UFCZapowiedzi gal UFC

Typowanie UFC 217 – Bisping vs. GSP

Typowanie i analizy karty głównej oraz wybranych walk karty wstępnej gali UFC 217 – Bisping vs. GSP, która odbędzie się w Nowym Jorku.

Transmisja z gali rozpocznie się w sobotę o godzinie 23:30 czasu polskiego.

Przypominam, że poszczególne ikony przy przewidywanych rezultatach walk w lekkim uproszczeniu oznaczają:

IkonaOpis
Tylko kataklizm mógłby sprawić, że mój faworyt przegra.
Jestem przekonany do swojego typu, ale nie skreślam całkowicie jego rywala, bo ma narzędzia, by zwyciężyć – choć szanse na to są niewielkie.
Zawodnik, na którego postawiłem powinien to bez większych problemów wygrać, choć jego rywal może stawić spory opór, który może zaprowadzić go nawet do zwycięstwa.
Nie jestem przekonany, bliżej mi, rzecz jasna, do zawodnika, na którego postawiłem, ale jego oponent ma umiejętności, by to wygrać.
Absolutnie nie będę zdziwiony, jeśli wytypowany przeze mnie zawodnik polegnie z kretesem, szalenie wyrównana walka, może pójść w dwie strony.

Poniżej analizy i typowanie wybranych walk karty wstępnej oraz całej karty głównej.

205 lbs: Michał Oleksiejczuk (12-2) vs. Ion Cutelaba (13-3)

Kursy bukmacherskie: Michał Oleksiejczuk vs. Ion Cutelaba 5.50 – 1.17

Bartłomiej Stachura: Kursy bukmacherskie zdecydowanie faworyzują Iona Cutelabę, ale mimo wszystko podchodziłbym z większym optymizmem do szans Michała Oleksiejczuka na zwycięstwo.

Debiutujący w oktagonie Polak powinien bowiem mieć po swojej stronie walory szybkościowe, a dodatkowo niewykluczone, że od strony technicznej w stójce będzie prezentował się lepiej od mimo wszystko odrobinę topornego kickboksersko Mołdawianina. W przeciwieństwie do Cutelaby nie ma też niemal nic do stracenia.

Rzecz jednak w tym, że nie dość, że wziął tę walkę w zastępstwie, nie mając za sobą pełnego obozu przygotowawczego, to jeszcze będzie to jego debiut w oktagonie. Debiut podczas największej prawdopodobnie gali w roku. Bóg jeden raczy wiedzieć, jak zniesie presję z tym związaną. Występy na FEN i presja z tym związana to jednak zupełnie inna bajka niż walka w Madison Square Garden na jednej z największych gal w historii.

Także od strony stylistycznej zapowiada się to piekielnie ciężki pojedynek dla polskiego debiutanta. Michał dysponuje co prawda solidną mocą w swojej lewicy, ale też absolutnie nie jest tak, że jest artystą jednouderzeniowego nokautu. Na ogół bowiem potrzebuje kilku-kilkunastu ciosów, aby ubić naruszonych rywali. Na domiar złego akurat w konfrontacji z Cutelabą o nokaut będzie piekielnie trudno, bo Mołdawianin szczękę ma nie od parady.

Hulk jest też piekielnie agresywnym zawodnikiem, który uwielbia atakować długimi kombinacjami, dysponuje dobrą obroną przed obaleniami, a sam potrafi efektownie obalać. Będzie miał też po swojej stronie przewagę fizyczną i siłową – i będą one prawdopodobnie wyraźne. Jego kondycja może nie jest mistrzowska, ale też w trybie zombie nadal napiera, nadal pozostaje aktywny. W wywiadach przed walką Oleksiejczuk wspominał, że wierzy, że może od strony wydolnościowej prezentować się lepiej, ale mam co do tego poważne wątpliwości – nie dość bowiem, że debiut (możliwe motyle w brzuchu), to nasz zawodnik w swojej karierze tylko raz bił się na 15-minutowym dystansie.

Nie skreślam Lorda, bo to kawał charakternego bitnika, który może na nogach napsuć sporo krwi ultra-agresywnemu, ale też lichemu w defensywie Cutelabie (może jakąś bombą na wątrobę jak w starciu z Charlesem Andrade), ale na tę chwilę 22-letni ledwie Polak nie prezentuje jeszcze stójkowego poziomu Jareda Cannoniera czy parterowego Mishy Cirkunova, którzy jako jedyni pokonali Mołdawianina w oktagonie UFC. Oczywiście – chętnie odszczekam.

Zwycięzca: Ion Cutelaba przez (T)KO

155 lbs: Joe Duffy (16-2) vs. James Vick (11-1)

Kursy bukmacherskie: Joe Duffy vs. James Vick 1.65 – 2.35

Bartłomiej Stachura: Bardzo mocne zestawienie w kategorii lekkiej pomiędzy dwoma zawodnikami, którzy co prawda znajdują się obecnie poza Top 15, ale nie mam wątpliwości, że byliby w stanie pokonać kilku rywali, którzy już tam są.

Nie ukrywam, że jestem wielkim fanem talentu Joego Duffy’ego, którego boks jest jednym z najlepszych w całym UFC. Irlandczyk kapitalnie operuje długim lewym prostym, którym ustawia sobie rywali pod prawego czy też pod szeroki arsenał często niesygnalizowanych kopnięć. Bardzo dobrze pracuje na nogach, posiada też nie lada dryg do kopnięć, a i w obszarze zapaśniczo-parterowym prezentuje się bardzo dobrze.

Innymi słowy, jest to absolutnie materiał na Top 10 dywizji, a może i wyżej.

W konfrontacji z Jamesem Vickiem czeka go jednak skomplikowane zadanie, bo Amerykanin będzie miał po swojej stronie sporą przewagę warunków fizycznych. Od dawien dawna piętą achillesową Texecutionera była jednak defensywa i nieumiejętność wykorzystywania swojego zasięgu, co objawiało się nieruchomą głową, zostawaniem w miejscu po ataku czy wpadaniem w półdystans. W ostatnich potyczkach zaprezentował jednak pod tym względem pewien postęp, tym razem znacznie lepiej trzymając rywali na końcach swoich pięści.

Tym niemniej, z bokserem choćby zbliżonym umiejętnościami do Joego Duffy’ego jeszcze się nie mierzył. Nie dość, że Irlandczyk powinien mieć po swojej stronie szybkość, to posiada też o wiele lepsze fundamenty kickbokserskie zarówno w ofensywie, jak i w defensywie. Dysponuje też o wiele bogatszym arsenałem na nogach, a ponadto spodziewam się, że może też obalać – jeśli tylko nie da się wówczas złapać w firmową gilotynę Vicka, wówczas z góry powinien wyraźnie przeważać.

Ostatecznie Duffy wyjdzie z oktagonu z tarczą, albo wypunktowując rywala, albo kończąc go jakimś soczystym uderzeniem na korpus, które sam bardzo lubi, a na które Amerykanin z racji swoich gabarytów jest mocno narażony.

Zwycięzca: Joe Duffy przez (T)KO

185 lbs: Johny Hendricks (18-7) vs. Paulo Borrachinha (10-0)

Kursy bukmacherskie: Johny Hendricks vs. Paulo Borrachinha 3.30 – 1.37

Bartłomiej Stachura: Jeśli przygotowania spędzone w Jackson-Wink MMA nie doprowadziły do jakiejś wielkiej, pozytywnej zmiany w stylu walki Johny’ego Hendricksa, może czekać go piąta porażka w ostatnich sześciu występach.

Dodatkowo, optymizmem nie napawają słowa Bigg Rigga, który twierdzi, że w 185 funtach będzie się bił wyłącznie do czasu utworzenia kategorii 175 lbs. Jeśli też uważnie oglądaliście serię Embedded przed galą, na pewno wyłapaliście odpowiedź Hendricksa na pytania, jak poszedł mu obóz przygotowawczy. Brzmiała ona: „rough”.

Nie jest oczywiście tak, że jest tutaj skazany na pożarcie, bo Paulo Borrachinha to jednak młody, nadal niedoświadczony i w wielu elementach niesprawdzony zawodnik. Brazylijczyk nigdy w karierze nie mierzył się z tak mocnym zapaśnikiem, jakim jest były mistrz 170 funtów. Oznacza to, że scenariusz, w którym Amerykanin powtarza to, co zrobił z Neilem Magnym – przewracając go i przytulając przez większość walki – jest realny. Defensywa zapaśnicza brazylijskiego młodziana jest bowiem dużą niewiadomą.

Biorąc jednak pod uwagę, jak ostatnimi czasy prezentuje się Hendricks, z jakim trudem przychodzą mu obalenia, jak mało aktywny na nogach się stał, jaką przewagą fizyczną po swojej stronie będzie dysponował Borrachinha, trudno nie widzieć Brazylijczyka w roli faworyta. Szczególnie, że – co bardzo istotne – Paulo udowodnił już, że nie jest typem zawodnika, który bezmyślnie wpada w rywali, idąc za ciosami. Nie – potrafi ustawić ich sobie na siatce i ostrzeliwać z bezpiecznego dystansu, wykorzystując swoje świetne warunki fizyczne. Będzie miało to kapitalne znaczenie w konfrontacji z Bigg Riggiem, ułatwiając Brazylijczykowi obronę przed próbami zapaśniczymi Amerykanina.

Ostatecznie zatem nie wykluczam zwycięstwa Hendricksa – najpewniej poprzez kontrolę zapaśniczą, ewentualnie, choć szanse na to mniejsze, poprzez ubicie rywala jakimś lewym – ale na papierze faworytem jest ciężkoręki, górujący nad Amerykaninem warunkami fizycznymi i cały czas rozwijający się Borrachinha.

Zwycięzca: Paulo Borrachinha przez (T)KO

170 lbs: Stephen Thompson (13-2-1) vs. Jorge Masvidal (32-12)

Kursy bukmacherskie: Stephen Thompson vs. Jorge Masvidal 1.54 – 2.60

Bartłomiej Stachura: Drugie najlepsze – a w ocenie wielu: najlepsze – zestawienia na karcie walk gali UFC 217. Obaj zawodnicy preferują wymiany stójkowe, ale prezentują na nogach zupełnie inne podejście – i żadnym sekretem nie jest, że to dystans będzie odgrywał tu decydującą rolę.

Jeśli Thompson będzie w stanie utrzymywać Masdivala na końcach swoich pięści i przede wszystkim kopnięć, najpewniej po prostu go wypunktuje. Jeśli z kolei Gamebred będzie regularnie przedzierał się do półdystansu, jego szybkie ręce i sprawny boks mogą napsuć Wonderboy’owi mnóstwo krwi, a i nie wykluczam w najmniejszym stopniu nokautu.

To jednak nie wszystko, bo Masvidal jest wszechstronniejszym zawodnikiem, który może też spróbować przenieść walkę do parteru, gdzie powinien mieć przewagę, szczególnie z góry. W jakiejś kotłowaninie jak najbardziej może też znaleźć drogę do skończenia.

Rzecz jednak w tym, że Thompson naprawdę świetnie kontroluje dystans, rewelacyjnie pracując na nogach. Masvidal ma oczywiście swoje świetne kiwki, świetne kontry, ale nie miejmy złudzeń – Wonderboy nie z tych, którzy wpadają w półdystans po wyprowadzeniu ciosu czy kopnięcia. Warto też pamiętać, że Thompson był w stanie unikać zdecydowanej większość piekielnie szybkich szarży Tyrona Woodley’a – szarży znacznie dynamiczniejszych niż te, jakie pokazywał Jorge Masvidal. Niby lata temu Matt Brown zamęczył Wonderboy’a w klinczu i w parterze, ale świadomość oktagonowa – rozumiana jako praca na nogach – Thompsona od tamtego czasu mocno wzrosła, a więc trudniej zamknąć go na siatce, a i spodziewam się, że będzie miał po swojej stronie przewagę siłową, co utrudni klinczerskie i zapaśnicze próby Masvidalowi.

Jorge z pewnością będzie tutaj stroną atakującą, natomiast Stephen podejdzie do walki w swoim kickbokserskim, taktycznym stylu. Jak jednak wspominałem, nie dość, że Masvidal nie atakuje tak ostrymi zrywami jak Woodley, który kilka razy zdołał przedrzeć się do półdystansu, to jeszcze cały czas będzie musiał uważać na kontry, w których przecież gustuje Thompson. Jeśli więc ktoś spodziewa się, że Gamebred pójdzie ostro do przodu, zamknie rywala na siatce i go ubije, może się rozczarować, bo za bardziej prawdopodobny scenariusz uważam ten, w którym w takich sytuacjach Wonderboy pokarze go jakąś kontrą albo odejdzie do boku, kontrolując dystans. I to nawet pomimo tego, że w tejże walce Jorge nie musi w ogóle martwić się o obalenia, koncentrując się wyłącznie na stójce – w przeciwieństwie do Stephena.

Na pewno warto pamiętać też o kontuzji kolana, z jaką zmagał się ostatnio Thompson, dla którego będzie to powrót po ponad półrocznej przerwie, ale mimo wszystko to jego widzę w roli faworyta. Masvidal będzie miał swoje okazje – przypominam, że Robert Whittaker osiągał pewne sukcesy z ciosami prostymi – i nie spadnę z krzesła, jeśli skończy w glorii zwycięzcy, ale scenariusz, w którym Thompson utrzymuje przez większość czasu walkę na dystansie, smagając rywala pojedynczymi ciosami i kopnięciami, uważam za bardziej prawdopodobny.

Zwycięzca: Stephen Thompson przez decyzję

115 lbs: Joanna Jędrzejczyk (14-0) vs. Rose Namajunas (6-3)

Kursy bukmacherskie: Joanna Jędrzejczyk vs. Rose Namajunas 1.13 – 6.25

Bartłomiej Stachura: Śmieszy mnie ekscytacja zachodnich dziennikarzy tą walką. Z którejkolwiek strony by na nią nie spojrzeć, to kursy bukmacherskie doskonale oddają szanse obu zawodniczek na zwycięstwo. Jedyną drogą do wiktorii Amerykanki wydaje się sprowadzenie walki do parteru i złapanie jakiegoś poddania czy też wskoczenie Jędrzejczyk za plecy w klinczu.

Oczywiście mamy też aspekt „progresu”, jakiego pretendentka mogła dokonać w ostatnim czasie – a mogła, bo nadal jest młoda i nadal się rozwija. Rzecz jednak w tym, że różnica techniczna i siłowa między obiema jest po prostu gargantuiczna i nawet tenże progres wiele tu nie zmieni.

W stójce powinna to być gra do jednej bramki. W klinczu Jędrzejczyk ustawiała sobie Kowalkiewicz, podczas gdy ta ostatnia deklasowała tam Namajunas. Wnioski wyciągnijcie sami. Obalenia? Polka nie dawała się obalać znacznie mocniejszym rywalkom, a nawet jeśli dawała, udowodniła, że potrafi błyskawicznie wracać na nogi. Kondycja? Bez żartów, Jędrzejczyk w piątej rundzie praktycznie nie zwalnia. Mentalność? Pewności siebie Polce odmówić nie można, natomiast Namajunas? Bóg jeden raczy wiedzieć! Okiem kanapowego psychologa oceniam, że Amerykanka została złamana już przed pojedynkiem, ale nawet jeśli się mylę, to mistrzyni udowodniła już, że niestraszna jej żadna przeciwniczka, a co ważniejsze – potrafi wracać z dalekich podróży, nie łamiąc się, gdy nie układa jej się w oktagonie.

Podsumowując, albo Jędrzejczyk skończy Namajunas ciosami w mistrzowskich rundach, albo pewnie ją wypunktuje. Stawiam na to drugie.

Zwycięzca: Joanna Jędrzejczyk przez decyzję

135 lbs: Cody Garbrandt (11-0) vs. TJ Dillashaw (14-3)

Kursy bukmacherskie: Cody Garbrandt vs. TJ Dillashaw 1.57 – 2.55

Bartłomiej Stachura: Do szczegółowej analizy tej kapitalnie zapowiadającej się walki odsyłam do linku poniżej:

Analizy UFC 217 – Cody Garbrandt vs. TJ Dillashaw

W telegraficznym skrócie, starcie widzę niemal jako 50/50. Cody Garbrandt jest szybszy i bije mocniej, wobec czego w każdej z wymian stanowił będzie zagrożenie i pojedynek skończyć może w każdej niemal chwili, ale jest też przeraźliwie jednowymiarowy, a do tego nieszczególnie – wbrew pozorom – poukładany technicznie. Mieszając mu w głowie masą kiwek, przyruchów i zmyłek, TJ Dillashaw będzie torował sobie drogę do pojedynczych prostych, lowkingów i okolicznościowych obaleń, zwyciężając decyzją sędziowską.

Zwycięzca: TJ Dillashaw przez decyzję

185 lbs: Michael Bisping (30-7) vs. Georges Saint-Pierre (25-2)

Kursy bukmacherskie: Michael Bisping vs. Georges Saint-Pierre 1.91 – 1.91

Bartłomiej Stachura: Na papierze wydaje się, że to Michael Bisping powinien być faworytem pojedynku z powracającym po czterech latach przerwy byłym dominatorem kategorii półśredniej Georgesem Saint-Pierrem.

Brytyjczyk będzie miał bowiem po swojej stronie przewagę warunków fizycznych, powinien przeważać w wymianach stójkowych, jego defensywa zapaśnicza i umiejętność powracania na nogi stanowić mogą nie lada problem dla Kanadyjczyka, a i nie zapominajmy, że Hrabia dysponuje solidną kondycją i wielkim sercem do walki. Walczy też w swojej dywizji, podczas gdy dla GSP będzie to debiut w 185 funtach.

Z drugiej natomiast strony, bo takowa oczywiście jak najbardziej także istnieje, 38-letni Bisping sam nie walczył od ponad roku, zmagając się z mniej lub bardziej prawdziwymi kontuzjami. Nie wygląda to co prawda tak źle, jak powrót po niemal dokładnie czterech latach 36-letniego GSP, ale pozwólcie, że przypomnę, że po raz ostatni Brytyjczyk po tak długim rozbracie z oktagonem – rocznym – wracał w 2014 roku w starciu z Timem Kennedym, który wytarł nim oktagon.

O ile zatem nie ulega żadnej wątpliwości, że forma Kanadyjczyka stanowi ogromną zagadkę, to nie jest też tak, że w oktagonie na pewno zobaczymy starego, dobrego Bispinga, jakiego znamy od lat. GSP co prawda w ostatnich trzech walkach doznał sporo obrażeń, które odcisnęły piętno prawdopodobnie nie tylko na jego kondycji fizycznej, ale też psychicznej – przypomnę, że w marcu 2014 roku po raz drugi zerwał więzadło krzyżowe w kolanie – to jednak miał ponad dwa lata na pełną regenerację i doprowadzenie swojego ciała i umysłu do porządku.

A Bisping? Trzy z jego czterech ostatnich walk były prawdziwymi wojnami na wyniszczenie – z Thalesem Leitesem, Andersonem Silvą i Danem Hendersonem. Zainkasował w nich nawet więcej obrażeń niż GSP prawdopodobnie w całej swojej karierze.

Forma Brytyjczyka również jest zatem niewiadomą – nie tak wielką oczywiście jak Kanadyjczyka, ale jednak.

Mimo wszystko z całą pewnością fanów Rusha nie może napawać optymizmem dyspozycja, jaką zaprezentował on w swoich trzech ostatnich potyczkach. O ile jeszcze w konfrontacji z Carlosem Conditem można tłumaczyć go po części powrotem do akcji półtorarocznej przerwie i pierwszym zerwaniu więzadła, to już w potyczce z Nickiem Diazem – szczególnie w ostatnich rundach – zdecydowanie nie zachwycił. Słynący z nieistniejącej obrony przed obaleniami stocktończyk był w stanie wybronić kilka prób zapaśniczych mocno już zmęczonego Kanadyjczyka. Także i pojedynek z Johnym Hendricksem – choć zasłużenie wygrany, wbrew obiegowym opiniom – był dla GSP drogą przez mękę. Nie był w stanie kłaść rywala na plecach, będąc zmuszonym do pojedynkowania się z nim na pieści i w klinczu, gdzie miał sporo problemów.

Nie mam żadnych wątpliwości, że GSP z czasów swojej najlepszej formy pozamiatałby oktagon każdą wersją Michaela Bispinga. Dzisiaj jednak pytanie brzmi, czy regres Kanadyjczyka jest już tak duży, że to Brytyjczyk wyjdzie z oktagonu z tarczą?

I tu oczywiście sprawa się komplikuje, bo o ile nie mam najmniejszych wątpliwości, że nie zobaczymy GSP w wersji 2.0, że nie będzie lepszy niż za czasów walk z, powiedzmy, Danem Hardym czy Thiago Alvesem, to jednak nie wykluczam, że może być lepszy niż w swoich ostatnich trzech potyczkach. W tamtym okresie Kanadyjczyk był już bowiem mentalnym wrakiem, co musiało odbić się na jego formie w oktagonie.

Te prawie trzy lata przerwy na doprowadzanie swojego zdrowia i głowy do porządku jak najbardziej mogą być widoczne w sobotę. O ile bowiem z całą pewnością pieniądze stanowiły jeden z najważniejszych – a prawdopodobnie najważniejszy – element powrotu, to jednak na przestrzeni swojej całej kariery Kanadyjczyk udowadniał, że podchodzi do sportu jak profesjonalista i perfekcjonista, absolutnie nic nie pozostawiając przypadkowi. I nie jest też przypadkiem, że to akurat walkę z Michaelem Bispingiem upatrzył sobie na powrót. Nie mam żadnych wątpliwości, że w przygotowaniach do pojedynku Kanadyjczyk nie zapomniał o żadnym ważnym elemencie.

Jak natomiast od strony stylistycznej może wyglądać pojedynek? Otóż, nie będę absolutnie zdziwiony, jeśli GSP będzie swoim firmowym długim lewym prostym dosięgał szczęki Bispinga – nie tylko bowiem będzie znacznie szybszy, ale też ma po swojej stronie minimalną przewagę zasięgu, a defensywa Brytyjczyka do najlepszych nigdy nie należała.

Rzecz jednak w tym, że Hrabia jest piekielnie twardy, a do tego na nogach bardzo aktywny – znacznie aktywniejszy niż GSP. Na pewno przewaga szybkościowa Kanadyjczyka może stanowić dla niego poważny problem, ale jednak trudno nie widzieć go w roli delikatnego faworyta, jeśli pojedynek toczony będzie na nogach.

Brytyjczyk posiada co prawda świetną obronę przed obaleniami, ale też nie jest tak, że nie da się go przewrócić, bo na plecach kładli go bez porównania słabsi zapaśnicy od GSP – żeby wspomnieć choćby Thalesa Leitesa czy CB Dollaway’a. Jak pokonać zapaśniczo Hrabiego pokazali natomiast Chael Sonnen i Tim Kennedy. Ten pierwszy miał co prawda gigantyczne problemy z utrzymaniem Bispinga na ziemi i w ogóle obaleniami, ale ciągłym klinczem wyrąbał sobie drogę do zwycięstwa. Kennedy natomiast położył Brytyjczyka na plecach pięć razy i nie tylko był w stanie go tam utrzymać, ale też solidnie porozbijać.

Nie mam wątpliwości, że GSP będzie w stanie przewrócić Bispinga, szczególnie że ten gustuje w rzucaniu kombinacji, które szczególnie narażają na obalenia – a powtarzam, to Kanadyjczyk będzie szybszy. Same obalenia w ostrożnie toczonej walce – bo takowej się spodziewam – mogą sporo znaczyć, ale wobec prawdopodobnej przewagi mistrza na nogach, czy pretendent zdoła utrzymać go odpowiednio długo na plecach, aby ją zneutralizować?

Tutaj robi się ciekawie, bo Michael nie jest łatwy do skontrolowania. Świetnie wyklucza ręce rywali, dystansuje, potrafi rewelacyjnie wstawać, szczególnie pod siatką. Spodziewam się jednak, że GSP polował będzie na obalenia na środku oktagonu, najpewniej w kontrze. Czy jednak utrzyma Brytyjczyka na plecach?

Otóż, jeśli poświęci swoją zwyczajną aktywność z góry – na przestrzeni całej kariery nieustannie pracował z góry, czy to przechodząc pozycje, uderzając, czy też szukając poddań – na rzecz kontroli, wtedy, owszem, jak najbardziej może dłuższymi fragmentami utrzymać Bispinga na dole. Jeśli jednak swoim zwyczajem będzie nieustannie pracował z góry, Brytyjczyk prawdopodobnie zdoła wrócić na nogi – nie potrzebuje bowiem wiele miejsca i czasu, aby to uczynić, a te właśnie zyskiwał będzie, jeśli GSP poświęci kontrolę na rzecz uderzeń, przechodzenia pozycji czy prób poddań.

Nie spodziewam się skończenia w tym pojedynku, bo GSP jest zawsze bardzo ostrożny, natomiast Bispinga skończyć piekielnie trudno. Kondycja obu zawodników może zatem mieć kapitalne znaczenie – i tutaj przewaga może – ale absolutnie nie musi – należeć do Hrabiego. W swoich ostatnich walkach udowadniał bowiem, że potrafi jeszcze utrzymać niezłe tempo w mistrzowskich rundach, walczył już wielokrotnie pod dowództwem USADA i będzie miał po swojej stronie przewagę fizyczną, która powinna zapewnić mu wolniejsze tempo kurczenia się paska z energią. Z drugiej zaś strony, jeśli w otwierających rundach GSP zmusi go do mocnej pracy z dołu w celu powrotu na nogi, wszystko jak najbardziej może się zmienić – i to Kanadyjczyk zachowa więcej sił.

Koniec końców, skłaniam się minimalnie w stronę Georgesa Saint-Pierre’a, choć nawet mi brew nie drgnie, jeśli Michael Bisping wyśle Kanadyjczyka z powrotem na emeryturę. Uważam jednak, że perfekcjonista GSP będzie w stanie zanotować wystarczająco dużo obaleń, spędzić wystarczająco dużo czasu w klinczu z Bispingime na siatce i wreszcie wykorzystać na nogach swoją przewagę szybkościową, kąsając mistrza pojedynczymi lewymi i unikając większości jego ataków, by wyszarpać decyzję sędziowską.

Zwycięzca: Georges Saint-Pierre przez decyzję

PODSUMOWANIE

WalkaBartek S.
Bisping - GSP
1.91 - 1.91

GSP
Garbrandt - Dillashaw
1.57 - 2.55

Dillashaw
Jędrzejczyk - Namajunas
1.13 - 6.25

Jędrzejczyk
Masvidal - Thompson
2.60 - 1.54

Thompson
Hendricks - Borrachinha
3.30 - 1.37

Borrachinha
Duffy - Vick
1.65 - 2.35

Duffy
Harris - Godbeer
1.26 - 4.15

Harris
Anderson - OSP
2.30 - 1.67

OSP
Gall - Brown
1.87 - 1.95

Gall
Oleinik - Blaydes
4.00 - 1.28

Blaydes
Oleksiejczuk - Cutelaba
5.50 - 1.17

Cutelaba
Zahabi - Ramos
2.60 - 1.54

Ramos
Ostatnia gala8-4
Łącznie1003-553
Poprawne64,46 %

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button