UFC

UFC Fight Night 62 – wyniki i relacja

Wyniki i relacja na żywo z gali UFC Fight Night 62 – Maia vs LaFlare

170 lbs: Demian Maia (20-6) > Ryan LaFlare (11-1) – decyzja jednogłośna

Demian Maia w czterech pierwszych rundach zademonstrował zdecydowaną wyższość zapaśniczą i parterową, zamiatają oktagon Ryanem LaFlarem. Brazylijczyk za każdym razem po obaleniu cierpliwie pracował z góry, dochodząc do dosiadu, skąd zagrażał Amerykaninowi pojedynczymi uderzeniami i próbami poddań – LaFlare robił, co mógł, aby zrzucić z siebie rywala, ale nie był w stanie. Pomimo tego jednak, że Maia kleił się do Amerykanina doskonale, nie dając mu ani milimetra wolnej przestrzeni, to jednak wydaje się, że mógł być odrobinę bardziej agresywny, przesuwając akcenty kontroli w parterze na dążenie do skończenia. Reprezentant Blackzilians przebudził się dopiero w ostatniej rundzie dzięki znacznie lepszej kondycji, ale wyczerpany już Brazylijczyk rozegrał ją mądrze taktycznie, dowożąc pewne zwycięstwo do końcowej syreny. LaFlare zaznaje tym samym pierwszej w karierze porażki, prezentując się zaskakująco słabo od strony zapaśniczej oraz bardzo niepewnie w stójce. Czy natomiast Brazylijczyk „powraca”? Trudno rzec – w pierwszych czterech rundach wyglądał solidnie, ale trudno jednak wiązać z nim chyba jakieś większe oczekiwania w kontekście walki o najwyższe cele w nafaszerowanej doskonałymi zawodnikami dywizji półśredniej.

170 lbs: Erick Silva (18-5) > Josh Koscheck (17-10) – poddanie

Obaj zawodnicy weszli do oktagonu z naprawdę morderczymi intencjami, w każdy niemal cios wkładając całą swoją moc w nadziej na urwanie głowy przeciwnikowi. Koscheck spróbował, co prawda, w pewnym momencie przenieść walkę do parteru, ale Silva zaprezentował zdumiewająco dobrą obronę przed obaleniami. W międzyczasie Brazylijczyk doskonale też skontrował kopnięcie Amerykanina, posyłając go mocnym ciosem na deski. Przewaga Silvy w stójce z każdą sekundą rosła, co zaznaczył kilkoma dobrymi uderzeniami na głowę oraz potężnym middle-kickiem. Po jednym z ciosów będący już na wstecznym Koscheck próbował salwować się rozpaczliwym obaleniem, wpadając prosto w ciasno zapiętą gilotynę Ericka, po której nie pozostało mu nic innego, jak odklepać. Występ Brazylijczyka po raz kolejny był mocno nonszalancki, dzięki czemu jednak także efektowny – w konfrontacji jednak z bardziej poukładanym rywalem nie będącym na ostatniej prostej swojej kariery, jak Josh Koscheck, jego niefrasobliwość stójkowa może go drogo kosztować. Nie zmienia to jednak faktu, że Brazylijczyk notuje pierwszą w swojej karierze serię zwycięstw w UFC, podczas gdy Koscheck przegrywa już piątą kolejną walkę – jako, że wziął ją w zastępstwie, zapewne nie zostanie zwolniony, ale chyba najwyższy już czas, aby dać odpocząć wymęczonemu długą karierą organizmowi.

155 lbs: Leonardo Santos (14-3-1) > Tony Martin (9-3) – poddanie

Pierwsza runda tego starcia była zupełnie bezbarwna. Zawodnicy z rzadka wymieniali uprzejmości w stójce, większość czasu spędzając na mocowaniu się w klinczu. To jednak Amerykanin był precyzyjniejszy i wydaje się, że to na jego konto sędziowie mogli zapisać pierwsze pięć minut, choć już wtedy Martin pchał się do parteru, próbując obalać wielokrotnego mistrza świata BJJ. W drugiej rundzie ponownie Amerykanin spróbował obalenia, doskonale skontrowanego wycięciem przez Brazylijczyka – ten zdobył szybko dosiad, a próbujący ratować się Martin oddał plecy, z czego Santos skwapliwie skorzystał, zmuszając rywala do odklepania. Niepokonany w UFC Santos pomścił tym samym swojego przyjaciela, Fabricio Camoesa, który w tej samej hali niedawno poddawał walkę w konfrontacji z Tonym Martinem właśnie.

135 lbs: Amanda Nunes (10-3) > Shayna Baszler (15-10) – TKO

Amanda Nunes nie miała żadnych problemów z rozbiciem dopiero chyba raczkującej w płaszczyźnie kickbokserskiej Shayna Baszler. Brazylijka trafiała ją, czym chciała, naruszając najpierw ciosami w stójce, kończąc low kickiem. Baszler musi chyba przemyśleć sens dalszej kariery w MMA, bo z taką stójką – szkoda zdrowia. Nunes natomiast, wygrywając trzecią z czterech walka w UFC, zbliża się mocno do walki o pas mistrzowski.

155 lbs: Gilbert Burns (10-0) > Alex Oliveira (11-2-1) – poddanie

Mocno faworyzowany przed tym starciem Gilbert Burns po dwóch rundach znajdował się w ogromnych tarapatach – podopieczny Vitora Belforta zupełnie nie radził sobie z zasięgiem i ruchliwością bardzo dobrze w stójce prezentującego się Alexa Oliveiry, który przecież wziął tę walkę w zastępstwie, nie mając za sobą pełnego obozu przygotowawczego. „Kowboj” świetnie trzymał „Durinho” na dystans, nie dając się też zdominować w klinczu, gdy chwilami przenosiła się tam akcja – na dystansie kickbokserskim natomiast raz po raz raził rywala świetnymi prostymi i podbródkowymi, całkowicie niemal przed trzecią rundą zamykając prawe oko Burnsa. Na tego ostatniego podziałały jednak słowa trenera Henriego Hoofta, który jasno dał mu do zrozumienia przed ostatnią odsłoną, że musi skończyć walkę przed czasem, iść na żywioł. I tak też Gilbert zrobił – błyskawicznie zdobył obalenie, przechodząc od razu do dosiadu. Tam zapiął omoplatę, która po długiej batalii parterowej doprowadziła go do skutecznej balachy stanowiącej o powrocie z dalekiej podróży na niespełna minutę przed końcem pojedynku. Burns zatem utrzymuje swój nieskazitelny rekord, prezentując ogromną determinację i duże serce do walki, ale też po raz kolejny – po walce z Christosem Giagosem – przekonując, że w płaszczyźnie kickbokserskiej ma jeszcze przed sobą wiele pracy.

145 lbs: Godofredo Pepey (12-3) > Andre Fili (14-3) – poddanie

Przed walką wydawało się, że szalony w swojej kreatywności Pepey może wygrać tylko w jakiś nieprawdopodobny sposób – i tak też się stało. Brazylijczyk rozpoczął w swoim stylu od latającego kolana, a gdy walka przeniosła się do klinczu… założył latający trójkąt, przenosząc walkę do parteru. Reprezentant Alpha Male przez długi czas próbował wydostać się z tarapatów, w jakich trochę na własne życzenie się znalazł, ale nie był w stanie, będąc zmuszonym do odklepania, ku ogromnej uciesze zebranych w hali brazylijskich fanów. Tym samym Brazylijczyk, notuje już trzecie z rzędu – spektakularne! – zwycięstwo, podczas gdy Fili… cóż, kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Agresywny i otwarty styl Amerykanina zawiódł go na manowce w pojedynku, w którym – jak mogło się wydawać – przegrać mógł tylko na własne życzenie.

155 lbs: Francisco Trinaldo (16-4) > Akbarh Arreola (23-9-1) – decyzja jednogłośna

Francisco Trinaldo po bardzo przeciętnej walce pokonał słabiutkiego Akbarha Arreolę – w pierwszych dwóch rundach zdominował zapaśniczo Meksykanina, kontrolując i od czasu do czasu obijając go z góry oraz unikając wszystkich – nielicznych – prób poddań z dołu. W ostatniej rundzie obaj byli już potwornie zmęczeni, ale to Brazylijczyk częściej i celniej trafiał w stójce, pieczętując zwycięstwo kolejnym obaleniem pod koniec pojedynku. Występ Trinaldo – bez historii, występ Arreoli – niewiele różniący się od debiutu przeciwko Tiago Tratorowi, czyli słaby, bez żadnego pomysłu na walkę.

145 lbs: Edimilson Souza (17-3) > Katsunori Kikuno (22-7-2) – KO

Kevin Souza od samego początku pojedynku zepchnął Katsunori Kikuno na siatkę, bardzo nisko obniżając pozycję, szeroko rozstawiając nogami i przechodząc w tryb 'polowania’. Będący na permanentnym wstecznym i mający za plecami siatkę Japończyk zdołał zanotować bardzo dobrego lowkinga, ale chwilę później leżał już nieprzytomny na deskach – Brazylijczyk w końcu go upolował piekielnie mocnym prawym, po którym Kikuno runął na deski jak długi. Rewelacyjny występ Souzy, który trzecim zwycięstwem z rzędu w UFC dołącza do szerokiej czołówki kategorii koguciej, mając z pewnością o wiele większe ambicje. Jego doskonałe warunki fizyczne, świetny boks, kreatywność i luz mogą go zaprowadzić bardzo daleko.

155 lbs: Leandro Silva (18-2-1) > Drew Dober (15-7) – poddanie

Pierwsza runda pojedynku Leandro Silvy z Drewem Doberem przebiegała tak, jak mogliśmy się tego spodziewać – Amerykanin był agresorem, a Brazylijczyk bawił się pod siatką w Andersona Silvę, unikając świetnym balansem większości ciosów, pozostałe przyjmując i odgryzając się pojedynczymi uderzeniami. Nie był też w stanie obalić rywala, a sztuki tej próbował kilkukrotnie. W drugiej odsłonie w końcu dopiął swego i zdobył obalenie, by w pewnym momencie zapiąć gilotynę – Dober znajdował się jednak w półgardzie z bezpiecznej strony – będąc już o krok od uwolnienie się od niej, poruszył ręką, co dla śledzącego walkę z kilkunastu centymetrów sędziego – i tylko dla niego – wyglądało jak odklepanie, wobec czego przerwał pojedynek ku konsternacji wszystkich fanów i samego Dobera. Było to bez wątpienia jedna z najbardziej kuriozalnych decyzji sędziowskich w oktagonie UFC.

155 lbs: Leonardo Mafra (12-2) > Cain Carrizosa (6-2)

Do trzech razy sztuka! Leonardo Mafra w swoim trzecim podejściu do UFC w końcu zaliczył zwycięstwo. Brazylijczyk na przestrzeni trzech rund całkowicie zdominował Caina Carrizosę – od samego początku walczył bardzo agresywnie, składając złożone, jak na MMA, kombinacje kickbokserskie na głowę, korpus i nogi, w drugiej części pojedynku wplatając też do swojej gry bardzo skuteczne obalenia (trenował w AKA do tej walki) i dobrą pracę z góry. Na uwagę zasługiwały też bardzo mocno lowkingi, którymi raz po raz terroryzował Carrizosę. Jego agresywny styl skutkował co prawda przyjmowaniem sporej ilości ciosów, ale sam zadawał ich nieporównanie więcej, prezentując też absolutną wyższość kondycyjną. Wydaje się, że kategoria lekka jest właśnie tą, w której powinien był walczyć od samego początku. UFC raczej nie zawojuje, ale ze swoim agresywnym stylem rodem z Chute Boxe może dać jeszcze wiele emocjonujących pojedynków.

155 lbs: Christos Giagos (11-3) > Jorge de Oliveira (7-2) – poddanie

Christos Giagos nie pozostawił najmniejszych wątpliwości, że jest o dwie klasy lepszym zawodnikiem od Jorge Oliveiry. Po kilku wymianach w stójce – podczas których zdołał nawet mocno trafić Brazylijczyka obszernym prawym – przeniósł bez problemów walkę do parteru, gdzie bardzo szybko wypracował sobie dosiad, z którego zasypał rywala gradem ciosów i łokci. Gdy nadarzyła się okazja do przejęcia pleców, błyskawicznie to zrobił, od razu zapinając ciasne duszenie zza pleców, w efekcie którego Oliveirze nie pozostało nic innego, jak odklepać. Bardzo dobry występ Giagosa, który udanie podnosi się po przegranym debiucie w UFC przeciwko Gilbertowi Burnsowi.

125 lbs: Fredy Serrano (2-0) > Bentley Syler (5-1) – KO

Walka otwierająca galę nie była toczona w szczególnie dużym tempie, bo znacznie mobilniejszy Bentley Siler szybko posłany został na deski po prawym Fredy’ego Serrano, co – wespół z olimpijskimi zapasami Kolumbijczyka – uczyniło go bardzo niepewnym, mocno ograniczając jego ofensywne zapędy w stójce. Serrano czekał na ataki rywala i starał się je kontrować, co wychodziło mu całkiem przyzwoicie – zwłaszcza na jego prawicę Syler nie potrafił znaleźć odpowiedzi. Obaj raz po raz zmieniali pozycję z klasycznej na odwrotną – i z powrotem. W trzeciej rundzie Syler zmuszony był już zaatakować odważniej, bo przegrał dwie poprzednie – Serrano zaczął w końcu korzystać z podbródkowego, dostrzegając permanentnie obniżoną pozycję swojego rywala, gdy ten skracał dystans, obawiając się obaleń Fredy’ego. Ten ostatni trafił kilkukrotnie wspomnianym podbródkowym, by w końcu ubić rywala. Był to czysty, prawdziwie spektakularny nokaut, jakich w wadze muszej nie oglądamy wiele. Serrano ze swoimi zapasami, ciężkimi rękami oraz bardzo kreatywnymi kopnięciami może namieszać w dywizji do 125 lbs, choć aby w pełni ocenić jego umiejętności, musimy zobaczyć go z kimś mocniejszym.

Wyniki

Karta główna

170 lbs: Demian Maia (20-6) pok. Ryana LaFlare (11-1) przez jednogłośną decyzję (3 x 48-46)
170 lbs: Erick Silva (18-5) pok. Josha Koschecka (17-10) przez poddanie (gilotyna), R1, 4:21
155 lbs: Leonardo Santos (14-3-1) pok. Tony’ego Martina (9-3) przez poddanie (duszenie zza pleców), R2, 2:29
135 lbs: Amanda Nunes (10-3) pok. Shaynę Baszler (15-10) przez TKO (low kick), R1, 1:56
155 lbs: Gilbert Burns (10-0) pok. Alexa Oliveirę (11-2-1) przez poddanie (balacha), R3, 4:14
145 lbs: Godofredo Pepey (12-3) pok. Andre Filiego (14-3) przez poddanie (trójkąt nogami), R1, 3:14

Karta wstępna

155 lbs: Francisco Trinaldo (16-4) pok. Akbarha Arreolę (23-9-1) przez jednogłośną decyzję (3 x 30-27)
145 lbs: Edimilson Souza (17-3) pok. Katsunori Kikuno (22-7-2) przez KO (prawy sierpowy), R1, 1:31
155 lbs: Leandro Silva (18-2-1) pok. Drewa Dobera (15-7) przez poddanie (gilotyna), R2, 2:45
155 lbs: Leonardo Mafra (12-2) pok. Caina Carrizosę (6-2) przez jednogłośną decyzję (2 x 30-27, 30-26)
155 lbs: Christos Giagos (11-3) pok. Jorge de Oliveirę (7-2) przez poddanie (duszenie zza pleców), R1, 3:12
125 lbs: Fredy Serrano (2-0) pok. Bentley’a Sylera (5-1) przez KO (prawy podbródkowy), R3, 1:34

fot. MMAFighting.com

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button