UFCZapowiedzi gal UFC

Przed Burzą – UFC Fight Night 42

KATA GŁÓWNA

155 lbs: Diego Sanchez vs Ross Pearson

Diego Sanchez (24-7, 13-7 UFC) to zawodnik, którego nazwiskiem firmowana jest ta gala, stanowiąc znacznie większy magnes dla lokalnych kibiców niż Rustam Khabilov czy John Dodson. Sanchez skrzyżuje rękawice z Rossem Pearson (15-6, 7-3 UFC).

The Dream w ostatnich pięciu walkach zanotował rekord 2-3, ale gdyby nie ślepota sędziów w starciach z Martinem Kampmannem i Takanori Gomim, to miałby on rekord 0-5. Sanchez ma cztery kluczowe atuty: wielkie serce do walki, twardą szczękę, bardzo dobrą kondycję i styl robiący wrażenie na sędziach. Omal nie doprowadziło go to do ubicia Jake’a Ellenbergera i Gilberta Melendeza w trzeciej rundzie – ten pierwszy padał wówczas kondycyjnie, drugi przeszarżował z szalonymi wymianami.

Przed każdą niemal walką słyszymy, że Diego tym razem podejdzie do pojedynku bardziej taktycznie, ale zawsze po pierwszym przyjętym ciosie załącza mu się berserker mode i po prostu rusza do przodu, przyjmując masę ciosów na szczękę, prując jednocześnie powietrze własnymi. Teraz podobno spędzał więcej czasu na sali treningowej z Mikiem Winkeljohnem, co może oznaczać, że rzeczywiście wyjdzie do walki z jakimś gameplanem, ale… czy aby na pewno w szermierce na pięści ma szanse z Pearsonem? Czy jedynym sposobem, w jaki może zwyciężyć, nie jest jego ultra-agresywny styl?


Przykłady szalonych wymian z walki Diego Sancheza z Gilbertem Melendezem. Walki, która do momentu podbródkowego w wykonaniu Sancheza w trzeciej rundzie (ostatni gif) zdominowana była przez Melendeza.

Jeśli w jakiejkolwiek płaszczyźnie Ross Pearson się wyróżnia, to jest to bez wątpienia boks. Brytyjczyk świetnie balansuje ciałem i głową, składa precyzyjne kombinacje, dobrze korzysta z długiego lewego prostego, nie są mu też obce kopnięcia. Bardzo dobrze walczy też z kontry, co w konfrontacji z agresją Sancheza może dać mu wiele dobrego. Warto podkreślić, że The Real Deal przygotowywał się do tego pojedynku z Mylesem Jurym, który ostatnio wypunktował Sancheza z gracją i lekkością – choć zaznaczyć tutaj należy, iż Diego mocno się rozchorował przed tym bojem.

Nie spodziewam się, byśmy doświadczyli w tym starciu wielu zapasów czy parteru – obaj zawodnicy to strikerzy, którzy lubią wymieniać ciosy. Pomimo swojego szalonego stylu i obszernych cepów rzucanych w ilościach przekraczających zdrowy rozsądek, Sanchez nie wygrał walki przed czasem od sześciu lat. Jego pięści nie ważą wiele, choć… jeśli Pearson – którego ubił swego czasu w kategorii piórkowej Cub Swanson oraz mocno naruszył… Cole Miller! – przyjmie jedną z bomb Sancheza, mogą się pod nim ugiąć nogi. W drugą stronę raczej to nie zadziała, tzn. Pearson potrafi kończyć rywali, ale twardogłowy, dosłownie i w przenośni, Sanchez jest prawdopodobnie nie do ruszenia.

Uważam, że technika Pearsona okaże się górą w konfrontacji z niezmąconą myśleniem agresją Sancheza, ale mając w pamięci, że Anglik nie radził sobie w pierwszej rundzie walki z Ryanem Couturem, a w pojedynku z Melvinem Guillardem wyglądał naprawdę słabo, nie skreślam podopiecznego Grega Jacksona. Może on wygrać przez (techniczny) nokaut (mało prawdopodobne), decyzję (bardziej prawdopodobne), ale uważam, że Pearson znajdzie jednak sposób na to, by w dwóch pierwszych rundach wypunktować Diego i przetrwać następnie trzecią na drodze do zwycięstwa na kartach sędziowskich.

Zwycięzca: Ross Pearson przez decyzję

BUKMACHER MMA


Kurs 2.55 na Sancheza jest odrobinę bardziej atrakcyjny, niż 1.50 na Pearsona, bo Amerykanin walczy u siebie (przesadzone reakcje fanów na przestrzelone/zblokowane ciosy, które robić mogą wrażenie na sędziach), ma wielkie serce do walki, tytanową szczękę i świetną kondycję. W mojej opinii jednak nie na tyle atrakcyjny, bym zdecydował się powierzyć mu swoje pieniądze.

Propozycja – no bet.

125 lbs: John Dodson vs John Moraga

John Moraga (14-2, 3-1 UFC) sklasyfikowany jest na wysokiej 5. pozycji w oficjalnym Rankingu UFC. Gdyby spojrzeć tylko i wyłącznie na wyniki walk, które stoczył w organizacji, można się z taką pozycją zgodzić. Gdy jednak człowiek poświęci chwilę czasu i obejrzy te cztery pojedynki, okaże się, że Moraga to raczej solidny średniak niż ścisła czołówka dywizji. Jedyną walką, w której zaprezentował się naprawdę dobrze, był jego debiut, w którym rozbił Ulyssesa Gomeza. Poziom reprezentowany przez tego ostatniego pozostawiał jednak wiele do życzenia, dość powiedzieć, że w kolejnym boju przegrał z Philem Harrisem. Wracając do Moragi… w drugiej walce udusił w trzeciej rundzie Chrisa Cariaso po tym, jak w bezbarwny sposób przegrał dwie poprzednie. Później było starcie o pas mistrzowski, w którym Moraga nie miał nic na Demetriousa Johnsonsa i wreszcie ostatnio zaliczył bardzo kontrowersyjną wygraną z Dustinem Ortizem. Podsumowując, rekord 3-1 w UFC wygląda dobrze tylko na papierze.

Rywalem Moragi będzie John Dodson (15-6, 4-1 UFC), z którym zresztą zmierzył się przed kilkoma laty, przegrywając po decyzji sędziowskiej. Jak wspomina teraz Moraga, organizacja tamtego starcia stała na żenująco niskim poziomie (nie dostał wypłaty, nie było sędziego itd.), więc nie uważa, by wyciągnie z niej jakichkolwiek wniosków – poza tym, że jest w stanie przyjąć najmocniejsze ciosy Dodsona – miało sens.

Magik to jednak koszmarnie niewygodny rywal dla Moragi. Obok Johna Linekera dysponuje zdecydowanie najcięższymi pięściami w kategorii muszej, ale to pół biedy – prawdziwym problemem dla Arizończyka będzie nie tylko piekielna szybkość Dodsona, ale też jego defensywny grappling. A tylko w ten sposób – a zatem szukając klinczu i obaleń – Moraga jest w stanie wygrać to starcie. W pięciu dotychczasowych walkach w UFC Dodsona zdołał położyć na plecach tylko Demetrious Johnson, czyniąc to pięć razy na przestrzeni, rzecz jasna, pięciu rund. Gdzie jednak zapasy Johnsona, a gdzie Moragi, mogliśmy się przekonać w ich bezpośrednim starciu.

Biorąc pod uwagę, że najcenniejszym skalpem w karierze Moragi pozostaje Chris Cariaso – w walce, którą po dwóch rundach przegrywał – a Dodson pokonywał w swojej karierze TJ Dillashawa (T/KO), Tima Elliotta (decyzja), Jussiera da Silvę (T/KO) czy Darrella Montague (KO), trudno nie ulec wrażeniu, że Moraga na Magika nie ma żadnych argumentów.

Najbardziej prawdopodobny w mojej opinii scenariusz to taki, w którym szarżujący po obalenie Moraga zostaje ustrzelony przez szybkiego jak błyskawica Dodsona. Daję jednak minimalny kredyt zaufania temu pierwszemu z uwagi na to, że podopieczny Grega Jacksona wraca po kontuzji kolana, która być może w jakiś sposób odbije się na jego dyspozycji – czego się jednak nie spodziewam.

Zwycięzca: John Dodson przez (T)KO

BUKMACHER MMA


1.20 na Dodsona i 5.00 na Moragę. Biorąc pod uwagę, że uważam Dodsona za niemal pewniaka, ten kurs oceniam na atrakcyjniejszy. Myślę, że nie ja jeden wykorzystam go do podbicia innych.

Propozycja – zwycięstwo Johna Dodsona do kombinacji (1.20)

155 lbs: Rafael dos Anjos vs Jason High

Rafael dos Anjos (20-7, 9-5 UFC) po pięciu kolejnych wiktoriach w UFC już witał się z gąską, ale na jego drodze stanął dagestański niedźwiedź w osobie Khabiba Nurmagomedova, który pozamiatał oktagon Brazylijczykiem, przeżuwając i wypluwając jego marzenia o walce o pas mistrzowski. Rywalem dos Anjosa w sobotę będzie natomiast Jason High (18-4, 2-2 UFC), który po podwójnym falstarcie w UFC (w 2010 i 2013 roku) zanotował w końcu zwycięstwa, i to od razu dwa.

Jestem pod wrażeniem tego, jak stójkowo rozwinął się dos Anjos, czego zwieńczeniem była kickbokserska demolka, jaką zgotował samemu Donaldowi Cerrone. Dawniej był to zawodnik typowo parterowy, któremu brakowało umiejętności zarówno w stójce, jak i w zapasach. Teraz sprawa ma się zupełnie inaczej – dos Anjos może wymieniać ciosy z czołowymi kickbokserami dywizji. W mojej ocenie będzie dysponował sporą przewagą w stójce nad Jasonem Highem. Amerykanin często stroni od wymian stójkowych, niemal od razu ruszając po obalenie – w parterze bowiem czuje się jak ryba w wodzie. Dos Anjos to zdecydowanie wszechstronniejszy i aktywniejszy striker, który ma w swoim arsenale zdecydowanie więcej narzędzi stójkowego mordu, choć w konfrontacji z Highem nie będzie miał po swojej stronie wszelkich zalet wynikających z walczenia z odwrotnej pozycji – Amerykanin bowiem również walczy w ten sposób.

Uważam, że kluczowe dla tego pojedynku okażą się aspekty zapaśnicze. High nie będzie wdawał się w szermierkę na pięści z dos Anjosem, raczej od początku szukając obaleń. Pytanie – czy uda mu się położyć na plecach Brazylijczyka? Aby to ocenić, musimy przyjrzeć się defensywnym zapasom Rafaela i ofensywnym Jasona. Prześledźmy najpierw, jak w swoich ostatnich bojach bronił obaleń Brazylijczyk:

– Khabib Nurmagomedov (6 udanych obaleń na 12 prób)
– Donald Cerrone (1/1)
– Evan Dunham (3/7)
– Mark Bocek (0/11)

Uwagę zwraca kapitalna defensywa zapaśnicza w walce z Markiem Bockiem, ale nie dajmy się temu zwieść – Kanadyjczyk jest potwornie ślamazarny i przewidywalny w swoich zapasach, nie dysponując na domiar złego większymi umiejętnościami kickbokserskimi, które mogłyby zakamuflować przejście do sprowadzeń. Bocek spycha rywali do klinczu i mocuje się z nimi, szukając obalenia. To całkowite przeciwieństwo Higha, który ma prawdziwy dynamit w nogach.

Evan Dunham trzy razy kładł na plecach dos Anjosa, Cerrone – raz. Obaj oni w mojej opinii są słabszymi zapaśnikami niż High, więc skoro oni potrafili… O Khabibie Nurmagomedovie nie będę się rozpisywał, bo to prawdziwy potwór i trudno tutaj dziwić się, że Brazylijczyk nie był w stanie poradzić sobie z rosyjską maszyną w aspekcie zapaśniczym.

Przyjrzyjmy się teraz ofensywnym zapasom Higha:

– Anthony Lapsley (4/5)
– James Head (1/1)
– Erick Silva (0/1)

High nie był w stanie obalić Ericka Silvy, ale też pierwszą próbę przypłacił poddaniem walki – Brazylijczyk w pełni sił witalnych zawsze jest bardzo groźny. Jedno obalenie wystarczył natomiast Highowi, by przepiękną gilotyną udusić Jamesa Heada. Z kolei konfrontacja z dysponującym bardzo dobrymi warunkami fizycznymi i również preferującym zapasy Anthonym Lapsley’em była prawdziwą wisienką na torcie. High absolutnie spacyfikował w parterze swojego rywala, skalą dominacji przypominając to, co ze swoimi rywalami wyczynia Ben Askren. Byłem pod ogromnym wrażeniem tego, jak płynnie w parterze poruszał się High, przechodząc od obalenia, po zdobycie dominującej pozycji, próbę poddanie, odzyskanie dominującej pozycji, kontrolę, okazjonalne ground and pound – coś znakomitego!

Gdy weźmiemy jeszcze pod uwagę, że High schodzi pierwszy raz w swojej karierze do kategorii lekkiej, co zapowiadał zresztą od wielu miesięcy, jego szanse na to, że kładł będzie dos Anjosa na plecach, jeszcze wzrastają. Amerykanin powinien dysponować przewagą siły i zwłaszcza dynamiki. Istnieje co prawda drobne ryzyko, że to Brazylijczyk spróbuje obalać, ale nawet pomimo tego, że swego czasu Charlie Brenneman pozamiatał oktagon Highem, to nie spodziewam się, by obecnie był to w stanie powtórzyć dos Anjos. Co byśmy o Hiszpanie nie mówili, to jego ofensywne zapasy zawsze należały do wyróżniających się na tle dywizji.

Brazylijczyk to bardzo dobry grappler, który w swojej karierze nigdy jeszcze nie przegrał przez poddanie (kontuzji w walce z Clay’em Guidą nie wliczam). Pomimo tego, że Jason High dysponuje wyborną gilotyną, nie spodziewam się, by był w stanie odklepać rywala. Za to jeśli chodzi o skontrolowanie go tam, cóż, to zupełnie inna bajka. Wiem, że Lapsley to nie dos Anjos, a High to nie Nurmagomedov, ale uważam, że dopóki Jasonowi starczy sił, będzie nieustannie zagrażał Brazylijczykowi obaleniami i kontrolą z góry.

Jak wspomniałem wcześniej, Amerykanin po raz pierwszy w karierze schodzi do kategorii do 155 funtów, co samo w sobie stawia masę pytań, na które odpowiedzi udzieli dopiero sama walk. Jak odbije się na nim ścinanie wagi? Co zyska, a co straci na zbiciu dodatkowych kilogramów? Czy pójdzie drogą TJ Granta, który po przejściu z kategorii półśredniej do lekkiej zanotował pięć kolejnych zwycięstw?

Ostatecznie jednak nie będę zaklinał rzeczywistości, twierdząc, że faworyta tego starcia upatruję w Highu, bo tak nie jest. Więcej szans na zwycięstwo daję bardziej obitemu na najwyższym poziomie dos Anjosowi, którego przewaga kickbokserska nad Highem będzie większa niż ewentualna przewaga zapaśnicza tego ostatniego. Innymi słowy, być może Amerykanin zdoła sfinalizować połowę z podjętych przez siebie prób obaleń, ale obrażenia, jakie zada mu lepszy, jak sądzę, kondycyjnie Brazylijczyk przy drugiej połowie nieudanych sprowadzeń, zadecydują o triumfie dos Anjosa. W żadnym wypadku jednak nie skreślam Higha.

Zwycięzca: Rafael dos Anjos przez decyzję

BUKMACHER MMA


Według kursów bukmacherskich mocnym faworytem tego starcia jest dos Anjos (1.30). Zwycięstwo Higha ocenione jest na 3.50. Nie muszę chyba dodawać, który kurs uważam za atrakcyjniejszy?

Propozycja – zwycięstwo Jasona Higha (3.50)

135 lbs: Bryan Caraway vs Erik Perez

W ważnej walce dla układu sił w kategorii koguciej okupujący 14. miejsce w oficjalnym rankingu UFC Bryan Caraway (18-6, 3-1 UFC) zmierzy się ze znajdującym się na 12. pozycji Erikiem Perezem (14-5, 4-1 UFC). Pierwszy wygrał trzy z ostatnich czterech walk, drugi – cztery z pięciu. Obu ubił Takeya Mizugaki – i to mniej więcej w tym samym czasie.

Pomimo tego, że Perez ma lepszy rekord w organizacji, pokonywał tylko przeciętniaków, podczas gdy Caraway ma na rozkładzie m.in. Mitcha Gagnona czy Johny’ego Bedforda – to lepsze skalpy niż John Albert, Byron Bloodwroth czy Edwin Figueroa. Trudno się jednak dziwić, bo UFC bardzo delikatnie prowadziło jak dotychczas Meksykanina, licząc prawdopodobnie na to, że zdołają wykreować z niego gwiazdę, coby zdobycie przyczółka w Meksyku było łatwiejsze. Czas prowadzenia za rączkę skończył się jednak dla Pereza wraz ze starciem z Mizugakim. Właśnie… Perez i Caraway mierzyli się w 2013 roku z Japończykiem i obaj przegrali po niejednogłośnej decyzji. Jeśli jednak porównać tamte walki, który z nich zaprezentował się lepiej na tle Mizugakiego?

Obaj nie byli równorzędnymi partnerami dla Takeyi w szermierce na pięści, obaj wobec tego potrzebowali obaleń do zwycięstwa jak kanie dżdżu. Perez zdołał aż 5 razy (na 11 prób) przenieść walkę do parteru, podczas gdy Caraway tylko 2 razy na 12 prób. Zdecydowanie bliżej wygranej był jednak Amerykanin, który w drugiej rudzie powalił Japończyka mocnym prawym na deski, chwilę potem dopinając gilotyną – jakimś cudem jednak Mizugaki wykaraskał się z tych tarapatów, choć wydawało się, że nic już go nie uratuje. Perez natomiast w konfrontacji z Takey’ą nie miał żadnych momentów, w których znajdowałby się o włos od wygranej.

Kontynuując temat zapasów jeszcze, tym, na co należy porównywać, nie są ofensywne zapasy obu, ale ofensywne Caraway’a oraz defensywne Pereza. Nie ulega bowiem wątpliwości, że BJJ Amerykanina stoi na zdecydowanie wyższym poziomie niż Meksykanina. Ten ostatni jest bardzo surowy grapplersko, zdecydowanie preferując zapaśniczą kontrolę i gnp nad próby poddań. Perez w starciu z Mizugakim dwa razy lądował co prawda na plecach, ale Caraway to zaprzeczenie dynamicznego zapaśnika – zapomnijcie o jakimkolwiek dynamicznym wejściu w nogi na pełnej kurtyzanie. Nic z tych rzeczy! Bryan na ogół przechwytuje jedną nogą rywala i z tej pozycji próbuje coś wykombinować, a to powalając rywala na deski, a to zachodząc plecy pod siatką lub też uderzając jakiegoś uppercuta. Myślę, że Perez z walki z Figueroą (znacznie bardziej taktyczny) nie powinien mieć większych trudności z bronieniem prób obaleń Amerykanina – natomiast Meksykanin z boju z Mizugakim (chaotyczny i rzucający jakieś szalone latające kopnięcia czy łokcie z doskokiem) może mieć poważne problemy w aspekcie zapaśniczym.

W płaszczyźnie stójkowej oba omawiane pojedynki mocno się różniły, zarówna za sprawą różnic w arsenale kickbokserskim wykorzystywanym przez Caraway’a i Pereza, jak i z uwagi na podejście Mizugakiego do obu walk. W starciu z Amerykaninem Japończyk był znacznie ostrożniejszy, obawiając się sprowadzeń, natomiast w konfrontacji z Perezem zdecydowanie bardziej ochoczo wdawał się w szalone wymiany w półdystansie – z których, notabene, wychodził obronną ręką, będąc znacznie szybszym i precyzyjniejszym niż uderzający, by zabić Meksykanin.

Podstawowym narzędziem zbrodni Caraway’a w stójce jest jego lewy sierpowy, którym – odrobinę podobnie do Pawła Pawlaka – inicjuje ataki i uderza z kontry. Bardzo często pochyla się przy tym mocno do swojej prawej strony, co kilkukrotnie zdołał wykorzystać Mizugaki, częstując go mocnymi lewymi. Jestem pewien, że Greg Jackson również to zauważył. Tak samo jak zamiłowanie Bryana do korzystania z podbródkowych w zwarciu czy też brak kopnięć.

Defensywa obu zawodników w stójce szału nie robi. Perez miał nawyk wdawania się w szalone wymiany, z których jednak w starciu z Mizugakim wychodził na tarczy. Swoje w starciu z Japończykiem przyjął też Caraway, lądując nawet na deskach w trzeciej rundzie.

Mimo wszystko uważam, że Perez dysponuje większym arsenałem stójkowym i przy w zasadzie identycznych warunkach fizycznych (wzrost i zasięg) będzie wychodził zwycięsko z wymian z Caraway’em. Jest na to tym większa szansa, im bardziej Meksykanin przypominał będzie siebie samego z walki przeciwko Figueroi – a nie przeciwko Mizugakiemu. Stójka Amerykanina to lewy sierpowy, lewy prosty i frontkick w dystansie kickbokserkim (plus okazjonalne tricki w postaci patrzenie w dół i uderzania na górę) oraz prawy podbródkowy w klinczu – i niewiele poza tym. Pytanie jednak, na ile obawa przed sprowadzeniem utrudniać będzie poczynania stójkowe Meksykanina?

Perez prawdopodobnie będzie też dysponował przewagą szybkości oraz kondycji. W trzecich rundach swoich starć Caraway bywał już bardzo mocno zmęczony.

Owszem, jeśli Amerykaninowi uda się szybko przenieść walkę do parteru, może to błyskawicznie rozstrzygnąć, bo poziom jego BJJ zdecydowanie przewyższa to, co demonstruje Perez, ale ten ostatni poza przewagą kickbokserską (Caraway stójkowo miał też spore problemy z Johnym Bedfordem) będzie miał jeszcze kilka atutów po swojej stronie. Walka odbędzie się na jego terenie i na dużej wysokości nad poziom morza, do której przywykł. Amerykanin wraca też po ponad rocznej przerwie spowodowanej pierwotnie przez Mieshę Tate, którą przygotowywał do startów, później przez kontuzję, z powodu której odwołano jego styczniowe starcie z Lucasem Martinsem. Po porażce z Takey’ą Mizugakim Perez zaprezentował się bardzo taktycznie w konfrontacji z Edwinem Figueroą, co może sugerować, że czasy szalonych cepów w półdystansie czy bezsensownych latających kolan, którymi zasypywał – na swoją zgubę – Mizugakiego, odeszły w zapomnienie. Ba, mając w drugiej rundzie na deskach Figueroę, nie rzucił się z furiackim atakiem do dobicia go, zdając sobie prawdopodobnie sprawę, że ubicie takiego twardziela będzie szalenie trudne.

Jestem sobie w stanie wyobrazić nawet scenariusz, w którym Perez obalał będzie raz na jakiś czas Caraway’a, by zyskać uznanie w oczach sędziów. Minimalnie bardziej zatem skłaniam się ku Meksykaninowi, który w mojej opinii ma więcej dróg do zwycięstwa i walczy u siebie, podczas gdy Caraway ostatni raz w oktagonie gościł ponad rok temu.

Zwycięzca: Erik Perez przez decyzję

BUKMACHER MMA


Bukmacherzy podzielają moją opinię, wystawiając niemal identyczne (1.90) kursy na obu zawodników. Jako, że minimalnie faworyzuję Pereza, to on jest mi bukmachersko bliższy, ale nie na tyle, bym pokusił się o postawienie na niego jakichkolwiek pieniędzy. Jedno udane poddanie w wykonaniu Carawaya może zadecydować…

Propozycja – no bet.

Poprzednia strona 1 2 3 4Następna strona

Powiązane artykuły

Komentarze: 17

  1. Czy już nikt nie wierzy w Jorgensena?
    Moim zdaniem chłopak się ostatnio stoczył, ale mam wrażenie że przyszedł czas na odbicie się od dna. Barao, Wineland, Faber i mocno niedoceniany (jeszcze) Makovsky to zawodnicy godni uznania, porażka z nimi nie przynosi ujmy. W ostatnich latach na rozkładówce Martineza próżno szukać zawodników na porównywalnym poziomie.
    Podsumowując krótki wywód, Jorgensen ostatnio upadł bardzo nisko, ale jeżeli on jest na dnie, to Martinez jest jeszcze 3 metry poniżej jego poziomu. Pomijając to, że nie lubię oglądać walk Scotta, jednak ty razem dałbym mu większe szanse niż 50/50.

  2. Analiza walki Hallmanna dodana!

    Wewiur, Martinez to kawał twardziela, którego jeszcze nikt nie skończył przed czasem – a bił się z mocnymi nazwiskami. Daję 50/50, że jego styl in your face mothermother nie będzie pasował Jorgensenowi. Tym bardziej, że teraz, w przeciwieństwie do pierwszej walki w UFC, Martinez ma za sobą cały obóz a nie tydzień ;)

  3. Dobre rozkminy w obu „walkach wieczoru” :) Zgadzam się z tym, że jak Piotrek zawierzy za bardzo w swoją stojkę to przegra. A Khabilov nie ma nic na Hendersona. Amerykanin może to nawet skończyć przed czasem.

  4. Nie stawiasz jednak na Khabilova? Pamiętam, jak mówiłeś, że jeśli będzie kurs 3.0 to bierzesz w ciemno. Ja wierzę w sambistę, Benson ma słabe ofensywne zapasy. Gorzej z kondycją. Ciekawe, czy da radę walczyć przez 5 rund.

    1. Tak, Puczi, ostatecznie jednak nie stawiam na niego i przed długi czas biłem się z myślami, czy jednak nie dać kciuka bardziej w górę – w trakcie pisania tekstu zmieniałem ze trzy razy :) Stójka Khabilova jest moim zdaniem niewystarczająca. Zapasy może i lepsze, ale bez kondycji na 5 rund, co mu po nich?

  5. Im bliżej do gali, tym bardziej mam przeczucie, że Khabilov sprawi niespodziankę. Nie żebym opierał to na racjonalnych argumentach, ale przeczucie miałem przed wieloma walkami i zwykle się sprawdzało.
    Co do Sancheza to raczej jego gameplan będzie taki jak zawsze i jeśli Pearson choć na chwilę się zapomni i pójdzie na wymianę to jest spora szansa, że Diego wygra. Ciekawi mnie kiedy (czy?) nastąpi ten moment, że jego szczęka wreszcie się skruszy. Najmłodszy już nie jest, a nie jeden nienokautowalny zawodnik padł po wielu latach przyjmowania ciosów, np Hendo.

  6. Ze szczęką Hendo wszystko w porządku, skoro Shogun nie zdołał go znokautować. Vitor to jednak Vitor :)

    Pozwolę sobie skopiować post z cohones:

    Postawiłem tak:
    Khabilov 3.0
    Narvaez 3.75
    Martinez + Dodson 3.54
    Benson nie ma dobrych defensywnych zapasów. Spodziewam się, że Rustam będzie w stanie nim rzucać i obijać przez co najmniej 2 rundy. Być może w 3 także. 4 i 5 raczej nie wygra, ale uważam, że jest w stanie wygrać co najmniej 3 rundy, tylko czy sędziowie nie będą po raz kolejny oglądać innej walki? 60/40 dla Splita, co przy tym kursie mnie zadowala.
    Cummins jest dla mnie jedną wielką, chaotyczną niewiadomą. Kurs 1.30 na niesprawdzonego zawodnika, o którym wiadomo jedynie, że był olimpijczykiem według mnie jest śmiesznie niski. Mało który uczestnik olimpiady potrafi przystosować swoją dyscyplinę do mma. Martinez nie zaprezentował się dobrze, ale forma Jorgensena leci ciągle na łeb, na szyję. Biorąc pod uwagę, że Martinez miał bodajże tydzień na przygotowanie do swojej pierwszej walki. Do tego Dodson, który jest wedlug mnie zdecydowanym #2.

  7. Zdecydowanie najlepszy bet tej gali to Sanchez. Od początku pójdzie po krew i skończy się to na jeden z dwóch sposobów: albo znokautuje Pearsona albo sędziowie dadzą mu zasłużoną albo niezasłużoną decyzję. Będzie powtórka z Sanchez vs. Kampmann.

Dodaj komentarz

Back to top button