KSWPolskie MMA

Typowanie KSW 51: Pudzianowski vs. Jun

Analizy i typowanie wszystkich walk sobotniej gali KSW 51: Pudzianowski vs. Jun, która odbędzie się w Zagrzebiu.

Przypominamy, że poszczególne ikony przy przewidywanych rezultatach walk w lekkim uproszczeniu oznaczają:

IkonaOpis
Tylko kataklizm mógłby sprawić, że mój faworyt przegra.
Jestem przekonany do swojego typu, ale nie skreślam całkowicie jego rywala, bo ma narzędzia, by zwyciężyć – choć szanse na to są niewielkie.
Zawodnik, na którego postawiłem powinien to bez większych problemów wygrać, choć jego rywal może stawić spory opór, który może zaprowadzić go nawet do zwycięstwa.
Nie jestem przekonany, bliżej mi, rzecz jasna, do zawodnika, na którego postawiłem, ale jego oponent ma umiejętności, by to wygrać.
Absolutnie nie będę zdziwiony, jeśli wytypowany przeze mnie zawodnik polegnie z kretesem, szalenie wyrównana walka, może pójść w dwie strony.

61,2 kg: Sebastian Przybysz (5-2) vs. Lemmy Krusic (20-6)

Sebastian Przybysz vs. Lemmy Krusic 1.50 – 2.36

Starcie debiutującego pod flagą KSW Lemmy’ego Krusicia z powracającym po efektownym zwycięstwie z Bogdanem Barbu Sebastianem Przybyszem zapowiada się na klasyczną konfrontację grapplera w osobie Słoweńca ze stójkowiczam w osobie Polaka.

Krusic to przede wszystkim zapaśnik i parterowiec, który nie wyróżnia się w płaszczyźnie stójkowej. Na nogach walczy w szerokim ustawieniu, odrobinę jakby karateckim. Próbuje głównie krosów – także na korpus – krótkich kombinacji czy pojedynczych kopnięć. Uderzenia służą mu jednak przede wszystkim jako środek do osiągnięcia celu, a tym jest skrócenie dystansu i zejście po obalenie, także z klinczu.




Z góry dobrze kontroluje rywali, wykorzystując każdą okazję na zdzielenie ich uderzeniami. Nie jest typem zapaśnika z krwi i kości, który o wchodzeniu za plecy nie słyszał. Nie – gdy nadarzy się sposobność, zajdzie oponentowi za plecy, poszuka duszenia. Lubi atakować też kolanami w tajskim klinczu.

W stójce natomiast to Przybysz powinien rozdawać karty. Polski zawodnik będzie miał po swojej stronie przewagę gabarytów, techniki, arsenału oraz przede wszystkim szybkości. Krusic nie jest zdecydowanie najszybszym zawodnikiem. Jego defensywa stójkowa pozostawia wiele do życzenia. Nasz zawodnik dobrze pracuje natomiast na nogach, trzymając rywali na końcach swoich pięści i kopnięć.

30-letni Słoweniec, który ostatnio przygotowywał się do walki w American Top Team, jest znacznie bardziej doświadczony – walczy zawodowo od dekady! – ale nie był widziany w akcji od roku, wobec czego w jego poczynaniach szczególnie na początku może być widoczna pewna rdza. Z kolei młodszy od niego o cztery lata Polak nadal się rozwija i z każdym występem może notować spory progres.

Nie jest tajemnicą, że reprezentant Mighty Bulls Gdynia spróbuje utrzymać walkę na nogach, podczas gdy Krusic powalczy o przeniesienie jej na dół. Innymi słowy, taktyka polskiego zawodnika będzie podobna do tej, jaką zaprezentował w starciach z Antunem Racicem czy w odrobinę mniejszym stopniu z Bogdanem Barbu – dużo pracy na nogach po orbicie, ciosy proste i krótkie kombinacje bez wpadania w półdystans, frontalne kopnięcia (trudniejsze do przechwycenia) oraz przede wszystkim podbródki. Wszystko to oczywiście nisko na nogach, żeby łapać podchwyty w razie próby zapaśniczych Krusicia.

Nie ukrywam, że szczególnie w pierwszej rundzie walki z Raciciem – a więc zawodnikiem podobnym nieco do Krusicia, ale lepszym – Przybysz wyglądał doskonale. Jego podbródki w starciu z Barbu również pracowały wybornie. W Zagrzebiu spodziewam się nie gorszej – a wysoce prawdopodobne, że jeszcze lepszej – wersji polskiego zawodnika.

Przybysz utrzyma walkę na nogach, pracą na nogach w zarodku dusząc większość prób zapaśniczych rywala. Wobec lichej obrony przed uderzeniami Słoweńca nie wykluczam, że Polak skończy go uderzeniami – może podbródkiem, może jakimś kopnięciem frontalnym? – ale za minimalnie bardziej prawdopodobny scenariusz uznaję ten, w którym Przybysz wygrywa co najmniej dwie z trzech rund.

Zwycięzca: Sebastian Przybysz przez decyzję

77,1 kg: Krystian Kaszubowski (7-1) vs. Aleksandar Rakas (15-7)

Krystian Kaszubowski vs. Aleksandar Rakas 1.20 – 3.90

Nie będę ukrywał, że delikatnie unoszę brew, widząc kursy bukmacherskie tak wyraźnie faworyzujące Krystiana Kaszubowskiego w starciu z debiutującym pod sztandarem KSW Aleksandarem Rakasem.

Owszem, Polak będzie miał prawdopodobnie po swojej stronie przewagę siłową oraz niewykluczone, że zapaśniczą, ale… Zwracam uwagę, że teza, wedle której posiada kowadła w pięściach, została potwierdzona tylko raz – spośród siedmiu zawodowych zwycięstw tylko jedno odniósł przez nokaut w stójce, ubijając Michała Michalskiego.

Kaszubowski będzie walczył na wrogim sobie terenie, a ponadto będzie to jego pierwsza zawodowa walka poza granicami Polski. Na tym jednak nie koniec, bo będzie to dla niego powrót po pierwszej zawodowej porażce doznanej przez nokaut z rąk Roberto Soldicia. Jak pewnie będzie czuł się w wymianach stójkowych? Czy nie ucierpi jego aktywność?

Dla Rakasa będzie to co prawda debiut w KSW, ale to doświadczony zawodnik, który ma na swoim koncie między innymi epizod w M-1 Global. Walczy agresywnie, wywiera presję. Kiedyś ustawiał się niemal wyłącznie klasycznie, ale ostatnimi czasy preferuje odwrotną pozycję. Smaga z niej klasycznie ustawionych rywali kopnięciami na korpus i głowę, chętnie poszukuje też kontr – albo krosem bądź ciasnym sierpem z odejściem – nieco w stylu Roberto Soldica – ewentualnie prawym sierpowym. I trzeba mu oddać, że radzi sobie w tych elementach nieźle, czego dowodem kapitalny nokaut kontrującą kombinacją sierpów w walce Bojanem Kosendarem.

Wyróżnia go sroga praca z góry, gdy przewróci rywali. Jego ground and pound wygląda naprawdę dobrze – ciosy prosty przeplata z sierpami, różnicuje moc, nie zapomina o ostrzale korpusu. Gdy znajdzie okazję, chętnie wybierze rękę do kimury czy złapie trójkąt rękami. Innymi słowy – jest bardzo niebezpieczny z góry.

Dlaczego jednak ostatecznie to Krystiana Kaszubowskiego minimalnie faworyzuję? Otóż, Rakas ma tendencję do wyprowadzania niedbałych lowkingów, będąc wówczas okrutnie narażonym na kontry. Jego defensywa zapaśnicza do elitarnych również nie należy, co potwierdziło jego starcie z Anatolym Liagu. Z pleców natomiast nie ma wiele do zaoferowania – owszem, jest agresywny, wyprowadza uderzenia, ale w ten sposób ułatwia rywalom obchodzenie pozycji. Nie wyróżnia się też pod względem obrony niskich kopnięć. Czasami daje się też ponieść emocjom, wdając się w szalone wymiany w półdystansie, choć to akurat broń obosieczna.

Co jednak najważniejsze, do walki z Krystianem Kaszubowskim Aleksandar Rakas wyjdzie ledwie trzy tygodnie po ciężkim starciu, jakie stoczył w Japonii w ramach gali Pancrase. Wygrał go co prawda przez poddanie w drugiej rundzie z Kentą Takagim, ale zainkasował wcześniej sporo uderzeń – także niskich kopnięć! – dwukrotnie lądując nawet na deskach. Mam poważne wątpliwości, czy w trzy tygodnie dojdzie do najlepszej formy, także zdrowotnej.

Najbezpieczniejsza droga do zwycięstwa podopiecznego Grzegorza Jakubowskiego prowadzi przez zapasy i pracę z góry – i właśnie nią podąży, zwyciężając na kartach sędziowskich.

Zwycięzca: Krystian Kaszubowski przez decyzję




70,3 kg: Roman Szymański (11-5) vs. Milos Janicic (11-2)

Roman Szymański vs. Milos Janicic 1.80 – 1.87

Milos Janicic miał pierwotnie zadebiutować pod sztandarem polskiej organizacji podczas kwietniowej gali KSW 48 w starciu z Michałem Michalskim, ale kontuzja pokrzyżowała mu szyki.

22-letni Czarnogórzec to przede wszystkim stójkowicz, który w przeszłości parał się nawet amatorskim boksem. W płaszczyźnie pięściarskiej nie jest jednak szczególnie zaawansowany. To typ showmana, który chętnie opuszcza nisko ręce, raz za razem prowokując rywali do uderzeń. Oddać mu trzeba, że charakteru mu jednak nie brakuje, a jego nieustanne prowokacje mogą wybijać z rytmu co mniej obytych w klatce rywali.

Od strony defensywy pięściarskiej Milos nie prezentuje się najlepiej – często cofa się w linii prostej, próbuje dystansować wyprostowanymi rękami, a gdy ląduje na siatce czy linach, unosi gardę, aby przeczekać. Po wyprowadzonych ciosach zostaje w miejscu, niechroniony. Nie jest typem kontruderzacza – nawet bardzo przeciętni bokserzy byli w stanie bezkarnie go atakować.

Janicic kopie rzadko, a gdy to robi, najczęściej odwołuje się do lowkingów. Jednocześnie pozostaje jednak wówczas okrutnie narażony na kontry, bo ręce opadają mu na wysokość bioder. Regularnie karcił go w ten sposób Marko Radakovic w starciu, które młody Czarnogórzec wygrał przez nokaut w trzeciej rundzie po przegraniu dwóch pierwszych.

Milos nie zachwyca zapaśniczo – obalali go wspomniany stójkowicz Radakovic czy bardzo, bardzo przeciętny Dod w ostatniej walce.

Nie znaczy to jednak, że Janicic nie ma nic do zaoferowania na dole. Jest bowiem w walce na chwyty agresywny, chętnie poszukując różnorodnych poddań – kimur, brabo, skrętówek, balach na kolano. Problem jednak w tym, że ataki te często są zupełnie nieprzygotowane. Ponosi go młodzieńcza fantazja. Zamiast wypracować sobie pozycję do ataku w parterze, Janicic szuka poddań nawet z tych niedogodnych, kończąc w jeszcze gorszych.

Pojedynek odbędzie się w limicie kategorii lekkiej, do której powróci Roman Szymański i po raz pierwszy w karierze zejdzie Milos Janicic. Rodzi to masę pytań i wątpliwości… Czarnogórzec dotychczas wojował bowiem w kategoriach półśredniej i średniej, wcale nie będąc małym zawodnikiem jak na te wagi. Niewątpliwie zatem będzie miał po swojej stronie zdecydowaną przewagę gabarytów nad Szymańskim oraz najprawdopodobniej siłową. Roman nie jest bowiem dużym lekkim.

Rzecz jednak w tym, że nawet w 77 czy 84 kilogramach Czarnogórzec zdecydowanie pod względem kondycji nie zachwycał, czasami już w drugich rundach oddychając bardzo ciężko. Jak wypadnie kondycyjnie w nowej wadze, po trudnym – jak mniemam – ścinaniu kilogramów? Czy jego niezachwycająca i tak kondycja nie okaże się jeszcze słabsza?

Polski zawodnik powinien mieć po swojej stronie zdecydowaną przewagę szybkościową oraz techniczną w każdym w zasadzie elemencie walki. W jakiś sposób Janicic może zniwelować je gabarytami i siłą, ale… Ruchliwy Szymański – bardziej doświadczony, wszechstronniejszy w stójce, mocniejszy zapaśniczo i sprawniejszy w parterze – powinien rozdawać karty od drugiej rundy, gdy po raz pierwszy wojujący na tak dużej scenie i na dodatek debiutujący w 70 kilogramach Janicic, którego bilans nafaszerowany jest bardzo przeciętnymi rywalami – delikatnie rzecz ujmując – zacznie zwalniać.

Zwycięzca: Roman Szymański przez decyzję

93 kg: Ivan Erslan (7-0) vs. Darwin Rodriguez (9-4)

Ivan Erslan vs. Darwin Rodriguez 1.27 – 3.30

Dla obu zawodników będzie to debiut pod sztandarem KSW. Zdecydowanym bukmacherskim faworytem pojedynku jest Ivan Erslan i trudno się temu dziwić.

Chorwat przygotowania do walki po raz drugi w karierze odbył w American Top Team, co samo w sobie daje mu nie lada korzyści. Sparingi nie odpowiadają oczywiście walce, ale podczas obozów przygotowawczych chorwacki zawodnik ma okazje sparować ze światową czołówką – zawodnikami znacznie mocniejszymi od Darwina Rodrigueza.

Erslan jest solidny w każdej płaszczyźnie. W stójce preferuje przede wszystkim szermierkę na pięści i prezentuje się w niej naprawdę nieźle. Jest ruchliwy, cały czas buja się na lewo i prawo, pojedyncze proste na korpus i głowę miesza z krótkimi kombinacjami. Lubi wystrzelić kontrującym prawym sierpem po przepuszczeniu ciosów czy też podbródkiem albo zaatakować w drugie tempo. Widać pewnego rodzaju spokój, wyrachowanie i doświadczenie w jego bokserskich poczynaniach. Od czasu do czasu Chorwat zmieni pozycję na odwrotną, aby wybić przeciwnika z rytmu.

Rodriguez jest lepszym kopaczem – potrafi smagnąć szybkim kopnięciem na głowę po przekroku czy dobrze ustawić sobie rywala pod srogiego lowkinga – ale boksersko nie wygląda już tak dobrze. Atakuje w kombinacjach, chętnie wpadając w rywali celem skrócenia dystansu i przeniesienia walki do parteru. Jego atutem jest umiejętność walki z obu pozycji, choć z tej klasycznej zdecydowanie nie domaga pod względem obrony niskich kopnięć.

Co szczególnie ważne, Chorwat wygląda bardzo dobrze w aspektach zapaśniczych i klinczerskich. Potrafi obalać rozmaitymi rzutami, haczeniami czy wyniesieniami. To on powinien decydować o tym, czy pojedynek trafi do parteru. Jeśli trafi, to najprawdopodobniej z Erslanem na górze – a to fatalna wiadomość dla Rodrigueza, bo Chorwat z góry wyróżnia się bardzo ciasną kontrolą, którą umiejętnie miesza z uderzeniami.

Innymi słowy, znacznie mniej chaotyczny w swoich poczynaniach, a zarazem sprawniejszy technicznie chorwacki półciężki powinien dyktować tutaj warunki w każdym elemencie walki. Skończy rywala uderzeniami z góry.

Zwycięzca: Ivan Erslan przez (T)KO




83,9 kg: Cezary Kęsik (9-0) vs. Aleksandar Ilic (12-2)

Cezary Kęsik vs. Aleksandar Ilic 1.80 – 1.87

Cezary Kęsiki i Aleksandar Ilic powracają do akcji po udanych debiutach w KSW. Ten pierwszy ubił w kwietniu Jakuba Kamieniarza, a ten drugi miesiąc wcześniej efektownie znokautował Damiana Janikowskiego.

Lubelski Czołg to wszechstronny zawodnik, który odnajduje się w każdej płaszczyźnie. Posiada solidne szlify stójkowe – jest ruchliwy, umiejętnie korzysta z ciosów prostych, które często wykorzystuje do przygotowania sobie rywali głównie pod prawe sierpowe oraz kopnięcia na głowę z obu nóg. Rzeczone techniki nożne stanowić mogą zresztą zagrożenie dla Aleksandara Ilicia, bo Cezary Kęsik potrafi dobrze ustawiać sobie rywali pod tego typu, często niesygnalizowane i zaskakujące ataki – głównie ciosami. Oddać też trzeba Kęsikowi, że dysponuje solidną mocą w pięściach.

W stójce nasz zawodnik nie będzie miał jednak łatwego zadania, bo walczący z odwrotnej pozycji – co samo w sobie może mieć znaczenie! – Serb to specjalista od szermierki na pięści i kopnięcia. Jego boks nie stoi może na najwyższym poziomie, ale dobry zasięg – prawdopodobnie lepszy niż Kęsika – może mu bardzo pomóc na nogach. Ilic lubi smagnąć lewym prostym oraz skontrować prawym sierpem, więc szczególnie na tę drugą technikę lublinianin będzie musiał uważać, jeśli spróbuje skrócić dystans.

Najgroźniejszą bronią Jokera pozostają jednak kopnięcia – z obu nóg na wszystkich poziomach. Często kompletnie niesygnalizowane, vide to, którym ściął Damiana Janikowskiego. Jak na mocnego kopacza przystało, Aleksandar korzysta z technik nożnych umiejętnie – przyzwyczaja rywali do pewnego schematu, np. kopnięć na korpus, by następnie zaskoczyć ich kopnięciem na głowę, które w początkowej fazie przypomina to na korpus. Cezary będzie zatem musiał mieć się na baczności.

Plan na walkę polskiego zawodnika wydaje się oczywisty – taki, jaki zaprzęga do działania każdy niemal zawodnik, który mierzy się z kopaczem. Kęsik spróbuje zatem presją wykastrować Ilicia z czasu i miejsca na wyprowadzanie kopnięć. Ze wstecznego znacznie trudniej wyprowadzać techniki nożne.

I tutaj robi się ciekawie, bo Serba wcale nie jest tak łatwo zamykać na siatce. Potrafi dobre orbitować, unikając przyszpilenia do ogrodzenia. Może i szalone szarże Damiana Janikowskiego, który po prostu wbiegał na Serba, aby go dopaść, wyglądały chwilami dziwacznie, ale… Miały pewne uzasadnienie – właśnie dlatego, że Ilic dobrze radzi sobie z miarową presję, odchodząc wówczas do boku. Gdy natomiast wręcz w niego wbiegasz, czasu i miejsca na odejście jest znacznie mniej.

Rzecz jednak w tym, że Kęsik jest bardzo sprawny w aspekcie zamykania rywali na ogrodzeniu. Nie gania ich, zamiast tego odcinając im drogi ucieczki. Jego zapasy mogą zresztą ograniczyć stójkową aktywność Ilicia.

Jestem daleki od skreślania Jokera. Będzie groźny w każdym momencie. Poszuka zaskakujących kopnięć, może też kontrujących kolan. Przewagi zapaśnicza i parterowa Kęsika okażą się jednak decydujące. Ilic nie jest wirtuozem defensywy zapaśniczej i walki z pleców. Damian Janikowski miał co prawda sporo problemów z wyprowadzaniem ofensywy z góry, ale Cezary Kęsik jest groźniejszy w tym aspekcie. Serbski zawodnik jeszcze nigdy nie przegrał natomiast przed czasem, więc…

Zwycięzca: Cezary Kęsik przez decyzję

120,2 kg: Ante Delija (16-3) vs. Oli Thompson (20-11)

Ante Delija vs. Oli Thompson 1.35 – 2.85

Powracający pod sztandar KSW po czterech latach Oli Thompson wziął w ostatniej chwili pojedynek z Ante Deliją, zastępując kontuzjowanego Denisa Stojnicia.

Od czasu makabrycznego złamania nogi, jakiego doznał w 2015 roku w walce z Marcinem Tyburą, Ante Delija stoczył tylko dwie walki, ale najtrudniejszy etap ma już za sobą i teraz walczy regularnie. Oli Thompson natomiast nie dość, że wziął pojedynek na dwa dni przed galą, to ma na karku już 39 lat! To absolutnie kluczowe czynniki przy próbie przewidzenia wyniku tej walki.

Na papierze starcie to zresztą zapowiada się podobnie do tego, jakie Delija miał stoczyć z Stojniciem. Chorwat potrafi co prawda smagnąć w stójce jakimiś ciosami prostymi czy od czasu do czasu odpalić sierpy lub poszukać podbródków, ale jest w swoich poczynaniach mechaniczny i przewidywalny. Spora przewaga gabarytów – w tym oczywiście zasięgu – jaką będzie miał nad Brytyjczykiem, może nieco zniwelować jego stójkowe niedostatki techniczne, ale Delija to przede wszystkim grappler. Poszuka w tej walce przeniesienia akcji do parteru, aby z góry skontrolować i porozbijać rywala, może polując też na jakieś poddanie.

O ile Chorwat nie wyróżnia się stójkowo, to jednak nieprzygotowany Thompson nie powinien być na nogach tak groźny jak Stojnic, choć można założyć, że pierwsze minuty walki będą intensywne. A to dlatego, że zdając sobie prawdopodobnie sprawę z tego, że nie jest przygotowany na 15 minut rywalizacji, Brytyjczyk spróbuje rozstrzygnąć ją w pierwszych minutach. Mam jednak poważne wątpliwości, czy dopnie swego – oczami wyobraźni widzę Deliję klinczującego i męczącego Thompsona pod siatką. Od drugiej rundy przewaga Chorwata powinna wzrosnąć. Skończy Thompsona uderzeniami z góry.

Zwycięzca: Ante Delija przez (T)KO

65,8 kg: Filip Pejic (14-2-2) vs. Daniel Torres (9-4)

Filip Pejic vs. Daniel Torres 1.45 – 2.50

Pomimo iż w debiutanckim starci pod sztandarem KSW Filip Pejic odniósł efektowne zwycięstwo z Filipem Wolańskim, to miał poważne problemy z polskim zawodnikiem w pierwszej rundzie. Inteligentną presją Wolan kompletnie zneutralizował nastawioną na kontry grę Chorwata. Zwracam jednak uwagę, że Pejic powracał wówczas do akcji po półtorarocznej przerwie, co mogło odbić się na jego wyczuciu dystansu, gotowości do wyprowadzania uderzeń.

W poprzednich pojedynkach Chorwat prezentował się natomiast bardzo dobrze. To klasycznie ustawiony kontruderzacz, którego idolem jest Conor McGregor – co widać, słychać i czuć. Podobnie jak Irlandczyk, tak bowiem i Pejic opiera swoją grę na kontrach – przepuściwszy uderzenia rywali, odpowiada prawicą, najczęściej w formie podbródkowego. I oddać trzeba mu, że posiada nie lada smykałkę do kontr – uderza w tempo, precyzyjnie i mocno.

To zawodnik o charakterystyce snajpera. Czeka na dogodny moment do wystrzelenia ciosu – najczęściej oczywiście w kontrze – wkładając weń sporo mocy. Nie są mu też obce techniki nożne, co udowodnił chociażby we wspomnianym starciu z Wolanem.

Daniel Torres walczy w stójce zupełnie inaczej. Chętnie atakuje, lubi wdawać się w ostre wymiany, rozpuszcza kombinacje sierpowych na głowę i korpus, czai się na niesygnalizowane kopnięcia na głowę. W jego poczynaniach jest o wiele więcej agresji, brutalności i chaosu. Brazylijczyk jest też przyzwoitym zapaśnikiem, co może mocno ograniczyć stójkową aktywność obawiającego się obaleń Chorwata.

Wytypowanie tego pojedynku wbrew kursom bukmacherskim wyraźnie faworyzującym Chorwata wcale nie jest zadaniem łatwym. Niby agresja Torresa powinna być wodą na młyn lubującego się w kontruderzeniach i diablo w nich skutecznego Chorwata, ale… Brazylijczyk jest bitny i charakterny. Po swojej stronie będzie miał też zapasy oraz najprawdopodobniej gabaryty oraz siłę – Chorwat nie jest bowiem największym piórkowym, a w swoim sportowym CV posiada też walki w wadze koguciej.

To starcie finezji Pejicia z chaosem i siłą Torresa. Brazylijczyk nie jest tak technicznie sprawny i wyrachowany jak Wolański, który – przypomnę – kompletnie wykluczył najmocniejsze strony Chorwata w pierwszej rundzie, ale wnoszone przez niego do klatki atuty jak najbardziej mogą zaprowadzić go do zwycięstwa. Spodziewam się bowiem, że to Torres będzie tutaj agresorem, zmuszając Pejicia do walki ze wstecznego, która zawsze kosztuje więcej sił.

Będąc tak dalekim jak to możliwe od skreślania Brazylijczyka, stawiam jednak na to, że szybkość i precyzja walczącego na swoim terenie Chorwata zadecydują. Otrząsnąwszy się walką z Wolańskim z klatkowej rdzy, Pejic będzie trafiał lepszymi uderzeniami, unikając pracą na nogach ostrych wymian oraz większości prób zapaśniczych rywala, który – co warto odnotować – ledwie miesiąc temu stoczył walkę w Brazylii.

Zwycięzca: Filip Pejic przez decyzję

61,2 kg: Antun Racic (23-8-1) vs. Damian Stasiak (11-6)

Antun Racic vs. Damian Stasiak 1.50 – 2.36

Rozpędzony serią czterech zwycięstw Antun Racic i debiutujący pod flagą polskiego giganta Damian Stasiak powalczą w Zagrzebiu o inauguracyjny pas mistrzowski kategorii koguciej.

Nie jest sekretem, jak obaj zawodnicy spróbują rozegrać walkę. Jak na zapaśnika przystało, Chorwat postara się przewracać, kontrolować i obijać, podczas gdy jak na karatekę oraz solidnego parterowca przystało, Damian Stasiak zrobi, co w jego mocy, aby utrzymać walkę na nogach lub – jeśli jednak jego starania spełzną na niczym – poddać rywala na dole.

W szermierce na pięści i kopnięcia górujący nad przeciwnikiem pod względem warunków fizycznych Polak powinien przeważać, korzystając z ciosów prostych i szerokiego arsenału kopnięć. Szczególnie te frontalne – szybkie i trudne do przechwycenia – mogą sprawić Raciciowi sporo problemów. Z drugiej zaś strony, Chorwat nie jest ostatnim lebiegą, jeśli chodzi o walkę w stójce – potrafi skarcić rywali jakimś prostym czy ustawić ich sobie pod srogiego prawego sierpowego. Ponadto jego presja zapaśnicza może mocno utrudnić Stasiakowi odpalenie kopnięć. Warto wspomnieć też, że Damian miewał tendencję do nadużywania obrotówek, co jak najbardziej Antun może wykorzystać, przenosząc walkę na dół.

Swoim zwyczajem Webster prawdopodobnie będzie krążył przy siatce, opędzając się od nacierającego zapaśnika ciosami prostymi, które przeplatał będzie z podbródkami, może też kontrującymi kolanami. Defensywa zapaśnicza naszego zawodnika pod siatką prezentuje się dobrze. Nie jest łatwo położyć go na plecach.

Nawet gdy Stasiak znajdzie się na plecach, Racic będzie musiał mieć się na baczności. Polski zawodnik to bowiem bardzo sprawny grappler, który świetnie odnajduje się w walce na chwyty, strasząc różnorodnymi poddaniami, kręcąc się, odwracając pozycje. Będzie trudny do ustabilizowania, o obijaniu nie wspominając.

Daleki jestem wobec tego od skreślania reprezentanta Polski. Zarówno w stójce może ustrzelić nacierającego Racicia, jak i poskręcać go w parterze. Sebastian Przybysz długimi fragmentami pierwszej rundy świetnie radził sobie z Chorwatem, utrzymując się na nogach i smagając rywala ciosami oraz kopnięciami. Nie jest to niemożliwe.




Rzecz jednak w tym, że o skończenie Racicia – maszynę od wygrywania decyzjami – będzie piekielnie trudno… Na pełnym 5-rundowym dystansie przewaga kondycyjna walczącego przed własna publicznością zawodnika, który w ramach przygotowań spędził 3 tygodnie w Tristar, będzie natomiast należeć do Chorwata. Przypominam, że polski zawodnik powraca do kategorii koguciej, gdzie nie był widziany od ponad roku. W trzecich – a niektórych walkach nawet w drugich – rundach swoich starć w UFC czasami już zwalniał, mając coraz więcej problemów z kontrolowaniem dystansu.

Zwycięzca: Antun Racic przez decyzję

73 kg: Borys Mańkowski (19-8-1) vs. Vaso Bakocevic (39-18-1)

Borys Mańkowski vs. Vaso Bakocevic 1.28 – 3.22

Były mistrz kategorii półśredniej Borys Mańkowski jest zdecydowanym bukmacherskim faworytem – i nie ma w tym przypadku.

Oczywiście fakt, że polski zawodnik schodzi do umownego limitu 73 kilogramów, podczas gdy przez ostatnie osiem lat rywalizował w wadze półśredniej, rodzi pewne pytania odnośnie jego formy czy kondycji, ale… Diabeł Tasmański powinien mieć przewagę w każdym w zasadzie aspekcie walki – od stójki przez zapasy po parter.

Nieprzypadkowo rzecz jasna Vaso Bakocevic nosi przydomek Psychopata – jest to bowiem zawodnik nieobliczalny i nieprzewidywalny, który rzadko kalkuluje – ale szlify techniczne polskiego zawodnika powinny ograniczyć szaleństwa Czarnogórca i wszelkie związane z tym ryzyka – przede wszystkim w postaci zainkasowania jakiegoś cepa czy podbródka. Spodziewam się bowiem bardzo wyrachowanego podejścia do walki ze strony Borysa Mańkowskiego – jego celem będzie przede wszystkim zwycięstwo, bo jego smaku nie zaznał od prawie trzech lat.

Pomimo iż marcowe starcie z Normanem Parke Diabeł Tasmański przegrał, to szczerze wątpię, aby Vaso Bakocevic był w stanie przetrwać taką nawałnicę, jaką Polak zafundował Irlandczykowi z Północy w pierwszej rundzie. Nie spodziewam się co prawda takiej, bo, jak mówiłem, uważam, że Mańkowski podejdzie do pojedynku z pewnego rodzaju wyrachowaniem, mieszając wszystkie płaszczyzny, ale wspominam o potyczce ze Storminem, bo w jej pierwszej odsłonie polski zawodnik prezentował się doskonale.

Naturalnie Borys będzie musiał mieć się najbardziej na baczności w stójce, gdzie Vaso atakuje sierpami, podbródkami czy obrotówkami, ale przewaga zapaśnicza i prawdopodobnie siłowa polskiego zawodnika powinny ostudzić mordercze żądze Czarnogórca.

Nie wykluczam skończenia, bo pomimo twardego charakteru Bakocevic aż dwanaście razy w karierze przegrywał przez nokauty, ale za minimalnie bardziej prawdopodobny scenariusz uznaję ten, w którym Mańkowski rozgrywa walkę bezpiecznie – pozostaje uważny w stójce, chętnie obalając i długimi fragmentami gnębiąc Czarnogórca z góry.

Zwycięzca: Borys Mańkowski przez decyzję

120,2 kg: Mariusz Pudzianowski (12-7) vs. Erko Jun (3-0)

Mariusz Pudzianowski vs. Erko Jun 1.87 – 2.05

Mariusz Pudzianowski ma już na karku 42 wiosny i najlepsze lata już dawno za sobą. Nie wygrał od ponad dwóch lat, na tarczy kończąc ostatnie dwa pojedynki. Nigdy nie wyróżniał się ani techniką, ani kondycją, czemu trudno się zresztą dziwić, mając w pamięci, że przez 20 lat targał żelastwo. Nie jest więc ani zawodnikiem obdarzonym kowadłami w pięściach, ani też parterowcem, który potrafi zagrozić rywalowi jakimś poddaniem.

Na tym jednak nie koniec, bo podczas przygotowań do walki z Erko Junem ograniczył liczbę jednostek treningowych, tłumacząc, że organizm nie jest już tak wydolny jak onegdaj. Przyjął dyskusyjne metody sparingowe, trenując – jak twierdzi – z chaotycznymi zawodnikami bez większych umiejętności, aby odwzorowali oni nieprzewidywalność Bośniaka. Można również poddać w wątpliwość determinację i motywację byłego strongmana, którego zestawiono z zawodnikiem walczącym zawodowo od półtora roku, a wyróżniającym się przede wszystkim mocnymi mediami społecznościowymi.

A jednak… A jednak tak zbliżone kursy bukmacherskie stanowią nie lada zaskoczenie. Erko Jun pierwszy zawodowy pojedynek stoczył niespełna półtora roku temu. Jego doświadczenie z trzech dotychczasowych walk jest bardzo niewielkie. Na karku ma 29 lat, więc nie jest też tak, że mamy tutaj do czynienia z jakimś młodzianem, który z walki na walkę dokonywał będzie wielkiego progresu.

Od strony technicznej natomiast… Ujmijmy to tak – jak na zawodnika o półtorarocznym stażu nie jest źle. Jun tu i ówdzie potrafi smagnąć jakąś kombinacją 1-2, czasami wyprowadzi jaba. Lubi atakować niskimi kopnięciami zakroczną nogą, a od czasu do czasu spróbuje też kopnięcia frontalnego. Jego defensywa przed obaleniami nie leży i nie kwiczy. Jest ruchliwy i wydaje się mieć mocny charakter do walki – vide powrót po knockdownie zafundowanym mu przez Tomasza Oświecińskiego.

Rzecz jednak w tym, że w grze Bośniaka jest masa luk. Wyrw. Wyłomów. Kraterów. Sama technika bokserska Juna, sposób wyprowadzania ciosów z ręki, statyczna głowa, pozostawanie w pozycji… Wszystko to wygląda właśnie tak, jak powinno wyglądać w przypadki zawodnika, który młodzieniaszkiem nie jest, a sporty walki trenuje od niedawna. Jego niskie kopnięcia są sygnalizowane, a po nich pozostaje kompletnie odsłonięty na kontry. Gardę zastępują mu wyprostowane ręce na wstecznym. Cofa się w linii prostej na siatkę, gdzie zresztą chętnie przebywa. Od strony kondycyjnej stoi natomiast poziom niżej od niezachwycającego też przecież w tym obszarze Polaka.

Nie będę ukrywał, że wyraźnie faworyzuję Pudziana. Jego zejścia do obaleń pod ciosami to coś, z czym Bośniak nie miał nigdy do czynienia. Podobnie rzecz się ma ze srogimi lowkingami na wysokości łydki, jakimi lubi atakować polski zawodnik. Dwa, trzy takie i ruchliwość Juna może szlag trafić.

Warto też pamiętać, że pomimo swojej potężnej budowy Pudzianowski potrafi też zaskoczyć kopnięciem na głowę czy mocnym frontalem.

Owszem, Erko prawdopodobnie na początku walki będzie szybszy, ale bez techniki na niewiele mu się to zda. Nie zapominajmy bowiem, że Pudzianowski ma naprawdę twardą głowę i o znokautowanie go będzie niezwykle trudno.




Ogromne znaczenie mogą mieć klincz, zapasy i parter. Pod siatką Erko Juna przestawiał natomiast bez większych trudności Popek Rak – zawodnik nie tak silny i nie tak sprawny technicznie w tych elementach jak Mariusz Pudzianowski. Ba, Popek był nawet w stanie zejściem do nogi przewrócić Bośniaka! Nie ustabilizował go, tracąc pozycję, ale Mariusz jest znacznie mocniejszy zarówno w obszarze klinczerskim, jak i zapaśniczym oraz parterowym – w jednej z akcji w ostatniej walce kapitalnie przetoczył dobrze obalającego Szymona Kołeckiego. Po latach treningów Pudzian wyrobił już w sobie pewne odruchy, o których po tak krótkich treningach Jun może tylko pomarzyć.

Gdy Bośniak znajdzie się na dole, spodziewam się gry do jednej bramki – a co najmniej dobrej kontroli przeplatanej okolicznościowymi uderzeniami w wykonaniu byłego strongmana.

Pierwsze minuty walki mogą być dla polskiego zawodnika nieco skomplikowane z powodu szybkości i ruchliwości Juna, który prawdopodobnie będzie starał się trzymać Polaka na dystans ciosami czy kopnięciami. Może nawet kilkoma trafi. Ba, to waga ciężka – jeśli grzmotnie nacierającego Polaka ciosem, którego ten nie dostrzeże, może nawet skończyć się deskami, ale… Walka ze wstecznego kosztuje wiele sił, a jak wspomniałem, bak z paliwem Bośniaka zdecydowanie nie zachwyca. Prędzej czy później Mariusz dopadnie go na siatce, może spowalniając najpierw lowkingiem czy dwoma.

Z góry natomiast zdecydowanie cięższy od rywala Polak albo ubije zmęczonego Bośniaka w drugiej lub trzeciej rundzie, albo wygra decyzją sędziowską.

Zwycięzca: Mariusz Pudzianowski przez decyzję

[yop_poll id=46]




PODSUMOWANIE

Przybysz > Krusic
Kaszubowski > Rakas
Szymański > Janicic
Erslan > Rodriguez
Kęsik > Ilic
Delija > Thompson
Pejic > Torres
Racic > Stasiak
Mańkowski > Bakocevic
Pudzianowski > Jun

*****

Powiązane artykuły

Komentarze: 3

Dodaj komentarz

Back to top button