Bellator

Bellator 135 – relacja i wyniki

Obszerna relacja z gali Bellator 135 – Galvao vs Warren

Ivan JP Cole do okrągłej klatki Bellatora wchodził z serią dwóch porażek (ostatnia w lipcu 2012r.) oraz 7 kolejnych walk, na których był zapowiedziany, a które się nie odbyły (w sumie zawodnik aż 9 razy padł ofiarą anulowania walki). Jego rywalem był doświadczony Rumun George Constantine Pacurariu reprezentujący lokalny klub Octagon MMA, który część fanów kojarzy ze współpracy chociażby z walczącym dla UFC Mattem Hobarem. Constantine legitymował się bilansem 8 wygranych (cztery przez poddanie), tocząc swoje walki od 8 lat (od 4 lat w Teksasie), głównie na galach spod znaku Legacy, który również do klatki BFC wchodził z porażką na koncie.

Przed starciem wyraźnie faworyzowano Rumuna i rzeczywiście to do niego należała przewaga w walce stójkowej. Uderzał bardziej technicznie, podczas gdy PJ skupiał się na siłowych ciosach, którymi chybiał. Jednak najpiękniejsze zaczęło się od klinczu – Pacurariu fantastycznie obalił przez biodro atakującego PJa i doszedł do krucyfiksu, z którego zapiął kończącą pojedynek balachę. Świetna akcja, godna światowych salonów – z cyklu „to trzeba zobaczyć”.

W drugim pojedynku karty wstępnej spotkali się Klayton Mai oraz Xavier Young Guns Siller.
Mai to reprezentant klubu Octagon MMA, który słynie z zawodników z dobrymi umiejętnościami parterowymi. Do klatki wniósł bilans 6 wygranych (aż 5 przez poddanie) przy 1 porażce, podczas gdy ostatnie dwie walki to odpowiednio porażka i wygrana na gali Legacy. Siller wkroczył do ringu z bilansem 5-3 i dwiema kolejnymi porażkami, jedną odniesioną na lokalnej gali w stanie Oklahoma, a drugą na gali spod znaku Titan FC. Zdecydowanie na papierze lepiej wyglądał bilans Mai, którego na Tapology faworyzowało aż 90% osób obstawiających tę walkę.

Walkę rozpoczęła nieudana próba gilotyny wykonana przez Maię, który jednak dość łatwo znalazł się w gardzie, z której skutecznie obijał Young Gunsa. Wykorzystując oczywisty błąd Sillera, Mai łatwo wpiął się za plecy i poddał go klasycznym mataleo.

Stephen The Fear Banaszak to jeden z bohaterów kolejnej walki tego wieczoru. Legitymował się on niezbyt okazałym bilansem trzech porażek i czterech zwycięstw, jednak porażka z Emmanuelem Sanchezem (który również wystąpił tego wieczoru) większego wstydu nie przynosi. Już trzykrotnie Banaszak miał okazję pokazać się w okrągłej klatce Bellatora, jednak jego bilans dla tej organizacji to jedna wygrana w debiucie z Trestonem Thomisonem, przegrany z nim rewanż i porażka ze wspomnianym już Sanchezem. Jego rywalem był Brad Mitchell, z którym miał się zmierzyć w zeszłym roku na gali XKO 21, jednak wtedy walka nie doszła do skutku.

Brad Mitchell był uznawany za faworyta, czego jednak nie potwierdził przebieg pojedynek. Banaszak lepiej rozpoczął starcie, choć raz za razem lądował na plecach, próbując pociągnąć za sobą Mitchella. Momentami te starania wyglądały wręcz żałośnie. W stójce chętnie odnosił się do obrotówek, które przynosiły mu tylko przyjmowanie nielicznych ciosów kontrujących na twarz, natomiast Mitchell wyglądał na pozbawionego pomysłu na walkę. Gdy wreszcie w drugiej rundzie walka trafiła do parteru, pozbawiony większych umiejętności w tej płaszczyźnie Mitchell dosłownie oddał omoplatę, którą Banaszak zmusił go do poddania walki.

Następną walkę odbył Neil No Problem Ewing, który wchodził do klatki z nieskazitelnym bilansem 5 wygranych, z czego aż 4 walki toczył o pas lokalnych organizacji. Ewing, będący moim skromnym faworytem tej gali, to trener mma we wspomnianym już klubie Octagon MMA, który ponadto prowadzi darmowe zajęcia dla dzieci, które chcą uczyć się mma, a nie mają na to funduszy, co tym bardziej mnie do jego osoby przekonało. Jak na trenera w klubie parterowców przystało, jest on świetny w bjj, jednak jego stójka, choć czasami nazbyt drętwa, jest całkiem poprawna, nie odstawał w walce stójkowej od przekonwertowanego na mma pięściarza. Jego rywalem był Logan Nail, reprezentującym Grip Game Jiu-Jitsu, który rok temu zaliczył debiut w mma, na gali przewijającej się przez całą kartę wstępną BFC organizacji Legacy FC.

Ewing mocno rozpoczął bój w stójce, zadając kilka ciosów, po których łatwo obalił Neila. No Problem z pełnej gardy obijał po żebrach wciśniętego w siatkę rywala. Sędzia, uznając, że walka ma zbyt monotonny przebieg, podniósł ją do stójki, dając Ewingowi okazję to zaprezentowania siły swojej szczęki, przyjmując kilka kolan i highkicków, po których znowuż obalił Logana. Kolejne rundy miały bliźniaczo podobny przebieg, z tą różnicą, że Ewing lądował po obaleniu kolejno w półgardzie i w pozycji bocznej. Choć pozornie walka nie porwała, to jednak każdy fan mma powinien docenić piękną pracę, jaką wykonywał Ewing nad swoim rywalem, którą docenili także i sędziowie, przyznając mu jak najbardziej słuszną wygraną przez decyzję (widownia w ciągu pojedynku nieustannie biła brawo, wyrażając swoje uznanie, co najlepiej świadczy o poziomie świadomości widzów, którzy wybrali się na tę galę).

Sean Holden to kolejny przedstawiciel Octagon MMA na tej gali, legitymujący się rekordem dwóch wygranych decyzji i jednej porażki przez poddanie. Stanął w ringu przeciwko Timothiego Romana, który choć bilans walk zawodowych ma identyczny, to jednak wykazuje się sporym doświadczeniem z walk amatorskich (bilans 5-7)

W pojedynku tym mieliśmy ciekawy pokaz umiejętności Holdena, który choć sprawnie pracował nad pozycją w parterze, nie mógł przez dłuższy czas jej ustabilizować. Choć Sean ostatecznie dopiął ciasne mataleo, nie udało mu się zmusić Romana do odklepania przed wybiciem gongu kończącego rundę. W drugiej rundzie po dalszych wojażach w parterze Holden ciasno złapał gilotynę, z której i tym razem Roman zdołał się uwolnić. Ostatnia runda stała pod znakiem dalszych prac nad zdobyciem pozycji, co nadal jednak nie przynosiło powodzenia. Sędziowie musieli przyznać wygraną przez decyzję Holdenowi, który w ostatniej akcji swojej walki postanowił pokazać jeszcze punktowym siłę swoich ciosów sierpowych.

Walczący dla słynnego klubu Roufussport Emmanuel El Matador Sanchez, wchodząc do klatki z bilansem 5 kolejnych wygranych, był sporym faworytem przed walką z Alejandro Villalobosem, który choć mógł się pochwalić serią kolejnych 7 wygranych z rzędu,  znaczną część z nich odniósł na lokalnych galach w rodzinnej Kostaryce.

Walka zapowiadała się niezwykle emocjonująco i tak też było. Od samego początku zawodnicy narzucili ostre tempo wymian uprzejmości, z których lepiej wychodził mający znacznie większy zasięg Sanchez (193cm zasięgu, przy 175 cm wzrostu robi wrażenie, dla kontrastu Kostarykańczyk ma 170 cm wzrostu i tyleż samo zasięgu). Przegrywający wymiany Villalobos zdecydował się przenieść walkę do parteru i pomimo całkiem umiejętnej walki dał się kilka razy złapać w technikę kończącą – na jego szczęście, żadna z nich nie zakończyła boju.

W drugiej rundzie wymiany stójkowe należały już do Villalobosa, który bardzo ładnie kontrolował tempo swoich uderzeń, raz za razem raniąc sporo większego, acz wolniejszego i mniej zdecydowanego Matadora. Ostatnia odsłona to dość łatwe obalenie wykonane przez Kostarykańczyka i cudowne wręcz przejście gardy. Jednak Sanchez wykorzystał błąd i zdołał wydostać się z pleców, po czym walka wróciła do stójki. Na minutę przed końcem pojedynku Alejandro mocno trafił rywala, jednak zabrakło mu czasu, aby zakończyć walkę. Oddając po świetnej walce decyzję w ręce sędziów, otrzymali odpowiedź wskazującą na wygraną Emmanuela Sancheza przez decyzję.

Orlando Coulter do klatki Bellatora wszedł z bilansem 4 wygranych przez poddanie i jednej porażki przez duszenie barkiem, a jego rywalem był niezwykle doświadczony w bojach (to troszkę ironiczne stwierdzenie) Jeremiah O’Neal mający 13 wygranych przy 24 porażkach i zawrotną serię 4 porażek z rzędu. 173 cm wzrostu i ledwie 168 cm w wadze ciężkiej nie wygląda zbyt imponująco, zwłaszcza gdy naprzeciwko stoi rywal obdarzony 183 cm wzrostu i zasięgiem 195 cm. Jak też się w tej walce okazało, zasięg robi różnicę i Coulter, lokując potężne kolano po serii ciosów, dokończył dzieła zniszczenia na bezradnym rywalu, zmuszając sędziego do przerwania pojedynku, notując tym samym zwycięstwo przez techniczny nokaut.

Dakota Cochrane wraz z Ryanem Couture otworzyli kartę główną gali Bellator 135. Dakota do pojedynku przystępował z bilansem walk 18-7 i wśród bukmacherskich wilków rokował na sprawienie niespodzianki (po kursie ok. 2.20) w rywalizacji z synem Randy’ego Couture Ryanem mającym rekord 9-3.

Walka okazała się być bardziej jednostronna niż przewidywano – Couture dość łatwo obalił, zdobył pozycję żółwia, wpiął haki nogami i zdobywając duszenie mataleo, poddał Cochrane.

Kolejne starcie to pojedynek świetnie znanego chociażby z UFC Francisa Carmonta (22-10) z Guilherme Vianą (6-1). W tej walce nawet najwięksi optymiści nie ryzykowali faworyzowania brazylijskiego zawodnika, któemu na debiut w okrągłej klatce zafundowano rywala z najwyższej półki.

Francuz zaczął walkę w swoim unikatowym stylu, czyli mocno zanudzając cały świat, jednak o dziwo w dość niespodziewanych okolicznościach wylądował na plecach. Następne starcie nie przyniosło zmiany obrazu walki, jeszcze mocniej angażując widza w oglądanie reklam między walkami dla zapewnienia sobie rozrywki. Trzecia runda była dość niespodziewana – Viana zdobył plecy Carmonta i tylko braki umiejętności złapania chwytu przedłużały tę walkę. Pod koniec rundy Carmontowi udało się uciec z niekorzystnej pozycji, jednak tej rundy nie mógł zapisać na swoją korzyść. Sędziowie orzekli, że przez decyzję wygrał Francis Carmont. Walka dla masochistów.

L.C. Davis (22-6) to weteran światowych ringów mma, który walczył między innymi nieistniejącej już organizacji WEC. Do okrągłej klatki Bellatora wychodził po dwóch kolejnych wygranych, odpowiednio na gali BFC 113 i BFC 124. Jego rywalem był niezwykle efektowny Japończyk Hideo Tokoro, który przewalczył aż 61 walk, z czego 32 wygrał, 27 przegrał a 2 orzeknięto za nieodbyte. Był to dla niego dopiero drugi występ na amerykańskiej ziemi, pierwszy od 2007 roku.

Od samego początku mogliśmy spodziewać się grzmotów, jednakże zawodnicy, a zwłaszcza Japończyk, znacznie chętniej widzieli się w zwarciu i tam rozegrało się gro pierwszej rundy, którą wydaje się, że powinien wygrać LC. Kolejna runda to bardziej śmiałe ataki Davisa, który zdawał się z sekundy na sekundę zdobywać przewagę w walce – pod koniec drugiej rundy Tokoro wydawał się być mocno zagubiony. Japończyk mocno rozpoczął trzecią część walki, obalając LC, jednak niezbyt długo zdołał go tam utrzymać i choć przez znaczną część rundy dominował, to jej koniec należał już do Amerykanina. Po bardzo widowiskowej walce kolejny raz sędziowie musieli rozstrzygnąć o wygranej, wskazując na niejednogłośne zwycięstwo LC Davisa.

Joe Warren i Marcos Galvao rozpoczęli walkę wieczoru bardzo efektownie, wymieniając się krótkimi ciosami w klinczu, jednak zdecydowanie lepiej prezentował się Warren, walcząc znacznie bardziej agresywnie. Druga runda to kolejne obalenie wykonane przez Warrena, który tym razem jednak zapomniał się i oddał nogę czarnemu pasowi w bjj. Galvao, nie czekając długo, wyciągnął potężną balachę na kolano i choć Warren nie odklepał techniki to na skutek przeraźliwego jęku sędzia Big John McCarthy zdecydował się przerwać walkę, tym samym przyznając pas kategorii koguciej brazylijskiemu pretendentowi.

 

Wyniki karty głównej

Marcos Galvao pok. Joe Warrena przez poddanie (balacha na kolano) 0:45 R2

L.C. Davis pok. Hideo Tokoro przez niejednogłośną decyzję (2×29-28 28-29)

Francis Carmont pok Guilherme Vianę przez decyzję (3×29-28)

Ryan Couture pok Dakotę Cochrana przez poddanie (mataleo) 3:23 R1

Wyniki karty wstępnej

Orlando Coulter pok. Jeremiaha O’Neala przez tko (kolano i uderzenia) 1:44 R1

Emmanuel Sanchez pok. Alejandro Villalobosa przez decyzję (2×29-28 30-27)

Sean Holden pok. Tima Romana przez decyzję (3×30-27)

Neal Ewing pok. Logana Naila przez decyzję (29-28 2×30-27)

Stephen Banaszak pok. Brada Mitchella przez poddanie (omoplata) 2:51 R2

Klayton Mai pok. Xaviera Sillera przez poddanie (mataleo) 3:55 R1

George Pacurariu pok. Ivana Cole’a przez poddanie (balacha z krucyfiksu) 2:59 R1

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button