UFC

Diego Sanchez przed walką z Marcinem Heldem: „Wyjdę, zacisnę zęby i będę gotowy, bo jedno uderzenie może zdecydować”

Zwycięzca pierwszego sezonu The Ultimate Fighter Diego Sanchez opowiada o porażce z Joe Lauzonem oraz zbliżającej się walce z Marcinem Heldem.

W 2009 roku w konfrontacji z BJ-em Pennem przegrał po raz pierwszy w swojej karierze przed czasem – wtedy jednak zdecydował o tym lekarz, z powodu rozcięć nie dopuszczając go do dalszej walki. Jednak w lipcu tego roku na jubileuszowej gali UFC 200 Diego Sanchez – bo o nim mowa – doznał pierwszej prawdziwej porażki przez nokaut. Nie padł co prawda na deski nieprzytomny, ale Joe Lauzon okrutnie naruszył go na nogach i gdyby nie interwencja sędziego Sanchez najpewniej skończyłby na deskach.

To była najcięższa porażka w mojej karierze. Najcięższa do zaakceptowania, bo byłem w swojej najlepszej formie, wychodząc do tej walki. Byłem naprawdę w najlepszej formie, byłem pewny siebie, przygotowania poszły świetnie. Czułem, że mogę pokonać Joego Lauzona o dowolnej porze.

– powiedział Sanchez w audycji SiriusXM Rush.

Wyszedłem do walki i czułem się szybki i silny, ale zostałem trafiony. Zostałem szybko trafiony. Joe Lauzon utrzymał presję, nie pozwolił mi dojść do siebie i sędzia wykonał dobrą robotę, przerywając walkę.

Ale wracam i 5 listopada zmierzę się z Marcinem Heldem, żeby udowodnić wszystkim innym – ale przede wszystkim udowodnić sobie – że jestem zawodnikiem, jakim jestem, że zostałem obdarzony umiejętnościami, talentem, że jestem wojownikiem.

34-letni zawodnik od zawsze słynął z niesłychanie odpornej szczęki – i przekonuje, że porażka z Lauzonem nic w tej materii nie zmieniła, choć nauczyła go, że w każdej sekundzie walki musi być uważny. I lekcję tę zamierza wcielić w życie na finałowej gali TUF Latin America 3, na której zmierzy się z debiutującym w UFC Marcinem Heldem.

Czułem, że byłem o wiele szybszy od Joego, czułem, że mogę trafiać go, kiedy chcę. Ale zacząłem się cofać, a Joe trafił mnie ciosem, który nie było ciosem bokserskim – to był cios pod MMA. Unieruchomił mnie lewą i potem wyprowadził prawą, której nawet nie widziałem. Pomyślałem sobie, że jestem przecież w życiowej formie… i to dzieje się naprawdę?

– wspomina Amerykanin.

Teraz więc nie ma znaczenia, że walczę z Marcinem Heldem, który jest grapplerem. Nie ma znaczenia, z kim walczę. Wyjdę do tej walki, zacisnę zęby i po prostu będę gotowy, bo potrzeba tylko jednego uderzenia.

Sanchez stwierdził – za swoim trenerem Mikiem Winkeljohnem – że punktem zwrotnym pojedynku z Lauzonem okazał się moment, w którym oddał rywalowi pole, zaczynając się cofać.

Byłem podekscytowany. Wydawało mi się, że wreszcie lata treningów stójkowego zaczynają dawać owoce i znokautuję tego gościa. Mogę go skontrować. Ale w tej samej chwili, gdy zacząłem się cofać, zostałem trafiony i tak to się potoczyło.

Ale jeśli chodzi o walkę z Marcinem Heldem… Style tworzą walki. Zawsze byłem wielkim zwolennikiem tezy, że style tworzą walki. Ten gość pokonuje tamtego gościa i tak dalej. Widać to cały czas.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button