Caceres to kandydat do prezentu roku i tylko ślepiec tego nie wychwycił. U mnie gala na duży plus bo postawiłem sporo na Alexa. Szczerze mówiąc do teraz nie mogę uwierzyć, że taki kurs na niego wystawiono.

  11. Też miałem wrażenie, że mogło pójść w dwie strony. Wiem, że na pewno pierwszą dałem Thomsonowi a drugą Bensonowi, ewentualnie remis. Później na pewno jeszcze po jednej rozdysponowałem dla obu. W mojej opinii żadnego oszustwa tu nie było. Walka pokazała, że kursy były źle rozłożone, choć tak czy siak postawiłem niepotrzebnie.

    Miocic vs Gonzaga – zgodnie z przewidywaniami, choć spodziewałem się jednak skończenia w wykonaniu Miocica, ale walczy niezwykle bezpiecznie. Gonzaga nieustannie próbował tej samej kontry, którą powalił Jordana – w sumie trafił kilka razy mocno, ale szczęka Stipe jest co najmniej solidna.

    Martinsa szkoda, nie ukrywam. Dobrze rozpoczął, ale w mojej opinii podszedł ze zdecydowanie zbyt dużym respektem do Cerrone – nie wywierał presji, nie atakował, prawie w ogóle nie kopał. Trochę jak sparaliżowany. Kobwoj rewelacyjnie przygotował to kopnięcie, a Brazylijczyk jak nowicjusz wyciągnął ręce przed siebie, widząc że nadlatuje kopnięcie. Dla Kowboja Nurmagomedov, Martinsa jeszcze nie skreślam i wierzę, że wygra jeszcze dwie walki w tym roku.

    Stephens zaskoczył doskonałymi defensywnymi zapasami, chyba jednak fakt, że w lekkiej kładziono go na plecach wynikał też z gabarytów lekkich – tutaj siłowo prezentuje się dużo lepiej. Elkins twardy jak skała.

    Sergio Pettis zaskoczył mnie na plus, bo jednak spodziewałem się, że w stójce będzie odrobinę bardziej wyrównany pojedynek, a tymczasem to młodszy Pettis dyktował warunki pomimo ogromnych deficytów fizycznych. Momentami Alex wyglądał bezradnie, przewaga szybkościowa Sergio była ogromna. Wszystko jednak przed Pettisem. Caceres potwierdził, że jest cholernie kreatywny i na jego szczęście w te kategorii nie spotka już zawodnika tak szybkiego jak Pettis.

    Bukmachersko jestem na minusie, ale niezbyt dużym, bo mnie Caceres uratował.

  12. Naiver, czy po tej gali zrozumiałeś, o co chodzi z Cerrone i kiedy nie ma problemów z rywalami? ;)

    Z drugiej strony, gdyby następny miał być Khabib, to znowu pojawiają się wątpliwości, czy Cerrone nie pęknie psychicznie i będzie gorzej sobie radził w klatce…

    1. Zwycięstwo Cerrone nie spowodowało, że podnosiłem szczękę z podłogi – nie ukrywałem, że Kowboj w formie jest groźny niemal dla każdego. Dwa efektowne zwycięstwa z rzędu robią oczywiście wrażenie, ale nadal postrzegam Donalda tak, jak wcześniej – to zbyt doświadczony i ukształtowany zawodnik, żebym zmieniał o nim swoją opinię na podstawie jednej walki.

  13. Khabib vs. Cerrone? Jestem na nie. Chociaż biorąc pod uwagę, że Donald zaproponował taką walkę, obawiam się takiego zestawienia. Zdecydowanie bardziej chciałbym zobaczyć Cerrone vs. Barboza.

    Nurmagomedov vs. Henderson – takie zestawienie byłoby świetne. Jeśli Nurmagomedov wygra, to walkę z Pettisem będzie miał raczej zaklepaną. Jeśli wygrałby Henderson, to musiałby jeszcze kogoś pokonać przed ponownym TS.

    Tylko kto teraz dla Pettisa. Widzę dwa warianty. Albo Khabib, który pokonuję Hendersona lub Cerrone, albo zwycięzca z walki Melendez/Diaz vs. TJ Grant. Wie ktoś może co się dzieje z Kanadyjczykiem i kiedy ma wrócić?

    1. Wątpię, aby Henderson w najbliższym czasie dostał walkę o pas, szczególnie jeśli dalej będzie wygrywał w tak słabym stylu. Poza tym Dana chyba nawet już zapowiedział, że na wypadek porażki Thomsona (która stała się faktem) to najprawdopodobniej Gilbert stanie naprzeciw Pettisa.

  14. W lekkiej jest kilka interesujących możliwości i ciekaw jestem, jak to rozwiąże Joe Silva. Nie pamiętam, kiedy dokładnie wraca Grant, ale ja bym to zrobił tak:

    Nurmagomedov vs Melendez – eliminator do walki o pas. Pettis po powrocie walczy ze zwycięzcą.

    TJ Grant niestety musi wygrać jeszcze jedną walkę przed pojedynkiem o pas. Zestawiłbym go z Donaldem Cerrone. Jeśli wygra, będzie kolejny do walki o pas.

    Benson Henderson vs wygrany starcia Dos Anjos vs Khabilov. Zwycięzca jest następny – po Grancie – w kolejce po pas.

    Nie za bardzo mam pomysł na Nate’a Diaza, ale jego starcie z Barbozą byłoby piękne i jestem sobie w stanie wyobrazić scenariusz, w którym to Diaz wygrywa oraz ten, w którym Brazylijczyk okazuje się lepszy. To by była ciekawa konfrontacja dwóch kompletnie odmiennych stylów.

    Niewykluczone jednak, że Diaz dopnie swego i zawalczy o pas znacznie wcześniej – Duke Roufus (trener Pettisa) już zdążył napisać w odpowiedzi na „oświadczenie” stocktończyka, że jak najbardziej jest za pojedynkiem Showtime’a z Diazem.

  15. Po tym jak Diaz nazwał Pettisa „skur**synem w garniturze” podejrzewam, że obaj zawalczą w lipcu. Kasa będzie się zgadzać, więc miejsca rankingowe i osiągi sportowe innych zawodników nie będą teraz ważne. Z drugiej strony powinna być chyba jakaś kara za takie wypowiedzi. Patologia rządzi się swoimi prawami…

  16. Fakt, że Diaz został ukarany za nazwanie zawodnika „pedziem” jest chyba jednoznaczny z tym, że możesz sobie wyobrazić taką sytuację? Założyłem, że to co miało miejsce jest dla Ciebie czymś wyobrażalnym, mylnie? Jeśli jednak uważasz te obydwie sytuację za abstrakcję i niewyobrażalny rozwój wydarzeń to wybacz.

  17. Uważam wszystko to za abstrakcję, tak jak i „zmuszanie” do przeprosin Josha Thomsona za słuszne komentarze o homosiach, Matta Mitrione za komentarz o dziwolągu, Matta Browna za żeńskie MMA i tak dalej. Temat na szerszą dyskusję.

  18. Kibicuję również Kowbojowi i uważam, że ma narzędzia, żeby wygrać – niedoceniane zapasy i grappling, groźne kopnięcia (Edson to kozak, ale tak naprawdę nie wiemy jak on sobie radzi z kimś kto dużo i mocno kopie) i mimo średnio technicznego boksu potężne uderzenie (vide walka z Melvinem, owszem, był zamroczony, ale to była jedyna walka, gdy padł bez życia). Barboza z kolei ma rzecz, która zdaje się idealna na Kowboja – mordercze kopnięcia na korpus. Trochę się boję, że zobaczymy drugi finish a la Pettis…

Dodaj komentarz

Back to top button