UFCZapowiedzi gal UFC

Typowanie UFC Fight Night 119 – Machida vs. Brunson

Typowanie i analizy karty głównej gali UFC Fight Night 119 – Machida vs. Brunson, która odbędzie się w Sao Paulo.

Transmisja z gali rozpocznie się o północy w nocy z soboty na niedzielę czasu polskiego.

Przypominam, że poszczególne ikony przy przewidywanych rezultatach walk w lekkim uproszczeniu oznaczają:

IkonaOpis
Tylko kataklizm mógłby sprawić, że mój faworyt przegra.
Jestem przekonany do swojego typu, ale nie skreślam całkowicie jego rywala, bo ma narzędzia, by zwyciężyć – choć szanse na to są niewielkie.
Zawodnik, na którego postawiłem powinien to bez większych problemów wygrać, choć jego rywal może stawić spory opór, który może zaprowadzić go nawet do zwycięstwa.
Nie jestem przekonany, bliżej mi, rzecz jasna, do zawodnika, na którego postawiłem, ale jego oponent ma umiejętności, by to wygrać.
Absolutnie nie będę zdziwiony, jeśli wytypowany przeze mnie zawodnik polegnie z kretesem, szalenie wyrównana walka, może pójść w dwie strony.

Poniżej analizy i typowanie całej gali – od pierwszych walk na karcie głównej do walki wieczoru.

135 lbs: Joh Lineker (29-8) vs. Marlon Vera (12-3-1)

Kursy bukmacherskie: John Lineker vs. Marlon Vera 1.20 – 5.35

Bartłomiej Stachura: Na początek pojedynek, który jest zdecydowanie najłatwiejszy do wytypowania. Kowadłoręki John Lineker nie powinien mieć problemów z rozbiciem i być może ubiciem Marlona Very. Ekwadorczyk dysponuje bogatym arsenałem kopnięć, jest nieprzewidywalny, będzie miał po swojej stronie warunki fizyczne, a i w parterze jest bardzo sprawny, ale nawet pomimo tego, że zapowiada, iż nie popełni błędów poprzednich rywali Brazylijczyka – nie wliczając TJ-a Dillashawa – i nie będzie wdawał się z nim w bezsensową szermierkę na pięści, szukając zamiast tego kopnięć, kontrujących kolan i obaleń, trudno dawać mu większe szanse.

Lineker wywrze ogromną presję i z pewnością zainkasuje w drodze do półdystansu kilka uderzeń, ale nie spowolni to jego natarcia. Od drugiej rundy będzie już regularnie przedzierał się w zasięg ciosów, tam racząc Verę potężnymi kombinacjami. Albo ustrzeli Ekwadorczyka – najpewniej jakimś hakiem na korpus – albo pewnie wypunktuje.

Zwycięzca: John Lineker przez decyzję

185 lbs: Thiago Santos (15-5) vs. Jack Hermansson (16-3)

Kursy bukmacherskie: Thiago Santos vs. Jack Hermansson 2.05 – 1.80

Bartłomiej Stachura: Strategia na walkę dla Thiago Santosa jest oczywista – utrzymać ją na nogach i tam okopywać Szweda, ewentualnie razić go kolanami w klinczu, jeśli do niego dojdzie. Jack Hermansson ma jednak nieco więcej możliwości na wyjście z tej potyczki obronną ręką, bo nie tylko z góry może ubić Brazylijczyka – to jego najkrótsza droga do zwycięstwa – ale też absolutnie nie wykluczam, że swoją mobilnością, szybkością, aktywnością i bokserskim rzemiosłem na nogach okrutnie utrudni stójkową pracę Brazylijczykowi.

Za Jokerem przemawia też kondycja, którą pomimo walki na wyjeździe powinien mieć po swojej stronie. Tym niemniej, jeśli rzeczywiście Hermansson nie będzie w stanie przenieść walki do parteru – że spróbuje, sam nie ukrywał w wywiadach przed galą – minimalnie skłaniam się ku Santosowi. Kopie jako koń, często w sposób niesygnalizowany, a i jego kontry bokserskie ostatnimi czasy prezentują się coraz lepiej.

Również siła fizyczna Brazylijczyka może być mu bardzo pomocna przy próbach obaleń ze strony Szweda, ale ostatecznie to ten ostatni wyjdzie z oktagonu z podniesioną ręką.

Wszechstronniejszy, aktywniejszy i mocniejszy kondycyjnie Hermansson ustrzeże się morderczych kopnięć i albo przeniesie walkę do parteru – a Brazylijczyka przewracali już Gerald Meerschaert, Eric Spicely czy Gegard Mousasi – tam ubijając rywala, albo wypunktuje go na nogach, agresywnie atakując i tym samym eliminując najgroźniejszą broń – czyli kopnięcia – z arsenału Marrety.

Zwycięzca: Jack Hermansson przez decyzję

155 lbs: Jim Miller (28-10) vs. Francisco Trinaldo (21-5)

Kursy bukmacherskie: Jim Miller vs. Francisco Trinaldo 2.95 – 1.47

Bartłomiej Stachura: Nie ukrywam, że jestem lekko zaskoczony kursami bukmacherskimi tak wyraźnie faworyzującymi Francisco Trinaldo. Jim Miller to bowiem weteran, który niedawno minimalnie przegrał z Dustinem Poirierem, dając też nienajgorszą walkę z Anthonym Pettisem. Mierzył się w swojej karierze z o wiele mocniejszymi rywalami aniżeli Francisco Trinaldo. Jego oparty na kombinacjach boks jest bardzo sprawny, a do tego ostatnimi czasy zaczął kopać jak z armaty na wysokości łydki. Także i od strony czystego jiu-jitsu powinien mieć przewagę.

Problem oczywiście w atutach fizycznych Brazylijczyka, który jest potwornie silny, uderza mocniej i walczy u siebie. Na pewno w 1-rundowej walce stawiałbym na Massarandubę, który dopóki starcza mu sił, jest piekielnie niebezpieczny. Rzecz jednak w tym, że o ile Jim Miller tytanem kondycji nie jest, to absolutnie nie wykluczam, że to właśnie Amerykanin – pomimo walki na trudnym terenie – zachowa więcej sił w ewentualnej trzeciej rundzie. Trinaldo bowiem bywa już okrutnie zmęczony w drugich odsłonach, a i na karku ma już 39 lat.

Przyznam szczerze, że mam okrutny problem z wyborem zwycięzcy. Kursy oczywiste, ale… w całej swojej karierze Miller był skończony tylko dwa razy – przez Donalda Cerrone nokautem i Nate’a Diaza poddaniem. Niby Brazylijczyk uderza mocno, niby z góry może okrutnie porozbijać Amerykanina, jeśli tam się znajdzie, ale… Stawiam minimalnie na weterana, który przegra pierwszą rundę, ale potem z uwagi na swój charakter, zadziorność, bitność oraz aktywność ugra dwie kolejne, ostatecznie zwyciężając na kartach sędziowskich i tym samym znajdując się w komfortowej pozycji przed negocjacją nowego kontaktu z UFC.

Zwycięzca: Jim Miller przez decyzję

135 lbs: Rob Font (14-2) vs. Pedro Munhoz (14-2)

Kursy bukmacherskie: Rob Font vs. Pedro Munhoz 1.71 – 2.30

Bartłomiej Stachura: Kolejny pojedynek, który na papierze wydaje się piekielnie wyrównany. Rob Font to sprawniejszy, szybszy, lepiej poukładany technicznie i mobilniejszy uderzacz, który będzie też miał po swojej stronie przewagę zasięgu. Jeśli zdoła utrzymać walkę na nogach, niekoniecznie pod siatką, najpewniej wypunktuje Pedro Munhoza, który przecież był już mocno obijany w pojedynkach z chociażby Russellem Doane czy Justinem Scogginsem. Ostatecznie wygrał je przez poddania, ale w wymianach kickbokserskich wyraźnie odstawał i nie będę zdziwiony, jeśli tutaj scenariusz się powtórzy, ale Font dowiezie zwycięstwo do końca.

Rzecz jednak w tym, że Munhoz to kawał bitnika. Takiego z krwi i kości. Napiera niczym wściekły byk. Nie do złamania. Wyklucza też zapasy swoich rywali – a to z uwagi na swoje firmowe gilotyny. Nie jest może Johnem Linekerem, który urywa głowy – a który to wręcz zmiażdżył swego czasu Roba Fonta w Brazylii – ale o skończenie go będzie piekielnie trudno. Cały czas będzie szukał swoich szans, aakował. I mam poważne wątpliwości, czy Font jest już gotowy na tego rodzaju walkę pod presją – nie tylko brazylijskich fanów, ale też właśnie ograniczającego mu ciągle przestrzeń i czas Munhoza.

Scenariusz, w którym rozwijający się z walki na walkę Amerykanin utrzymuje rywala na dystans długimi prostymi, a może nawet karci go jakimś podbródkowym w kontrze, jest realny. Bardzo realny. Za odrobinę realniejszy uważam jednak ten, w którym walczący u siebie i po raz drugi mający za sobą przygotowania w American Top Team Munhoz najzwyczajniej w świecie „zajeżdża” Fonta, albo zwyciężając dwie ostatnie rundy, albo znajdując jakąś gilotynę w odpowiedzi na próbę obalenia ze strony osaczonego Amerykanina.

Zwycięzca: Pedro Munhoz przez decyzję

170 lbs: Demian Maia (25-7) vs. Colby Covington (12-1)

Kursy bukmacherskie: Demian Maia vs. Colby Covington 2.20 – 1.77

Bartłomiej Stachura: Fascynujące stylistycznie zestawienie, w którym w najmniejszym stopniu nie zdziwi mnie zwycięstwo żadnego z zawodników. Nie mam natomiast większych wątpliwości, co do dróg, jakie mogą zaprowadzić obu do zwycięstwa.

Otóż, celem Colby’ego Covingtona powinno być utrzymywanie walki na środku oktagonu, gdzie dzięki lepszej stójce i przewadze szybkościowej powinien być w stanie kąsać Demiana Maię pojedynczymi uderzeniami, pracą na nogach unikając zwarcia. Brazylijczyk poszuka oczywiście obaleń – a jeśli przejdzie do klinczu, absolutnie nie wykluczam, że będzie w stanie dopiąć swego, ale jest jeden warunek – musi próbować też obaleń z klinczu, z klamry – haczeń, zastawień, rzutów. Przypomnijmy, że w starciu z Tyronem Woodley’em tego typu akcji spróbował tylko raz, w samej końcówce, wcześniej z uporem maniaka schodząc do jednej bądź dwóch nóg. Nie sądzę, aby na te sztuczki nabrał się Covington – wszyscy już dobrze wiedzą, że po nieudanym obaleniu Maia próbuje wciągać rywali do półgardy, następnie ich przetaczając. Amerykanin nie da się na to nabrać, szczególnie po walce swojego kompana Jorge Masvidala.

Jeśli jednak Maia znajdzie drogę do klinczu – a praca na nogach Covingtona do wybornych nie należy – i tam spróbuje przewracać z klamry w pasie, wtedy zrobi się ciekawie. W parterze bowiem przewaga Brazylijczyka powinna być wyraźna. Nawet jeśli znajdzie się na dole, to nie drgnie mi brew, jeśli przetoczy rywala. Covington bywał już bowiem przetaczany przez gorszych o dwie klasy grapplerów od Mai, więc nawet jeśli skupi się wyłącznie na kontroli z góry, starając się ograniczyć ryzyko do minimum – skończy na plecach.

Na korzyść Brazylijczyka działa też oczywiście lokalizacja gali oraz fakt, że tym razem podczas obozu przygotowawczego zawitał do New Jersey, by tam szlifować zapasy. Amerykanin z kolei jest oczywiście młodszy, na pewno szybszy, prawdopodobnie też lepszy kondycyjnie.

Nie ukrywam, że mam ogromny problem ze wskazaniem faworyta w tym na papierze piekielnie wyrównanym starciu. Pierwotnie skłaniałem się minimalnie w kierunku Covingtona, wierząc, że będzie w stanie wcielić strategię Woodley’a, punktując w dystansie i broniąc się przed obaleniami pod siatką. Teraz jednak stawiam na to, że presja ze strony Brazylijczyka – wiadomo, że od początku pójdzie ostro do przodu, szukając klinczu i obalenia – okaże się decydująca. Amerykanin nie bryluje w walce z wstecznego – na ogół sam jest agresorem – a i nie posiada tak ciężkich rąk jak chociażby Woodley, wobec czego ryzyko zainkasowania jakiejś bomby w kontrze przez Maię nie jest szczególnie duże.

Ostatecznie zatem bez najmniejszego przekonania stawiam na Demiana Maię – albo skontroluje pojedynek, zwyciężając decyzją, albo znajdzie drogę za plecy Colby’ego Covingtona, zmuszając go do klepania. Jeśli jednak Amerykanin powtórzy strategię Woodley’a, absolutnie się nie zdziwię.

Zwycięzca: Demian Maia przez poddanie

185 lbs: Lyoto Machida (22-7) vs. Derek Brunson (17-5)

Kursy bukmacherskie: Lyoto Machida vs. Derek Brunson 2.35 – 1.69

Bartłomiej Stachura: Piekielnie trudny do wytypowania pojedynek. Biorąc pod uwagę, że Derek Brunson to nadal przeokrutnie nieuważny w ofensywie zawodnik, który atakując, zadziera szczękę wysoko w górę, narażając się na kontry, absolutnie nie zdziwi mnie, jeśli popełni tego rodzaju błąd w konfrontacji z Lyoto Machidą, kończąc na deskach. Zwłaszcza, że Brazylijczyk walczy u siebie, co również ma znaczenie – negatywne dla Amerykanina, w sensie aklimatyzacji i tego typu elementów.

Rzecz jednak w tym, że Smok powraca do akcji po 2-letniej przerwie i ma już na karku aż 39 lat. Ma to kapitalne znaczenie, bo jego styl opiera się w ogromnej mierze na dynamice, wyczuciu czasu i dystansu, błyskawicznych reakcjach. Wraz z upływającymi latami to właśnie aspekty szybkościowe – kluczowe dla stylu Brazylijczyka – ulegają największemu regresowi. Machida nigdy nie należał do zawodników szczególnie aktywnych – może poza walką z Markiem Munozem, na okoliczność której jednorazowo zmienił swoje podejście – i spodziewam się, że po tak długiej przerwie nie tylko nic się w tym aspekcie nie zmieni, ale nie zdziwię się, jeśli z uwagi na oktagonową rdzę jego aktywność jeszcze bardziej spadnie. Jeszcze trudniej będzie znaleźć mu odpowiedni moment do wyprowadzenia ataku, wykaże jeszcze większą cierpliwość w poszukiwaniu „złotego strzału”, w rezultacie przegrywając rundy właśnie z uwagi na bierność.

Owszem, Brunson bywa furiatem, ale jeśli przyjrzymy się jego starciu z Andersonem Silvą, to zauważymy dużą zmianę – był nieporównanie bardziej wyrachowany, ostrożniejszy, nie szarżował w szalonych kombinacjach. I podobnej jego wersji – ale odrobinę aktywniejszej – spodziewam się na okoliczność walki z Machidą – wiele kopnięć, pojedynczych prostych bez wpadania w rywala, uważne próby przejścia do klinczu i obaleń.

Innymi słowy – nie spodziewam się szczególnie efektownej walki, ale jej zakończenie jak najbardziej takowym może się okazać. Albo bowiem Smok jednak znajdzie swoją wymarzoną kontrę, albo będzie przegrywał kolejne rundy z uwagi na niższą aktywność, później będąc zmuszonym do inicjowania własnych ataków – nadziewając się tym samym na jakieś obalenie. Natomiast w parterze z góry przewaga należeć będzie do Brunsona.

Zwycięzca: Derek Brunson przez (T)KO

PODSUMOWANIE

WalkaBartek S.
Brunson - Machida
1.69 - 2.35

Brunson
Covington - Maia
1.77 - 2.20

Maia
Munhoz - Font
2.30 - 1.71

Munhoz
Trinaldo - Miller
1.51 - 2.80

Miller
Hermansson - Santos
1.80 - 2.05

Hermansson
Lineker - Vera
1.20 - 5.35

Lineker
Price - Luque
2.15 - 1.80

Luque
Carlos Jr. - Marshman
1.22 - 5.00

Carlos Jr.
Dias - Gordon
2.45 - 1.65

Gordon
dos Santos - Griffin
1.47 - 2.95

dos Santos
Figueiredo - Brooks
2.50 - 1.63

Brooks
Colombo - Golm
3.00 - 1.45

Golm
Ostatnia gala8-3
Łącznie995-549
Poprawne64,44 %

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button