UFC

Trzech wspaniałych po UFC Fight Night 58

Ostatnia gala UFC w 2014 roku, w której za każde zwycięstwo Brazylijczyka zdawał się brać odpowiedzialność Stwórca, przeszła do historii.

Nie będę ukrywał, że wybór najlepszej trójki gali sprawia mi sporo problemów. O ile nie mam większych wątpliwości, kto powinien znaleźć się na dwóch pierwszych stopniach podium, to już wybór brązowego medalu nastręcza mi ogromnych trudności. Jakieś decyzje jednak trzeba podjąć, a zatem..

#3 – Patrick Cummins

Pokonał: Antonio Carlosa Juniora przez jednogłośną decyzję (3 x 30-27)

Patrick Cummins w drugiej najtrudniejszej walce w swojej karierze – pierwszą był oczywiście jego debiut przeciwko Danielowi Cormierowi – zanotował najcenniejsze zwycięstwo w karierze, dominując zapaśniczo utalentowanego Brazylijczyka Antonio Carlosa Juniora.

Wydawało się, że na wrogim sobie terenie w konfrontacji z doskonałym specjalistą od BJJ Amerykanin będzie miał przed sobą trudne zadanie, ale… nic z tych rzeczy! Cummins na przestrzeni trzech rund powycierał matę Brazylijczykiem, tylko w pierwszej rundzie mając problemy – i tak niewielkie – z próbami dźwigni na nogi w wykonaniu Carlosa Juniora. Durkin w każdej sekundzie walki wiedział jednak, co robić, demonstrując spokój, opanowanie i doskonały defensywny grappling, a jednocześnie raz po raz obijając z góry rywala. Rozprawił się z Carą de Sapato w iście profesorskim stylu.

Mając na koncie trzy kolejne zwycięstwa w UFC, może teraz śmiało oczekiwać pojedynku z kimś z czołowej piętnastki dywizji.

#2 – Leandro Issa

Pokonał: Yutę Sasakiego przez poddanie (dźwignia na kark), 4:13, R2

Leandro Issa był jednym z większym underdogów w konfrontacji z utalentowanym Japończykiem Yutą Sasakim. Wpływ na taki stan rzeczy miały z pewnością też dwie poprzednie walki Brazylijczyka w UFC, w których najpierw przegrał przez poddanie z Russellem Doanem, by potem po bardzo ciężkim boju pokonać słabego Jumabieke Tuerxuna.

W konfrontacji z Sasakim Issa wyglądał jednak kapitalnie, nawet pomimo tego, że do walki podszedł z kontuzją żebra. Nie tylko w stójce trafiał częściej, ale przede wszystkim zdominował Japończyka w parterze, nieustannie dążąc z góry do poprawy pozycji oraz zasypując rywala gradem uderzeń, gdy tylko nadarzała się ku temu okazja. Po tym, jak wykaraskał się z drobnych problemów, w które wpędził go kreatywny w parterze Sasaki, zapinając duszenie brabo, Brazylijczyk zdobył plecy swojego rywala i skończył go brutalną dźwigną na kark.

Tym występem Issa odkupił grzechy z dwóch poprzednich potyczek w UFC i teraz może śmiało patrzeć w przyszłość. Do ścisłej czołówki pewnie nigdy się nie przedrze, ale w czołowa piętnastka jest w jego zasięgu.

#1 – Rashid Magomedov

Pokonał: Eliasa Silverio przez TKO (lewy sierpowy i uderzenia z góry), 4:57, R3

Prawie rok temu pisałem o Rashidzie Magomedovie po jego debiucie w UFC przeciwko Tony’emu Martinowi:

Nie ukrywam, że zawsze bardzo podobał mi się styl walki prezentowany przez Rosjanina. Najtrafniej chyba byłoby określić go mianem oszczędnego. Magomedov nie wykonuje w zasadzie żadnych ruchów, które czemuś konkretnemu by nie służyły. Nie porusza cały czas głową, ale gdy trzeba, świetnie z nią uchodzi. Nie markuje nieustannie uderzeń, ale gdy to robi, to we właściwym momencie. Nie narzuca morderczego tempa, ale gdy przyspiesza, robi to błyskawicznie i ze złymi intencjami. Innymi słowy, łączy w sobie niezwykle trudną sztuką bycia efektywnym i oszczędnym w ruchy z jednej strony z jednoczesnym dążeniem do skończenia pojedynku z drugiej.

W konfrontacji z Eliasem Silverio Magomedov pokazał się z kapitalnej strony, poza jedną okazją w drugiej rundzie nie dając Brazylijczykowi żadnych szans. Rosjanin zjawiskowo wręcz kontrował większość ofensywnych prób rosłego Silverio, zaprzęgając do działania kapitalny boks i niesygnalizowane kopnięcia na wszystkich wysokościach. Bez najmniejszego problemu wybronił też wszystkie próby przeniesienia walki do parteru, do których zmuszony był odwoływać się nie będący w stanie nawiązać w stójce równorzędnej walki z Rosjaninem Xuxu. Pojedynek zakończył soczystym lewym sierpem w kontrze, po którym Brazylijczyk runął na deski jak długi.

Rosjanin zaprezentował to, z czego jest już doskonale znany – cierpliwość, opanowanie oraz nieprawdopodobną wręcz elegancję w każdym niemal ruchu, który wykonał. Pod tym względem Magomedov to absolutna elita UFC i prawdopodobnie numer jeden w moim prywatnym rankingu uderzaczy mogących pochwalić się największą elegancją.

Ubijając na wrogim sobie terenie niepokonanego dotychczas i wysoko cenionego Silverio, Rashid potwierdza swoje ambicje nie tylko zagoszczenia w czołowej piętnastce dywizji lekkiej – bo jeśli na panelistów układających ranking UFC nie spadnie pomroczność jasna, to już jutro tam się znajdzie – ale też walki o najwyższe cele.

Wyróżnienia

Lyoto Machida i Erick Silva – za niepozostawienie najmniejszych wątpliwości.
Renato Carneiro – za zrobienie worka treningowego z Toma Niinimakiego pomimo wzięcia walki z ledwie 10-dniowym wyprzedzeniem.

A Waszym zdaniem kto zasługuje na największe wyróżnienie?

fot. Gaspar Nóbrega/Inovafoto

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button