Polskie MMAUFCWiadomości MMA

Podsumowanie walk Polaków na UFC Kraków

Nie zapamiętamy miło pierwszej gali UFC w Polsce.

Reprezentanci Polski przegrali aż pięć z siedmiu walk, prezentując słabą lub bardzo słabą formę. Przyjrzyjmy się całej siódemce bliżej…

Paweł Pawlak

Pokonał Sheldona Westcotta przez jednogłośną decyzję

Paweł Pawlak okazał się jedynym Polakiem, który pomimo bukmacherskiego statusu underdoga zdołał wyjść zwycięsko ze swojej walki, dzięki czemu może teraz spać spokojnie, nie obawiając się o swój kontrakt w UFC.

Pawlak wyszedł do pojedynku z Sheldonem Westcottem z innym nastawieniem niż do swojego debiutu, w którym po fatalnym występie przegrał z Peterem Sobottą. Wbrew pozorom występowi reprezentanta Gracie Barra daleko było jednak do doskonałości. Śmiem twierdzić, że wielu fanów i komentatorów było tak zaskoczonych zwycięstwem Pawlaka, że aż przesłoniło im ono faktyczny obraz tego pojedynku.

Nasz zawodnik zasługuje bez wątpienia na uznanie w kwestii defensywy zapaśniczej, bo pomimo uporczywych prób Kanadyjczyka nie dawał się obalać, a gdy dwa razy wylądował na plecach, błyskawicznie powrócił do stójki. Na pochwałę zasługuje też kilka rzutów, którymi sam wywrócił Westcotta. Stójkę – mimo, iż dość chaotyczną – również w ogólnym rozrachunku należy zaliczyć na plus.

Pawlak za to bardzo słabo pracował na nogach, regularnie dając się przypierać plecami do siatki i nie będąc w stanie wydostać się z tej niekorzystnej pozycji. Na naganę zasługuje też regularne oddawanie Westcottowi podchwytów z obu stron, co każdy sprawniejszy niż Kanadyjczyk zapaśnik od razu zamieniłby na obalenie. Uważam, że po części wynika to z – będę powtarzał to jak Katon – dywizji wagowej, w której walczy Paweł Pawlak. Najzwyczajniej w świecie nie dysponuje on wystarczającymi zasobami siłowymi, by rywalizować z półśrednimi gigantami. Marcin Bandel dał radę zejść do lekkiej, choć wydawało się to trudne, Hector Lombard przeniósł się do półśredniej, choć nie było z czego ścinać, Brendan Schaub wziął się za siebie i schodzi do półśredniej, Gleison Tibau regularnie oszukuje matkę naturę. Nie wierzę, że w przypadku Pawlaka się nie da.

Ogólnie jednak jego występ należy ocenić pozytywnie, bo osiągnął to, co zamierzał. Z każdym kolejnym występem powinien czuć się pewniej, co w jego przypadku może okazać się kluczowe. Pawlak miewa przebłyski w każdej płaszczyźnie walki i uważam, że jest piekielnie trudny do skończenia, a to stanowić może mocne fundamenty pod dalszy rozwój.

Daniel Omielańczuk

Przegrał z Anthonym Hamiltonem przez jednogłośną decyzję

Moja teoria na temat zrzucenia kilku kilogramów przez Daniela Omielańczuka przed walką z Anthonym Hamiltonem była następująca: uważałem, że chodzi o to, aby Polak był mobilniejszy, szybszy, aby w zarodku powstrzymywał zapędy zapaśnicze Amerykanina samą li tylko pracą na nogach.

Nic takiego nie miało jednak miejsca. Polak niestety zademonstrował totalny brak oktagonowej (klinczerskiej) inteligencji. Po pierwsze – regularnie cofał się w linii prostej na siatkę, nie będąc w stanie utrzymać pojedynku na środku oktagonu, gdzie krótkimi fragmentami miał przewagę. Po drugie – znajdując się plecami na siatce, nie robił niemal nic, aby odwrócić pozycję. Zamiast tego po prostu od czasu do czasu próbował rozpaczliwych podbródkowych i kolan z tej niedogodnej pozycji – a te nie miały prawa naruszyć, o znokautowaniu nie wspominając, Amerykanina. Po trzecie – gdy w drugiej, swojej najlepszej, rundzie kilka razy mógł zerwać klincz, bo to on miał rywala na siatce – nie robił tego, dalej mocując się pod siatką i bezsensownie tracąc siły. Zupełnie niezrozumiała taktyka, biorąc pod uwagę, że od strony kickbokserskiej to Polak był lepiej poukładanym zawodnikiem.

Wiem, że w pierwszej rundzie Omielańczuk przyjął sporo uderzeń na korpus, które z pewnością zabrały mu sporo energii, ale mimo wszystko w aspektach kondycyjnych nie było widać poprawy. Polak nie zaprezentował też najmniejszej determinacji w ostatniej rundzie, zdając sobie przecież sprawę, że jeśli nie zrobi czegoś, przegra. Może po prostu nie starczyło już sił.

Tym występem najprawdopodobniej żegna się z UFC. Trudno bowiem spodziewać się, aby po dwóch fatalnych porażkach Joe Silva nadal chciał korzystać z jego usług – nawet pomimo tego, że dywizja ciężka jest bardzo nieliczna.

Marcin Bandel

Przegrał z Steviem Ray’em przez TKO

Niewiele pozytywów napisać można o występie Marcina Bandela w konfrontacji z mającym ledwie dwa tygodnie na przygotowania (czyli tak naprawdę zbicie wagi…) Steviem Ray’em.

Niestety, nie dało się zauważyć najmniejszego postępu od strony stójkowej – Polak nadal poruszał się piekielnie sztywno, balans tułowiem nie istniał, głowa znajdowała się w tym samym miejscu bez względu na to, czy atakował, czy był atakowany.

Również od strony zapaśniczej, którą tym razem mogliśmy obejrzeć dłużej, Bomba nie pokazał wiele, nie będąc w stanie powalić Szkota i tracąc masę sił na mocowanie się z nim pod siatką – czego nigdy nie zrobiłby doświadczony zapaśnik. Ci bowiem, widząc, że obalenie zwyczajnie nie wejdzie, próbują przejść do innej techniki albo odzyskuję energię w klinczu, ewentualnie atakują uderzeniami (wystarczy obejrzeć kilka walk Daniela Cormiera, Henry’ego Cejudo czy nawet Ryana Badera lub Phila Davisa). Marcin niestety długimi fragmentami walczył o coś, co nie miało prawa się powieść, a mocno drenowało jego zasoby kondycyjne.

Na przykładzie wczorajszej walki łodzianina możemy też lepiej zrozumieć, dlaczego odwoływanie się do dźwigni na nogi w MMA jest piekielnie ryzykowne dla atakującego, jeśli nie nazywa się Rousimar Palhares (choć i on tego doświadczył swego czasu przeciwko Alanowi Belcherowi), Marcin Held czy Shinya Aoki. Nieustannie poszukujący ataku na nogi Bandel raz po raz sam wpadał w tarapaty, a to prawie odklepując trójkąt rękami, oddając później dosiad czy też w ostatniej akcji walki będąc uwięzionym w bardzo trudnej pozycji, z której nie znalazł już wyjścia.

Wydaje się, że bez znaczącego poszerzenia arsenału w stójce i zapasach, a także większej wszechstronności w parterze trudno będzie Marcinowi utrzymać się w UFC, jeśli tam powróci – teraz bowiem, po dwóch porażkach przez nokaut, najprawdopodobniej pożegna się z Daną Whitem i spółką.

Damian Stasiak

Przegrał z Yaotzinem Mezą przez jednogłośną decyzję

Jak na zawodnika, który jeszcze niedawno nie zajmował się w pełni profesjonalnie MMA, a i wziął walkę z Yaotzinem Mezą ledwie dwa tygodnie po swoim ostatnim pojedynku, Damian Stasiak zaprezentował się całkiem przyzwoicie.

Miał przewagę w stójce, naruszając nawet Amerykanina dwoma ładnymi obrotówkami na korpus, ale także w parterze długimi fragmentami nie odstawał czarnemu pasowi od Royce’a Gracie. Ba, miał nawet okazję skończyć reprezentanta MMA Lab pod koniec pierwszej rundy! Defensywny grappling Polaka również stał na solidnym poziomie.

Problemy były dwa – po pierwsze, nieistniejące defensywne zapasy, po drugie, kondycja. O ile tę ostatnia można wytłumaczyć bardzo krótkim okresem przygotowawczym oraz trudami poprzedniego pojedynku sprzed dwóch tygodni, tak defensywne zapasy niewątpliwie muszą jeszcze zostać poddane solidnym szlifom.

Pomimo tego uważam, że Stasiak to charakterny zawodnik, który miewa przebłyski zarówno w stójce, jak i w parterze. Jeśli poświęci się w stu procentach MMA, uważam, że ma predyspozycje, by pozostać w UFC na dłużej.

Bartosz Fabiński

Bartosz Fabiński to zawodnik, który wypadł zdecydowanie najlepiej spośród wszystkich Polaków. Zrobił dokładnie to, czego od niego oczekiwaliśmy. Zdominował zapaśniczo i parterowo Garretha McLellana.

Niewątpliwie na uznanie zasługiwało nastawienie Fabińskiego, który jako jedyny z Polaków zdawał się naprawdę dążyć do zwycięstwa. Robił wszystko, by wykorzystać daną mu szansę – i ją wykorzystał. Bartosz bardzo dobrze wypadł od strony kondycyjnej i zapaśniczej, raz po raz ciskając reprezentantem RPA o deski. Choć przy tej okazji trzeba podkreślić, że obrona przed obaleniami w wykonaniu McLellana wołała o pomstę do nieba – nie miał pojęcia, jak przełożyć ręce, trzymał nogi blisko, często ugięte w kolanach. Innymi słowy – nie miał prawa wybronić żadnej zapaśniczej ofensywy Polaka. Całkiem solidnie jednak prezentował się, walcząc z pleców, uniemożliwiając Fabińskiemu zaprzęgnięcie do działania swojej firmowej broni – morderczych łokci.

Tak czy inaczej, jestem pełen optymizmu względem Bartosza – przede wszystkim z uwagi na jego nastawienie, pod względem którego przypomina odrobinę zawodnika, którego zastąpił – Krzysztofa Jotko. Jeśli nadal będzie wychodził tak agresywnie i po zejściu do półśredniej (o ile to nastąpi) nie ucierpi jego kondycja, możemy jeszcze długo cieszyć się nim w UFC. Oczywiście, warto przy ocenie Polaka wziąć też drobną poprawkę na klasę McLellana, który poza twardym charakterem, dużą siłą i całkiem przyzwoitym defensywnym grapplingiem nie miał wiele do zaoferowania.

Jan Błachowicz

Przegrał z Jimim Manuwą przez jednogłośną decyzję

Esencja bezbarwności. Podręcznikowe przejście obok walki. Trudno innymi słowami opisać występ Jana Błachowicza w konfrontacji z Jimim Manuwą.

Polak od samego początku walki dał się zepchnąć do defensywy, będąc na permanentnym wstecznym. Żeby chociaż pracował na nogach jak Mickael Lebout, który ładnie krążył wokół Serio Moraesa, unikając przyparcia do siatki… Ale nie – Błachowicz raz po raz cofał się prosto na ogrodzenie, pozwalając Brytyjczykowi na klincz i nie robiąc niemal nic, aby albo tenże klincz zerwać, albo odwrócić Manuwę – nie pomogły nawet donośne krzyki Andrzeja Kościelskiego, który zdzierał gardło, namawiając Jana do ucieczki spod siatki.

O ile w dystansie kickbokserskim Polak notował drobne sukcesy dzięki lewym prostym, to w zasadzie do nich tylko ograniczył cały swój ofensywny arsenał. Mogły podobać się pojedyncze zerwania klinczu z uderzeniem w wykonaniu Błachowicza, ale poza tym jego występ był dramatycznie słaby. Polak, który teoretycznie powinien był mieć przewagę w parterze, spróbował bodaj jednego obalenia na przestrzeni piętnastu minut – i to bez większego przekonania.

Brakowało iskry, determinacji, zawzięcia. Nie spodziewałem się zwycięstwa Polaka w tym pojedynku, ale spodziewałem się, że umrze, próbując. Nic takiego nie miało jednak miejsca.

Nie wiadomo, jaki tak naprawdę gameplan miał na ten pojedynek Błachowicz – czy agresywna postawa Manuwy tak mocno pokrzyżowała mu szyki? Skąd taka bezradność w klinczu po przygotowaniach w Ankosie Zapasy? Kolana na udo to jedna z ulubionych technik Poster Boy’a – od dawien dawna. Tymczasem noga Błachowicza raz po raz odskakiwała po takowych uderzeniach, a Polak kompletnie nie miał pomysłu, jak temu zaradzić.

Bez walki, bez taktyki, bez przekonania. Myślę, że część polskich komentatorów popadła w zbyt duży optymizm po tym, jak cieszynianin rozprawił się w debiucie w UFC z Ilirem Latifim…

Izabela Badurek

Przegrała z Aleksandrą Albu przez poddanie

Dziurawa garda w stójce, fatalny footwork, słabe zapasy, o pomstę do nieba wołająca kondycja, pierwsze udane obalenie zakończone odklepaniem. Niestety, nie odnajduję w występie Polki żadnego pozytywu.

Pewnie dostanie jeszcze jedną szansę, ale o ile rywalką nie będzie jakaś kompletna amatorka, Badurek czekają poważne problemy.

——-

A Wy jak oceniacie występy polskich zawodników?

fot. ZUFFA/UFC.com

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button