UFC

Typowanie UFC 187 – Johnson vs Cormier

Kto zostanie nowym mistrzem kategorii półciężkiej? Czy Chris Weidman obroni pas mistrzowski wagi średniej? Zapraszamy do redakcyjnego typowania hitowo zapowiadającej się gali UFC 187!

Transmisja z gali rozpocznie się o godzinie 1:00 w nocy z soboty na niedzielę.

Przypominamy, że poszczególne ikony przy przewidywanych rezultatach walk w lekkim uproszczeniu oznaczają:

IkonaOpis
Tylko kataklizm mógłby sprawić, że mój faworyt przegra.
Jestem przekonany do swojego typu, ale nie skreślam całkowicie jego rywala, bo ma narzędzia, by zwyciężyć – choć szanse na to są niewielkie.
Zawodnik, na którego postawiłem powinien to bez większych problemów wygrać, choć jego rywal może stawić spory opór, który może zaprowadzić go nawet do zwycięstwa.
Nie jestem przekonany, bliżej mi, rzecz jasna, do zawodnika, na którego postawiłem, ale jego oponent ma umiejętności, by to wygrać.
Absolutnie nie będę zdziwiony, jeśli wytypowany przeze mnie zawodnik polegnie z kretesem, szalenie wyrównana walka, może pójść w dwie strony.

205 lbs: Anthony Johnson (19-4) vs Daniel Cormier (15-1)

naiver: Przy analizie tego pojedynku podchodzę z dużym dystansem do tego, co Daniel Cormier zademonstrował z konfrontacji z Jonem Jonesem. Przy eks-mistrzu bowiem każdy wygląda blado, choć akurat DC w pierwszych trzech rundach postawił mu bardzo trudne warunki. Cormier to kawał silnego jak tur, inteligentnego w oktagonie zawodnika. Doskonale będzie zdawał sobie sprawę, iż w konfrontacji z Anthonym Johnsonem o jego porażce może zadecydować jeden jedyny cios, wobec czego spodziewam się, iż w pierwszej rundzie walczył będzie niezwykle ostrożny – choć naturalnym wydaje się, że jego docelową płaszczyzną będzie klincz i walka z góry w parterze. Nie będzie to jednak łatwe, bo pomimo tego, że arsenał technik zapaśniczych Cormiera jest przebogaty, a i korzysta z niego bardzo mądrze, nie tracąc sił na mocowanie się z przeciwnikami, to jednak położenie świeżego Johnsona na plecach będzie nie lada problemem – także dlatego, iż przedarcie się przez długie i ciężkie ręce Rumble’a to szalenie ryzykowne zadanie.

Intryguje mnie szalenie jedna kwestia – który z nich będzie wywierał presję, który będzie poruszał się do przodu. Obaj bowiem znani są z tego, że uwielbiają nacierać na swoich rywali – Cormier po to, aby pod siatką skrócić dystans i albo obijać rywali w klinczu, albo szukać obalenia, natomiast Johnson po to, aby rozpuścić wówczas ciężkie ręce w morderczych kombinacjach. W wywiadach przed walką DC zapowiada, że to on będzie szedł do przodu i jeśli faktycznie tak będzie czynił – tym lepiej dla niego. Johnson nie jest bowiem zawodnikiem, który dobrze czuje się, walcząc na wstecznym. Oczywiście, z jego piekielnym ciosem prawdopodobnie z każdej pozycji mógłby wyprowadzić kończące uderzenie, ale jak dotychczas zdecydowanie preferował inicjowanie ataków ponad reagowanie na ofensywę rywali. Dlatego ten, który będzie w stanie wywierać presję, znajdzie się w lepszym położeniu.

Droga do zwycięstwa Johnsona wydaje się prosta – albo przez nokaut, albo przez utrzymywanie walki w stójce i obijanie Cormiera. Nie sądzę jednak, by reprezentant AKA dawał się bezkarnie obijać – zwłaszcza że potrafi całkiem nieźle skracać dystans pod osłoną ciosów, a jak wspominałem, Rumble Machidą nie jest.

Przyznam, że mam ogromny problem z oceną tego starcia. Nie zdziwi mnie ani wiktoria, najpewniej przez nokaut, Anthony’ego Johnsona, ani zwycięstw, najpewniej przez decyzję, Daniela Cormiera. Ostatecznie jednak odwołam się do elementów około-oktagonowych, aby dokonać wyboru. Daniel Cormier ma 36 lat. Jak przyznaje, w co wierzę, nie sparuje z Cainem Velasquezem – walczy z nim. Wraca po rozczarowującej mimo wszystko porażce. Nie ma za sobą pełnego okresu przygotowawczego. To Johnson znajduje się teraz w sztosie, to on jest młodszy i znajduje się na fali trzech mocnych zwycięstw. I dlatego ostatecznie na niego się zdecyduję, choć w ogóle nie zdziwi mnie zwycięstwo DC.

Zwycięzca: Anthony Johnson przez decyzję

Calo: To nam się porobiło w kategorii półciężkiej! Walka o pas mistrzowski to w kwestii typowania ciężki orzech do zgryzienia. Minimalnie jednak faworyzuję w niej Rumble’a. Dlaczego? Po pierwsze – Jones nie mierzył się z tak agresywnym, eksplozywnym i mocno bijącym uderzaczem od czasu… nie mierzył się nigdy. Po drugie – obrona obaleń Johnsona stoi na bardzo wysokim poziomie, a jego praca na nogach mocno uprzykrza życie zapaśnikom. Po trzecie – bo DC nie dysponuje mistrzowską kondycją, a jest to element, który Anthony ostatnio wyraźnie poprawił. I w końcu po czwarte – bo jego zapasy totalnie nie zdały egzaminu w walce z najtrudniejszym przeciwnikiem w karierze. Czy to oznacza, że skreślam byłego czempiona Strikeforce? Absolutnie nie. To wciąż jeden z najlepszych grapplerów w dywizji półciężkiej i jego zapaśnicza dominacja w tym pojedynku wydaje się dość realnym scenariuszem. Minimalnie bardziej skłaniam się jednak ku nowemu, odrodzonemu Johnsonowi.

Zwycięzca: Anthony Johnson przez (T)KO

Bolt: Początkowo skłaniałem się ku Anthony’emu Johnsonowi, ale pojawia się coraz więcej znaków zapytania. Jak będzie wyglądał na dystansie pięciu rund? Z Davisem wyglądał kondycyjnie dobrze, ale walka była toczona w dosyć spokojnym tempie. Jak poradzi sobie z rewelacyjnymi przecież zapasami Cormiera i jego brudnym boksem? Czy skruszy szczękę Daniela? Jeżeli chodzi o kickboxing, to członek Blackzilians posiada szerszy repertuar, między innymi dobre wysokie kopnięcia, oraz świetnie uderza w półdystansie, do którego jego rywal często się pcha. Co ma Cormier na Johnsona? Myślę, że wymęczy go próbami obaleń, przyciskaniem do siatki i mieszaniem tego z niezłymi bokserskimi akcjami, choć nie zdziwi mnie złapanie jakiejś bomby, która kończy walkę. Ostatecznie jednak bez najmniejszego przekonania typuję, że Johnson ukradnie pierwszą lub drugą rundę, ale przyzwyczajony do takich dystansów były pretendent do pasa Jona Jonesa inteligentną presją i unikaniem dawania szans dla rywala do rozpętania piekiełka w klinczu wyciągnie decyzję.

Zwycięzca: Daniel Cormier przez decyzję

185 lbs: Chris Weidman (12-0) vs Vitor Belfort (24-10)

naiver: Pojedynek o tron dywizji średniej zapowiada się intrygująco, choć jego analiza nastręcza masy problemów. Vitor Belfort powraca bowiem po ponad półtorarocznej przerwie, a na dodatek ze swojego menu musiał wyeliminować terapię testosteronową. Nie borykał się jednak z żadną kontuzją, czego nie możemy powiedzieć o Chrisie Weidmanie, który ostatnio widziany był w oktagonie w lipcu 2014 roku, pokonując Lyoto Machidę. Nie ulega jednak wątpliwości, że to 38-letniemu już Vitorowi Belfortowi zegar tyka o wiele szybciej.

Pomimo wspomnianych wyżej dużych znaków zapytania możemy jednak wyróżnić kilka przewag jednego bądź drugiego zawodnika. Wydaje się, że pewnikiem jest, iż to do Weidmana należała będzie przewaga kondycyjna, a swoich szans na zwycięstwo Vitor poszukiwać musi przede wszystkim w pierwszej i drugiej rundzie. Brazylijczyk znany był przez wiele lat z na wskroś ofensywnego nastawienia – przeciwko mającemu tendencje do cofania się w linii prostej na siatkę Amerykaninowi może takowa taktyka okazać się dobrym pomysłem, ale… Przypominam Sierpem, w którym przyjrzałem się walce Weidmana z Lyoto Machidą – lewy sierpowy mistrza stopował wszelkie zapędy ofensywne Smoka i jestem przekonany, że i w konfrontacji z Belfortem Amerykanin raz po raz będzie odwoływał się do tej techniki. Agresywny styl walki może Belfortowi utrudnić też… styl Weidmana, który uwielbia metodycznie wywierać presję na rywalach. Pomimo tego jeśli jednak Brazylijczyk zdołałby zepchnąć mistrza na siatkę, jego szanse na wygraną mocno by wzrosły – Belfort, w przeciwieństwie do Machidy, doskonale wie, co robić, mając rywala przyszpilonego do ogrodzenia.

To jednak nie wszystko, bo w ostatnim starciu z Danem Hendersonem Vitor Belfort zademonstrował rewelacyjną pracę z kontry, co w jego arsenale stanowi pewną nowość. Zdaję sobie sprawę z tego, że Weidman nie atakuje tak nieporadnie jak leciwy Hendo (w pojedynkach z Andersonem Silvą był niezwykle ostrożny, ani razu nie otwierając się na kontry), ale mimo wszystko warto tę nowalijkę w stylu Phenoma odnotować. Na niewiele jednak najprawdopodobniej zdadzą się Vitorowi kopnięcia, którymi w ostatnich pojedynkach siał spustoszenie – mogą one bowiem być okazją dla Weidmana do przeniesienia walki do parteru, więc pretendent będzie musiał dobrze je kamuflować.

Jak wspomniałem, swojej szansy Belfort upatrywać musi w pierwszej, najpóźniej drugiej rundzie. Jeśli przez te półtora roku zachował chociaż namiastkę formy sprzed TRT, na początku będzie piekielnie groźny. Nie sądzę jednak, by bardzo inteligentnie prowadzący pojedynki Weidman dał się ustrzelić. Myślę, że wywierając nieustannie presję, będzie okopywał lowkingami i kopnięciami na korpus rywala, nieustannie pracując też lewym sierpowym i ani na moment nie odsłaniając się, a wszystko to mieszając z klinczem oraz próbami zapaśniczymi. W swojej karierze walczył już z mańkutami wielokrotnie i odwrotne ustawienie Belforta nie powinno sprawiać mu większych trudności. Jego przewaga w klinczu i w parterze z góry powinna być wyraźna.

Nie skreślając dynamicznego i ciężkorękiego Belforta, stawiam na to, iż mistrz zachowa swój pas, kończąc w rundach mistrzowskich zmęczonego pretendenta jakimś duszeniem.

Zwycięzca: Chris Weidman przez poddanie

Calo: Mówcie, co chcecie, ale ja zwyczajnie nie wierzę w to, że Weidman da się w jakikolwiek sposób zaskoczyć Belfortowi. Chris to jeden z najinteligentniejszych zawodników MMA – to człowiek, który bezbłędnie rozczytał Andersona Silvę i Lyoto Machidę, pokonując ich w ich własnych płaszczyznach. Belfort to eksplozywny striker, który jest w stanie wyłapać lukę w defensywie przeciwnika i uśpić go w mgnieniu oka. O ile ma on oczywiście szansę, by ową lukę w obronie mistrza znaleźć, tak myślę, że od samego początku zostanie on ustawiony pod siatką i zdominowany zapaśniczo. Bo nie wydaje mi się, by Brazylijczyk radził sobie ze sprowadzeniami Weidmana. Ostatnia sprawa – kondycja. Chris w walkach pięciorundowych nie wygląda dobrze, męczy się za szybko jak na dominatora dywizji przystało, jednak nie lepiej w tym aspekcie wygląda Belfort. Dodajmy, że Vitor nie jest zawodnikiem, który nie traciłby ducha walki mimo niepowodzeń. Myślę, że Weidman zniszczy „czystego” tym razem Phenoma, po czym zacznie przygotowania do nieco trudniejszej przeprawy – starcia z Lukiem Rockholdem.

Zwycięzca: Chris Weidman przez poddanie

Bolt: Nie wiem, ile jest warta obecna wersja Belforta. Wiem, że jego wersja rozdająca kopnięcia na prawo i lewo miała szanse ubić Weidmana w pierwszej rundzie jakąś dziką szarżą, bo w drugiej jej siły zaczęłyby stopniowo topnieć – przypominam, że już w drugiej rundzie z Bispingiem Vitor oddychał jakby ciężej. Nie odbieram szans Brazylijczykowi na wpakowanie jakiejś błyskawicznej petardy czy kolejnego high kicka do kolekcji, ale Weidman:

– powinien dawać radę obalać rywala (Belfort mógł poprawić defensywne zapasy, ale Chris to absolutna czołówka)
– mieć lepszą kondycję
– mocno ranić rywala po znalezieniu się z góry i w końcu znaleźć poddanie
– mieć plan idealnie skrojony do radzenia sobie ze stójką Vitora.

Krótko mówiąc – ładnie się to zapowiada w filmikach promujących, ale brzydko dla „Phenoma” zakończy.

Zwycięzca: Chris Weidman przez poddanie

155 lbs: Donald Cerrone (27-6) vs John Makdessi (13-3)

naiver: Nie ma większego sensu rozpisywać wielkiej analizy tego pojedynku. Johnowi Makdessiemu trafiła się ta walka, jak ślepej kurze ziarno, a swojej szansy upatrywać może w zasadzie tylko w jakiejś przewadze mentalnej – istnieje bowiem cień nadziei, że Kowboj go zlekceważy, a jemu samemu wyjdzie akurat występ życia z uwagi na fakt, że jest przez wszystkich gremialnie skreślany.

Doświadczenie, moc w uderzeniach, przewaga wzrostu i zasięgu, parter, krótki czas przygotowań Makdessiego – wszystko to faworyzuje Cerrone. Owszem, absolutnie nie zdziwi mnie, jeśli będący sprawnym uderzaczem reprezentant Tristar wyjdzie zwycięsko z kilku wymian w półdystansie, bo jego boks jest całkiem przyzwoity, a defensywa Kowboja chwilami bardzo dziurawa, ale w ostatecznym rozrachunku niewiele to zmieni – spodziewam się powtórki z walki Cerrone z Jimem Millerem, zwłaszcza że Byk nie jest szczególnie agresywnie walczącym zawodnikiem, co w starciu z Donaldem dobrze mu nie wróży.

Zwycięzca: Donald Cerrone przez poddanie

Calo: Makdessi wydaje się być bardzo pewny siebie przed walką z Donaldem Cerrone, jednak – czy to wystarczy? Wątpię. Kanadyjczyk to świetnie ułożony technicznie kickbokser z dobrym timingiem, jednak w stójce będzie miał z popularnym Kowbojem ogromne problemy. Dlaczego? Po pierwsze – fenomenalne kopnięcia Donalda – zarówno na nogi, korpus, jak i głowę. The Bull oberwał sporo potężnych lowkingów od Shane’a Campbella, który – gdyby jego umiejętności były przystosowane do MMA – miałby duże szanse rozpracowania nimi Makdessiego. Po drugie – warunki fizyczne Cerrone. Kowboj będzie znacznie większy od nie grzeszącego rozmiarem Johna i nie da się ustawić jabami, przez co Kanadyjczykowi będzie zbyt ciężko go punktować. Jeśli starcie trafi do parteru, tam przewaga Amerykanina będzie wręcz monstrualna. Zdecydowanie stawiam na Cerrone.

Zwycięzca: Donald Cerrone przez poddanie

Bolt: Makdessi świetnie używa ciosów prostych, ma niezłe kontry i bardzo bogaty arsenał kopnięć. Czy to wystarczy? W pierwszych fazach może napsuć krwi Kowbojowi, ale ten nie tylko bardzo mocno bije na wszystkie płaszczyzny – w ogóle nieprzystosowany do MMA Campbell masakrował przez 3/4 walki bezkarnie korpus i nogi Johna – i poprawił defensywę, ale zwyczajnie będzie miał lepsze zapasy i dużo lepszy parter. Jeżeli dorzucimy do tego fakt, że Makdessi potrafi pogubić się nieraz w swoim pojedynku… Przewiduję pojedynek w stylu Cerrone vs Noons.

Zwycięzca: Donald Cerrone przez poddanie

265 lbs: Travis Browne (17-2-1) vs Andrei Arlovski (23-10)

naiver: Uważam, że Andrei Arlovski to lepiej poukładany i z pewnością o wiele bardziej doświadczony bokser aniżeli Travis Browne, którego stójkowa defensywa pozostawia wiele do życzenia. Białorusin, aby wygrać, będzie musiał zrobić z tej walki szermierkę na pięści, będąc jednocześnie nieustannie uważnym, aby nie przyjąć jakiegoś ciosu, co w jego przypadku może oznaczać ogromne problemy.

Nie odbieram szans Arlovskiemu, który po przetrwaniu pierwszej rundy powinien z czasem zyskiwać delikatną przewagę z uwagi na wątpliwej jakości kondycję Hawajczyka, ale jednak gabaryty Browne’a i jego siła w połączeniu z historycznie kruchą szczęką Białorusina nie wróżą temu ostatniemu najlepiej. Jeśli Pitbull będzie tak mobilny, jak w swoim ostatnim starciu z Antonio Silvą, jego szanse wzrosną, zwłaszcza że, przyglądając się nokautom Hapy, dostrzeżemy, że niewiele z nich było wynikiem akcji bokserskich – wobec czego jestem w stanie wyobrazić sobie Białorusina wychodzącego z tarczą (trafiającego i unikającego uderzeń rywala) z większości wymian i być może nawet prowadzącego na kartach sędziowskich. Jednak wydaje mi się, że młodszy Browne znajdzie w końcu sposób na przebicie się przez defensywę 36-letniego już Białorusina – czy to łokciem, kopnięciem czy kolanem, a może nawet pięścią, jak w ostatniej walce z Brendanem Schaubem – co zdecyduje o wyniku tej walki. Pamiętajmy bowiem, że BigFoot bez wspomagania TRT to już ten sam BigFoot, który budził kiedyś grozę – o czym przekonała też jego porażka z Frankiem Mirem ostatnio. Na potrzeby analizy starcia Arlovskiego z Browne warto raczej przyjrzeć się pojedynkom obu z Brendanem Schaubem… A zatem bez najmniejszego przekonania…

Zwycięzca: Travis Browne przez (T)KO

Calo: Arlovski pokazał się świetnie w ostatniej walce przeciwko Bigfootowi. O tym, ile jest jednak warte zwycięstwo nad obecnym Silvą, przekonał ostatnio Frank Mir, który – podobnie jak Arlovski – bez najmniejszych problemów znokautował Brazylijczyka. Białorusin to jeden z lepszych bokserów w wadze ciężkiej, mający jednak problemy z presją rywali. Arlovski lepiej pracuje na nogach i jest szybszy od Amerykanina. Jeśli jednak Hapa przyjmie strategię z poprzedniego pojedynku i zamknie swojego oponenta pod siatką, to myślę, że prędzej czy później trafi mocnym ciosem szklanoszczękiego Pitbulla. Zwycięstwo dużo bardziej doświadczonego Andreia wcale mnie jednak nie zdziwi.

Zwycięzca: Travis Browne przez (T)KO

Bolt: Browne mógłby być świetnym zawodnikiem. Zamiast jednak dać się poukładać trenerom w Blackzilians, ATT czy dalej pracować z Winkeljohnem uznał, że chce ulepszyć stójkę tak, jak Jake Ellenberger. Czyli… no właśnie. Jasne, Travis ma sporo nietypowych zagrań, cios gaszący światło i jest bardzo twardym gościem, ale ostatnia garda w stylu Mortal Kombat i groteskowa parodia Machidy nie wróżą niczego dobrego – Edmond ewidentnie nie zmienił Browne’a z dzikiego talentu z brakami w podstawach w chodzącego jak w zegarku holenderskiego kickboksera czy drugiego Buakawa. Dlatego daję szanse Arlovskiemu – jasne, jego szczęka jest legendarnie słaba, ale jego poukładany boks sprawia, że ciągle widzę w głowie tę walkę jako drugą część Masakry na Travisie Browne. Część pierwsza, opatrzona podtytułem „K1 Werdum” pokazała, że dosyć podstawowe kombosy z muay thai wchodzą, jak chcą. Sequel zatytułowany „Boks Pitbulla” ukaże z kolei, że Liu Kang nie powinien być nauczycielem trzymania gardy. No, chyba, że Travisowi cosik wejdzie, czego absolutnie wykluczyć nie można.

Zwycięzca: Andrei Arlovski przez decyzję

125 lbs: Joseph Benavidez (21-4) vs John Moraga (16-3)

naiver: Nie sądzę, bym kiedykolwiek przekonał się do Johna Moragi. Gdy bowiem przejrzymy jego walki… Cudem wygrał z Chrisem Cariaso po tym, jak w dwóch pierwszych rundach nie miał nic do powiedzenia, podobnie sytuacja wyglądała z Justinem Scogginsem ostatnio. Wygrał decyzją z Dustinem Ortizem w pojedynku, który powinien był przegrać. Bez problemu ubijali go Demetrious Johnson i John Dodson. Ostatnie zwycięstwo na debiutantem Willie Gatesem niewiele znaczy.

W starciu z Josephem Benavidezem jedyną nadzieją Moragi jest, uwaga, niespodzianka, gilotyna. Biorąc jednak pod uwagę, że reprezentant Alpha Male przez poddanie jeszcze w karierze nie przegrał, a sam dysponuje doskonałymi duszeniami, scenariusz taki jest mało prawdopodobny. Zwłaszcza, że w stójce przewaga Benavideza – dysponującego znacznie szerszym wachlarzem ofensywnym, większą mocą i dużą aktywnością – powinna być bardzo wyraźna. Spodziewam się zdecydowanego zwycięstwa Josepha na pełnym dystansie, a jedynej drogi do zwycięstwa Moragi upatrując w mniej lub bardziej przypadkowym duszeniu.

Zwycięzca: Joseph Benavidez przez decyzję

Calo: Myślę, że rozpisywanie się będzie w tym wypadku zbędne. Benavidez jest zwyczajnie o klasę lepszy w każdej płaszczyźnie od bardzo przeciętnego pomimo wysokiego miejsca w rankingu Moragi

Zwycięzca: Joseph Benavidez przez (T)KO

Bolt: Moraga to taki specyficzny przypadek. Ciągle utrzymuje się w szeroko pojętej czołówce, mimo, że wybitnych zdolności nie ma. Parter całkiem sprawny, ale bez błysku, zapasty nie powalają, stójka mocno przeciętna… A Joseph Benavidez ma świetne gilotyny, mocne zapasy i da kolejny pokaz swojej świetnie rozwiniętej pod okiem Ludwiga stójki. Będzie to pokaz mniej okrutny niż na poprzednim rywalu, bo John tyle nie wytrzyma. Typuję cios na korpus w drugiej rundzie.

Zwycięzca: Joseph Benavidez przez (T)KO

125 lbs: John Dodson (16-6) vs Zach Makovsky (19-5)

naiver: Zach Makovsky to przyzwoity stójkowicz i bardzo dobry grappler, ale w konfrontacji z Johnem Dodsonem – jak każdy zapaśnik – będzie miał ogromne problemy. Obalenie Dodsona to bowiem sztuka nie lada, a każda sekunda spędzona w stójce oznaczać będzie dla Makovsky’ego ogromne ryzyko z uwagi na szybkość i kamienne pięści podopiecznego Grega Jacksona i Mike’a Winkeljohna. Jedyną drogą do zwycięstwa reprezentanta Tristar wydaje się duża aktywność w stójce i okolicznościowe próby klinczu/obaleń, bo Dodson bywa czasami w oktagonie niezbyt aktywny, zbyt długo ładując pasek mocy w uderzeniach – ryzyko niskiej aktywności byłego pretendenta wzmaga jeszcze fakt, iż powraca teraz do oktagonu po prawie rocznej przerwie i ciężkiej kontuzji (zerwanie więzadła w kolanie), która może odbić się na jego ruchliwości. Pomimo tego spodziewam się jednak, że Dodson znajdzie w końcu drogę do szczęki rywala, choć nie jest tak, iż wygrana Makovsky’ego spowoduje, że będę zbierał szczękę z podłogi.

Zwycięzca: John Dodson przez (T)KO

Calo: Makovsky swojej szansy może upatrywać jedynie w klinczu i w zapasach, a z defensywnym grapplingiem Dodsona miał nawet problemy sam Demetrious Johnson. W stójce Zach zostanie spacyfikowany.

Zwycięzca: John Dodson przez (T)KO

Bolt: Makovsky to idealny przykład rzemieślnika, który brak talentu nadrabia ciężką pracą. Zawsze dobrze przygotowany fizycznie, z dobrymi zapasami i prostym, ale skutecznym boksem – na wielu zawodników to wystarcza. Czy tutaj będzie podobnie? Śmiem wątpić. Wprawdzie jestem w stanie sobie wyobrazić wściekle mieszającego obalenia z brudnym boksem Zacha, który w jakiś sposób terroryzuje tak Dodsona, ale John ze swoją dynamiką po prostu w pewnym momencie doskoczy, machnie ręką, odskoczy i doskoczy dorzucić jeszcze kilka ciosów leżącemu rywalowi. I tyle.

Zwycięzca: John Dodson przez (T)KO

170 lbs: Josh Burkman (27-10) vs Dong Hyun Kim (19-3-1)

naiver: Jeśli miałbym wskazać zawodnika, który na przestrzeni ostatnich lat zmienił swój styl walki najbardziej, to Dong Hyun Kim byłby w czubie takiej listy. Koreańczyk kiedyś za wszelką cenę szukał parteru, by metodycznie dominować rywali z góry, ale od jakiegoś czasu stał się szalonym stójkowym berserkerem, raz po raz rzucającym potężne ciosy czy obrotowe łokcie – innymi słowy, jego walki stały się piekielnie widowiskowe, co zresztą było powodem zmiany stylu, jak kiedyś przyznał.

Ostatnio jednak trafił na umiejącego walczyć z kontry Tyrona Woodley’a i jego passa czterech kolejnych zwycięstw została brutalnie przerwana. Pytanie na okoliczność pojedynku Kima z Joshem Burkmanem jest proste – którego Koreańczyka ujrzymy w oktagonie? Czy grindera, czy berserkera? Ten pierwszy będzie trudniejszym rywalem dla Amerykanina, ale spodziewam się, że jednak Kim wyjdzie z identycznym nastawieniem jak w ostatnich kilku potyczkach i od samego początku ruszy na rywala jak w amoku, nie dbając o defensywę. A to będzie piekielnie twardemu (nikt go nie skończył ciosami) Burkmanowi na rękę – jego kondycja w walce z Hectorem Lombardem nie domagała, ale nawet pod nawałnicą ciosów Kubańczyka był w stanie wyprowadzać kontry – i tego samego spodziewam się w tej walce. Bardzo kusi mnie postawienie na Amerykanina, bo uważam, że w każdej sekundzie walki w stójce będzie o jeden cios od ubicia Kima, ale wydaje mi się, że jednak Koreańczyk – nadal walcząc jak berserker – odrobinę bardziej ochoczo poszukiwał będzie klinczu i obaleń, dłuższymi fragmentami dociskając Burkmana do siatki. Absolutnie nie zdziwi mnie jednak nokaut w wykonaniu Amerykanina.

Zwycięzca: Dong Hyun Kim przez decyzję

Bolt: Wbrew pozorom to starcie jest dla mnie bardzo interesujące. Zobaczymy Kima grindera czy jego wariant rzucający milion ciosów i obrotowe łokcie? Wolałbym ten drugi, ale obstawiam na coś po środku – Donga świadomego już, że nie będzie nieśmiertelny, ale z drugiej strony uświadomionego o tym, że odrobina szaleństwa i nokauty sprzyjają nabijaniu kabzy. Na Burkmana to wystarczy – zarówno narzucający szaleńcze tempo Kim z Makao, jak i judoka z poprzednich walk. Josh bowiem w stójce da się stłamsić nieco nietypowej stójce Koreańczyka (nie do końca poukładane, ale dużo ważące ręce, jakieś latające front kicki i inne cuda wynikające po części z kreatywności, a po części z nieporadności…), a w parterze i zapasach ulegnie technice Kima.

Zwycięzca: Dong Hyun Kim przez decyzję

185 lbs: Uriah Hall (10-4) vs Rafael Natal (19-6-1)

naiver: To będzie pojedynek rzemieślnika w osobie Brazylijczyka z niezwykle kreatywnym, ale mającym czasami problemy „mentalne” w oktagonie kickbokserem w osobie Jamajczyka. Niby obaj potrafią walczyć z obu pozycji, ale Hall wyraźnie przewyższa rywala pod względem wachlarza narzędzi ofensywnych, dysponując też lepszą defensywą i chwilami rewelacyjną pracą na nogach oraz balansem. Brazylijczyk w ostatniej potyczce przeciwko topornemu Tomowi Watsonowi zaprezentował dobrą aktywność oraz solidną pracę lewym prostym, ale jego wcześniejsze występy pozostawiają wiele do życzenia – pokonał po bardzo kontrowersyjnej decyzji sędziowskiej Chrisa Camozziego, przegrał z przeciętnym Edem Hermanem, a wcześniej z kontuzjowanym Timem Kennedym. Brazylijczyk to aktywny uderzacz i niezły parterowiec, ale nie do końca domaga pod względem zapaśniczym i z całą pewnością nie wcieli się w rolę Kelvina Gasteluma, który kiedyś zdominował Halla. Uriah będzie miał po swojej stronie niemal wszystkie atuty, ale jedna rzecz nadal może niepokoić – jego aktywność. Ochoczo walczący z kontry Jamajczyk czasami po prostu zapomina, po co wszedł do oktagonu, cierpiąc na syndrom śpiocha nieobcy takim zawodnikom jak Jorge Masvidal czy Gegard Mousasi. Jeśli zachoruje podczas UFC 187, to aktywny Rafael Natal może wyciągnąć decyzję. Spodziewam się jednak, że Hall nie popełni omawianego grzechu i ciesząc się przewagą w stójce oraz broniąc większości prób zapaśniczych, skończy jakąś kontrą nie dysponującego ani twardą szczęką, ani dobrą kondycją Natala.

Zwycięzca: Uriah Hall przez (T)KO

Calo: Finalista 17. TUFa to jeden z najbardziej utalentowanych uderzaczy w dywizji średniej i w płaszczyźnie uderzanej jest on w stanie zrobić z Brazylijczyka prawdziwą miazgę. Natal to bardzo przeciętny kickbokser, z nie najlepszą defensywą i niezbyt mocną kondycją. Jego zapasy, które zdały wprawdzie egzamin z Tomem Watsonem, teraz raczej nie zaprowadzą go do zwycięstwa. Hall ma wszystkie argumenty, by zwyciężyć tą walkę przez brutalny nokaut, o ile oczywiście nie zawiedzie go psychika. Jeśli Jamajczyk wyjdzie do oktagonu z podobnym nastawieniem, co do walki z Johnem Howardem, lub zacznie litować się nad swoim oponentem, może ten pojedynek równie dobrze przegrać. Wydaje mi się, że Hall wykrzesze z siebie choć trochę ognia i tym razem nie zawiedzie moich oczekiwań.

Zwycięzca: Uriah Hall przez (T)KO

Bolt: Natal będzie słabszy we wszystkim, chyba, że Hall znowu zapomni się bić. Wtedy będzie split po tragicznej walce. Liczę jednak, że Uriah pokaże, czemu swego czasu nabrał wszystkich – w tym mnie – na bycie kimś, kto może walczyć o najwyższe cele. Zadanie nie powinno być trudne – Rafael to kickbokserskie drewno z mocnymi low kickami… i tu kończą się jego atuty. Jego dalekie od zachywcających zapasy też nie wystarczą.

Zwycięzca: Uriah Hall przez (T)KO

115 lbs: Rose Namajunas (2-2) vs Nina Ansaroff (6-4)

Calo: Obie zawodniczki walczą bardzo agresywnie, często korzystając z backgroundu w tae kwon do i używając różnych obrotowych i latających kopnięć. Póki co to jednak Namajunas skuteczniej wykorzystywała swoje umiejętności w oktagonie. Dziewczyna Pata Barry’ego będzie miała przewagę praktycznie w każdej płaszczyźnie (największą w parterze) i bez większych problemów powinna odnieść zwycięstwo.

Zwycięzca: Rose Namajunas przez poddanie

Bolt: Lubię Pata Barry’ego, więc typuję jego dziewczynę.

Zwycięzca: Rose Namajunas przez (T)KO

170 lbs: Mike Pyle (26-10-1) vs Colby Covington (7-0)

naiver: 27-letni Colby Covington trenujący w American Top Team to doskonale rokujący zawodnik, który z bardzo dobrej strony pokazał się w dwóch pierwszych występach w UFC. Może jego rywale nie należeli do najwyższej – delikatnie rzecz ujmując – półki zawodniczej, ale i tak występy Amerykanina mogły robić wrażenie. Zwłaszcza w ostatniej potyczce Colby zaprezentował świetne wykorzystanie zapasów, bardzo aktywną pracę z góry, nieustanne poszukiwanie lepszej pozycji, dobre cardio i inteligentne skracanie dystansu w momentach zagrożenia.

Sobotnia walka z Mikem Pylem będzie jednak dla niego trudną przeprawą. Nie dość, że wziął ją niespełna cztery tygodnie przed galą, co samo w sobie rodzi szereg pytań, to jeszcze Quicksand – świetnie walczący w klinczu i niebezpieczny z pleców – może stylistycznie okazać się bardzo niewygodnym rywalem. Pomimo tego, że absolutnie nie wykluczam tutaj zwycięstwa znacznie bardziej doświadczonego i jeszcze niedawno przeżywającego renesans formy Pyle’a, to ostatecznie postawię na młodego wilka. Myślę, że jego inteligencja i kontrola zapaśnicza z góry wespół z odwrotną pozycją w stójce i kruchą już szczęką prawie 40-letniego rywala zaprowadzą go do zwycięstwa. Jeśli będzie ono dominujące – czego się nie spodziewam – będziemy mieć obiecującego pretendenta do walki o najwyższe cele w dywizji. Już bowiem teraz niepokonany Covington prezentuje przebłyski, które po odpowiednich szlifach mogą zapewnić mu szybką wspinaczkę w rankingach kategorii półśredniej.

Zwycięzca: Colby Covington przez decyzję

Calo: Czy ja coś przegapiłem? Dlaczego Colby Covington, zawodnik, który niedawno zadebiutował w UFC, a w największej federacji świata pokonał Anyinga Wanga i Wagnera Silvę, jest ogromnym faworytem w walce z doświadczonym grapplerem w osobie Pyle’a? Osobiście nie znam odpowiedzi na to pytanie. Dobrze, dlaczego więc uważam, że bukmacherzy się mylą? Primero – Pyle będzie lepszy w stójce, zarówno na dystansie, jak i w klinczu, a Colby raczej nie należy do mocno bijących uderzaczy. Segundo – bo ma bardzo agresywną gardę, która potrafi przekonać do siebie sędziów punktowych (patrz – walka z Rickiem Story). Tercero – ma solidną obronę obaleń. Covington to wciąż świeży, odnajdujący się w MMA zapaśnik, dla którego walka z Pylem jest monstrualnym skokiem w górę. Jego kontrola z góry jest jednak w stanie konkurować z BJJ Pyle’a, i jego zwycięstwo nie zaskoczy mnie – bardziej skłaniam się jednak ku mającemu dużo więcej argumentów starszemu z Amerykanów.

Zwycięzca: Mike Pyle przez decyzję

Bolt: Covington to podobno duży talent, ale jego faworyzowanie w takim stopniu przez bukmacherów mnie nieco dziwi. Fakt, Pyle szczękę ma już do wymiany, ale to dalej kawał dobrego grapplera z niezłym boksem i świetnymi kolanami. Gdyby nie jego niska już wytrzymałość na ciosy, to typowałbym go bez wahania. Colby wygląda dobrze od strony zapaśniczo – grapplerskiej, ale w stójce mam wrażenie, że ciągle nie czuje się do końca pewnie – a to jego największa szansa. Pyle to stary lis, który o ile nie da się nagle odciąć od przytomności – czego nie mogę niestety wykluczyć – to powinien mieć mniejszą lub większą płaszyznę we wszystkim poza zapasami. Tutaj jednak też nie spodziewam się dominacji Covingtona.

Zwycięzca: Mike Pyle przez decyzję

155 lbs: Islam Makhachev (11-0) vs Leo Kuntz (17-1-1)

naiver: Niby Leo Kuntz trenuje w American Top Team, ale… Nie walczył od grudnia 2013 roku, gdy z pewnymi problemami pokonał słabiutkiego (rekord 34-50) Teda Worthingtona. Odpadł w eliminacjach do TUF 16. Jego stójka jest chaotyczna, a i parter nie domaga. W konfrontacji z 23-letnim Islamem Makhachevem czeka go bardzo trudna przeprawa – Dagestańczyk to od wielu lat sparingpartner Khabiba Nurmagomedova, dysponuje świetnymi zapasami, dobrą kontrolą z góry, w stójce walcząc z odwrotnej pozycji. Agresją i nieustanną presją mocno zresztą przypomina Khabiba. Spodziewam się, że Makhachev będzie miał przewagę w każdej płaszczyźnie, choć fakt, iż walka ta stanowi dla obu debiut w UFC każe podejść do niej z pewną dozą ostrożności.

Zwycięzca: Islam Makhachev przez decyzję

Bolt: Kuntz ma w swoim arsenale przyzwoity – i tylko przyzwoity – boks oraz całkiem ładne obalenia. Czy to sprawi, że pokona podopiecznego ojca Nurmagomedova? Nie sądzę. Islam to lepszy zapaśnik, który chętnie wplata także techniki z judo, posiadacz mocnego ground and pound oraz tyleż „bylejaki”, co mocno i szybko bijący bokser – stójkowo wygląda jak właśnie Khabib minus latające kolana w co drugiej akcji. Ładna okazja na wypromowanie się na drugiego dagestańskiego zabijakę z backgroundem w sambo.

Zwycięzca: Islam Makhachev przez decyzję

125 lbs: Justin Scoggins (9-2) vs Josh Sampo (11-4)

naiver: Justin Scoggins to kawał szalenie kreatywnego zawodnika, który jest niebezpieczny w każdej w płaszczyźnie. Wróżyłem – i w sumie nadal wróżę – mu wielka karierę, ale jak dotychczas jego największym grzechem jest nadmierna skłonność do ryzyka. Właśnie takie podejście, miłe, rzecz jasna, dla oka fanów, kosztowało go przegraną z Johnem Moragą w pojedynku, w którym jego dominacja do czasu nieszczęsnej gilotyny nie podlegała dyskusji.

Świetnie poruszający się w stójce i raz po raz zmieniający pozycję Scoggins powinien mieć wyraźną przewagę kickbokserską w konfrontacji ze statycznym Joshem Sampo. Jego zapasy również powinny stać na wyższym poziomie, zwłaszcza, że niedawno Zach Makovsky kompletnie pozamiatał Sampo matę. Reprezentant ATT będzie musiał jednak mieć się na baczności, bo pomimo, iż Sampo klepał ostatnio w starciu z Patrickiem Holohanem, jest nadal niezwykle kreatywnym i niebezpiecznym parterowcem, który nieustannie szuka poddań – dość powiedzieć, że prawie poddał z pleców Irlandczyka, a Makovsky’ego i Ryana Benoita prawie złapał w omoplatę, temu ostatniemu zakładając nawet odwrócony trójkąt nogami.

Innymi słowy, obaj zawodnicy, Scoggins i Sampo, lubią ryzyko w parterze, będąc (zwłaszcza Sampo) niezwykle kreatywnymi w tej płaszczyźnie. Myślę, że Scoggins – wzorem Ala Iaquinty – pójdzie jednak po rozum do głowy tym razem, tocząc walkę tam, gdzie jest najmocniejszy, choć nie sposób wykluczyć, że znów da się w coś złapać na dole.

Zwycięzca: Justin Scoggins przez decyzję

Calo: Justin Scoggins to jeden z najlepszych dowodów na to, jak bardzo w oktagonie przydaje się inteligencja. Tank ma zaledwie 23 lata, jest bardzo wszechstronny – ogromne doświadczenie kickbokserskie, świetne zapasy i kreatywny parter, a mimo to znajduje się na skraju zwolnienia z UFC. Cóż, w walkach z Dustinem Ortizem i Johnem Moragą przegrał jedynie na własne życzenie – gdyby wówczas zawalczył mądrzej, dzisiaj zapewne rozważalibyśmy go w kontekście następnego pretendenta do pasa. Scoggins jest przede wszystkim klasę lepszym uderzaczem od Sampo, a jego grappling również powinien w tym starciu przeważać. Nie odważę się jednak typować go jako mocnego faworyta – jego przegrana przez wpakowanie się w poddanie nie będzie dla mnie żadnym szokiem – a Sampo to też kawał mocnego grapplera.

Zwycięzca: Justin Scoggins przez (T)KO

Bolt: Sampo nie należy do skomplikowanych zapaśników. Jakieś zapasy, jakiś grappling, jakaś stójka. Co innego Scoggins – striker udający zapaśnika, który powinien wrócić do bycia uderzaczem. Brzmi skomplikowanie? To dodajcie do tego fakt, że Justin ma niezłą, karatecką stójkę, przerażającą ciągotę do rozwiązywania wszystkiego zapasami i parterem, i brak świadomości tego, że wygrałby dwa ostatnie pojedynki, gdyby po prostu bił rywali, zamiast się siłować i wpadać w poddania. Liczę, że się opamięta, bo to wbrew ostatnim walkom świetnie rokujący zawodnik.

Zwycięzca: Justin Scoggins przez (T)KO

PODSUMOWANIE

WalkanaiverCaloBolt
Anthony Johnson vs Daniel Cormier
2.15 - 1.74
Johnson Johnson Cormier
Chris Weidman vs Vitor Belfort
1.19 - 5.15
Weidman Weidman Weidman
Donald Cerrone vs John Makdessi
1.18 - 5.25
Cerrone Cerrone Cerrone
Andrei Arlovski vs Travis Browne
4.60 - 1.22
Browne Browne Arlovski
John Moraga vs Joseph Benavidez
5.75 - 1.15
Benavidez Benavidez Benavidez
John Dodson vs Zach Makovsky
1.20 - 5.00
Dodson Dodson Dodson
Dong Hyun Kim vs Josh Burkman
1.36 - 3.40
Kim Kim Kim
Rafael Natal vs Uriah Hall
4.05 - 1.27
Hall Hall Hall
Nina Ansaroff vs Rose Namajunas
3.50 - 1.33
Namajunas Namajunas Namajunas
Colby Covington vs Mike Pyle
1.36 - 3.35
Colvington Pyle Pyle
Islam Makhachev vs Leo Kuntz
1.30 - 3.75
Makhachev Makhachev Makhachev
Josh Sampo vs Justin Scoggins
4.10 - 1.27
Scoggins Scoggins Scoggins
Ostatnia gala9-310-27-5
Łącznie308-157304-149292-166
Poprawne66,23 %67,10 %63,75 %

fot. foxsports.com

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button