KSWPolskie MMAUFC

Szalony weekend z UFC

Działo się – ostatnie kilka dni w UFC nafaszerowany były łamiącymi wiadomościami jak dobra babka rodzynkami.

Powrót Brocka Lesnara, zestawienie rewanżu Nate’a Diaza z Conorem McGregorem, brytyjski rzemieślnik z polskimi korzeniami strącający z tronu amerykańskiego pyszałka o sylwetce greckiego boga, szalona bójka dwóch nołnejmów na otwarcie UFC 199, 46-letni prawie Dan Henderson ubijający na sztywno Hectora Lombarda, Ariel Helwani wyrzucony z gali UFC 199… Noc z soboty na niedzielę była pełna wrażeń. Nie przypominam sobie poprzedniej tak mocno nafaszerowanej łamiącymi wiadomościami. Może pamięć mi szwankuje, a może rzeczywiście od dawna takowej nocy w UFC nie było?

Michael Bisping zasiada na tronie

Nigdy nie byłem szczególnym fanem Bispinga. Ot, niewyparzona gęba – jak zresztą sam o sobie stwierdził podczas konferencji prasowych przed i po gali UFC 199 – z solidnymi umiejętnościami pozbawionymi jednak choćby krzty polotu czy najmniejszego pierwiastka wirtuozerii. Zawsze gada ponad miarę, czasami zabawnie i błyskotliwie, czasami przaśnie, czasami chamsko, ale gdy dochodzi do walki, zmienia się w zwykłego rzemieślnika – z dobrą kondycją i dużą aktywnością, ale nadal tylko rzemieślnika. Kontrastowy zawodnik.

Ale… niech mnie diabli! Ileż radości sprawiło mi, gdy tenże zbliżający się już do końca kariery Hrabia, skreślany przez wszystkich ekspertów większych i mniejszych, ubił Cockholda, że pozwolę sobie zacytować Fabricio Werduma! Po dziesięciu latach kariery, wzlotach i upadkach, ciągłych porażkach w kluczowych walkach, które mogły utorować mu drogę do titleshota wcześniej, Brytyjczyk w swojej 27. walce pod banderą UFC – znajduje się w tym rankingu wspólnie z Gleisonem Tibau tuż za rekordzistami Frankiem Mirem i Tito Ortizem, którzy mają po 28 pojedynków – wdrapuje się na sam szczyt. Na stare lata. Biorąc walkę na dwa tygodnie przed galą, mierząc się z rywalem, który w pierwszym starciu – nie wliczając sparingu – nie dał mu żadnych szans. Hollywoodzka historia.

bisping_00

Ten moment powyżej zapamiętam na długo – Rockhold spoczywa jeszcze pod siatką w objęciach tłumaczącego mu, co się stało Johna McCarthy’ego, a po drugiej stronie oktagonu dziadek Michael Bisping, wyglądający jak ubogi krewny greckiego boga, którego właśnie sprowadził na ziemię, siedzi na siatce, w ekstazie drąc się wniebogłosy. Zero aktorstwa, sto procent emocji. Symboliczne.

Nie będę ukrywał, że wiele uśmiechu ma mojej twarzy wywołała też konferencja prasowa po gali, na której Bisping raz po raz posypywał solą otwarte rany zgorzkniałego Rockholda, kończąc to wszystko krótkim: „Pedał.”

Nie wróżę Brytyjczykowi sukcesu w pierwszej obronie pasa mistrzowskiego. Bez względu na to, czy spotka się z domagającym się walki Chrisem Weidmanem, Ronaldo Jacare Souzą, o którym powiedział, że „byłoby zaszczytem dzielić z nim oktagon”, jakby zapominając, że kilka tygodni wcześniej nazwał go oszustem, czy też domknie trylogię z Lukiem Rockholdem.

Ale, hej – skreślałem go też z Rockholdem i wieloma innymi.

Hector Lombard trafia na listę ofiar Dana Hendersona

Zawsze podchodziłem z delikatnym dystansem do amerykańskiego bohatera Dana Hendersona, nie zamierzam tego ukrywać. I nie chodzi tylko o to, że w przeszłości ubijał moich ulubieńców, bo trudno go za to jakkolwiek winić, ale raczej o to, że przez lata cieszył się taryfą ulgową w kwestii stosowania TRT. Niby też nie jego wina, ale mimo wszystko innym zawodnikom wypominano to na każdym kroku, jego oszczędzano.

Z kolei zawsze miałem wiele sympatii względem Hectora Lombarda. Ot, wydawał się być skurwielem – zawsze. W klatce, w wywiadach, w opowieściach innych zawodników, którzy wypominali mu brutalność podczas sparingów. Cenię sobie, gdy wszystkie poszlaki wskazują na to, że dany zawodnik zachowuje się tak samo przed kamerami, jak i poza nimi. A taki właśnie wydaje się być Lombard.

Hendo jednak po raz kolejny zrobił to, co robi najlepiej, choć tym razem dzieła zniszczenia dokonał nie swoją prawicą, ale kopnięciem na głowę i intuicyjnym łokciem, usypiając – i standardowo dobijając – Kubańczyka w drugiej rundzie walki.

https://twitter.com/KOKINGS4/status/739289715636097024

Była to ostatnia walka w kontrakcie Amerykanina z UFC i trudno wyobrazić sobie, by mogła potoczyć się dla niego lepiej. Nawet tarapaty, w które wpędził go w pierwszej rundzie Lombard, przyczyniły się do zbudowania emocji przez nokautem.

Henderson nie ukrywa teraz, że chętnie zawiesi rękawice na kołku, jeśli Dana White zaproponuje mu jakąś posadę w UFC. Pomimo tego, że nie zawsze było mu po drodze ze sternikiem amerykańskiego giganta, wydaje się, że zasłużył na to, aby dołączyć do Chucka Liddella czy Forresta Griffina, nie narażając już swojej głowy na niebezpieczeństwo, a zamiast tego siedząc na ciepłej ambasadorskiej posadzie.

Ariel Helwani w końcu się doigrał

Ariel Helwani wraz ze swoimi ludźmi z MMAFighting.com zostali wyprowadzeni z gali UFC 199. Powód? Helwani kilka godzin przed oficjalnym ogłoszeniem ujawnił, że Brock Lesnar powróci na gali UFC 200.

Jak opowiada dziennikarz, został zaproszony na zaplecze, gdzie Dana White poinformował go, że Lesnar jest bardzo niezadowolony z przecieku, który może nawet zagrozić całemu przedsięwzięciu. White oskarżył też Helwaniego o to, że ma kreta w UFC, mówiąc mu, że może teraz zająć się Bellatorem, bo tu nie jest mile widziany. Decyzja o jego dożywotnim zakazie uczestnictwa w galach ZUFFY miała być natomiast podjęta przez Lorenzo Fertittę.

Już teraz odbija się to organizacji czkawką, bo artykuły krytykujące takie działanie pojawiły się nie tylko na niemal wszystkich sportowych portalach na całym świecie, ale też między innymi na stronach The Guardian, Forbes czy MSN. Spodziewam się jednak, że Fertitta zdania nie zmieni i sprawa jednak prędzej czy później ucichnie. Nie jest Helwani pierwszym – pamiętamy bowiem chyba wszyscy Josha Grossa – nie jest też ostatnim.

Trudno nie sympatyzować w tej sytuacji z Helwanim, ale na sprawę trzeba spojrzeć szerzej. Nie odmawiając nic Kanadyjczykowi, warto odnotować, że przez wiele lat był ulubieńcem UFC i medialnym frontmanem organizacji, co w ogromnym stopniu przyczyniło się do wzrostu jego popularności. Chael Sonnen swego czasu nazwał go nawet partnerem marketingowym UFC, przekonując, że działalność Helwaniego nie ma nic wspólnego z dziennikarstwem. Przypomnijmy też, że niedawno Helwani został zwolniony ze stacji FOX, w czym rzecz jasna maczało palce UFC, karząc dziennikarza za podejmowanie tematu wypełnienia kontraktu z organizacją i poszukiwania swojej wartości na rynku, co było przedmiotem jego wywiadu z Rorym MacDonaldem w jednym z odcinków The MMA Hour.

Spójrzmy na sprawę w ten sposób – nie twierdzę, że jest to odpowiednia perspektywa, ale twierdzę, że warta rozważenia – otóż, nieco upraszczając, Dana White i spółka stworzyli Ariela Helwaniego. Odegrali wielką rolę w uczynieniu z niego niemal celebryty. Czy wobec tego naprawdę tak bardzo dziwi, że mieli związane z nim pewne oczekiwania? Chociażby takie, że nie będzie psuł organizacji imprez, ujawniając informacje, które Dana White i spółka chcieliby ogłosić sami? Kolego, przez lata wspieraliśmy twoją karierę, a ty nam się teraz tak odwdzięczasz?

Abstrahuję nawet od tego, że ZUFFA to prywatna firma i może dawać i odbierać dziennikarskie akredytacje komu tylko zechce. Sęk bowiem tkwi w tym, że współpraca zabija niezależność, rodząc zobowiązania albo co najmniej oczekiwania. Takowe UFC miało względem Helwaniego, przyzwyczajone, że jest on tubą medialną ZUFFY a nie niezależnym dziennikarzem.

Bardzo podobną sytuację mieliśmy po gali KSW 35 na naszym polskim podwórku. Szczegółów nie znam, ale wszystko wskazywało na to, że KSW miało pretensje do portalu MMARocks za krytykę po trójmiejskiej gali. Podniosły się wówczas głosy oburzenia – „ale jak to, skandal, żeby organizacja próbowała wpływać na niezależne dziennikarstwo!„. I było w tym sporo racji, owszem. Jednak wszyscy nagle zapomnieli, że KSW przez lata zatrudnia / zatrudniało wiodące postacie największego polskiego portalu o MMA na najrozmaitszych fuchach. Czy zatem Maciej Kawulski i Martin Lewandowski mogli mieć jakieś oczekiwania względem treści zamieszczanych na portalu? Na przykład takie, by nie krytykować ponad miarę (nawet jeśli słusznie), bo przecież „myśmy wam tyle pomogli”? Mogli. Czy mieli? To już temat na osobną historię.

Pamiętajmy, że współpraca rodzi zobowiązania. Lub oczekiwania.

Brock Lesnar vs. Mark Hunt na UFC 200

Zanim Brock Lesnar stanie w szranki z Markiem Huntem, najprawdopodobniej czeka go inna, nie mniej wymagająca walka. Z Amerykańską Agencją Antydopingową, która będzie miała nieco ponad miesiąc na sprawdzenie pierwiastków w ciele potwora z WWE. W Polityce Antydopingowej UFC jest co prawda zapis mówiący o tym, że USADA musi mieć co najmniej cztery miesiące na kontrole zawodnika przed walką, ale szczęśliwie jest też wyjątek od tej reguły (wyjątkowe okoliczności), który nie jest dokładnie zdefiniowany, ale idealnie nadaje się na okoliczność powrotu Lesnara.

Co ciekawe, przy okazji ogłaszania walk z Huntem w programie SportsCebte Lesnar został zapytany o Helwaniego, ale… Wyglądało to tak:

Tak czy inaczej teraz nikt już raczej nie będzie narzekał na rozpiskę gali UFC 200. Może od strony czysto sportowej pojedynek Lesnara z Huntem nie jest zestawieniem na szczycie z uwagi na osobę powracającego po niespełna pięcioletniej przerwie Amerykanina, ale z drugiej strony – pamiętajmy, że w swojej karierze w UFC mierzył się on niemal wyłącznie z absolutną czołówką kategorii ciężkiej. Można zarzucić mu różne rzeczy, ale na pewno nie to, że jakkolwiek go oszczędzano – i pojedynek z Huntem potwierdza, że i tym razem Lesnar nie dostał żadnej taryfy ulgowej.

Powiązane artykuły

Komentarze: 1

Dodaj komentarz

Back to top button