UFC

UFC 211 – wyniki i relacja na żywo

Wyniki i relacja na żywo z gali UFC 211 – Miocic vs. dos Santos II, na której Joanna Jędrzejczyk zmierzy się z Jessicą Andrade, a Krzysztof Jotko z Davidem Branchem.

Stipe Miocic (17-2) pozostał na tronie kategorii ciężkiej, pokonując w walce wieczoru gali UFC 211 w Dallas Juniora dos Santosa (18-5) przez nokaut w pierwszej rundzie.

Obaj zawodnicy rozpoczęli walkę od kilku lowkingów. Miocic szybko wywarł jednak presję, zmuszając Juniora do krążenia przy siatce. Zainkasował jednak dwa potężne lowkingi, które wyraźnie odbiły się na jego pracy na nogach. Cały czas jednak napierał, zamykając pretendenta na siatce i tam – wobec bierności Brazylijczyka, który czekał tylko na wymiar kary, chaotycznie próbując uciec do boku bez gardy – ochoczo rozpuszczając ręce. I w końcu dopiął swego, potężnym krosem w kombinacji posyłając dos Santosa na deski, a następnie dobijając go serią uderzeń!

Joanna Jędrzejczyk (14-0) pozostała na tronie kategorii słomkowej, w co-main evencie gali UFC 211 w Dallas pewnie pokonując Jessicę Andrade (16-6) na pełnym dystansie.

Polka rozpoczęła od serii lowkingów, potem ładnie odchodząc przed szarżą Brazylijki. Chwilę potem ponownie zdzieliła wykroczną nogą pretendentki, ale zainkasowała serię ostrych sierpów. Szybko jednak doszła do siebie, szelmowsko się uśmiechając. Trafiła dwoma prostymi, ale chwilę potem obie wdały się w kolejne wymiany – Andrade złapała klincz i pod siatką dwukrotnie wyniosła Polkę, za drugim razem ciskając nią o deski. Jędrzejczyk szybko zdołała jednak wstać, a walka przeniosła się do klinczu. Wciskana do siatki mistrzyni olsztynianka odpowiedziała zaatakowała mocnym kolanem na korpus, potem dokładając soczysty łokieć.

Walka przeniosła się na środek oktagonu. Tam Jędrzejczyk tańcowała wokół metodycznie napierającej Brazylijki, kąsając ją szybkimi prostymi i kopnięciami, szczególnie na nogi. Andrade inkasowała masę uderzeń, krocząc jednak cały czas przed siebie. Złapała naszą zawodniczkę, ponownie tracąc masę sił na wyniesienie jej – ale Jędrzejczyk ponownie błyskawicznie powróciła na nogi, w końcówce gnębiąc jeszcze Andrade kilkoma uderzeniami.

Druga runda rozpoczęła się od kolejnych lowkingów bardzo energetycznej Polki. Andrade spróbowała ostrej szarży, ale Jędrzejczyk świetnie – nie po raz pierwszy – odeszła po łuku, nie dając się zamykać pod siatką. Kontynuowała pojedyncze proste i lowkingi. Pretendentka napierała, ale niewiele z tego wynikało, bo nie była w stanie przedrzeć się przez długie ręce i lotne nogi Polki. Raz za razem wpadała na siatkę, wymanewrowana przez mistrzynię. Długimi fragmentami zresztą Andrade po prostu goniła naszą zawodniczkę, zamiast próbować zmykać ją na ogrodzeniu. Jędrzejczyk trafiła serią soczystych prostych, ale Andrade zdołała przyszpilić ją do siatki – tam ponownie wyniosła ją wysoko w górę, nie będąc ponownie w stanie położyć jej na deskach. Walka wróciła na środek oktagonu. W samej końcówce Joanna trafiła potężnym kopnięciem na głowę, a potem kolanem, ale Andrade, nic sobie z tego nie robiąc, odpowiedziała mocnym prawym.

W trzeciej rundzie Jędrzejczyk kontynuowała terror wykrocznej nogi Brazylijki, przeplatając niskie kopnięcia – także na wysokości łydki – z wysokimi. Andrade spróbowała obalenia, ale ponownie defensywne zapasy Jędrzejczyk okazały się lepsze. Pojedynek przeniósł się na środek oktagonu, a tam Polka nadal grzmociła w nogi Andrade. Brazylijka zaczęła walczyć z odwrotnej pozycji, aby uchronić okrutnie już okopaną nogę. Cały czas jednak napierała, a gdy w pojedynczych akcjach przedzierała się do półdystansu, jej sierpy były bardzo niebezpieczne. Joanna jednak w zdecydowanej większości akcji kontrolowała dystans – także wyciągniętą dłonią, stopując w ten sposób szturmującą pretendentkę.

Do czwartej rundy Andrade wyszła w odwrotnej pozycji, ale po serii kopnięć Polki wróciła do klasycznej. Mistrzyni była cały czas na wstecznym, ale raz za razem kąsała bezradną rywalką prostymi i kopnięciami, orbitując od siatki i utrzymując rywalkę na dystans wyprostowaną ręką. Andrade była jednak jak taran – pomimo inkasowania uderzenia za uderzeniem metodycznie napierała. W końcu przyparła Polkę do siatki, ale tam nie była w stanie nic zdziałać, inkasując kolana na korpus i krótkie łokcie od Jędrzejczyk. Andrade spróbowała kolejnego wyniesienia, polując potem na gilotynę, gdy Polka swoim zwyczajem błyskawicznie wracała na nogi – ale bez powodzenia. Pojedynek wrócił na środek oktagonu – a tam olsztynianka kontynuowała ostrzał, coraz częściej atakując też wysokimi kopnięciami. Niektóre z nich dochodziły czysto, ale w najmniejszym stopniu nie zatrzymywały metodycznego marszu Andrade.

W piątej rundzie pretendentka ponownie ruszyła do ostrych ataków, ale nie potrafiła zamykać Jędrzejczyk na siatce, przez zdecydowaną większość czasu po prostu za nią ganiając. Raz za razem próbowała lewych sierpowych, także w seriach – ale bez powodzenia. Dopadła na chwilę Jędrzejczyk w klinczu, ale został on rozerwany mocnym łokciem Polki. Chwilę potem jednak Andrade w końcu dosięgnęła kilkoma bombami głowy mistrzyni. Ta jednak błyskawicznie odzyskała rezon, kontynuując ostrzeliwanie i poruszanie się po łuku. Andrade podkręciła jeszcze tempo, napierając jak szalona – ale nie była w stanie nic zdziałać.

Werdykt był formalnością. Wszyscy sędziowie wypunktowali walkę dla Polki – dwóch sędziów w stosunku 50-45, jeden 50-44.

Jorge Masvidal (32-12) wyrządził może więcej szkód Demianowi Mai (25-6) podczas gali UFC 211 w Dallas, ale to Brazylijczyk kontrolował walkę w parterze przez większość pojedynku, ostatecznie zwyciężając niejednogłośną decyzją na kartach sędziowskich.

Maia od początku wywarł presję, starając się zamknąć Masvidala na siatce. W końcu rzucił się do jego nogi, przyszpilając go do siatki. Amerykanin bardzo dobrze bronił się jednak przed próbą sprowadzenia, atakując też łokciami. Brazylijczyk nie odpuszczał jednak, dalej niczym pitbull walcząc o obalenie. I w końcu dopiął swego, przewracając Masvidala. Ten jednak od razu próbował wstawać, w rezultacie oddając plecy ledwie dwie minuty po rozpoczęciu walki. Amerykanin wstał, ale miał już na plecach brazylijski plecak, który zapiął trójkąt na jego brzuchu. Amerykanin oparł Brazylijczyka o siatkę, skupiajac się na wykluczaniu jego rąk i blokowaniu ciosów, jakimi zza pleców raził go Maia. Na minutę przed końcem Maia nadal siedział za jego plecami, ale już znacznie niżej. Amerykanin w końcu przechwycił dwoma rękami jedną rękę rywala, kładąc go na plecach – a tam z góry rozpuścił potężne uderzenia, z których wiele doszło szczęki Brazylijczyka.

Runda pierwsza dobiegła końca, a naładowany pozytywną energią Masvidal uniósł ręce w geście triumfu. Maia natomiast, lekko kulejąc, udał się do narożnika.

Obaj rozpoczęli drugą rundę spokojnie. Maia po kilkudziesięciu sekundach poszukał obalenia, ale Masvidal świetnie je zastopował. Zaczął terroryzować odwrotnie ustawionego Brazylijczyka potężnymi lowkingami i kopnięciami na korpus. Maia znów poszedł po obalenie, ale Amerykanin ponownie kapitalnie odrzucił nogi. Walka wróciła na nogi, a tam Maia znów zainkasował kilka potężnych kopnięć. Ponownie poszukał obalenia, potem próbując wciągać Masvidala do półgardy. Ten jednak zdołał się wybronić, ale chwilę potem Brazylijczyk powtórzył dokładnie to samo – i tym razem z półgardy położył Gamebreda na plecach pod siatką! Był bliski dojścia do dosiadu, ale po dłuższej batalii Masvidal zdołał jednak wstać, choć Maia cały czas pozostawał uwieszony u jego pasa, tuż za plecami. Na minutę przed końcem ponownie przewrócił Amerykanina, wpinając jedną nogę za jego plecy. Masvidal starał się wykluczać ręce Brazylijczyka, aby nie dać się udusić, ale inkasował krótkie ciosy na głowę.

Trzecią rundę Masvidal rozpoczął od kopnięcia na głowę, potem dokładając potężnego lowkinga, za którym poszedł middlekick. Minęła minuta walki. Amerykanin zaatakował highkickiem i prostym. Chwilę potem dołożył jeszcze dwa jaby, ale obaj byli już mocno zmęczeni. Maia nie spróbował jeszcze ani jednego obalenia – ani nawet ciosu. Masvidal trafił soczystym kopnięciem na korpus. Brazylijczyk wydawał się walczyć, jakby był przekonany, że wygrał dwie pierwsze odsłony. W połowie trzeciej rundy w końcu poszedł jednak do nogi Amerykanina – i nie bez problemów, ale ponownie przeniósł walkę do parteru, wciskając Masvidala do siatki. Po krótkiej kotłowaninie Brazylijczyk w końcu zaszedł za plecy Amerykanina, zapinając na jego brzuchu trójkąt i walcząc o duszenie, jednocześnie od czasu do czasu ostrzeliwując jego głowę. Masvidal próbował odpowiadać uderzeniami za głowę, ale nie był w stanie się wydostać, choć robił, co mógł. Brazylijczyk już do końca pozostał za jego plecami.

Ostatecznie sędziowie niejednogłośnie wypunktowali walkę na rzecz Demiana Mai – 2 x 29-28, 28-29.

Po walce Brazylijczyk, który odniósł siódme zwycięstwo z rzędu, przyznał, że był zaskoczony poziomem zapasów Masvidala, oceniając też, że był to najlepszy specjalista od parteru, z jakim się mierzył. Udał się też do Dany White’a, który zapewnił go, że w kolejnym starciu powalczy o złoto z Tyronem Woodley’em.

Weteran Frankie Edgar (22-5-1) nie dał żadnych szans młodzianowi Yairowi Rodriguezowi (10-2), rozbijając go zapaśniczo i parterowo na przestrzeni dwóch rund, po których Meksykanin nie był zdolny do walki.

Edgar już w pierwszej wymianie dosięgnął szczęki Rodrigueza, ale ten niewiele sobie z tego zrobił. Amerykanin napierał bardzo agresywnie, starając się zamknąć Meksykanina pod siatką. Obaj ponownie wdali się w ostre wymiany i uderzenia obu doszły celu. Edgar poszukał sprowadzenia, ale Rodriguez zdołał je wybronić. Do czasu jednak, bo przy kolejnej próbie Meksykanin znalazł się już na plecach, wciśnięty do siatki. Rodriguez wił się jak szalony, próbując zarzucać nogi na głowę Edgara, ale ten wszystkie jego próby neutralizował, dodatkowo terroryzując rywala potężnymi uderzeniami – głównie łokciami – na głowę. Szala zwycięstwa zaczęła się mocno przechylać na stronę dominującego z góry byłego mistrza kategorii lekkiej. Edgar podniósł pozycję, spuszczając kolejną kanonadę uderzeń! Yair przeszedł w tryb całkowitej defensywy, rezygnując z prób poddań. Runda pierwsza dobiegła końca, a do narożnika Rodriguez schodził z okrutnie obitym lewym okiem, które było blisko zamknięcia się.

Drugą odsłonę Meksykanin rozpoczął od serii kopnięć, ale Edgar dobrze ich uniknął, następnie dynamicznie schodząc po obalenie. Dopiął swego, przewracając rywala, ale ten od razu zaatakował jego nogę. Rodriguez przez kilkadziesiąt sekund mocował się z Edgarem, próbując dźwigni prostej i skrętówki, ale nic z tego nie wyszło. Edgar uwolnił się, a po krótkiej kotłowaninie ustabilizował pozycję w gardzie, stamtąd atakując potężnymi łokciami. Lewe oko Rodrigueza praktycznie się zamknęło. Meksykanin walczył jednak dzielnie, od czasu do czasu próbując ogryzać się uderzeniami z pleców. Bite z góry łokcie Amerykanina ważyły jednak bez porównania więcej – kontrolował rywala, terroryzując go z góry. Rodriguez spróbował trójkąta, ale Edgar nie miał problemu z powstrzymaniem tego ataku, karcąc Meksykanina kolejnymi uderzeniami. Runda druga dobiegła końca, a Rodriguez, przeklinając pod nosem, wrócił do narożnika.

Cutman robił, co mógł, żeby powstrzymać opuchliznę, która całkowicie zamknęła oko Meksykanina. Ten przekonywał jednak, że wszystko widzi, próbując przekonać sędziego do zezwolenia mu na kontynuowanie walki. Nic takiego jednak się nie wydarzyło i sędzia słusznie – po pewnym zamieszaniu – przerwał pojedynek.

W ten sposób Edgar wygrywa drugą walkę z rzędu – i siódmą w ostatnich ośmiu pojedynkach – przerywając serię sześciu kolejnych wiktorii Rodrigueza.

Seria pięciu kolejnych wiktorii Krzysztofa Jotko (19-2) dobiegła końca – polski zawodnik po słabej walce przegrał przez niejednogłośną decyzję z Davidem Branchem (21-3).

Jotko od początku wywarł presję. Branch szukał krosa. Polak przestrzelił sierpem, a chwilę potem w jego ślady poszedł Amerykanin. Jotko trafił mocnym lewym w kontrze na kopnięcie na głowę w wykonaniu rywala. Nasz zawodnik spróbował zaatakować kolanem, ale został skontrowany i znalazł się na plecach. Branch trafił mocnym prawym z góry. Dołożył kolejnego. Jotko zaczął cofać się pod siatkę, tam szukając powrotu na nogi. W połowie rundy w końcu znalazł drogę na górę, ale pozostał przyszpilony do ogrodzenia, gdzie zainkasował łokieć na głowę. Na chwilę odwrócił pozycję, ale Branch szybko z powrotem wbił go w siatkę, tam atakując krótkimi uderzeniami i kolanami. Nasz zawodnik jednak w pewnej chwili świetnie wyhaczył rywala, kładąc go na plecach. Tylko na chwilę jednak, bo Amerykanin błyskawicznie wstał i ponownie wcisnął Polaka do siatki, tam męcząc go kolanami i krótkimi ciosami. Polak próbował się wydostać, ale nic z tego nie wyszło i do końca rundy pozostał już na siatce, najpewniej przegrywając otwierającą rundę.

Polak spróbował zaatakować mocno na otwarcie drugiej odsłony, ale brakował aktywności. W końcu sam przyszpilił Brancha do siatki, ale szybko rozerwał klincz i walka wróciła na środek oktagonu. Amerykanin trafił przypadkowo w krocze naszego zawodnika i walkę na chwilę przerwano. Po wznowieniu Jotko trafił soczystym krosem. Branch próbował mu się odwzajemnić, ale bez powodzenia. Polak trafił ładnym lewym, ale zainkasował jaba. Chwilę potem wstrząsnął rywalem kolejnym lewym, a Branch poszedł po obalenie – nie położył naszego zawodnika na plecach, ale na rozerwanie trafił go sierpem. Na nieco ponad dwie minuty przed końcem rundy Branch znów poszukał obalenia i nawet przewrócił Polaka, ale ten od razu wstał. Lewa Jotki doszła celu, ale Branch odpowiedział jabem. Amerykanin trafił na korpus, a na półtorej minuty przed końcem rundy wbił Jotkę do siatki. Sędzia szybko jednak rozdzielił obu zawodników, przenosząc akcję na środek oktagonu. Krzysztof spróbował kopnięcia na głowę i łokcia, ale nie doszły one celu. Trafił jednak obrotówką na głowę, ale chwilę potem wylądował na chwilę na deskach. Błyskawicznie jednak wrócił na nogi. W ostatnich sekundach obaj spróbowali jeszcze ofensywy, ale bez powodzenia.

Na rozpoczęcie ostatniej rundy Branch trafił kopnięciem na głowę, ale nasz zawodnik nawet się nie zachwiał. Walka toczyła się w spokojnym tempie. Było wiele poruszania z obu stron, ale skutecznej ofensywy znacznie mniej – szczególnie ze strony tańczącego na nogach, ale mało aktywnego Polaka, który miał problemy z trafieniem dobre unikającego uderzeń i kontrolującego dystans rywala. Branch spróbował obalenia, ale zostało ono zatrzymane. W wymianach w półdystansie obaj albo pruli powietrze, albo obijali gardy. Branch na trzy minuty przed końcem walki wbił Jotkę na siatkę. Polak odwrócił pozycję, ale tylko na chwilę. Publiczność zaczęła gwizdać, niezadowolona z wolnego tempa pojedynku. Sędzia w końcu rozdzielił obu zawodników. Polak dostał soczystego jaba, a na dwie minuty przed końcem Branch położył go ponownie na plecach. Tam spróbował kilku uderzeń, następnie polując na gilotynę, gdy Jotko zaczął wstawać. Polak wrócił na nogi, ale sam spróbował obalenia, kończąc wciśnięty ponownie w siatkę. Sędzia szybko jednak ponownie rozdzielił zawodników. Polak spróbował kolana na głowę, ale nie doszło ono celu – prawy sierp zdzielił jednak Brancha. W ostatnich sekundach Polak trafił jeszcze mocnym podbródkowym i walka dobiegła końca.

Sędziowie ostatecznie wypunktowali walkę 29-28, 28-29 i 29-28 dla Brancha, który przerywa serię pięciu wiktorii Polaka.

W wyróżnionej walce karty wstępnej nie zobaczyliśmy zwycięzcy – starcie Eddiego Alvareza (28-5) i Dustina Poiriera (21-5) zakończyło się wynikiem no-contest z powodu przypadkowego – jak ocenił sędzia Herb Dean – faulu tego pierwszego.

Obaj zawodnicy rozpoczęli walkę ostrożnie, badawczo. Alvarez starał się wywierać presję, ale Poirier zaczął okopywać jego korpus. Eddie spróbował obalenia, ale nic z tego nie wyszło, a na rozerwanie dostał sierpa. Sam jednak chwilę potem trafił krótkim lewym. Poirier przejął inicjatywę, jego ciosy zaczęły dochodzić. Alvarez ponownie poszukał obalenia, ale ponownie zostało one z łatwością wybronione. Poirier regularnie okopywał korpus rywala. Ten próbował kopać na głowę, ale Diamond trzymał gardę wysoko. Na rozerwanie klinczu Poirier trafił lewym sierpem, potem dołożył lewego krosa, ale zainkasował middlekicka. Dustin wyglądał o wiele luźniej, zaczął też okopywać lowkingami wykroczną nogę spiętego Eddiego. W końcówce jednak Alvarez trafił dwoma ciosami. Jego lewe oko zaczynało już jednak mocno puchnąć.

Drugą rundę były mistrz zaczął lepiej, trafiając serią ciosów, po których poszedł jednak po obalenie. Poirier wybronił je, zagrażając mu gilotyną. Po minucie obaj wrócili na środek oktagonu. Poirier trafił krosem, potem okrężnym kopnięciem na korpus. Chwilę potem dołożył soczystego krzyżowego, następnie sierpa z przedniej ręki i middlekicka. Był już okrutnie zakrwawiony. Diamond naruszył go serią potężnych uderzeń – wydawało się, ze jest o krok od znokautowania chwiejącego się Alvareza! Zaatakował z prawdziwą furią, szukając skończenia!

Eddie inkasował cios za ciosem, ale nie poddawał się, walcząc i próbując odpowiadać potężnymi sierpami! I kilkoma trafił, odwracając losy walki! Teraz to Poirier chwiał się na nogach, uwięziony pod siatką. Przetrwał jednak nawałnicę.

https://twitter.com/streetfitebanch/status/863633501345763328

Alvarez poszukał obalenia i je znalazł, ale Poirier zdołał się podnieść – był jednak wciśnięty pod siatkę, tam broniąc się dalej przed obaleniem. Opuścił ręce, ale Alvarez zaczął atakować kolanami – trzy z nich doszły celu, trafiając w głowę Poiriera. Po ostatnim Dustin padł na deski, ledwie żywy. Rzecz jednak w tym, że najprawdopodobniej wszystkie trzy – a na pewno dwa – były niezgodne z przepisami, bo w Teksasie obowiązują stare zasady, wedle których ręce na dole oznaczają zawodnika w parterze.

W rezultacie sędzia przerwał walkę, ogłaszając no contest na skutek przypadkowego faulu, który doprowadził do niezdolności zawodnika do kontynuowania walki.

W przedostatniej walce karty wstępnej Jason Knight (18-2) po kapitalnym pojedynku pokonał Chasa Skelly’ego (17-3).

Walczący z odwrotnej pozycji Knight rozpoczął walkę od dwóch soczystych lewych w kontrze, dokładając potem serię kopnięć. Skelly odpłacił mu jednak potężnym lewym, a później poszukał obalenia – i znalazł je, choć giętki jak guma od razu zaczął atakować, zagrażając mu trójkątem, gogoplatą, a potem odwracając pozycję omoplatą. Skelly zdołał jednak odwrócić pozycję, ale chwilę potem znów bronił się przed gogoplatą, będąc przetoczonym omoplatą. Knight zaatakował kimurą, ale chwilę potem musiał bronić się przed balachą – skutecznie. Walka wróciła na chwilę na nogi, gdzie obaj trafili pojedynczymi ciosami, ciężko już oddychając. W samej końcówce Knight zanotował jeszcze obalenie.

Na początku drugiej rundy obaj wymienili się kopnięciami. Knight polował na kontrującego lewego. I dwa z nich doszły celu, a potem dołożył jeszcze soczystego prawego sierpa. Skelly odgryzł mu się własnymi ciosami, ale to Knight cały czas wywierał presję. Coraz lepiej czuł rywala, kontrując jego ataki tym razem prawym sierpowym – raz za razem. I jeszcze raz. Skelly poszedł po desperackie obalenie, ale Knight świetnie bronił się pod siatkę, obijając też rywala krótkimi łokciami. Knight odwrócił Skelly’ego, trafiając kolanem i łokciem na głowę. Potem obalił go, pracując nad krucyfiksem, którego był bardzo blisko. Skelly zdołał się wydostać, ale potem wstał, a gdy to samo próbował zrobić Knight, zdzielił go potężnym kopnięciem na głowę, a potem serią ciosów, mocno go naruszając. Syrena kończąca drugą odsłonę przerwała jednak akcję.

Na początku drugiej rundy Knight kapitalnym krosem i podbródkowym posłał Skelly’ego na deski – tam dopadł go, wykluczył jedną rękę, a drugą rozpoczął kanonadę na głowę unieruchomionego rywala. Sędzia nie miał wyboru i przerwał walkę!

Knight odnosi w ten sposób swoje czwarte zwycięstwo z rzędu w oktagonie UFC.

Chase Sherman (10-3) po nieprawdopodobnej wojnie znokautował debiutującego w oktagonie Rashada Coultera (8-2).

W pierwsze rundzie Sherman przeokrutnie okopał wykroczną nogę Coultera, który w końcówce pierwszej rundy ledwie chodził. W wymianach bokserskich także mobilny, lekko poruszający się na nogach Sherman prezentował się lepiej, będąc znacznie aktywniejszym. Zainkasował kilka pojedynczych bomb od debiutanta, ale nie zrobiły one na nim większego wrażenia – a sam trafiał znacznie częściej.

Na początku drugiej rundy Coulter rozpuścił ręce w desperackim ataku, zdając sobie sprawę, że długo już nie pociągnie. Sherman jednak przetrwał, a potem ponownie okrutnie zdzielił nogę rywala, posyłając go w ten sposób na deski i tam zasypując gradem uderzeń. Wydawało się, że jest o włos od skończenia walki, ale Coulter sobie tylko znanym sposobem przetrwał. Wrócił na nogi, ale ledwie chodził i wydawało się, że Sherman jest o jednego lowkinga od skończenia walki. Tymczasem Coulter trafił serią sierpów, kuśtykając za Shermanem, by go dobić. Obaj wdali się w szalone wymiany! Sherman odzyskał rezon i kontynuował obijanie i okopywanie ledwie żywego rywala – ale ten odpowiadał, desperackimi sierpami dosięgając szczęki przeciwnika i nawet kilka razy potwornie go naruszając! Szala zwycięstwa przechylała się raz na jedną, raz na drugą stronę!

Sherman zachował więcej sił i w końcówce rundy ponownie – sam również potwornie jednak zmordowany – znów naruszył Coultera pod siatką ciosami, aby następnie posłać go na deski soczystym krótkim łokciem, zmuszając sędziego do przerwania tej nieprawdopodobnej wojny.

Sherman wygrywa w ten sposób swoją pierwszą walkę w UFC po tym, jak przygodę z amerykańskim gigantem rozpoczął od dwóch porażek.

James Vick (11-1) pewnie pokonał Polo Reyesa (7-4) w pojedynku otwierającym kartę wstępną.

Reyes miał poważne problemy z przedarciem się przez długi zasięg i dobrą pracę na nogach Vicka, próbując też – z pewnymi sukcesami – okopywać jego nogi. Vick trafiał jednak częściej, szczególnie lewym prostym, choć swoim starym zwyczajem zadzierał wówczas brodę do góry niczym Derek Brunson. Końcowa akcja była jednak bardzo ładna – Vick przepuścił cios Reyesa, odpowiedział kontrą, a potem dołożył soczystego krosa, posyłając Meksykanina na deski. Kilka młotków z góry dopełniło dzieła zniszczenia.

Amerykanin wygrywa w ten sposób drugą walkę z rzędu – i siódmą w dotychczasowych ośmiu pojedynkach jednocześnie przerywając serię trzech kolejnych wiktorii Reyesa. Po walce zaapelował do UFC o więcej promocji, rzucając wyzwanie zwycięzcy pojedynku Kevina Lee z Michaelem Chiesą.

Cortney Casey (7-4) nie dała żadnych szans powracającej po prawie 2-letniej przerwie Jessice Aguilar (19-6) – terroryzowała ją na nogach, raz za razem długimi seriami ciosów smagając twarzy rywalki, a gdy lądowała na plecach – a takich momentów było wiele – okrutnie okopywała stojącą nad nią Aguilar upkickami oraz kopnięciami na kolana.

Casey w ten sposób podnosi się po porażce z Claudią Gadelhą, podczas gdy Aguilar doznaje drugiej z rzędu porażki – wcześniej pokonała ją także Gadelha.

Gabriel Benitez (19-6) w pierwszej rundzie walki z Enrique Barzolą (13-3-1) wypadł bardzo dobrze, raz za razem z odwrotnej pozycji terroryzując Peruwiańczyka potężnymi kopnięciami na każdej wysokości, które przeplatał z soczystymi krosami oraz ciosami na korpus. Agresywnie napierający Barzola szukał obaleń, ale gdy tylko kładł Meksykanina na plecach, ten błyskawicznie wstawał. Szukał też kopnięć na głowę, ale większość z nich zostało zblokowanych. Trafił co prawda kilkoma uderzeniami, ale to ciosy i kopnięcia Beniteza dochodziły celu znacznie częściej.

Druga odsłona przebiegała już jednak pod dyktando atakującego niczym pitbull Barzoli. Nie było co prawda w stanie utrzymać rywala na plecach, ale zaliczył kilka obaleń oraz dobrych uderzeń pod siatką. Benitez próbował odgryzać się kopnięciami i część z nich doszła celu, ale wyraźne zwolnił.

Pierwsze dwie minuty ostatniej rundy należały zdecydowanie do Peruwiańczyka, który przewrócił rywala, zaszedł mu za plecy i był bliski dopięcia duszenia. Benitez zdołał się jednak uwolnić, a gdy walka wróciła na nogi, zaatakował bardzo ostro, kilka razy trafiając Barzolę. Ten jednak z czasem odzyskał rezon i raz jeszcze na chwilę położył Meksykanina na plecach. Benitez szybko jednak wstał i w samej końcówce zachęcał rywala do wymiany ciosów na środku oktagonu. Barzola przystał na propozycję, co skończyło się dla niego bardzo źle, bo dosłownie w ostatniej sekundzie zainkasował potężny lewy, lądując na deskach. Runda dobiegła jednak końca, a Peruwiańczyk szybko się pozbierał, przekonując, że nic mu nie dolega.

Ostatecznie sędziowie zgodnie wypunktowali walkę w stosunki 29-28 dla Barzoli, który odnosi w ten sposób drugie z rzędu i trzecie w dotychczasowych czterech występach w oktagonie zwycięstwo.

W pojedynku otwierającym galę Gadzhimurad Antigulov (20-4) w jednej z pierwszych akcji – ostro szarżując z ciosami – przyszpilił Joachima Christensena (14-5) do siatki, idąc następnie po obalenie. Duńczyk próbował kontrować, ale nic z tego nie wyszło i ostatecznie po krótkiej kotłowaninie zawodnik z Machaczkały zaszedł mu za plecy. Tam walczył o przełożenie rąk pod szyją Christensena i w końcu dopiął swego, zmuszając rywala do odklepania.

Dla Antigulova jest to drugie z rzędu zwycięstwo w oktagonie w pierwszej rundzie.

Wyniki UFC 211

Walka wieczoru

265 lbs: Stipe Miocic (17-2) pok. Juniora dos Santosa (18-5) przez KO (ciosy), R1, 2:22

Co-main event

115 lbs: Joanna Jędrzejczyk (14-0) pok. Jessicę Andrade (16-6) jednogłośną decyzją (2 x 50-45, 50-44)

Karta główna

170 lbs: Demian Maia (25-6) pok. Jorge Masvidala (32-12) niejednogłośną decyzją (2 x 29-28, 28-29)
145 lbs: Frankie Edgar (22-5-1) pok. Yaira Rodrigueza (10-2) przez TKO (przerwanie lekarza), R2, 5:00
185 lbs: David Branch (21-3) pok. Krzysztofa Jotko (19-2) niejednogłośną decyzją (2 x 29-28, 28-29)

Karta wstępna

155 lbs: Eddie Alvarez (28-5) vs. Dustin Poirier (21-5) – no-contest (przypadkowy faul Alvareza – kolana na głowę zawodnika w parterze)
145 lbs: Jason Knight (18-2) pok. Chasa Skelly’ego (17-3) przez TKO (uderzenia), R3, 0:39
265 lbs: Chase Sherman (10-3) pok. Rashada Coultera (8-2) przez KO (łokieć), R2, 3:36
155 lbs: James Vick (11-1) pok. Polo Reyesa (7-4) przez TKO (ciosy), R1, 2:39

Karta UFC Fight Pass

115 lbs: Cortney Casey (7-4) pok. Jessicę Aguilar (19-6) jednogłośną decyzją (3 x 30-27)
145 lbs: Enrique Barzola (13-3-1) pol. Gabriela Beniteza (19-6) jednogłośna decyzją (3 x 29-28)
205 lbs: Gadzhimurad Antigulov (20-4) pok. Joachima Christensena (14-5) przez poddanie (RNC), R1, 2:21

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button