UFCZapowiedzi gal UFC

Przed burzą – UFC 169, Barao vs Faber 2

KARTA WSTĘPNA

155 lbs: John Makdessi vs Alan Patrick

Starcie pomiędzy zwycięskim w trzech ostatnich potyczkach Johnem Makdessim (12-2, 5-2 UFC) a mającym za sobą udany debiut w UFC Alanem Patrickiem (11-0, 1-0 UFC) zapowiada się na tradycyjny bój strikera z grapplerem.

W płaszczyźnie kicbokserskiej dużą przewagę powinien mieć świetnie poukładany od strony technicznej a jednocześnie efektownie walczący Makdessi. Doskonale operujący lewym prostym, ale także dysponujący przebogatym arsenałem efektownych kopnięć Byk lubi walczyć z kontry i robi to naprawdę skutecznie. Z uwagi na efektowny styl zestawiany jest raczej ze strikerami, gdzie na ogół błyszczy. W swojej aktualnej passie trzech kolejnych wygranych bezproblemowo rozprawił się z Samem Stoutem, Daronem Cruickshankiem oraz grapplerem niższego szczebla Renee Forte. Gdy jednak przyszło mu toczyć bój z dobrym zapaśnikiem w osobie Dennisa Hallmanna, poległ. Mam wrażenie, że jest odrobinę chroniony przed tymi ostatnimi, nieco podobnie do Edsona Barbozy, dopóki nie zestawiono go z Dannym Castillo.

makdessivsforte
John Makdessi kapitalnie uchyla się i schodzi z linii ciosu wyprowadzanego przez Renee Forte, by następnie krótkim uderzeniem powalić go na deski.

Alan Patrick to 30-letni Brazylijczyk trenujący na co dzień z takimi tuzami jak Ronaldo Jacare Souza, Diego Nunes czy Paulo Thiago. Może się pochwalić nieskazitelnym rekordem 11-0, choć szybki rzut oka na jego rywali daje wiele do myślenia – Brazylijczyk nie mierzył się dotychczas z nikim naprawdę solidnym. Walka z Makdessim będzie dla niego ogromnym przeskokiem jakościowym w stosunku do przeciwników, z którymi walczył poprzednio.

Brazylijczyk będzie jednak miał po swojej stronie kilka argumentów. Nie upatruję, broń Boże, jego szans w stójce, bo Patrick to typ zawodnika bardzo mało oszlifowanego w płaszczyźnie kickbokserskiej. Rzuca raz po raz potężnymi sierpami, przeplatając je próbami efektownych, latających kolan czy kopnięć rodem z capoeiry. Wszystko to bez przygotowania, w linii prostej. Tak naprawdę służy to jednak skróceniu dystansu i próbie obalenia rywala, bo Patrick to przede wszystkim zapaśnik, który uwielbia z góry zasypywać swoich rywali ciosami, ale… Zanim przejdziemy do zapasów, warto jednak wspomnieć, że Patrick będzie wyższy od Makdessiego o 7 centymetrów oraz będzie miał przewagę zasięgu ramion rzędu aż 16 centymetrów! Poza tym walczy z odwrotnej pozycji. Te dwa czynniki, a zatem warunki fizyczne oraz odwrotne ustawienie, dają nadzieje, że Brazylijczyk będzie w stanie przetrwać ataki Makdessiego w stójce, choć nie ukrywam, że w starciu z kickboxingiem Kanadyjczyka mogą równie dobrze okazać się bezużyteczne.

Wynik pojedynku w mojej opinii zależeć będzie od tego, czy Patrick będzie w stanie obalić Makdessiego. W wywiadach podkreśla, że będzie chciał przenieść walkę do parteru za wszelką cenę. Jeśli mu się to uda, jego szanse na zwycięstwo wzrosną bardzo mocno, jeśli nie – zostanie rozbity kontrującymi i klinicznie precyzyjnymi uderzeniami Amerykanina. Biorąc pod uwagę statystyki, które mówią, że w UFC skuteczność obrony przed obaleniami w wykonaniu Byka wynosi aż 88% wydawać się może, iż jego defensywne zapasy dadzą radę w konfrontacji z ofensywnymi Patricka. Gdy jednak przyjrzymy się bliżej dotychczasowym rywalom Makdessiego w UFC, wśród których jedynym solidnym zapaśnikiem był wspomniany wyżej Hallmann, to statystyki te nie robią już takiego wrażenia – powstrzymywanie obaleń Cruickshanka czy Stouta to nie jest jakoś szczególnie doniosłe osiągnięcie. Patrick to kawał wielkiego i silnego skurczybyka i nie można wykluczyć tego, że jednak powali na plecy Makdessiego.

Mając jednak na uwadze, że w swoim debiucie w UFC nie był w stanie utrzymać w parterze słabiutkiego Garetta Whiteley’a (którego później sterroryzował w parterze wcale nie jakiś wybitny zapaśnik w osobie Vinca Pichela), próbując – ostatecznie zakończonych sukcesem – wymian stójkowych, to podejrzewam, że i z Makdessim po nieudanym obaleniu wda się w bójkę, co będzie wodą na młyn dla tego ostatniego, który jedną z kontr ubije Brazylijczyka. Jako że jednak potencjał Patricka jest jeszcze trudny do oszacowania, to wykluczyć nie mogę, że być może w stójce zaprzęgnie do działania kopnięcia, które przy przewadze zasięgu pozwolą mu trzymać Kanadyjczyka na dystans. Prawdopodobieństwo takiego lub podobnego (udane obalenia i gnp) scenariusza oceniam jednak na minimalnie niższe niż tego, w którym Makdessi nokautuje szarżującego z ułańską fantazją Brazylijczyka.

Zwycięzca: John Makdessi przez T(KO). Patrick (2.30 – 2.49)

125 lbs: Chris Cariaso vs Danny Martinez

Chris Cariaso (15-5, 5-3 UFC) nie może odnaleźć swojego rytmu w dywizji do 125 lbs. W czterech dotychczasowych występach dwukrotnie zwyciężał i tyle samo razy schodził z oktagonu pokonany. Sobotnim starciem z debiutującym w UFC Dannym Martinezem (16-4, 0-0 UFC) spróbuje zanotować pierwszą serię wygranych w kategorii muszej po tym jak ostatnio ubił w Brazylii faworyzowanego Iliarde Santosa.

Danny Martinez od kilku lat trenuje w Alliance MMA, między innymi z Dominickiem Cruzem, gdy tylko ten jest zdrów. Aktualnie znajduje się na fali czterech kolejnych zwycięstw na lokalnych galach. Dwa z tych zwycięstw dopisał jednak do rekordu, pokonując absolutnych debiutantów w MMA – innymi słowy, ostatnimi czasy nie toczył walk z solidnymi zawodnikami. W swojej karierze mierzył się jednak z Markiem Hominickiem, Josephem Benavidezem czy Jussierem da Silvą, ale wszystkie te walki przegrał.

Gremlin, bo taki nosi przydomek, to przede wszystkim bardzo agresywnie walczący zapaśnik, który najlepiej czuje się w pozycji dominującej w parterze, zasypując rywali gradem ciosów, szczególnie łokciami. Do przodu prze niczym byk, nieustannie szukając sprowadzenia i zamęczając pod siatką swoich rywali, na co pozwala mu naprawdę dobra kondycja. Rzadko próbuje jakichkolwiek poddań. Jego stójka nie jest w żaden sposób poukładana – walcząc z odwrotnej pozycji (Cariaso to również mańkut), raz po raz rzuca obszerne sierpy, praktycznie wcale nie korzystając z kopnięć (dość powiedzieć, że w kilku starciach walczył w butach…). Jego starcie z Formigą było jednym z niewielu, w których Amerykanin ze zrozumiałych względów (BJJ Brazylijczyka) nie dążył do parteru – pomimo tego przeciętny od strony zapaśniczej da Silva był w stanie obalać go raz za razem, zdobywając też jego plecy. Nie był za to w stanie poddać Martineza, który w swojej karierze jeszcze ani razu nie przegrał przed czasem. Zresztą Brazylijczyk zdominował także Cariaso już w UFC, więc na podstawie tych walk trudno wyciągać jakieś daleko idące wnioski

Wydawać by się mogło, że niezły, agresywnie walczący zapaśnik powinien sprawić Chrisowi sporo problemów. Jednak nie zanosi się na to z kilku względów. Przede wszystkim, Martinez wziął tę walkę ledwie tydzień temu, zastępując kontuzjowanego Kyoji Horiguchiego. Po drugie natomiast – ostatnią swoją walkę stoczył w grudniu… 2012 roku! To ponad rok przerwy. W międzyczasie występował w TUFie, ale zaprezentował się tam słabo. Wszystko to stawia pod wielkim znakiem zapytania jego aktualną formę.

Stójka zdecydowanie należeć będzie do Chrisa Cariaso, który może i spamuje z odwrotnej pozycji kopnięciami, ale dzięki temu każdy prosty jest zaskoczeniem dla rywala. Cariaso jest znacznie bardziej techniczny i powinien być też dużo szybszy. Jakąś nadzieją dla Martineza pozostają zapasy, bo w mojej ocenie to jedyna droga, która może zaprowadzić go do zwycięstwa, tym bardziej, że Cariaso lądował co najmniej raz na plecach w każdej ze swoich ostatnich siedmiu walk, ale… Te dwa tygodnie na przygotowanie i ponad rok przerwy w występach powodują, że Kamikaze nie może nie być faworytem tego starcia. Spodziewam się, że Cariaso wypunktuje chaotycznego w stójce Martineza, nawet jeśli jakiś czas spędzić będzie musiał na plecach – na jego szczęście BJJ Gremlina nie stoi jednak na najwyższym poziomie.

Zwycięzca: Chris Cariaso przez decyzję. Cariaso (1.60 – 1.69)

185 lbs: Nick Catone vs Tom Watson

Przyznam szczerze, że nie wiem, co tak wysoko na karcie walk robi starcie będącego po dwóch porażkach Nicka Catone (9-4, 34 UFC) i po jednej – Toma Watsona (16-6, 1-2 UFC).

W maksymalnym skrócie zatem – Catone powraca do kategorii średniej po jednorazowym, nieudanym wypadzie do półśredniej, gdzie poddał go TJ Waldburger, pomimo tego że pierwsza runda należała do The Jersey Devil. W stójce jednak przewagę powinien mieć może i chaotyczny, ale i tak bardziej poukładany Tom Watson. Jedyną szansę dla Nicka widzę w przeniesieniu tej walki do parteru. Może i ofensywne zapasy Catone pozwolą mu raz na jakiś czas kłaść Watsona na plecach, ale nie wierzę, że okażą się wystarczające, by zapewnić mu zwycięstwo. Oto dlaczego:

Po pierwsze – w ostatnim pojedynku Kong przetrwał ataki parterowe nieporównanie lepszego grapplera w osobie Thalesa Leitesa pomimo tego, iż momentami Brazylijczyk był w dosiadzie czy też za plecami Anglika. Skoro on nie poddał Watsona, to niewielkie na to szanse daję Nickowi.

Po drugie – Tom ma ogromne serce do walki i jest twardy jak skała, skończenie go będzie szalenie trudne.

Po trzecie – pomimo tego, że w średniej Catone będzie czuł się lepiej niż w półśredniej, pod względem kondycyjnym będzie prawdopodobnie ustępował Watsonowi, zwłaszcza jeśli walka toczyć będzie się w stójce.

Po czwarte – Watson jest zawodnikiem większym i silniejszym, co przy mało technicznym Catone może odegrać sporą rolę.

Po piąte – Kong do walki przygotowywał się z Markiem Munozem i jak podkreślał w wywiadach, jest świadom swoich braków zapaśniczych, a świadomość tego jest dobrym znakiem.

Podsumowując, postawię na to, że w trzeciej rundzie świeższy Watson ciosami skończy Nicka Catone, wyrzucając go tym samym z UFC.

Zwycięzca: Tom Watson przez T(KO). Watson (1.60 – 1.69)

155 lbs: Al Iaquinta vs Kevin Lee

Al Iaquinta (7-2-1, 2-1 UFC) zwyciężał w dwóch ostatnich pojedynkach w UFC, zostawiając w pokonanym polu Ryana Couture’a oraz Piotra Hallmanna. Oba te zwycięstwa – jakkolwiek byśmy nie zaklinali rzeczywistości – odniesione zostały w dobrym stylu, a wygrana Ala nie podlegała dyskusji. Jak sam twierdzi, spodziewał się teraz jakiegoś bardziej znanego zawodnika, a otrzymał młodziutkiego, niepokonanego debiutanta w osobie Kevina Lee (7-0, 0-0 UFC).

Nie będę wdawał się w szczegóły tego, co potrafi Al Iaquinta, a chętnych odsyłam do obszernej analizy Amerykanina w cyklu Sierpem. Jak na jego tle prezentuje się Kevin Lee?

Młody Amerykanin w swojej dotychczasowej karierze mierzył się z rywalami, którzy w danym momencie jego kariery sportowo prezentowali podobny lub nawet wyższy (Mansour Baranaoui poziom. Trudno zatem zarzucić mu to, co zarzucamy każdemu niemal ostatnio debiutantowi w UFC – że walczył ze słabeuszami. Z której strony by jednak nie spojrzeć, to bezwzględnie Al Iaquinta będzie największym wyzwaniem w jego dotychczasowej karierze, podczas gdy dla trenującego u Matta Serry i Ray’a Longo Amerykanina – niekoniecznie. Lee będzie dysponował lepszymi warunkami fizycznymi niż Iaquinta. W stójce korzysta przede wszystkim z uderzeń rękami, z rzadka tylko kopiąc. Zdecydowanie brakuje mu jeszcze szlifów, co objawia się rzucanymi czasami obszernymi sierpowymi bez przygotowania, choć przebłyski widać jak najbardziej w postaci dobrych ciosów prostych, które wykorzystuje w ramach przeszkadzajki do skrócenia dystansu lub – gdy pamięta – przygotowania artyleryjskiego pod mocniejsze uderzenie. Nie dysponuje nokautującym ciosem, co w połączeniu z twardą szczęką Ala nie wróży mu zdecydowanie zwycięstwa przez nokaut.

Raging jest jednak znacznie bardziej poukładanym pięściarzem niż Lee – gdy prześledzi się jego walki od czasów sprzed TUFa, przez rzeczony reality show aż po czasy obecne, jak na dłoni widać progres, jaki uczynił w tej płaszczyźnie, dodatkowo wzbogacając ją o kopnięcia. Iaquinta czuje się niezwykle pewnie w stójce, jest rozluźniony, nieźle balansuje, korzysta z ciosów prostych i sierpowych, kombinacji na głowę i na korpus. Bardzo dobrze kontroluje dystans. Przewaga zasięgu Lee może być pomocna, gdy walka toczyć się będzie w stójce, ale nie sądzę, żeby zniwelowała różnice w wyszkoleniu obu zawodników, które trzeba zapisać na konto Ala.

Lee to jednak przede wszystkim zapaśnik, który ochoczo korzysta z obaleń i morderczych kolan w klinczu. Problem jednak w tym, że i zapaśnikiem jest trenujący wspólnie z Chrisem Weidmanem i dysponujący dobrą obroną przed obaleniami Al Iaquinta. Podopieczny Serry i Longo nie jest też zawodnikiem, który będzie stał plecami do siatki, przyjmując kolejne kolana od Lee, jak to mieli w zwyczaju jego poprzedni rywale – Iaquinta albo nie da się zamknąć pod siatką, albo sam przejdzie do próby obalenia, czując zagrożenie. W parterze Lee dotychczas pokazywał się z dobrej strony, o czym świadczą cztery zwycięstwa przez poddanie – na pewno jeśli Iaquinta wyląduje na plecach, znajdzie się w tarapatach, choć czy rzeczywiście BJJ Kevina można porównać do tego Michaela Chiesy, który był ostatnim katem Iaquinty? Mam wątpliwości, a do Pata Audinwooda porównywać Lee nie będę, bo gdy ten poddawał Iaquintę, był to zupełnie inny Iaquinta niż teraz.

Nie skreślam całkowicie szans Kevina Lee, bo to głodny walki, młody, dynamiczny zawodnik, który ma przed sobą ciekawą przyszłość. Ogromna różnica doświadczenia (21-letni Lee trenuje od ledwie dwóch lat) powoduje jednak, że faworyzuję w tym starciu Iaquintę. Ostatni rywal Hallmanna posiada lepszy boks i zapasy wystarczające do tego, by zneutralizować zapędy ofensywne Lee. Do tego jest niezwykle twardym skurczybykiem, który udowadniał już w swojej karierze kilka razy, że dysponuje wielkim sercem do walki. Z każdym pojedynkiem Iaquinta prezentuje się coraz lepiej w oktagonie, walczy na luzie, jest cholernie pewny siebie. Jego kondycji również nie można nic zarzucić. Pomimo tego, że Iaquinta w tym pojedynku ma bardzo niewiele do wygrania (zwycięży, to powiedzą, że pokonał debiutanta), a mnóstwo do stracenia (w przeciwieństwie do Lee), co może w negatywny sposób wpłynąć na jego podejście do tej walki, to myślę, że nieopierzony, debiutujący w UFC Lee został jednak rzucony na odrobinę zbyt głęboką wodę.

Zwycięzca: Al Iaquinta przez decyzję. Lee (3.00 – 3.49)

185 lbs: Clint Hester vs Andy Enz

Znajdujący się na fali dwóch kolejnych zwycięstw Clint Hester (9-3, 2-0 UFC) zmierzy się z niepokonanym debiutantem Andym Enzem (7-0, 0-0 UFC).

Hester to przede wszystkim striker, który najczęściej korzysta ze swoich pięści. Ma za sobą karierę bokserską i choć nie była ona szczególnie owocna, to na tle zawodników MMA prezentuje się bardzo dobrze od strony pięściarskiej, demonstrując ładne proste, ogromną dynamikę i dobrą pracę nóg. Dysponuje też nokautującym ciosem, czego dowodzi fakt, że z dziewięciu zwycięstw aż siedem zanotował przez (T)KO. W swojej ostatniej potyczce zaprezentował też postęp w płaszczyźnie zapaśniczej, która stanowi jego piętę achillesową.

Zapasy mogą mu się bardzo przydać, bo Enz to przede wszystkim zapaśnik. Pierwszy raz głośno zrobiło się o nim, gdy stawił niespodziewanie duży opór Uriahowi Hallowi w eliminacjach do TUFa. Niepokoić jednak może to, iż Hall wygrał z nim głównie dzięki… zapasom właśnie! Co każe postawić kilka znaków zapytania na temat bazowego stylu Enza. Tym bardziej, że rywale, których dotychczas pokonywał, należeli do zdecydowanie niższej półki niż Clint Hester. Pomimo tego nie mam wątpliwości, że jeśli ten ostatni znajdzie się na plecach, to czekać go będzie ciężka przeprawa, bo Enz walczy z góry bardzo agresywnie, szukając ciosów i poddań.

W płaszczyźnie kickbokserskiej dysponujący niezłymi warunkami fizycznymi Andy (ale prawdopodobnie mniejszym zasięgiem ramion) rzadko kopie, częściej odwołując się do swoich pięści. Jest jednak bardzo chaotyczny i niepoukładany, co stanowić powinno duży kontrast ze zwinnym, dynamicznym i atletycznym Hesterem, który raz po raz powinien korzystać z ciosów prostych. Szansę Enza widzę przede wszystkim w jego przygotowaniu kondycyjnym, które dotychczas stało na bardzo wysokim poziomie, podczas gdy Hester w trzeciej rundzie starcia z Bristolem Marunde oddychał już bardzo ciężko. Sądzę jednak, że różnica w umiejętnościach kickbokserskich pozwoli Hesterowi skończyć to wcześniej, czym zada Enzowi pierwszą porażkę w karierze.

Zwycięzca: Clint Hester przez (T)KO. Hester (1.50 – 1.59)

155 lbs: Rashid Magomedov vs Tony Martin

Jeden z najlepszych rosyjskich zawodników Rashid Magomedov (15-1, 0-0 UFC) w końcu debiutuje w największej organizacji MMA na świecie. Stanie naprzeciwko niepokonanego dotychczas, również debiutującego w UFC Tony’ego Martina (8-0, 0-0 UFC).

Rosjanin to niezwykle wszechstronny zawodnik o uznanej marce. W stójce ochoczo korzysta z kopnięć, kolan i kombinacji bokserskich, odrobinę preferując rolę kontrującego miast atakującego. Nie stroni jednak od parteru, gdzie również czuje się bardzo dobrze. Nad popisy BJJ przedkłada jednak ground and pound, o czym swego czasu przekonał się nasz Rafał Moks. Jego ogromną zaletą jest też spokój i opanowanie, które prezentuje w swoich pojedynkach, dzięki czemu wydaje się niemożliwe, by Magomedov na skutek impulsu, jakiegoś bitewnego szału wpakował się w kłopoty, popełnił błąd.

Jego rywalem będzie nieopierzony Tony Martin, który karierę MMA rozpoczął ledwie dwa lata temu. Najlepszym zwycięstwem w jego CV jest jak dotychczas pokonanie Philippe’a Novera, którego swego czasu pokonał też Marcin Held. Innymi słowy, jego dotychczasowi rywale byli w porywach średniakami, w większości – słabeuszami. Martin to przede wszystkim zapaśnik, który lubi uderzać z góry lub odwoływać się do swojej ulubionej techniki – kimury. Dysponuje doskonałymi warunkami fizycznymi jak na wagę lekką, ale w stójce prezentuje się bardzo przeciętnie – kiepsko się porusza, w zasadzie nie stosuje kombinacji bokserskich, a na uwagę zasługują tylko jego wysokie kopnięcia, które rzuca często ale na ogół bez żadnego przygotowania. W parterze zdecydowanie preferuje kontrolę nad atak, wytrwale dążąc do znalezienia takiej, z której będzie mógł w miarę bezpiecznie wyprowadzić ofensywę. Innymi słowy – nie porywa.

Pomimo tego, że Amerykanin dysponował będzie lepszymi warunkami fizycznymi, to warto mieć na uwadze, że Magomedov walczył dotychczas w wadze półśredniej, więc po zejściu do lekkiej powinien prezentować się jeszcze lepiej. Spodziewam się, że będzie dysponował wyraźną przewagą siłową, a jeśli nawet nie, to gargantuiczna przewaga doświadczenia, jaką będzie posiadał w połączeniu z wszechstronnością kickbokserską wspartą solidnymi zapasami powinny z nawiązką wystarczyć, by zniwelować do minimum jedyna warte uwagi atuty Amerykanina – a więc wysokie kopnięcia w stójce i kontrola w parterze. Jakąś nadzieję może Martinowi dawać jeszcze jego kondycja, która jest naprawdę niezła, ale jeśli nawet będzie miał w tym aspekcie przewagę, to trudno mi sobie wyobrazić, by była ona wystarczająca na tyle, by odprawić Magomedova.

Zwycięzca: Rashid Magomedov przez decyzję. Magomedov (1.40 – 1.49)

170 lbs: Neil Magny vs Gasan Umalatov

W otwierającej galę UFC 169 walce mający na koncie dwie kolejne porażki Neil Magny (8-3, 1-2 UFC) skrzyżuje rękawice z rosyjskim debiutantem Gasanem Umalatovem (14-2-1, 0-0 UFC). Dla tego pierwszego będzie to starcie o być albo nie być w UFC, bowiem nie ma wątpliwości, że trzecia porażka z rzędu będzie oznaczać pożegnanie.

O mającym trzy występy w największej organizacji MMA na świecie Magnym wiemy wystarczająco dużo, by stwierdzić, że nie potrafi wykorzystywać swoich imponujących warunków fizycznych. Nie trzyma rywali na dystans, raz po raz ląduje w klinczu pod siatką, jego zapasy są przeciętne a parter jeszcze słabszy. Za rewelacyjnymi gabarytami najzwyczajniej w świecie nie idą umiejętności. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że jego ostatnia porażka z Sethem Baczynskim była mocno kontrowersyjna, to i tak nie zmienia to mojej opinii o Amerykaninie, który po występie w TUF 16 całkiem nieźle rokował na przyszłość.

Jego sobotnim rywalem będzie 31-letni Rosjanin, Gasan Umalatov. Nie wróżę mu pójścia w ślady Khabiba Nurmagomedova czy Rustama Khabilova. Umalatov w ostatnich walkach mierzył się ze słabymi zawodnikami, a najcenniejsze zwycięstwo zanotował nad Gregorem Herbem pół roku temu – zwycięstwo, które możliwe było tylko dzięki sędziemu, który po wyrównanej pierwszej rundzie (mogła pójść w obie strony) w połowie drugiej, gdy od około dwóch minut Herb wpięty był za plecy Rosjanina, próbując przekładać rękę pod brodą rywala, otóż, wówczas sędzie podniósł zawodników do stójki. W rezultacie Umalatov był w stanie odrobić straty z pierwszej części rundy i ostatecznie zwyciężył.

W swoim poprzedzającym starcie z Herbem pojedynku Umalatov musiał uznać wyższość solidnego Aiguna Akhmedova (pokonał Marcina Naruszczkę w grudniu 2013 r.). Trzeba jednak przyznać, że walka mogła pójść w dwie strony.

Jak walczy Umalatov? Z grapplerami stara się utrzymać walkę w stójce, z pozostałymi chętnie szuka parteru. Jak na zawodnika znikąd jest całkiem nieźle poukładany boksersko, przeplatając ciosy na głową z tymi na korpus. To wielka zaleta w starciu z tak wysokim zawodnikiem jak Magny, który szczególnie narażony jest na ciosy na wątrobę. Umalatov dysponuje całkiem niezłymi obaleniami z klinczu, a jego defensywne zapasy również prezentują się całkiem nieźle – przynajmniej na tle przeciętniaków, z którymi się mierzył.

Uważam, że Umalatov – jako zawodnik silniejszy niż Magny – szukał będzie klinczu i sprowadzenia, jeśli tylko uzna, że z jakiegoś powodu nie radzi sobie w stójce. Uważam go za lepszego zawodnika od Neila pod względem umiejętności w każdej w zasadzie płaszczyźnie walki. Jest jednak jeden ogromny znak zapytania, który nie pozwala mi wyraźnie faworyzować w tym starciu Rosjanina – jego kondycja. Większość swoich walk toczył w kategorii średniej, ale nie to jest najistotniejsze – problem natomiast może leżeć w tym, że od czterech lat toczył walki na dystansie dwóch rund, a i tak prezentował się przeciętnie od strony kondycyjnej. Zdaję sobie, oczywiście, sprawę, że mając w perspektywie dwie rundy, inaczej rozkłada się siły, niż gdy walka odbywa się na dystansie trzech, ale choćby przykład Ali Bagautinova pokazuje, że zawodnicy przywykli do krótszych walk mogą mieć problemy w UFC. Magny’emu można wiele zarzucić, ale akurat jego cardio nie należy do najgorszych. Jeśli walka wejdzie w trzecią rundę, to Amerykanin powinien uzyskać w niej wyraźną przewagę. Myślę, że świadomy tego Umalatov zrobi zatem wszystko, by rozstrzygnąć pojedynek wcześniej. Postawię na to, że ostatecznie mu się to uda, choć nie mam co do tego większego przekonania.

Zwycięzca: Gusan Umalatov przez poddanie. Magny (2.50 – 2.99)

Poprzednia strona 1 2 3 4Następna strona

Powiązane artykuły

Komentarze: 28

  1. Jeśli Martinez wyjdzie tak jak do walki z Espinozą to może sprawić niespodziankę. Totalnie go sponiewierał, a Espinoza to nie byle leszcz. Może być ciekawie!

    Co sądzisz o walce Bagautinov – Lineker? I jaka analiza następna?

    Pozdrawiam

  2. Jego pojedynek z Espinozą to właśnie dobry przykład dzikiej furii, z jaką napierał. Cariaso jednak znacznie lepiej pracuje na nogach i nie sądzę, żeby bezmyślnie czekał pod siatką na Martineza.

    Bagautinov vs Lineker to złożona sprawa. Po pierwsze – Ali nie trenował teraz u Jacksona (nie wiem, czy to z automatu oznacza, że Grega nie będzie w jego narożniku – raczej spodziewam się, że jednak będzie), natomiast Lineker przygotowywał się w ATT. Z drugiej strony pokonanego przez Bagautinova Elliotta stawiam wyżej niż każdego, kogo dotychczas w UFC pokonał Lineker. Z trzeciej zaś jeśli pisze się o Linekerze, że raz po raz wali sierpy (z czym się nie zgadzam, przypominam jego walkę z Gashimovem), to niemal to samo trzeba napisać o Bagautinovie.

    Może właśnie tą walkę wezmę pod lupę w kolejnej analizie, skoro już zacząłem :)

  3. Ciekawe info z tym, że Ali nie trenował u Jacksona… Może rywale Linekera byli słabsi, ale pokonywał ich w lepszym stylu. Myślę, że dużą rolę odegrają tutaj zapasy, bo w parterze Rusek będzie miał dużą przewagę. Jeśli będzie udanie obalał to wygra.

  4. Zgadzam się, że zapasy będą bardzo ważne. Warto też zwrócić uwagę, że z jednej strony Bagautinov w końcu nie będzie ustępował warunkami fizycznymi swojemu rywalowi, natomiast z drugiej – prawdopodobnie z tego samego powodu nie będzie też szybszy Linekera, jak to było w przy jego dwóch poprzednich rywalach w UFC (mieli lepsze warunki fizyczne, ale byli wolniejsi).

  5. Obszerna analiza Lineker vs Bagautinov dodana, czyli Brazylijczyk będzie szybszy niż dotychczasowi rywale Rosjanina, będzie w przeciwieństwie do nich dysponował nokautującym ciosem, ochoczo uderzał na korpus i miał przewagę kondycyjną, dzięki czemu… :)

  6. Również minimalnie skłaniam się ku Linekerowi. Bagautinov z 9 prób tylko 2 razy obalił wysokiego jak tyczka (trudniej wtedy bronić sprowadzeń) Elliota, a defensywne zapasy Brazola jak dotąd zdawały egzamin. Rusek pokonał narazie 1 solidnego zawodnika i to jeszcze w mało przekonywującym stylu a robi się z niego drugiego Nurmagomedova. Przedwcześnie.

  7. „Patrick będzie wyższy od Makdessiego o 7 centymetrów oraz będzie miał przewagę zasięgu ramion rzędu aż 16 centymetrów! ”
    Zawodnicy wyżsi od rywala w przedziale 7-9cm wygrali 13 walk na 36 (36%. Natomiast w samej wadze lekkiej wygrali 50 % walk przy takiej przewadze wzrostu.
    A zawodnicy o takiej przewadze zasięgu wygrali jak na razie wszystkie starcia od kiedy prowadzę statystyki.

  8. Świetna sprawa! Janek to mega równy chłop i w końcu osiągnął to, do czego tak bardzo dążył. Życzę mu wszystkiego dobrego, chociaż powrót po kontuzji na największą scenę to będzie naprawdę trudna sztuka…

    Na wiosnę raczej nie zawalczy, bo się do tego czasu nie wykuruje, a gdy się wykuruje, to sytuacja w LHW może się mocno różnić od aktualnej, więc nie podejmę się typów co do jego potencjalnego rywala.

  9. Analiza Watson vs Catone dodana.

    Rzeczy, które zwróciły moją uwagę na ważeniu:

    – Watson jest dużo większy niż Catone, powinien wygrać,
    – Lee dużo mniejszy niż się spodziewałem, ale cholernie wyżyłowany – moja pewność co do Iaquinty wzrosła,
    – Patrick taki na ważeniu jak i w klatce – źle mu to wróży, wydawało mi się, że będzie większy w porównaniu z Makdessim,
    – Lineker słabo wyglądał, widać, że walczył do końca z wagą, ale nie dał rady, mentalnie może czuć się marnie, bo nawet jeśli wygra, to TS nie dostanie pewnie – plus dla Bagautinova,
    – Varner nadspodziewanie duży przy Trujillo.

  10. „Nie zdziwią mnie ani wygrana decyzją przez jednego z fighterów po mało porywającym widowisku,”
    Mnie by zaskoczyło. Overeem gdy przychodził do UFC był przeceniany, a teraz wydaje mi się, że jest niedoceniany. Mimo że nie jestem fanem Holendra, ale dwie poprzednie walki wcale nie pokazały, że jest słabym zawodnikiem. Nie sądzę, aby miał takiego pecha i trzeci raz z rzędu dał się trafić. No chyba, że walka zejdzie do parteru. Ale moim zdaniem Mir to idealny przeciwnik do znokautowania w pierwszych minutach. Również obserwując ważenie, Mir wydawał sie nie być sobą. Zazwyczaj budował atmosferę przed walką, był arogancki itd. Ale to waga ciężka, i wszystko się może zdarzyć.
    Przy okazji, waga ciężka to jedna waga ciężka, mimo dwóch bardzo ciekawych walk o pas i dwóch innych interesujących starć na głównej karcie, to i tak najbardziej oczekuje walki Mir-Overeem.

    1. Zgadzam się z ogólną oceną Holendra, tzn. że teraz jest być może odrobinę niedoceniany, chociaż kursy bukmacherskie by temu przeczyły, bo jest murowanym faworytem. Z czym po części się zgadzam i w analizie otrzymał kciuka, na jaki nie pozwoliłem sobie w wielu innych walkach tej karty. Co i tak nie zmienia tego, że w szoku będę tylko jeśli Overeem poda Mira. Frank kondycyjnie może być mocniejszy i jeśli przetrwa pierwszą, nie mówiąc o drugiej rundzie… No, ale stawiam, że nie przetrwa.

  11. Ciekaw jestem taktyki Reema zważając na to, że:
    – jego przeciwnik jest bogiem w parterze
    – Reem ma fatalną kondycję
    – Mir jest słabiutki w klinczu, a Overeem wręcz przeciwnie
    – Klincz jest szalenie męczący.

  12. Powiem szczerze, że mam wrażenie, że Ali się jednak opierniczał w tej Tajlandii… :) Myślę, że będzie próbował to rozegrać tak, jak pierwszą rundę z BigFootem – czyli nieustanna, ale ostrożna presja, jak zagoni Mira na siatkę, to raczej po to, żeby razić go jakimiś pojedynczymi ciosami (chyba, że go naruszy), a nie po to, żeby tam się z nim mocować.

Dodaj komentarz

Back to top button