KSWPolskie MMA

Matchmejkerzy

KSW 20

Swego czasu mieliśmy okazję zapoznać się z „Negocjatorami”. Tamta historia zapewne nigdy się nie wydarzyła. Opisana poniżej również prawdopodobnie nie miała miejsca.

W barze „La Vista” panował delikatny półmrok. Cała sala wypełniona była gęstym dymem. „La Vista” była jednym z ostatnich miejsc, gdzie można było bez przeszkód raczyć się tytoniowymi przysmakami.

Przy narożnym stoliku siedziało dwóch mężczyzn. To Hajs i Levy, właściciele największej organizacji mieszanych sztuk walki w Europie, a może i na świecie – IaFJ. Hajs ubrany był w elegancką marynarkę od Amraniego i jeansy od Pleinna. Levy natomiast lubił awangardę – miał na sobie koszulę od Amassu, a do tego oryginalne dresy Adibasa. Może i wyglądało to komicznie, ale raczej tylko dla przeciętnego szaraczka z ulicy – a tacy „La Visty” nie odwiedzali.

– Dobra, Levy, słuchaj – rozpoczął Hajs, otwierając swojego Maca na stoliku. – Starczy tej gadki szmatki, gala tuż, tuż, trzeba kartę zrobić.
– Tak, tak – odpowiedział przyjaciel, wymownym ruchem ręki wzywając kelnerkę – Dobrą wódkę.
– Niezła sztuka, co? – zwrócił się do przyjaciela Levy, szczerząc bielutkie zęby.
– Levy, daj spokój, ciesz się, że ci żona pozwoliła wyjść dzisiaj – uciął Hajs. – Dobra do rzeczy, bo możemy tak pierdolić cały wieczór i całą noc. Słuchaj, wiesz, jak jest, hajsu dużo nam nie zostanie z powodu Chameda, więc trzeba działać ekonomicznie w kwestii dwudziestki. Tak, jak ustalaliśmy, z naszych będą walczyli Terminator, Blacha, Haya, Diobeł, Perła, Mokasyn, Muniek i Jęzor.
– Ten ostatni to już nasz? – podchwytliwie rzucił Levy. Humor mu dopisywał.
Tymczasem kelnerka przyniosła wódkę. Hajs podziękował, Levy rzucił okiem spode łba na jej duży dekolt kryjący kształtne – jak się zdawało – piersi i wymamrotał coś niezrozumiałego pod nosem. Gdy się oddaliła, obaj wychylili kieliszki i napełnili kolejne.
– Dobra, Levy, jedziemy od końca – rzekł Hajs do przyjaciela. – Trzeba skołować kogoś dla Jęzora.
– Yy, rzuć jakimiś nazwiskami, to ci powiem. – odparł Levy.
– No, słuchaj, nadawałby się może ten Bleed, gdzie nie spojrzeć, to jęczy o angaż. Nadawałby się chyba.
– Może i nie jest to zła opcja, ale wiadomo coś, czy nie jest pod kontraktem albo czy jakiejś walki nie ma w najbliższym czasie, albo czy zdatny?
– Pies go wie. – odparł Hajs. – Odpal Boogla i wyszukaj jakieś ostatnie info o nim.
– Ok.
Przyjaciele wychylili tymczasem kolejne kieliszki. Levy zajął się szukaniem najnowszych informacji o Bleedzie. Pomimo tego, że zawsze miał najnowszy sprzęt, to nie był specjalnym ekspertem od komputerów i ich obsługi. Kilka minut dłużyło się Hajsowi w nieskończoność.
– Masz coś? – spytał zniecierpliwiony.
– Noo, zaraz.. – odparł Levy, nieustannie klikając. – Kurwa, Hajs, on miał się bić u Podeszwy ostatnio!
– Jezu, Levy, osłabiasz mnie – rzekł wyraźnie zirytowany Hajs. – Proszę cię, zacznij ty się tym MMA trochę interesować, nie mówię, żebyś znał na pamięć wszystkich mistrzów KFC, bo aż tyle nie wymagam, ale raz na tydzień rzuć okiem na to, co się dzieje. Będzie ci łatwiej, zobaczysz.
– I co, ty chcesz go brać, zdrajcę? – skierował rozmowę na właściwe tory Levy.
– A masz lepszy pomysł na rywala dla Jęzora? – spytał ironicznie Hajs i po kilku sekundach ciszy ze strony Levego dodał – No, właśnie. Więc on się nadaje, może i trochę za wcześnie dla Jęzora, ale przynajmniej wagowo będzie w porządku, a przecież Czeczen będzie chyba po tych swoich świętach, więc pary pewnie będzie mu brakować.

Levy spochmurniał. Pomimo tego, że uwielbiał te wieczory z Hajsem, gdy wspólnie układali karty walk – dawało mu to poczucie władzy absolutnej, które bardzo sobie cenił – to jednak nie dawało mu spokoju, iż to przyjaciel z racji znacznie większej wiedzy o MMA miał zawsze decydujące zdanie podczas tych 'wieczorków matchmejkingowych’, jak pieszczotliwie określali te spotkania przyjaciele.

– Dobra, niech będzie ten Bleed, skontaktuję się z nim – powiedział Levy z nutką rezygnacji w głosie. – Ale nie damy mu więcej niż 4 tysięcy patyków!
– Jasne, Levy, ustalone. – potwierdził Hajs. – Zdrowie!

Przyjaciele narzucili sobie mocne tempo alkoholowe. Obaj zaczęli z wolna odczuwać drobne, ale bardzo przyjemne, szumienie w głowach. Świat wokół nich zdawał się wirować.

– Levy – zaczął z błyskiem w oku Hajs. – My tu sobie siedzimy, pijemy, robimy galę, jest zajebiście, nie?
– No.. – mruknął pod nosem Levy, nie do końca rozumiejąc, co ma na myśli jego przyjaciel.
– A zastanów się, co teraz robi.. – Hajs zawiesił głos, spoglądając wymownie na przyjaciela.
– No, kto?
– No, kto, no, kto!? – ryknął Hajs i wybuchnął potężnym śmiechem. – Podeszwa, kurwa!
Levy jął boki zrywać. W tym radosnym uniesieniu przyjaciele o mało nie pospadali z krzeseł.
– Ty to jesteś jednak skurwysyn! – nie przestając rechotać, podsumował Hajsa Levy.
– Dobra, już dobra – rzekł Hajs, ocierając załzawione ze śmiechu oczy – Wróćmy do karty. Kto dla.. Mokasyna?
– Hm.. Może ten Salwa, co ostatnio walczył z Jabłuszko?
– Coś ci się pojebało. – odparł Hajs. – Salwa walczył z Magikiem. Poza tym to nie ta waga. Ale.. czekaj, czekaj, Jabłuszko walczył z Amazinderem..
– No i?
– Mamy go na kontrakcie jeszcze. Pamiętasz, że nie zrobił wagi ostatnio i obcięliśmy mu 30% wypłaty? On by się może nadawał dla Mokasyna?
– A jak to mamy u niego z tym kontraktem i wagą?
– No, za każdy kilogram powyżej limitu pomniejszamy mu o 20% wypłatę.
– A jak o cztery kilo za dużo będzie miał?
– Yy, to dostanie 20%? – z ironią spytał Hajs.
– Noo, tak, chodziło mi o to, co jak, na przykład, 6 kilo będzie miał za dużo, nie? – doprecyzował Levy. – On nam płaci?
– Ha, dobre pytanie! – rzekł Hajs. – Chyba po prostu walczy za darmo, ale nie wiem, nie pamiętam, chybaśmy tego nie przewidzieli w kontrakcie.
– A może ten Amazinder by się nadawał dla Muńka? – zaproponował Levy.
– No, w sumie, nie jest to zła myśl. – rzekł Hajs, wyjmując monetę. – Reszka to Amazinder dla Muńka, orzeł to dla Mokasyna.
Rzucił monetę w powietrze, ale nie udało się jej złapać. Wylądowała pod stołem. Przyjaciele zatem nie bez trudu wleźli pod stół. Orzeł.
– Dobra, Amazinder dla Mokasyna to dobra opcja, akceptuję. – rzekł z satysfakcją w głosie Levy, wdrapując się z powrotem na krzesło. Czuł, że tym razem to on miał decydujący wpływ na zestawienie pojedynku. A może to już wódka szumiała mu w głowie?

Wtem rozległ się donośny głos przewodniego motywu muzycznego IaFJ. Levy zbaraniał. „Kurwa, co to, gala nasza tu?” – przemknęło mu lotem błyskawicy przez skołatane myśli. Po chwili okazało się, że to najnowszy, jeszcze lśniący smartfon Hajsa dzwonił. Taki sobie dźwięk ustawił.
– Halo? – odebrał Hajs, przykładając telefon do ucha – Marian.. Cześć.
Wstał i poszedł na stronę.

Levy tymczasem udał się do toalety. Wracając, zaczepił piękną kelnerkę.
– Nooo, jak tam? – rzucił bełkotliwie. Upojenie alkoholowe sprawiało mu wyraźne trudności w konstruowaniu składnych zdań.
– Dziękuję, dobrze – odparła z zakłopotaniem kelnerka i szybko się oddaliła.
– Ech, baby.. – zamruczał pod nosem Levy i wrócił do stolika.

Usadowił się wygodnie i spojrzał na Hajsa. Ten minę miał nietęgą.
– No, co tam, Hajsiku?
– Marian dzwonił.. – urwał w pół zdania Hajs.
Levy mocno się zafrasował.
– Nie jest dobrze – kontynuował Hajs. – Marian mówi, że ma być siedem walk a nie osiem, i po drugie – ma być co najmniej jeden Murzyn na gali.
– Jak to, dlaczego? – wybełkotał przygnębiony Levy.
– Marian mówi, że osiem walk zanudzi widza. Chce też jakiegoś Murzyna albo dwóch na gali, bo podobno lud lubi, jak nasi biją czarnego.
– Kurwa.. Może i ma trochę racji.. No, ale jużeśmy tym ośmiu obiecali, że wystąpią.
– Obiecywaliśmy różne rzeczy różnym ludziom, jeden musi wypaść i chuj.
– Zaraz, zaraz.. – pomroczność jasna ożywiła umysł Levego. – A jakby tak zestawić razem Mokasyna i Muńka?
– No, to przecież kumple.. Ale w sumie..
– Kumple, nie kumple – twardo rzucił Levy. – To jest biznes, albo walczą albo wypierdalają do Podeszwy.. Aaa, no tak, nie ma już Podeszwy!
– Zacnie, zacnie, Levy, zaczynasz myśleć, jak trochę wypijesz! – wesoło rzekł do przyjaciela Hajs.
– No, to ustalone, będą się napierdalać przyjaciele, zrobimy dobrą otoczkę.

Zadowoleni z siebie wychylili kolejny kieliszek. Byli już mocno niedysponowani.
– A, ty, wiem, co zrobimy z Amazinderem w takim razie – burknął Hajs. – Damy go Jęzorowi.
– Miał być Bleed.. Co z nim zrobimy? – zapytał Levy, drapiąc się po głowie.
– A co, nic. Nie będzie się bił teraz. Amazinder pasuje, i jeszcze jest Murzynem.
– Yy, a to nie metys czasem? – zadumał się Levy.
– Chyba o mulata ci chodziło – poprawił go Hajs.
– No, no..
– Może i tak, może i tak – powiedział Hajs. – Nie wiem, czy Marianowi wystarczy.. Może trzeba jeszcze innego znaleźć, ciemniejszego? No, ale Amazindera trzeba brać, bo do 70 kilo to nie zbije ni chuja, więc zaoszczędzimy co nieco. Jęzor przegra, to będzie, że rywal ciężki i doświadczony. Jęzor wygra, to robimy z niego nową gwiazdę.
– No, dobrze prawisz – powiedział z uznaniem Levy.
– Dobra, dla Diobła to bierzemy Le Donnera, pewnie mu Francuz spuści manto, ale może to i dobrze, bo ileż można, kurwa, promować beztalencie na kredyt.
– No, no, tak – przytaknął Levy. – Załatwię to.
– Ok, to mamy ustalone. – podsumował Hajs. – Teraz, kto dla Blachy?
– No, on by z tym Bobolu podobno chciał walczyć, może spróbuję do niego jakoś dotrzeć?
– Dobra, spróbuj. Pamiętaj, że hajsu dużo nie mamy, a Bobolu tani raczej nie będzie. No i nie Murzyn, a jeden Amazinder to może być dla Mariana za mało. Więc trzeba będzie jeszcze jakiegoś znaleźć. No, ale dobra, dla Blachy Bobolu niech będzie. A co z Terminatorem?
– No, ekhm, czy ja wiem – wybełkotał Levy. – Chyba trzeba dać mu kogoś lepszego niż ten, co był ostatnio?
– Tak, Levy – próbował trzymać fason Hajs. – Trzeba mu znaleźć kogoś dużego, z dobrym rekordem, ale słabego. Preferowany czarny.
– Poszukam na sieci. – powiedział Levy, zabierając się do laptopa. Miał jednak problemy z opanowaniem kursora.
– Nie szukaj teraz, nic nie znajdziesz. Skontaktuj się z MMAFox, może oni znają kogoś takiego.
– Jak tam chcesz..

To był dobry moment do wypicia kolejnej kolejki. Levy wziął butelkę i spróbował rozlać. Udało się, tyle że na stół miast do kieliszka. Zarechotał.
– Kurwa, Maryśka, schlałeś się na umór – parsknął Hajs. Lubił czasami dopiec koledze, zwracając się do niego drugim imieniem.
– E, tam.. – wymamrotał Levy. – Walę cię, dzwonię po tak.. taksówkę.

***

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Levy był sam w domu. Po wczorajszym wieczorze jeszcze trochę szumiało mu w głowie. Postanowił zająć się teraz znalezieniem rywala dla Terminatora – nie kontaktował się z MMAFox, bo chciał zrobić w końcu coś naprawdę sam i pokazać Hajsowi, że też potrafi. Odpalił SherNoga i zaczął przeglądać zawodników. Dobrze pamiętał słowa przyjaciela – „duży, z dobrym rekordem, słaby”.

Po godzinie mozolnych poszukiwań zanotował sobie kilka nazwisk. Nie był jednak do końca zadowolony z rezultatów. Spróbował inaczej – wszedł na Boogle Translatora, sprawdził, co miał sprawdzić, wrócił do wyszukiwarki Boogle i wpisał frazę 'most overrated mma fighter’. „Kurwa – zadumał się Levy – Leznar, Emilianenko, Overroid, coś tu chyba nie gra..”. Zwątpił, wrócił do SherNoga. „Wpadła bomba do piwnicy, napisała na tablicy S-O-S, wy-chodź, czar-ny pies.. Ha!”. Z czterech nazwisk, które zapisał wcześniej, ślepy los wskazał na niejakiego Zorbę. „Tak, to dobry wybór” – pomyślał Levy. Zadzwonił do Hajsa.
– Cześć, tu Levy, jak tam po wczorajszym?
– Cześć, trochę mnie łeb boli jeszcze, ale do przodu, do przodu. Co tam?
– Znalazłem gościa dla Terminatora, podesłałem ci na maila – powiedział Levy. – Jest duży, ma niezły rekord i jest słaby. Nie jest czarny co prawda..
– Dobra, wrócę do domu, to przejrzę – odparł Hajs. – Coś jeszcze?
– Póki co tyle, pozdro. A nie, czekaj, czekaj, co do Bobolu jeszcze, słuchaj, przeczytałem na MMAFox, że jest pod wyłącznościowym kontraktem z TwoFC, więc chyba szkoda czasu na niego, co?
– Ech, no dobra, i tak by w cholerę kosztował, trzeba znaleźć kogoś innego. Zajmiesz się tym?
– Tak, spoko.
– Ok, to do usłyszenia.
– Cześć.

***

Był późny wieczór. Hajs dopiero co wrócił z 'Medialnego Śniadania’, po drodze musiał jeszcze odmeldować się z raportem u Mariana i dlatego tak długo mu zeszło. Nie był w dobrym humorze, rozmowy z Marianem zawsze były dla niego stresujące i trudne.
Wyjął z lodówki zimnego Carla Berga Vintage i opadł na fotel. Odpalił Maca. Ostatnimi czasy w momentach przygnębienia lubił wchodzić na stronę organizacji Podeszwy. Wyświetlający się „error” kojąco działał na jego skołatane nerwy.
– Kurrrrwa.. – wymamrotał po chwili. Strona Podeszwy uruchomiła się prawidłowo! Nie było „errora”! Milion myśli od razu zaczęło kłębić się w głowie Hajsa. „Spokojnie, spokojnie, to nic nie znaczy” – mówił do siebie w myślach.

Postanowił inaczej poprawić sobie humor. Odpalił MMAFox, żeby obejrzeć ichniejszą relację z 'Medialnego Śniadania’. Miał nadzieję, że to może być jakieś antidotum na dzisiejsze wieczorne przygnębienie. Wywiady BJ’a bardzo przypadły mu do gustu, szczególnie ciekawiło go, jak też zaprezentuje się przed kamerami ten no-name Zorba. Miał nadzieję, że Zorba, który zgodził się walczyć za psie pieniądze, zrobi dobre wrażenie na polskich dziennikarzach.

„…”
„- Exactly how many times have you fought, what’s your record?”
„- Combined, 16-1.”

– Kurwa jego droga mać!!! – aż podskoczył na fotelu Hajs…

fot. gastronauci.pl

Powiązane artykuły

Komentarze: 13

  1. – Dobra, dla Diobła to bierzemy Le Donnera, pewnie mu Francuz spuści manto, ale może to i dobrze, bo ileż można, kurwa, promować beztalencie na kredyt.

    Ten tekst dla mnie najlepszy. Ciekawe są te twoje teksty i fajnie sie je czyta, oby tak dalej

  2. „A zastanów się, co teraz robi.. – Hajs zawiesił głos, spoglądając wymownie na przyjaciela.
    – No, kto?
    – No, kto, no, kto!? – ryknął Hajs i wybuchnął potężnym śmiechem. – Podeszwa, kurwa!”
    Stary wywalasz z butów. Mega tekst czekam na więcej.

  3. Świetna satyra. Podoba mi się sposób w jaki przedstawiasz temat obu panów i działalności federacyjnej. Jak na satyrę przystało jest tu sporo wyolbrzymień, ale mam nieodparte wrażenie, że nie popadasz w żadną skrajność – nie starasz się mieszać ich z błotem czy demonizować w każdym aspekcie. Nie jesteś też zachowawczy. Kładziesz nacisk jedynie na te cechy, upodobania, zwyczaje, które MOGĄ wynikać z tego czym obaj Panowie zasłynęli w rzeczywistym świecie.
    Oczywiście wiele rzeczy na ich temat dopowiedziałeś, ale w Twoich opowiadaniach ich karykatura zdaje się mieć wiele wspólnego z prawdą. To się ceni. Ja sam jestem bardzo ciekaw jak zareagowałby K lub L gdyby na to wpadli. Kto wie, może czytali oba te opowiadania? Jeśli tak to z pewnością natknęli się na kilka słów gorzkiej prawdy, bo w przypadku tak celnych wyolbrzymień nie wyobrażam sobie żeby w ich głowach mogło dokonać się całkowite wyparcie.
    Czekam na więcej.

    PS trzecie zdanie pierwszego akapitu mi trochę zgrzyta, to szczegół, ale jednak.

    Napisałeś – „Opisana poniżej również prawdopodobnie nie miała miejsca.”
    Dużo lepiej brzmiałoby to np. tak: „Opisana poniżej zapewne też nie miała miejsca”.
    To szczegół, ale tekstowi ciężko zarzucić coś znaczącego, więc mogę się pokusić przynajmniej o kosmetyczną uwagę.

    Pozdrawiam

  4. Dzięki serdeczne, Panowie, za miłe słowa.

    PAN EM, dzięki również za uwagi! Jeśli się wczytasz dokładnie w konstrukcję dialogów, to w kilku miejscach brakuje też kropki, ale.. powiedzmy, że po przeczytaniu tego tekstu n razy już miałem dość.

    Naturalnie, nie jest moim celem równanie Hajsa i Levego z błotem – tymi tekstami satyrycznymi, do których prowokują sami właściciele IaFJ, raczej staram się podkreślać, że tak naprawdę chodzi tu tylko o show i kasę, a wartości sportowe są mocno drugorzędne. Oczywiście – pełne ich prawo do tego, bo od tego firma jest, by zarabiać hajs :)

  5. Mam podobne poglądy odnośnie 'biznesu’ jakim jest niezaprzeczalnie organizacja gal i prowadzenie federacji. Mimo wszystko poruszając już ten wątek, wydaje mi się, że mamy do czynienia z sytuacją nieco patologiczną, nawet patrząc przez pryzmat działalności biznesowej.

    Oczywiście, że głównym i nadrzędnym celem jest ujmując to najkrócej – generowanie zysku, nie mniej obecną sytuację na rynku mieszanych sztuk walki można przyrównać do nieco abstrakcyjnej sytuacji w której załóżmy produktem nie jest gala, a telefon komórkowy. Wyobraźmy sobie taki stan rzecz w którym tylko JEDEN producent oferuje relatywnie dobrą jakość i niezawodność swojego produktu, natomiast pozostałe podmioty oferują produkty bardzo niepewne i wadliwe. To stawia firmę oferującą wysokiej jakości produkt w pozycji monopolisty, który jest nim nie względu na bariery prawne, czy tego typu wybiegi, a zwyczajnie jego pozycja wynika z praw rynkowych. Problem natomiast pojawia się w momencie w którym świadom tego producent telefonów niemalże na złość w stosunku do oczekiwania klientów wypuszcza tylko telefony w kolorze różowym. Badania rynku, opinia publiczna i wszelkie dochodzące informacje świadczą jednoznacznie o tym, że ludzie woleliby inne kolory, ale producent mimo wszystko, można rzec – bez powodu, upiera się przy wypuszczaniu telefonów w kolorze różowym. Podobnie rzecz się może mieć z innymi pobocznymi atrybutami, których brak lub niezgodność nie jest wstanie równoważyć zalet, które posiadana dany produkt.

    Ten przydługawy wywód łatwo można przenieść na grunt tematyki o której traktuje ten blog. Jak dla mnie KSW przy pełnym zrozumieniu własnej siły i braku zagrożeń może sobie bez konsekwencji pozwalać na niemalże robieniu 'na złość’ wszystkim fanom, a co za tym idzie odbiorcom ich produktów, bo i tak nabywca nie ma faktycznego wyboru. Ten brak realnej konkurencji na rynku MMA, o którym zresztą od dawna się mówi, tworzy właśnie tę patologię od której rozpocząłem.

    Nie wiem czy masz podobne spojrzenie na to, ale dla mnie uderzająca jest łatwość z jaką K i L mogą ignorować oczekiwania dużej części swoich 'nabywców’.

  6. Swoje podejście do KSW określiłbym jako ambiwalentne. Doceniam to, jak potrafili wypromować swoją markę i samo MMA przy okazji – bez względu na to, że nie mam najmniejszych wątpliwości, iż od dawien dawna (od zawsze?) nie była ich celem promocja dyscypliny jako takiej. Celem jest promocja KSW i następnie monetyzacja tego – prowadzą do tego różne ścieżki, jedne pokrywają się z promocją MMA jako sportu i wartości stricte sportowych, inne – nie. Tym niemniej – biznes się kręci, marka znana, hajs jest. Należy się za to szacunek – KSW to sprawnie działająca, naoliwiona machina.

    Z drugiej strony mierzi mnie bardzo retoryka włodarzy KSW. Mogą mówić, co zechcą, ich prawo, oczywiście, ale naszym prawem jest też komentować to. Hajs i Levy mają przeogromny problem ze zdefiniowaniem odbiorców swojego przekazu – wypowiadając się w portalach branżowych, których nie czyta Kowalski tylko fan orientujący się – lepiej lub gorzej, ale zawsze – w realiach MMA, stosują tą samą, nierzadko idiotyczną retorykę, którą serwują także Kowalskim np. w Polsacie. Doskonałym tego przykładem były wywody Hajsa i Levego na konwencie MMA, gdzie momentami opowiadali dyrdymały nie z tego świata – mając pełną świadomość, że nie było tam przypadkowych Kowalskich.

    Zdaję sobie sprawę, że być może zachowują się tak, bo… mogą. To, jak będzie ich postrzegać kilkuset czy w porywach kilka tysięcy konserwatywnych fanów, nie ma praktycznie żadnego przełożenia na ilość talarów, jaka wpływa do kieszeni naszych bohaterów. Podzielam Twoje zdanie i odczytują to raczej nie w kategoriach ignorancji – bo uważam, że przynajmniej Hajs zdaje sobie sprawę, że czasami gada głupoty – ale w kategoriach złośliwości. Dania prztyczka w nos fanom, którzy dużo gadają, ale niewiele mogą – tj. ich niezadowolenie z KSW czy nawet bojkot KSW niewiele zmienia w kwestiach profitów, jakie z gal osiągają Hajs z Levym. Mimo wszystko trochę to zaskakuje, bo wsparcie środowiska, choćby i było ono (środowisko) małe, jest zdecydowanie pozytywem – przykładowo, Podeszwa nie miał problemów z mówieniem, jak jest, czym zaskarbił sobie sympatię wielu fanów.

    KSW zawsze miało na celu generować zysk, jak to firma. Od momentu jednak, gdy wypłynęli na szersze wody, wartości sportowe zeszły na dalszy plan – i mam wrażenie, że z każdą następną galą stają się one jeszcze mniej istotne. Brak realnej konkurencji ma na to ogromny wpływ.

    Jeśli chodzi o Twój przykład z telefonami, to.. umiłowanie wolnego rynku ma tu ogromny wpływ na moją opinię. Abstrahując od tego, że KSW co najmniej raz korzystało z publicznych pieniędzy (co jest złe), to jednak sami wywalczyli sobie taką pozycję na rynku – swoją ciężką pracą, poświęconym latom i zainwestowanym środkom. Nie jest ich winą, że nikt nie potrafił nawiązać z nimi rywalizacji. Gdyby to jeszcze był rynek mocno regulowany, można by mieć wątpliwości. Ale nie jest – tzn. w ujęciu wolnorynkowym jest, ale patrząc na inne obszary gospodarcze, powiedzmy sobie szczerze, że galę MMA w Polsce zorganizować może w zasadzie każdy bez większych trudności, bez względu na to, czy Roman Siwek się z tym zgadza :) Ogólnie mówiąc, bariery wejścia na ten rynek nie są duże. Tak, jak UFC nie rywalizuje z Bellatorem, tylko np. z NFL, tak aktualnie KSW nie rywalizuje z Pro Fight, tylko powiedzmy z galami bokserskimi, koncertami itp. W mojej opinii mają pełne prawo nie tylko zmieniać swoje gale w show z doczepionymi na siłę aspektami sportowymi (czy też w ten sposób układać kartę walk, nawiązując do tego wpisu), ale winni mieć i prawo do wpuszczania na swoje gale tylko wysokich brunetów z brązowymi oczami, których nazwiska zaczynają się na literę „N”, jeśli mieliby akurat taką zachciankę – ich kasa, ich gale, ich prawo. W końcowym rozrachunku jednak to rynek zweryfikuje, czy ma to sens, tak samo, jak rynek zweryfikowałby w końcu, czy tylko różowe telefony czy też czarne fordy nadal będą sprzedawać się tak dobrze, jak dotychczas.

  7. Świetnie ten artykuł określa nie tylko „najlepszą organizację MMA w Europie”, ale i same poczynania MMA Fox, które stało się słupem ogłoszeniowym dla organizacji „MMA z gwiazdami”. Śniadanie najlepiej to pokazuje. Wystarczy pierdnięcie Hajsa czy Levego, a to już główny temat na tymże medium. Czekam na relacje z karmienia kota przez Chameda.

Dodaj komentarz

Back to top button