Biznes MMA UFCUFC

„Jak w niewoli, nie masz żadnych praw” – stracił $7 mln, walcząc o swoje ideały! Nieugięty Francis Ngannou stawia UFC warunki!

Mistrz wagi ciężkiej Francis Ngannou nie zamierza się uginać pod presją UFC – stawia warunki, bez spełnienia których w UFC walczyć nie zamierza.




Po sobotniej gali UFC 270 w Anaheim jednym z przewodnich tematów rozpalających światową scenę MMA – a przynajmniej tę nieco bardziej zainteresowaną aspektem biznesowym sportu – jest sytuacja kontraktowa mistrza kategorii ciężkiej Francisa Ngannou, który w walce wieczoru wydarzenia wypunktował Ciryla Gane. Był to bowiem ostatni pojedynek w kontrakcie Kameruńczyka z UFC – jako że skończył go z tarczą, rzeczona umowa została co prawda przedłużona o trzy kolejne starcia, ale wygasa już w grudniu tego roku.

W najnowszym wywiadzie udzielonym Arielowi Helwaniemu Kameruńczyk zdradził, że w ostatnich latach Dana White i spółka kilka razy oferowali mu nowy kontrakt. Ostatnio w tygodniu poprzedzającym galę UFC 270.




– Gdy się ze mną skontaktowali, oferowali niezłe pieniądze – powiedział o ostatniej ofercie. – Ale powiedziałem im, że na tym etapie to już bez znaczenia. Zostawiłem to wszystko na stole. Nawet o to nie dbam. Biorę moje $600 tysięcy i robię swoją robotę. I wygrywam wszystko.

– Zostawiłem na stole o wiele więcej (niż $600 tys.) – przyznał. – Ile łącznie tego było? Od czasu (rewanżowej) walki ze Stipe zostawiłem na stole wiele pieniędzy. Na ten moment mogę być jakieś siedem milionów dolarów na minusie. Odrzuciłem to. Ale nadal cieszę się moimi $600 tysiącami, bo walczę o to, w co wierzę. Rzecz w tym, że wolność nie jest do kupienia. Wybierasz jedno albo drugie. Wolność albo pieniądze. Jedno oddajesz, masz drugie.

Predator potwierdził, że jeśli nie otrzyma satysfakcjonującej oferty od UFC, od grudnia będzie mógł rozmawiać z innymi organizacjami. Nie zamierza się uginać – na obowiązującym kontrakcie nie stoczy już żadnej walki.

– Spłaciłem swój dług w całości – zaznaczył. – A nawet nadpłaciłem. Spłaciłem cały dług. Cokolwiek było w tym kontrakcie, spłaciłem to z ogromną nawiązką.

Ngannou nie obawia się, że UFC pozbawi go pasa, bo taka decyzja wywołałaby bardzo konkretne konsekwencje.



– Nie martwię się o to, bo to tylko pas – powiedział. – A w momencie, w którym odbiorą mi pas, zostaję wolnym zawodnikiem. Zresztą to nie pas czyni ze mnie mistrza. Z pasem czy bez pasa, i tak jestem mistrzem, więc chcę, żeby wybrzmiało to jasno – nic nie zmieni mojego statusu mistrza.

Francis po raz kolejny podkreślił, że nie chodzi tylko o pieniądze. Nie są one najważniejsze – gdyby chodziło tylko o nie, nie odrzucałby poprzednich ofert. Walczy o swoje ideały, o swoje zasady, o to, w co wierzy.

– Ustawili mnie w pozycji, w której przez długi czas czułem się kompletnie bezsilny – powiedział. – Zdałem sobie sprawę, że to nie powinno tak być. To nie jest uczciwe.

Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 600 PLN

– Już przed walką z JDS chcieli, żebym podpisał kontrakt, ale wtedy nie chciałem go podpisywać, więc po prostu odstawiają mnie na boczny tor. Nie dają ci walk przez 10-11 miesięcy, żebyś spłukał się z pieniędzy, a wiedzą dobrze, że ci nie starczy, bo wiedzą dokładnie, ile zarabiasz. Wiedzą, że nie zajedziesz na tym daleko. W ten sposób zmuszają cię w pewnym sensie do podpisania nowej umowy. Tak działają. Nie mogę się na to zgodzić.

Czego zatem konkretnie Kameruńczyk chce?

– Odpowiednich warunków w kontrakcie – powiedział. – Wszystko, co tam umieszczają, powoduje, że jesteś jak w niewoli. Nie możesz nic zrobić, nie masz żadnych praw. Kontrakt jest jednostronny. I tak nic nie masz. Nie masz nawet ubezpieczenia, a wystawiasz swoje ciało na szwank, ryzykujesz, aby dać widowisko. Ryzykujesz wszystko.




– Jest wiele rzeczy. Nie mamy żadnych ubezpieczeń. Nic. Żadnych gwarancji.

Francis Ngannou zdradził, że gdy w sobotę razem z drużyną jechał do Honda Center na galę, otrzymał od UFC e-mail, w którym poinformowano go, że zostanie pozwany za rzekome rozmowy – negocjacje – z Nakisą Bidarianem, promotorem Jake’a Paula. Kameruńczyk stwierdził, że nawet człowieka nie zna, a o boksie może rozmawiać z kimkolwiek zechce. W nieszczególnie zawoalowany sposób dał do zrozumienia, że e-mail ten służył wywarciu nań presji przed starciem z Cirylem Gane.

Zapytany z kolei wprost, czy nadal – pomimo takich a nie innych taktyk stosowanych przez Danę White’a i spółkę – chce walczyć dla UFC, Ngannou długo się nie zastanawiał.

– Jeśli zrobią, co trzeba: tak – powiedział. – Cały czas to powtarzam.

Jeśli jednak porozumienie nie zostanie wypracowane i jego warunki nie zostaną spełnione, Kameruńczyk jak najbardziej bierze też pod uwagę rozstanie z UFC.




– Jestem gotowy na wszystko, aby dostać to, czego chcę – powiedział. – Podchodząc do tej walki, wiedziałem, że mogę ją przegrać. Przeanalizowałem wszystko, ale w środku czułem, że jeżeli to ma być koniec, to niech to będzie na moich zasadach. To ja zdecyduję, jak to się skończy. Na moich zasadach.

– Gdyby miało się tak skończyć, i tak byłbym szczęśliwy. Mając na uwadze, co przeszedłem… Zaszedłem daleko. Niektórzy ludzie mogą patrzeć na to inaczej, ale dokonałem tego i jestem bardzo zadowolony. I dumny z siebie. Może to moje ego, ale jestem dumny z tego, co osiągnąłem.

35-latek potwierdził, że z powodu urazu więzadeł w kolanie, którego nabawił się na niespełna miesiąc przed zeszłotygodniową walką, zmuszony będzie poddać się operacji. Czy zatem w tym roku zobaczymy go jeszcze w oktagonie UFC?

– Prawdopodobnie tak – ocenił. – Jest to możliwe. Trudno powiedzieć. W ostatnich trzech latach walczyłem raz na rok, pomimo że chciałem walczyć częściej. Nie jestem więc w stanie powiedzieć. Nie mam na to wpływu.

Cały wywiad poniżej.

Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 600 PLN

Fortuna Online to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.

Powiązane artykuły

Komentarze: 1

Dodaj komentarz

Back to top button