BellatorHistoria MMA

Fedor Emelianenko – legendarnym szlakiem

Fedor Emelianenko stanie dziś do walki z Ryanem Baderem w finale Grand Prix wagi ciężkiej Bellatora, stając przed szansą sięgnięcia po pas mistrzowski wagi ciężkiej.

Pierwsze przesłanki wskazujące na to, że po prawie dekadzie rządów w kategorii królewskiej bezwzględną, ale chłodną ręką Fedor Emelianenko zaczyna powoli nabierać cech ludzkich, pojawiły się w 2009 roku. Do swojej kolekcji głów dodał co prawda wówczas te należące do Andreia Arlovskiego i Bretta Rogersa, ale nie zachwycił formą.

https://twitter.com/Grabaka_Hitman/status/1089222002391609346

Kres jego dominacji na światowej scenie stanowiły trzy klęski, których doznał potem – najpierw nieśmiało odklepując szczwanemu Fabricio Werduma, potem natomiast kończąc na tarczy boje z napędzanymi TRT potężnym Antonio Silvą i niewielkim, bo rywalizującym też w wadze średniej, Danem Hendersonem.

Trzy zwycięstwa później – dwoma odniesionymi w Rosji, jednym w Japonii, z rywalami spoza czołówki wagi ciężkiej – Fedor zawiesił rękawice na kołku, oceniając, że tylko wola Boża może ściągnąć go z emerytury.

Czekał na nią niespełna trzy lata – i w końcu się doczekał, ubijając w powrocie mającego swoje pięć minut sławy Jaideepa Singha.

Rozgorzały spekulacje na temat kontraktu legendarnego Rosjanina z UFC. Potyczką z Fabio Maldonado miał wyrąbać sobie drogę do dogodnej pozycji negocjacyjnej, ale nic z tego nie wyszło. Starcie z twardym Brazylijczykiem zakończyło się co prawda zwycięstwem Ostatniego Cara większościową decyzją, ale werdykt ten nosił znamiona rabunku – choć Emelianenko zaprezentował nieprawdopodobne serce i determinację.

Starcie z półciężkim Fabio Maldonado, którego nieco wcześniej w 35 sekund zdemolował Stipe Miocic, stanowiło kres nadziei najbardziej zagorzałych fanów Ostatniego Cara. Nawet dla nich jasnym stało się, że o najwyższe laury w światowym MMA Rosjanin już nie powalczy.

W tym kontekście niewielu uroniło łzy, gdy ostatecznie swoim już zwyczajem nie trafił do UFC, zamiast tego związując się z Bellatorem. Jego decyzja była w dużej mierze podyktowana gotowością Scotta Cokera do zakontraktowania zawodników z Fedor Team – między innymi Vadima Nemkova, Valentina Moldavsky’ego czy Kirilla Sidelnikova.

Debiut Fedora Emelianenki pod sztandarem Bellatora brutalnie potwierdził wnioski, jakie wysnuto z jego klęski z Fabio Maldonado. Rosjanin przegrał bowiem przez nokaut z Mattem Mitrione. Niejednemu fanowi mniejszemu i większemu przeszło wówczas przez głowę pytanie: „Po co to?”.

A jednak! Nie bez problemów – pomimo wątpliwej jakości przeciwników – ale Ostatni Car utorował sobie drogę do finału Grand Prix wagi ciężkiej, w drodze doń ubijając Franka Mira i Chaela Sonnena.

Pomimo od dawna mocno już przerdzewiałej szczęki Rosjanin nie zmienił swojego stylu walki – jak chociażby inna legenda PRIDE w osobie Mauricio Shoguna Ruy – i nadal poruszając się na początku lekkim, potem już rybim krokiem, z nisko opuszczonymi rękami i zaufaniem do swojej szybkości polował na nokauty. Tym razem – z powodzeniem.

Natomiast dziś w Los Angeles stanie do walki w finale turnieju – na szali którego znajdzie się pas mistrzowski wagi ciężkiej – z zasiadającym na tronie 205 funtów Ryanem Baderem. I nie jest faworytem tej potyczki, czemu trudno się dziwić.

Zwycięstwo – bo pomimo zaawansowanego wieku i licznych luk w swojej grze Rosjanin posiada nadal narzędzia, aby szczególnie w pierwszej rundzie rozstrzygnąć walkę na swoją korzyść – mogłoby stanowić kapitalną okazję do zakończenia przezeń sportowej kariery, ale narracja medialna Fedora w drodze do gali – skąpa jak zawsze – nie wskazuje na to, aby wybierał się on na emeryturę po starciu z Darthem. Bez względu na jego wynik.

Nie zapominajmy bowiem, że na horyzoncie cały czas majaczy rewanż z bijącym się także dla Bellatora Mirko Cro Copem Filipovicem

A jeśli Fedor dziś przegra? Tu i ówdzie pojawią się oczywiście głosy sugerujące mu zawieszenie rękawic na kołku, być może zarzucające, że rozmienia swoją legendę na drobne, nie wie, kiedy przestać.

Jednak pomnik sportowy, jaki nieprzystający do dzisiejszego kolorowego MMA lodowaty Rosjanin zbudował w pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku – naznaczony niezapomnianymi chwilami, gdy tańczył po cepie Kazuyuki Fujity, witał się z kostuchą po suplesie Kevina Randlemana, demolował w 36 sekund Tima Sylvię, rozbijał w parterze Antonio Rodrigo Nogueirę czy w stójce wspomnianego Cro Copa – jest nie do ruszenia. Wykuty z kamienia, obrośnięty mchem legendy.

https://twitter.com/Grabaka_Hitman/status/1089219836784398336

Mówi się, że jedna porażka nie określa zawodnika, nie wymazuje jego dokonań z kart historii, nie przekreśla jego kariery i dorobku. Czasami nie czyni tego nawet kilka niepowodzeń.

*****

Lowing.pl trzy miesiące z Patronite.pl

Powiązane artykuły

Komentarze: 3

Dodaj komentarz

Back to top button