Analizy zawodnikówBukmacher MMAUFC

Wykiwaj Buka #3 – Jones vs Cormier

Nie ukrywam, że trzecia część cyklu Wykiwaj Buka miała wyglądać zupełnie inaczej.

Nie planowałem brać na ruszt walki Jona Jonesa z Danielem Cormierem, która odbędzie się na gali UFC 182 – miałem bowiem na oku, i w sumie nadal mam, zupełnie inny pojedynek. Nawet moje umacniające się z każdym dniem przekonanie co do tego, kto wyjdzie z tarczą z sobotniej walki o pas mistrzowski kategorii półciężkiej, nie stanowiło wystarczająco silnych fundamentów pod umieszczenie Bonesa i DC w roli bohaterów trzeciej części Wykiwaj Buka.

Wszystko jednak zmieniło się przez fanów parających się bukmacherką. Dających się nabić w butelkę. Zauroczonych krasomówstwem Daniela Cormiera i marketingiem UFC. To oni, stawiając gremialnie swoje pieniądze na pretendenta, wywindowali kurs na mistrza do absurdalnego poziomu. Poziomu, wobec którego nie mogłem przejść obojętnie.

Jon Jones vs Daniel Cormier 1.61 – 2.45

To nie wszystko – kurs na Jonesa nadal rośnie, natomiast na Cormiera systematycznie spada. U niektórych bukmacherów mistrz dobił już do absurdalnego poziomi 1.68!

Wszyscy chyba chcielibyśmy, żeby Daniel Cormier zawiesił poprzeczkę Jonowi Jonesowi jak najwyżej. Aby była to piekielnie wyrównana, epicka batalia w stylu tej, którą w konfrontacji z mistrzem uraczył nas Alexander Gustafsson. Wielu z nas, fanów, nie przepada też szczególnie za osobowością medialnie zadufanego w sobie pyszałka w osobie Jona Jonesa. Chcielibyśmy, by ktoś utarł mu w końcu nosa, zamknął gębę. Chcielibyśmy, żeby świat się zawalił, żeby do zabetonowanej dywizji półciężkiej UFC dostał się powiew świeżego powietrza, żeby zawitały tam zmiany, żeby walka o tron nabrała rumieńców.

Nie wiem, czy również Wam, ale mnie takie myślenie odrobinę przesłaniało chłodną ocenę tej walki na początku, gdy została ogłoszona. Z czasem jednak dryfowałem coraz dalej i dalej od przekonania, że będzie to wyrównany bój… I oto jesteśmy tutaj – w trzeciej części cyklu Wykiwaj Buka.

Szturmowanie zamku

Przestudiowałem większość godnych uwagi tekstów na temat tego, w jaki sposób Daniel Cormier może pokonać Jona Jonesa. Jack Slack rozpisuje się o pracy na nogach Alexandra Gustafssona, która wyeliminowała część możliwości ofensywnych w dystansie, którymi dysponuje Jon Jones. Connor Ruebusch zwraca uwagę na to, aby – podobnie jak Mauler – pretendent regularnie odpowiadać kopnięciami na kopnięcia mistrza. Obaj piszą o konieczności umiejętnego skracania dystansu przez reprezentanta AKA, o tym, że powinien markować sprowadzenia, wchodzić w klincz z ciosami, atakować z bocznych kątów. I tak dalej.

Droga Cormiera do zwycięstwa jest jednak niewyobrażalnie bardziej skomplikowana. Rzecz jasna, może mu się trafić jakiś cep, którym powali mistrza, jakaś kontuzja tego ostatniego lub inna akcja, której nie sposób przewidzieć.

Trzymajmy się jednak realiów. Wedle tych natomiast największą – choć wciąż niewielką – szansę na pokonanie Jonesa stanowi dla pretendenta systematyczne obalanie mistrza i terroryzowanie go z góry – choć może to trochę za dużo powiedziane, bo Cormier ani nie dysponuje jakimś szczególnie mocnym gnp, ani nie jest szczególnie uzdolniony w aspektach BJJ. Jak na kapitalnego zapaśnika jednak przystało, potrafi rewelacyjnie kontrolować swoich rywali, zupełnie zresztą jak, bez urazy, Jared Rosholt.

W jaki sposób DC może zatem zwyciężyć, uwzględniając powyższe?

W ten sam sposób, w jaki szturmuje się zamek. Najpierw musi przedrzeć się przez most i fosę (dystans kickbokserski), potem wspiąć się na mury (półdystans), ubić strażników na ich szczytach (klincz) i wreszcie na końcu rozprawić się z gwardią królewską (obalić i utrzymać w parterze).

Każda z tych płaszczyzn najeżona jest całą masą niebezpieczeństw.

Fosa

W dystansie kickbokserskim Jones jest nietykalny – może z niego razić Cormiera, nie będąc narażonym na żadną kontrę. Daniel nie ma tam na niego nic.

Bones będzie miał absurdalną 31-centymetrową przewagę zasięgu ramion. 31 centymetrów! To same ramiona. Wiecie bowiem, jak długie są nogi mistrza? Ja też nie wiem, ale przewaga zasięgu na tym polu z całą pewnością będzie jeszcze większa! A chyba nie muszę przypominać, jak doskonale korzysta on z kopnięć?

Tak, wiem, pretendent może przyspieszyć i starać się skrócić dystans, ale zasięg mistrza jest tak duży, że nawet jeśli spóźni się minimalnie z reakcją na atak Cormiera, nadal nie będzie za późno – tak wiele daje mu ta gargantuiczna przewaga zasięgu.

Czy już wspominałem, że Bones potrafi walczyć z obu pozycji (klasycznej i odwrotnej)?

Kopnięcia w wykonaniu Cormiera, które miałyby jakoby być jednym z kluczy do jego zwycięstwa, będą obarczone dużym ryzykiem – krótkie nogi pretendenta powodują, że wtedy, gdy będzie mógł kopać, mistrz będzie mógł korzystać nie tylko z pięści, ale prawdopodobnie też z łokci i kolan. Cormier to nie Gustafsson.

Identycznie ma się sprawa z poruszaniem. Pretendent nigdy nie pokazał, że jest w stanie robić to, co robił Szwed. Doskok – odskok, tak. Ale poruszanie się do boków, krążenie wokół rywala i nękanie go ciosami? Nic z tych rzeczy! Nie było tego nawet w starciu z Roy’em Nelsonem, w którym sobotni pretendent pokazał najwięcej footworku.

Mury

Półdystans. Czy naprawdę ktoś wierzy, że Cormier będzie w półdystansie wymieniał ciosy z Jonesem? Że ich walka może w jakikolwiek sposób przypominać starcie, powiedzmy, Robbiego Lawlera z Johnym Hendricksem? Nie chodzi nawet o to, że utrzymanie półdystansu jest piekielnie trudne, bo wystarczy, by przeciwnik zrobił krok do tyłu lub do przodu i przechodzimy do dystansu/klinczu, ale przede wszystkim chodzi o to, że łokcie i kolana czempiona stawiam wyżej niż sierpy i haki pretendenta.

Zauważcie też, że dotychczas styl Cormiera nie polegał na walce w półdystansie – on albo korzystał z taktyki „doskocz – uderz – odskocz”, albo z klinczu, w którym zresztą wcale wiele nie robił (walki z Frankiem Mirem czy Joshem Barnettem. Czyż mistrz nie mierzył się już z zawodnikiem, który taktykę „doskocz – uderz – zabij” opanował nieporównanie lepiej od Cormiera? Który był o dwie klasy dynamiczniejszy niż Daniel? Którego doświadczenie w sportach uderzanych wielokrotnie przewyższało to, którym może pochwalić się DC? Tak, Jones walczył już z Lyoto Machidą. Wygrał.

Mówi się, że długoręki zawodnik ma problemy w półdystansie – i tak faktycznie może być! Ale nie w przypadku Bonesa, bo tam, gdzie Stefan Struve nie wie, co zrobić z rękami, tam Jones po mistrzowsku korzysta z uderzeń łokciami z różnych kątów, które są dla niego tym, czym dla innych sierpy i haki. Te ostatnie zresztą też przecież zaprzęga do boju, co jeszcze bardziej urozmaica jego arsenał w półdystansie.

Strażnicy na murze

Cormier w końcu przedarł się przez podwójne zasieki Jonesa i znalazł się w klinczu. Optymistycznie przyjmijmy, że to on dociska rywala do siatki – a nie odwrotnie. Co może tam uczynić? Zasypie mistrza gradem kolan na udo? Spróbuje sierpów i podbródkowych? Mało prawdopodobne, bo wtedy, aby wygenerować jakąkolwiek moc, musi odrobinę się cofnąć – prosto w dystans, z którego Jones może zasypać go łokciami.

Nie myślicie bowiem chyba, że Cormier będzie trzymał w klinczu pod siatką Jonesa, jak swego czasu Franka Mira? Miejmy odrobinę szacunku dla mistrza…

Innymi słowy, klincz wydaje się płaszczyzną najbardziej wyrównaną, ale dociskanie mistrza do siatki z pewnością nie stanowiło będzie drogi do zwycięstwa dla pretendenta w 5-rundowym boju.

Gwardia królewska

Obalenia. Podkreślałem to już wielokrotnie, ale uczynię to raz jeszcze – zdecydowanie łatwiej bronić obaleń, niż obalać.

Jones nie musi mieć mistrzowskiej obrony przed sprowadzeniami (chociaż prawdopodobnie właśnie taką ma…), żeby powstrzymywać zapaśnicze próby Cormiera. Wystarczy, że zmusi go do tego, by przy, powiedzmy, pięciu z nich pretendent solidnie się wysilił i… powietrze ujdzie z niego jak z balona.

To, że Cormier będzie udanie obalał, wydaje się mało prawdopodobne z jeszcze jednego powodu, o którym za chwilę. Teraz natomiast wyobraźmy sobie, że jednak Cormier położył na plecach Jonesa – co mu tam zrobi? Sterroryzuje jak Dana Hendersona? Zasypie morderczym gnp, którego nie ma? Podda, chociaż – jak większość zapaśników – zdecydowanie bardziej preferuje kontrolę niż próby technik kończących? Jaki wpływ na jego poczynania będą miała długachne kończyny mistrza i jego uwielbienie do korzystania z łokci?

Nie będę ukrywał, że wiem, jak walczy z pleców Jones, bo nie wiem, ale pamiętam, jak błyskawicznie powstał po obaleniu ze strony Gustafssona – i nawet pomijając to, że Szwed nie jest zapaśnikiem porównywalnym z Cormierem, to stawiam na to, że umiejętności Bonesa w powracaniu do stójki są bardzo wysokie – i na dodatek wsparte niebezpieczną gardą.

Naśladowcy

Możliwość znalezienie sparingpartnera przypominającego swojego najbliższego rywala jest jednym z ważnych elementów przygotowań do pojedynku. Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że zarówno Daniel Cormier, jak i Jon Jones trenowali pewnie różne aspekty walki z różnymi sparingpartnerami, ale uprośćmy to odrobinę, przyjmując za wyznacznik najbardziej medialne osobistości, z którymi sobotni bohaterowie przygotowywali się do swojej batalii.

Otóż, Daniel Cormier ściągnął do siebie Khajumurada Gatsalova – rewelacyjnego zapaśnika, który w 2004 roku w Atenach zdobył złoto na Igrzyskach w zapasach w stylu wolnym. Dobrze jest potrenować ze światowej klasy zapaśnikiem, ale… w czym przypomina on Jona Jonesa?! Prawdopodobnie w niczym.

Imitować sposób walki mistrza wagi półciężkiej miał bowiem… Luke Rockhold! Tak, wiem, Rockhold to świetny zawodnik, wysoki, długie kończyny i tak dalej. Nie ma jednak zawodnika, który mógłby odpowiednio naśladować styl Jonesa – nie tylko dlatego, że Rockhold z pewnością nie kopał Cormiera w kolano, ale też jego warunki fizyczne zdecydowanie ustępują tym Bonesa. O kreatywności nie wspominając.

Zupełnie inaczej sprawa przedstawia się po drugiej stronie barykady. Jeśli przyjmiemy, że główną szansę na zwycięstwo Cormiera stanowią jego zapasy, to… ściągamy Eda Rutha! Pozwoliłem sobie na drobny research i powiem Wam tak: Ruth to na ten moment lepszy zapaśnik od Cormiera (to akurat nie jest szczególnie odkrywcze), ale przede wszystkim Ruth robi to, co kocha w oktagonie czynić Cormier – rewelacyjnie korzysta z obaleń za jedną nogę oraz wszelkiego rodzaju wyniesień. Jest też dynamiczniejszy niż 35-letni Daniel.

Naprawdę, jeśli wykastrujemy Cormiera z uderzeń (a te, jak wspominałem, powinny być zneutralizowane arsenałem Jonesa), to znalezienie zawodnika, który może imitować jego styl, jest banalnie proste – wystarczy nam światowej klasy zapaśnik i gotowe! A takim właśnie jest Ed Ruth, z którym zapasy szlifował Jon Jones.

Lekcja z walki z Gustafssonem

Tamto starcie otworzyło oczy wielu obserwatorom, w tym i mnie. Wcześniej bowiem nie widzieliśmy Jona Jonesa w tarapatach. Owszem, Lyoto Machida raz zapędził go na siatkę, a Vitor Belfort prawie złamał rękę, ale to były epizody. W starciu z Alexandrem Gustafssonem Jon Jones był w poważnych, permanentnych opałach, które nie były wynikiem jednej akcji, ale stylu walki Maulera. Przyjął masę ciosów. Obficie krwawił. Po pojedynku ledwie chodził. A mimo to pokazał ogromne serce do walki i charakter wojownika. Udowodnił, że nie pęka, że jest w stanie przetrwać kryzysowe sytuacje.

Dlatego właśnie nie wierzę, że zostanie złamany przez pretendenta nawet wówczas, jeśli ten ostatni w pierwszej czy drugiej rundzie zaliczy kilka obaleń.

Kiedy natomiast widzieliśmy Daniela Cormiera w kryzysowej sytuacji? Nigdy. Czy to znaczy, że nie będzie potrafił jej przetrwać? Absolutnie nie – ale tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że Jones już tam był, już ma to za sobą, nie będzie to dla niego nowość.

Zdrowie

Nie będę oszukiwał – próbowałem na szybko wyszukać informacji o kontuzji kolana Daniela Cormiera, o której głośno było jakiś czas temu, ale nic nie znalazłem. Pamiętam jedynie, że wobec odwołania pierwszego terminu walki miał się nim zająć i zdecydować, czy przeprowadzić operację, czy też nie (najwyraźniej wyszło na to, że nie), ale pamiętam też, że wspominał w jednym z wywiadów, iż jest na takim etapie kariery, na którym nie odrzuca się propozycji walki o pas mistrzowski.

Wspominam o tym dlatego, że kwestia kolana Cormiera w kontekście uwielbianych przez Jonesa kopnięć na nie będzie powodowała, że Daniel zmuszony będzie wręcz biec na mistrza – byle tylko nie pozwolić sobie na przyjęcie jednego z tych kopnięć. Alexander Gustafsson, który porusza się dwa razy lepiej niż Cormier, i tak przyjął całą masę takowych kopnięć. Pędzący na Jonesa Cormier, który będzie chciał ich uniknąć, tworzy szansę nie tylko na kontrę (co może pomóc mistrzowi, który przecież nie słynie z ciężkich rąk), ale przede wszystkim na relatywnie nieskomplikowane zejście z linii ataku i ponowne ustanowienie dystansu przez Jonesa.

Gameplany

Wszyscy zdają się układać taktykę dla Daniela Cormiera. W porządku, słusznie – choć spece z American Kickboxing Academy z pewnością się o nią zatroszczyli.

Mało kto odnotowuje, że… Jones też będzie miał gameplan! Jego taktyka jest jednak znacznie trudniejsza do odczytania, bo dysponuje o wiele bogatszym arsenałem narzędzi czynienia krzywdy bliźniemu.

Pamiętacie, jak Jon Jones wespół z Gregiem Jacksonem odrzucili możliwość walki z Chaelem Sonnenem, co w konsekwencji doprowadziło do odwołania gali UFC 151? Pomyślcie – nie chcieli walczyć z zawodnikiem wagi średniej, który nie miał absolutnie nic na mistrza, tylko dlatego, że nie było wystarczająco dużo czasu na ułożenie gameplanu na Gangstera z Oregonu. Co mówi nam to o taktycznych przygotowaniach mistrza? Co mówi nam o gameplanach jego zjawiskowa praca w klinczu w konfrontacji z Gloverem Teixeirą? Kto przewidywał, że tak właśnie rozegra to Amerykanin?

Dotychczasowi rywale

Nie chcę umniejszać dokonań Daniela Cormiera, bo uważam go za świetnego zawodnika, a nazwiska, które pokonał, za solidne skalpy (przynajmniej w większości), ale chciałbym zwrócić uwagę na jeden aspekt, który znalazłem w odmętach internetu – a mianowicie wiek jego ostatnich rywali, gdy się z nim mierzyli.

Dan Henderson – 44 lata
Patrick Cummins – 34
Roy Nelson – 37
Frank Mir – 34
Dion Staring – 35
Josh Barnett – 36
Antono Silva – 33
Jeff Monson – 40
Devin Cole – 33

W większości była to oczywiście waga ciężka, co może stanowić jakiś argument przemawiający za Cormierem w kontekście jego batalii z Jonesem, ale… który z wyżej wymienionych zawodników był w gazie w momencie, gdy podchodził do starcia z sobotnim pretendentem? Właśnie…

Jon Jones ma 27 lat i jest w gazie.

Porównania z Gustafssonem

Daniel Cormier to zupełnie inny zawodnik. Kompletnie. Rozumiem, że właśnie w starciu ze Szwedem wyszły na jaw pewne braki Jona Jonesa, których teraz próbujemy się czepić, upatrując jakichś szans na zmianę właściciela pasa mistrzowskiego – ale zupełnie niesłusznie. Gustafsson to dysponujący kapitalną pracą nóg i świetnym zasięgiem, wysoki bokser. Natomiast Daniel Cormier to niski, krępy zapaśnik. Tego się nie da porównać. Problemy, które Mauler sprawiał Jonesowi, nie mogą zostać powtórzone przez Cormiera – choćby dlatego, że nie ma do tego odpowiednich warunków fizycznych – a tej bariery nie przeskoczy.

W jakich innych sytuacjach Bones miał problemy? Już o tym pisałem – raz z Machidą, raz z Belfortem. Czy jednak ktoś o zdrowych zmysłach wyobraża sobie Cormiera w roli najwyższej próby counterstrikera albo magika BJJ poddającego z pleców mistrza? Ja też nie.

Zagadkowość Cormiera

Tak, to jest jego największy i prawdopodobnie jedyny atut. Krąży wokół niego pewna aura tajemniczości. Jak dotychczas bowiem wszystkich rywali odprawiał bez najmniejszych problemów, korzystając przede wszystkim z zapasów oraz, nieco rzadziej, z taktyki doskocz-uderz-odskocz. Nic więcej nie było mu do szczęście potrzebne. Może nas prowadzić to do wniosku, że nie korzystał z innych narzędzi nie dlatego, że ich nie ma tylko dlatego, że ich nie potrzebował.

Dla mnie jednak to zdecydowanie za mało. Jon Jones to nadal rozwijająca się bestia, zawodnik, który przeszedł chrzest bojowy w konfrontacji z Alexandrem Gustafssonem, który zaprezentował niebywałą kreatywność w boju z Gloverem Teixeirą. Zawodnik, który posiada duże doświadczenie w walce na mistrzowskim dystansie. Którego zapas paliwa wydaje się wręcz nieograniczony.

Oczywiście, może zdarzyć się tak, że Cormier trafi jakimś cepem i ustrzeli mistrza, może przypałętać się jakaś kontuzja – i tak dalej. Jeśli jednak mamy obiektywnie przeanalizować dane, którymi dysponujemy, to z którejkolwiek strony byśmy nie spojrzeli, Jon Jones pozostaje zdecydowanym faworytem tego starcia, a wszelkie oceny dające pretendentowi porównywalne szanse na zwycięstwo uważam za myślenie życzeniowe, pomijające część danych lub przypisujące im nieprawidłową wagę.

1.61? Warto.

fot. UFC.com/Zuffa

Powiązane artykuły

Back to top button