UFC

Nie przegap – sierpień 2015

Trze najciekawsze walki UFC, które odbędą się w sierpniu. Nie wolno ich przegapić!

170 lbs: Nordine Taleb vs. Warlley Alves

UFC 190: Rousey vs Correira, 1 sierpnia

Nordine Taleb na pierwszy rzut oka może wydawać się rzucony na pożarcie zwycięzcy brazylijskiego The Ultimate Fightera. Będący we wszystkim jedynie rzemieślnikiem Kanadyjczyk kontra efektownie walczący młodzieniec, który od dłuższego już czasu jest sparingpartnerem samego Ronaldo Souzy. Czy walka jednak rzeczywiście jest tak oczywistym zestawieniem, które ma służyć dopisaniu do rekordu byłego kickboksera kolejnego zwycięstwa? Niekoniecznie.

Gwoli ścisłości – Taleb nigdy nie znajdzie wśród zawodników, na których walki będę zawsze wstawał. Moim pierwszym skojarzeniem na dźwięk jego imienia jest jego słynny nieudany backfist z TUFa. Nie da mu się jednak odmówić jednego – dąży do wygranej wszelkimi dostępnymi metodami. Kanadyjski zawodnik zapewne doskonale zdaje sobie sprawę ze swoich ułomności, jednak jego być może nieco ograniczone narzędzia pozwoliły zbudować w pełni zasłużony rekord trzech wygranych przy braku porażek w UFC. Nordine dysponuje niezbyt pięknym dla oka, ale za to dosyć funkcjonalnym kickboxingiem. Jego zapasy nie pozwolą mu obalać Johnnych Hendricksów tego świata, ale dla dwóch jego rywali stanowiły barierę nie do pokonania. Klinczowanie? Da się zrobić. Ten zestaw umiejętności w połączeniu z byciem twardym gościem pozwoli się Talebowi utrzymać w UFC jeszcze długo.

Jego rywal wprawdzie nieco zawiódł w starciu z mocnym Alanem Joubanem, ale powiedzmy sobie szczerze – czy danie dobrej (i kontrowersyjnie, ale jednak wygranej) walki z tak zdolnym uderzaczem to powód do wstydu? Nie sądzę. Alves wprawdzie musi jeszcze poukładać swój styl, zmienić nieco podejście z takiego, które nastawione bywa na urywanie głów każdą akcją, ale sądzę, że za kilka lat będzie w pierwszej dziesiątce swojej wagi. Zaliczy może po drodze kilka porażek, ale to zwyczajnie ciekawie rokujący zawodnik, który ma z kim podnosić swoje umiejętności w każdej płaszczyźnie, a walcząc z połamanymi żebrami pokazał w ostatnim starciu hart ducha. Dopóki nie opadnie z sił (a i wtedy stać go na bardzo groźne zrywy), powinien mieć przewagę nad Talebem ze względu na nieco chaotyczny, choć już teraz sprawiający zagrożenie boks, dobre kopnięcia (w tym częste obrotówki), a jego zapasy czeka prawdziwy test.

Co ciekawe, starcie może stać się szczególnie ciekawe, gdy trafi do klinczu. Wprawdzie dla wielu z nas to najnudniejsza płaszczyzna każdej walki, ale Brazylijczyk nie wykorzystuje go do męczenia rywala – co będzie prawdopodobnie próbował zastosować Taleb – ale do tego, by szukać skończenia. A wierzcie mi, ma ku temu możliwości. Dla mnie ta walka spokojnie mogłaby znaleźć się na main cardzie.

155 lbs: Michael Johnson vs. Beneil Dariush

UFC Fight Night 73: Texeira vs. St. Preux, 8 sierpnia

Zdaję sobie sprawę z tego, że to walka dwóch uznanych już firm, ale odnoszę wrażenie, że brakuje jej należnej atencji – mówimy tutaj w końcu o walce, od której zależy przyszłość dywizji. Michael Johnson, wygrywając z Beneilem Dariushem, nie da wyboru UFC – organizacja będzie musiała zestawić go z kimś, nad kim triumf da mu prawo do walki o pas. Podopieczny Rafaela Cordeiro z kolei, notując nazwisko Johnsona do rekordu, wskoczy do ścisłej czołówki mocno obsadzonej wagi lekkiej. Tutaj nie ma niskich stawek.

Johnson na przestrzeni lat przebył w Blackzilians niesamowitą przemianę. Jeszcze kilka lat temu kończyły go takie tuzy jak Reza Madadi, a dziś Johnson zdaje się być maszyną z nieskończonym zasobem paliwa. Niezwykle trudny do obalenia, uderzający z różnych kątów, ciągle wywierający presję, pod którą pogubił się kickbokser klasy Edsona BarbozyMenace to koszmarne zestawienie dla prawie każdego.

Czy będzie też takie dla doskonałego grapplera? To zależy od tego, czy Dariush odnajdzie klucz do przeniesienia walki na płaszczyznę chwytaną. Tam bowiem Beneil był w stanie zdominować bez większych trudności chociażby Jima Millera, którego parterowe umiejętności stoją zdecydowanie wyżej niż te, którymi Michael prawdopodobnie dysponuje w tym momencie (pamiętacie obronę poddań Anthony’ego Johnsona? Ja też nie, bo jej nie było). W stójce kolega obecnego mistrza również poczynił duży progres, co udowodnił, między innymi dręcząc świetnymi middle kickami Darona Cruickshanka. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że groźniejszym strikerem powinien być Amerykanin.

Nie widzę możliwości, by starcie stało się nudną konfrontacją. Przeniesienie go do parteru będzie szalenie trudne, ale Dariush to specjalista od obalania z klinczu, a na ziemi Johnsona czekają trudne chwile. W stójce z kolei Michael ma spore szanse na to, by jedną z wielu wyprowadzanych kombinacji uśpić przeciwnika.

155 lbs: Elias Silverio vs. Shane Campbell

UFC Fight Night 74: Holloway vs. Oliveira, 23 sierpnia

Elias Silverio miał być kolejnym Brazylijczykiem, którego nazwisko będzie budziło postrach w dywizji. Nie do końca się udało – zaczął od trzech zwycięstw z rzędu, ale w ostatnim pojedynku zastopował go morderczo precyzyjny Rashid Magomedov (który nawiasem mówiąc w tajemniczy sposób zniknął z radarów). Na jego drodze stanie jeden z najbardziej wyjątkowych zawodników w UFC w postaci Shane’a Campbell’a. Ta walka nie może skończyć się inaczej niż ciągłymi próbami skrzywdzenia rywala – to oznaczałoby, że jeden z nich wypadł i zastąpił go jakiś lekki Jon Fitch.

Silverio jest zaskakująco wszechstronny jak na kogoś, kto dał się poznać przede wszystkim jako striker. Dysponuje solidnymi zapasami i groźnym parterem – zwłaszcza ta pierwsza zdolność może wydawać sie nietypowa jak na przedstawiciela Kraju Kawy. Elias jednak chętnie będzie także robił to, co wychodzi mu najlepiej – rzucał kombinacje, aż jego rywal będzie miał dość. Wywodzący się ze sportów uderzanych wojownik preferuje składanie prostych, ale skutecznych kombinacji, które kończy mocnymi kopnięciami. Xuxu nie zamęcza rywali presją czy uderzeniami z różnych kątów – po prostu systematycznie rzuca kolejne akcje.

Jego rywal z kolei to być może jedyny zatrudniony w UFC człowiek, którego styl w dalszym ciągu w tak małym stopniu przestawiony został na standardy panujące w MMA. Owszem, zapasy Shane’a są zaskakująco dobre jak na kogoś, kto przez większość sportowego życia poświęcał się wyłącznie muay thai, a o parterowym progresie świadczy niedawno uzyskana purpura, ale… Gwarantuję Wam, żadna ze znanych Wam w UFC postaci nie walczy tak, jakby ciągle występowała w boksie tajskim. Sposób wyprowadzania kopnięć, ich olbrzymie ilości oraz podejście do defensywy, które kosztowało go w ostatniej walce najwyższą cenę – tak prezentuje się Campbell. I nie, nie mówimy tu o eleganckich holenderskich kombinacjach – Kanadyjczyk zapewne nie miałby kłopotów z tym, żeby jeszcze dzisiaj się spakować i wyruszyć stoczyć pojedynak na stadionie Lumpinee.

Ciekawe starcie stylów powinno być doskonałym otwarciem kanadyjskiej karty – nie przegapcie tego pojedynku i nastawcie Fight Passa lub inne źródła transmisji jak najwcześniej. Zwyczajnie nie da się zignorować konfrontacji, która ma wypisane wielkimi literami: „kopnięcia, kolana, potencjalny nokaut”.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button