UFC

UFC 208 – wyniki i relacja

Wyniki i relacja z gali UFC 208 – Holly Holm vs. Germaine de Randamie.

Germaine de Randamie (8-3) została pierwszą historyczną mistrzynią kategorii piórkowej UFC, jednogłośnie wypunktowując Holly Holm (10-3).

W pierwszej odsłonie de Randamie wywierała presję, ale bardzo ostrożnie, nie wpadając z ciosami w Holm. Ba, to krążąca po łuku Amerykanka zadawała więcej uderzeń, szczególnie niskich kopnięć na koniec kombinacji. Holenderka natomiast kilka razy skarciła ją soczystymi kontrami prawą ręką. Holm ochoczo atakowała też kopnięciami na kolano.

Pierwsza połowa drugiej rundy toczyła się w dystansie kickbokserskim. Amerykanka tańczyła po łuku, szukając krótkich szarż, najczęściej kończonych lowingami, ale Holenderka nastawiła się na kontrujący prawy, którym kilkukrotnie mocno skarciła napierającą Holm. Druga połowa toczona była w klinczu, gdzie Holm pracowała – bez powodzenia – nad obaleniem. De Randamie trafiła kilkoma soczystymi kolanami na korpus, ale długimi fragmentami była wciskana do siatki. Najwięcej kontrowersji wywołały ostatnie sekundy rundy, w których Holenderka trafiła dwoma potężnymi ciosami, z których ostatni – już po syrenie końcowej – mocno wstrząsnął Amerykanką, które ledwie ustała na nogach.

Trzecia runda wyglądała bliźniaczo podobnie do drugiej – Holm tańcowała, trafiała pojedynczymi lowkingami bądź kopnięciami na kolano, szukała obaleń, krótkimi fragmentami wciskając de Randamie do siatki, ale to wywierające presję Holenderka kontrowała groźniej, dobrymi krosami stopując ofensywne zapędy Amerykanki. W ostatnich sekundach Holm niesygnalizowanym kopnięciem na głowę mocno jednak naruszyła de Randamie, ruszając następnie do ostrej szarży – Holenderka jednak szybko się pozbierała, odpłacając Holm ciosami. Rzecz w tym, że ponownie ostatni doszedł celu już po syrenie kończącej rundę. Pomimo tego, że w narożniku Amerykanki wrzało, sędzia ponownie – podobnie jak w poprzedniej rundzie – jedynie upomniał Holenderkę, zapowiadając, że następnym razem odbierze jej punkt.

W czwartej rundzie ponownie de Randamie wcieliła się w rolę matadora, prezentując się lepiej w jej pierwszej części – jednak drugą spędziła wciśnięta w siatkę, broniąc się – skutecznie – przed próbami zapaśniczymi Amerykanki.

Piąta odsłona przebiegała już pod dyktando Holm, która jednym z ciosów mocno naruszyła szarżującą Holenderkę. Zdecydowaną większość ostatniej odsłony Holm spędziła jednak, wpychając de Randamie do siatki, gdzie walczyła bez powodzenia o obalenie.

Sędziowie jednogłośnie wypunktowali walkę w stosunku 48-47 dla Germaine de Randamie.

Anderson Silva (34-8) pokonał jednogłośną decyzją sędziowską – dyskusyjną, dodajmy – Dereka Brunsona (16-5).

Obaj zawodnicy rozpoczęli walkę niezwykle spokojnie. Brunson próbował pojedynczych lowkingów, ale dwukrotnie został świetnie skontrowany przez czyhającego właśnie na takie akcje Pająka. Amerykanin spróbował obalenia, ale Silva nie miał żadnych problemów z jego wybronieniem. Na nogach Brunson miał bardzo dużo respektu w stosunku do rywala, ale i tak zainkasował kilka kolejnych ciosów od rozkręcającego się Brazylijczyka. Brunson poszukał ponownie obalenia, znów z łatwością wybronionego przez Pająka – w klinczu Silva trzymał tajski uchwyt, próbując ustawić sobie rywala pod kolano na głowę – rzecz w tym, że Brunson uderzał wówczas jak szalony, okrutnie obijając głowę Brazylijczyka.

Ten jednak zniósł te uderzenia bardzo dobrze, choć chwilę potem sytuacja się powtórzyła i Pająk znów ściągał głowę przeciwnika, inkasując jednak sporo uderzeń. Na koniec rundy Brazylijczyk wylądował na plecach po przestrzelonym kopnięciu.

W drugiej odsłonie Silva był jeszcze agresywniejszy, nieustannie niemal siedząc na Brunsonie – choć nie przekładało się to na ilość wyprowadzanych uderzeń. Brazylijczyk notował pewne sukcesy, ale sam przyjął sporo ciosów, choć zdecydowanie nie reagował na nie tak paniczne jak Brunson. Wybronił też wszystkie próby zapaśnicze Amerykanina – poza jedną, po której jednak szybko wrócił na nogi.

Do trzeciej rundy Brunson wyszedł agresywniej, zachęcony przez narożnik do śmielszych ataków. Obaj zawodnicy mieli swoje momenty, ale Brazylijczyk wydawał się nieco słabnąć, a jego aktywność jeszcze bardziej spadła. Znów przyjął kilka ciosów w klinczu, starając się ściągać głowę rywala na kolano. Wybronił kilka pierwszych prób obaleń – w świetnym stylu zresztą – ale ostatnie prawie dwie minuty walki spędził na plecach, przewrócony w końcu przez Brunsona.

Ostatecznie sędziowie wypunktowali walkę 29-28, 29-28 i 30-27 dla Pająka.

Ronaldo Jacare Souza (24-4) nie miał problemów z pokonaniem Tima Boetscha (20-11), poddając Amerykanina w pierwszej rundzie.

Po minucie tanów w stójce Jacare spróbował mocnego wejścia w nogi, ale Boetsch świetnie je wybronił. Brazylijczyk był aktywniejszy na nogach, atakując prostymi i krótkimi kombinacjami, ale Amerykanin zdzielił go dwoma mocnym uderzeniami. Później jednak popełnił błąd, atakując kopnięciem, które Jacare przechwycił i skontrował, kładąc Barbarzyńcę na plecach, co było początkiem jego końca. Souza szybko utorował sobie drogę do dosiadu, a następnie zapiął ciasną kimurę, odklepując Amerykanina.

Jacare zwycięża w ten sposób drugą walkę z rzędu i jednocześnie siódmą w dotychczasowych ośmiu występach pod banderą UFC, zapowiadając marsz po pas mistrzowski.

Glover Teixeira (26-5) na okoliczność starcia z Jaredem Cannonierem (9-2) zaprzęgnął do działania zapasy, przez większość czasu męcząc Amerykanina ciosami z góry.

Po kilku pierwszych wymianach, w których żaden z zawodników nie trafił czysto, a mobilny Cannonier dobrze unikał przyszpilenia do siatki przez wywierającego presję Teixeirę, Brazylijczyk przeniósł walkę do parteru, pracując prawie do samego końca rundy o wypracowanie sobie pozycji do ataku – kilka razy przedarł się przez obronę Cannoniera, dzieląc go ciosami oraz atakując ciasną gilotyną, ale skreślany gremialnie mieszkaniec Alaski przetrwał. Nie dość jednak, że przetrwał, to w ostatnich sekundach wrócił an nogi, trafiając Teixeirę pod siatką soczystym kolanem na korpus oraz seria ciosów, po których pod Brazylijczykiem ugięły się nogi.

W drugiej rundzie Cannonier wyglądał dobrze na nogach, kilka razy trafiając Teixeirę, ale ten, wiedząc, co się święci, szybko ponownie przewrócił Amerykanina zejściem do nogi. Sędzia jednak po dwóch minutach zdecydował się przenieść walkę na nogi, oceniając kontrowersyjnie, że Brazylijczyk nie pracował z góry wystarczając aktywnie. W stójce nie działo się jednak dużo więcej – Cannonier trafił kilkoma prostymi, ale w końcówce sam zainkasował mocne uderzenia na głowę i korpus.

Po 30 sekundach trzeciej rundy Teixeira – przyjąwszy wcześniej kilka ciosów – ponownie zszedł do wykrocznej nogi rywala, kładąc go bez problemu na plecach. Po niespełna dwóch minutach Brazylijczyk wypracował sobie dosiad, męcząc Cannoniera ciosami z góry. Później na przemian tracił go i odzyskiwał, nieustannie jednak ostrzeliwując Amerykanina z góry.

Wszyscy sędziowie ocenili walkę na 30-26 i Brazylijczyk powrócił w ten sposób na ścieżkę zwycięstw po klęsce z Anthonym Johnsonem.

W pojedynku otwierającym kartę główną Dustin Poirier (21-5) większościowo wypunktował Jima Millera (28-9).

W pierwszej odsłonie obaj zawodnicy rozkręcali się powoli – Miller atakował ochoczo korpus, szukając też ze zmiennym szczęściem obaleń oraz dobrze kontrując niskie kopnięcia Poiriera, podczas gdy ten ostatni nieźle pracował jabem, ustawiając sobie przeciwnika pod krosa. W końcówce Miller zdołał w końcu obalić Poiriera i nawet zaszedł mu za plecy, ale Luizjańczyk szybko się wydostał, a gdy walka wróciła na nogi, obaj wdali się w szalone wymiany pod siatką, w których pięści świszczały na lewo i prawo – Poirier wyszedł z nich nieco lepiej, choć swoje zainkasował.

Druga runda toczyła się głównie pod dyktando Poriera, który zaatakował znacznie agresywniej – przede wszystkim w odpowiedzi na soczyste lowkingi Millera. Raz po raz szybkimi kombinacjami trafiał rywala, ale podejmował przy tym ogromne ryzyko, uderzając z pełną mocą i okrutnie się odsłaniając. W rezultacie sam przyjął kilka bomb od wyjątkowo dobrze znoszącego ciosy Millera, który jednak kilka razy próbował ratować się desperackimi obaleniami.

W końcówce rundy Miller odzyskał nawet sporo animuszu, łapiąc drugi oddech i trafiając kilkoma dobrymi uderzeniami.

Również w trzeciej rundzie przez jej dwie pierwsze minuty Miller prezentował się lepiej, okrutnie okopując niskimi lowkingami na wysokości łydki wykroczną nogę Poiriera – do tego stopnia, że ten zmuszony był zmienić pozycję na klasyczną, by chronić okrutnie porozbijaną kończynę. Wtedy jednak reprezentant ATT zaprzęgnął do działania zapasy, już do końca rundy utrzymując walkę w parterze lub klinczu.

Ostatecznie sędziowie wypunktowali pojedynek w stosunku 30-27, 29-28 i 28-28, orzekając o większościowym zwycięstwie Poiriera, który w ten sposób podnosi się po porażce z Michaelem Johnsonem.

Po walce Diamond nie był jednak w stanie chodzić o własnych siłach z uwagi na kontuzję nogi.

Belal Muhammad (11-2) od początku walki terroryzował Randy’ego Browna (9-2) soczystymi lowkingami – zarówno zewnętrznymi, jak i wewnętrznymi – na wykroczną nogę, mieszając te ataki z obaleniami i uderzeniami z góry czy też zza pleców. Brown próbował odpowiadał własnymi kopnięciami – i część z nich dochodziła celu – ale szybszy, mobilniejszy i lepszy zapaśniczo Muhammad stanowił dla niego barierę nie do pokonania. Ostatecznie wszyscy sędziowie wskazali właśnie na biorącego walkę w zastępstwie Muhammada.

Szczególni w pierwszej rundzie Wilson Reis (22-6) miał sporo problemów w wymianach stójkowych z dysponującym o wiele lepszymi warunkami fizycznymi Yutą Sasakim (19-4-2), ale zapasy Brazylijczyka i dobra gra parterowa okazały się jego kluczami do zwycięstwa. Reis wielokrotnie idealnie w tempo wchodził w nogi Japończyka pod ciosam, kładąc rywala na plecach. Raz nawet był bliski poddania, ale Sasaki, prezentując na przestrzeni całej walki solidną pracę w defensywie, przetrwał – w końcówce walki sam zdołał nawet zajść Reisowi za plecy, atakując ciosami.

Sędziowie jednak jednogłośnie wskazali na odnoszącego trzecie z rzędu zwycięstwo Reisa, punktując zgodnie 29-28.

Islam Makhachev (14-1) odniósł drugie z rzędu zwycięstwo w oktagonie, terroryzując zapaśniczo i parterowo Nika Lentza (27-8-2).

Pierwsza runda toczyła się pod dyktando Makhacheva, który spędził ją niemal całą na górze w parterze, dwukrotnie ładnie z klinczu haczeniem obalając Lentza. Był w stanie utrzymać Amerykanina na plecach, ale miał duże problemy z utorowaniem sobie drogi do pozycji, z której mógłby rozpuścić ręce. Lentz dwukrotnie zapolował też na gilotynę, ale bez powodzenia.

Druga runda wyglądała podobnie z tą różnicą, że w jej początkowych fragmentach Dagestańczyk pokazał kilka dobrych akcji w stójce, szczególnie niesygnalizowanych kopnięć – także brazylijskich oraz w kombinacjach z ciosami. Potem natomiast haczeniem z klinczu przewrócił rywala, do końca rundy utrzymując pozycję dominującą, a nawet krótkimi fragmentami dochodząc do dosiadu. Skarcił Lentza kilkoma ciosami, ale Amerykanin ogólnie prezentował się bardzo dobrze w defensywie grapplerskiej, nie pozwalając Makhachevowi na ustabilizowanie pozycji.

Również w trzeciej odsłonie dominacja zapaśniczo-parterowa reprezentanta American Kickboxing Academy nie podlegała żadnej dyskusji. Tym razem jednak zdołał sobie nawet utorować drogę do dogodnej pozycji, z której rozpuścił ręce, soczyście obijając Lentza, ale ten zniósł to dzielnie.

Ostatecznie sędziowie wypunktowali walkę w stosunku 30-25, 30-25 i 30-27 dla Rosjanina, który odnosi drugie z rzędu i trzecie w dotychczasowych czterech występach w UFC zwycięstwo.

Zapytany o to, z kim chciałby zmierzyć się w kolejnym starciu, 25-latek z Machaczkały odparł z uśmiechem, że chce kasowej walki z Mayweatherem.

Phillipe Nover (10-8-1) i Rick Glenn (19-4-1) dali wyrównaną, choć nieszczególnie porywającą walkę. Na przestrzeni całego pojedynku Glenn był stroną atakującą, chętnie okopując wewnętrznym lowkingiem wykroczną nogę Novera i często, szczególnie w rundach drugiej i trzeciej, zamykając go na siatce, gdzie walczył o obalenie. Nover prezentował co prawda świetną obronę przed obaleniami, ale sporo czasu spędził wciskany do siatki, inkasując kolana rywala. W dystansie nieźle natomiast kontrował lewym sierpowym, ładnie korzystając chwilami z jaba i regularnie próbując kopnięć na głowę – z pewnymi sukcesami.

Sędziowie ostatecznie niejednogłośnie zadecydowali o pierwszym w oktagonie zwycięstwie Glenna, jednocześnie prawdopodobnie kończąc – po raz drugi – przygodę Novera z UFC – jest to bowiem jego trzecia porażka z rzędu.

W pojedynku otwierającym galę Ryan LaFlare (13-1) tylko w samej końcówce miał problemy, gdy Roan Carneiro (21-11) znalazł się w jego dosiadzie, atakując ciosami.

Jednak na przestrzeni 13-14 minut LaFlare dominował, raz po raz zamykając rywala na siatce, gdzie prezentował poprawioną stójkę (kilka razy atakował też obrotówkami), rażąc go krosami i kopnięciami na korpus z odwrotnej pozycji oraz bez problemu broniąc się przed desperackimi próbami obaleń ze strony Brazylijczyka.

Sędziowie nie mieli wątpliwości, punktując walkę 30-26, 30-27, 29-28 dla LaFlare’a, który wygrywa drugą z rzędu i szóstą w ostatnich siedmiu występach walkę.

Wyniki UFC 208

Walka wieczoru

145 lbs: Germaine de Randamie (8-3) pok. Holly Holm (10-3) jednogłośną decyzją (3 x 48-47)

Karta główna

185 lbs: Anderson Silva (34-8) pok. Dereka Brunsona (16-5) jednogłośną decyzją (2 x 29-28, 30-27)
185 lbs: Ronaldo Jacare Souza (24-4) pok. Tima Boetscha (20-11) przez poddanie (kimura), R1, 3:41
205 lbs: Glover Teixeira (26-5) pok. Jareda Cannoniera (9-2) jednogłośną decyzją (3 x 30-26)
155 lbs: Dustin Poirier (21-5) pok. Jima Millera (28-9) większościową decyzją (30-27, 29-28, 28-28)

Karta wstępna

170 lbs: Belal Muhammad (11-2) pok. Randy’ego Browna (9-2) jednogłośną decyzją (2 x 30-27, 29-28)
125 lbs: Wilson Reis (22-6) pok. Yutę Sasakiego (19-4-2) jednogłośną decyzją (3 x 29-28)
155 lbs: Islam Makhachev (14-1) pok. Nika Lentza (27-8-2) jednogłośną decyzją (2 x 30-25, 30-27)
145 lbs: Rick Glenn (19-4-1) pok. Phillipe’a Novera (10-8-1) niejednogłośną decyzją (2 x 29-28, 27-30)

Karta UFC Fight Pass

170 lbs: Ryan LaFlare (13-1) pok. Roana Carneiro (21-11) jednogłośną decyzją (30-26, 30-27, 29-28)

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button