UFC

Dominick Cruz vs. Jimmie Rivera na UFC 219

Dominick Cruz i Jimmie Rivera skonfrontują swoje umiejętności podczas gali UFC 219 w starciu, którego zwycięzca prawdopodobne utoruje sobie drogę do titleshota.

Doskonale zapowiadający się pojedynek w kategorii koguciej pomiędzy byłym mistrzem Dominickiem Cruzem (22-2) i robiącym furorę w dywizji Jimmie Riverą (21-1) został oficjalnie dodany do rozpiski gali UFC 219, która odbędzie się 30 grudnia w Las Vegas.




Dominator po trzech latach zmagań z kontuzjami kolan, które przypłacił utratą pasa mistrzowskiego, powrócił do akcji w 2014 roku, efektownie ubijając Takeyę Mizugakiego. Zamiast walczyć następnie o pas, ponownie jednak z powodu kontuzji wypadł z gry na prawie półtora roku. Gdy powrócił, po bardzo wyrównanej walce wypunktował TJ-a Dillashawa, strącając go z tronu. Jego kolejną ofiarą został Urijah Faber, którego pokonał wyraźną decyzją sędziowską w starciu wieńczącym ich trylogię. W grudniu zeszłego roku podczas gali UFC 207 nie sprostał jednak Cody’emu Garbrandtowi, tracąc pas mistrzowski.

Z kolei niepokonany od 2008 roku Rivera, który znajduje się na fali aż dwudziestu kolejnych zwycięstw, w tym już pięciu pod banderą UFC, przygodę z amerykańskim gigantem rozpoczął od ubicia Marcusa Brimage’a. W kolejnych starciach pokonywał na punkty Pedro Munhoza, Iuriego Alcantarę i Urijaha Fabera, by ostatnio – podczas lipcowej gali UFC on FOX 25 – taki sam los zafundować Thomasowi Almeidzie.

Cruz nie prezentuje ostatnimi czasy najwyższej formy – już w walce z Faberem był mniej mobilny niż zazwyczaj, polując na mocne ciosy, a chwilami wręcz na cepy. Wtedy jednak można było jeszcze wyjaśnić to chęcią ubicia odwiecznego rywala. Jednak jeszcze gorzej wyglądało to w starciu z Garbrandtem, w którym Dominator był statyczny jak nigdy wcześniej, chwilami ładując pokracznie wręcz wyglądające bomby.

Od dawna stoję na stanowisku, że tak zmieniony styl walki nie jest jego wyborem – ale koniecznością. A to z powodu opłakanego stanu zdrowia, w jakim się znajduje. Najzwyczajniej w świecie kontuzje odcisnęły na nim swoje piętno i już nie jest w stanie tak szaleńczo hasać po oktagonie, jak to onegdaj bywało. Jego oktagonowa gra uległa zmianie, spłaszczeniu.

W starciu z Riverą będzie musiał szczególnie uważać na półdystans, bo tam czeka na niego największe niebezpieczeństwo. Jimmie nie posiada może najszczelniejszej defensywy na świecie – niemal każdy rywal posyłał go na deski! – ale jego fundamenty bokserskie stoją na wyższym poziomie niż Cruza. Dopóki były mistrz opakowywał swoją stójkę w niezwykłą mobilność, płazem uchodziły mu takie elementy jak ręce na wysokości pasa czy głowa zadarta do góry. Teraz, w czasach, gdy zmuszony jest bić się bardziej „klasycznie”, braki te obnażył już Garbrandt – i ma szansę obnażyć je Rivera, który posiada też w arsenale narzędzie, którym może okazać się kluczowym dla losów pojedynku – atomowe lowkingi. Już Dillashaw w mistrzowskich rundach napsuł Cruzowi mnóstwo krwi niskimi kopnięciami i jak najbardziej w jego ślady może pójść też Rivera.

https://twitter.com/Jonnyboy_6969/status/888917044716064768

Jeśli chodzi o aspekty zapaśnicze, to wydaje się, że żaden z zawodników nie będzie posiadał w tej materii wyraźnej przewagi. Również i płaszczyzna kondycyjna może nie mieć większego znaczenia, bo walka zostanie rozegrana na dystansie trzech rund.

Przewidywane kursy bukmacherskie:

Dominick Cruz – 1.60
Jimmie Rivera – 2.25

*****

Alistair Overeem vs. Francis Ngannou oficjalnie na UFC 218

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button