Historia MMAKalendarz MMAPride

Kalendarz MMA: czternaście lat temu w Osace…

Dokładnie czternaście lat temu w Osace Mirko Cro Cop Filipovic z przytupem powrócił na ścieżkę zwycięstw po pierwszej zawodowej porażce.

Dokładnie czternaście lat temu w japońskiej Osace ponad 13 tys. fanów zebranych w Castle Hall oglądało gale PRIDE 27 – Inferno, którą uświetniło starcie Mirko Cro Copa Filipovica (7-1-2) z Ronem Watermanem (10-1-2).




Dla Chorwata starcie to było piekielnie ważne, bowiem powracał wówczas do akcji po pierwszej zawodowej porażce, jaką zadał mu trzy miesiące wcześniej Antonio Rodrigo Nogueira. Brazylijczyk w ten sposób mocno oddalił w czasie szykowany już wtedy bój pomiędzy Mirko Filipovicem i rozdającym wówczas karty w Japonii Fedorem Emelianenko, sam torując sobie drogę do rewanżu z Rosjaninem.

Co ciekawe, była to też dla garnącego się do pojedynku z Emelianenką Filipovica pierwsza z aż ośmiu walk, jakie stoczył w 2004 roku.

Zanim jednak Cro Cop wszedł w Osace do ringu z mającym wówczas na koncie zwycięstwo między innymi z Valentijnem Overeemem – w przyszłości też Kevinem Randlemanem i Ricco Rodriguezem – Ronem Watermanem, udzielił niezapomnianego wywiadu w szatni, gdzie okrutnie nastraszył Mauro Ranallo – początkującego wtedy komentatora.

Od 2:40 Mirko Filipovic przechodzi do „działania”.

Pamiętam to, jakby wydarzyło się wczoraj.

– powie o tej sytuacji dekadę później Cro Cop w rozmowie z MMAFighting.com.

Biłem się z gościem z Ameryki, Ronem Watermanem. Przed walką chyba Bas (Rutten) podszedł do mnie i poprosił: „Czy mógłbyś to zrobić?”. Bas prosił mnie, żebym to zrobił. Proszę, proszę. Powiedziałem mu: „Daj spokój, nie chcę ranić gościa, nie chcę ranić jego uczuć. Może się zdenerwuje”. Ale Bas nalegał: „Nie, nie, proszę, wszystko będzie dobrze”.

Jako że Chorwat wychodził do walki z amerykańskim zapaśnikiem lżejszy o 15 kilogramów, miał prawo zadecydować, czy kopnięcia i kolana na głowę w parterze będą dozwolone – i, rzecz jasna, nie miał absolutnie nic przeciwko tym technikom, co zresztą okazało się kluczowe dla losów walki.

Już w pierwszej akcji Amerykanin przewrócił Chorwata, trafiając do jego gardy. Przez kilka minut utrzymywał dominującą pozycję, ale miał poważne problemy z wyprowadzaniem ofensywy – nie wliczając próby can openera, łokcia na szyję i pojedynczych uderzeń – unieruchomiony przez aktywnego z dołu Filipovica. Ba, w pewnej chwili Waterman, zirytowany nawoływaniami swojego narożnika o rozpuszczenie rąk, odkrzyknął: „Spokojnie, spokojnie!”.

Dawid i Goliat.

Z czasem jednak Chorwat zdołał się wydostać i walka wróciła na nogi – a tam okrutnie naruszył Amerykanina kopnięciem na głowę, dobijając go następnie serią soccer kicków.

Mam nadzieję, że podobała wam się walka, bo chciałem walczyć z panem Watermanem jako najsilniejszym z zaproponowanych mi rywali.

– powiedział w ringu Cro Cop.

I muszę mu oddać, że jest jednym z najsilniejszych rywali, z jakimi walczyłem. To jest mój bilet do finałów K-1… Pride Grand Prix. Przepraszam, przepraszam…




Dla mającego już wtedy za sobą cztery występy w UFC – w tym dwa zwycięskie – Watermana była to pierwsza porażka pod banderą PRIDE.

Nie spodziewałem się, że będzie tak dobry w parterze.

– przyznał po walce Amerykanin.

Straciłem mnóstwo sił, żeby obejść jego gardę, ale ma mocne biodra.

Dziewięć walk później – przedzielonych niespodziewaną porażką z gremialnie skreślanym wówczas Kevinem Randlemanem – Mirko Cro Cop Filipovic utorował sobie w końcu drogę do walki z Fedorem Emelianenko, ale to już osobna historia.

*****

Daniel Cormier: „Tacy goście jak Jones czy Rockhold oznaczają dla mnie problemy – ale Stipe…”

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button