Trening MMAUFC

„Będziesz dzisiaj robił z Khabibem” – Joe Giannetti o niezapomnianym pierwszym dniu w AKA

Joe Giannetti opowiedział o swoich doświadczeniach z pierwszego sparingu z Khabibem Nurmagomedovem w American Kickboxing Academy.

Joe Giannetti nie zapomni swojej pierwszej wizyty w American Kickboxing Academy. Goszcząc w San Jose na przełomie lata i jesieni 2018 roku trafił do klubu akurat wtedy, gdy Khabib Nurmagomedov przygotowywał się do październikowej walki z Conorem McGregorem.

W serii The Fight Experience młody Amerykanin – wówczas miał 22 lata, będąc świeżo po przegranym finale TUF 27 – opowiedział, jak wyglądał jego pierwszy dzień w klubie.

– To był akurat dzień sparingów – rozpoczął opowieść Giannetti. – Jesteśmy wszyscy ustawieni w rzędzie, mamy tak jakby zebranie drużynowe. Wybieramy, kto walczy z kim. Mówię: cześć, zna mnie DC i Joe, nazywam się Joe Giannetti, będę tutaj przez miesiąc, lubię pracować ze wszystkimi i od wszystkich chcę się uczyć.

Padają słowa, że „przygotowuje się pod Conora McGregora”. Javier Mendez mówi, że potrzebują wysokiego, szczupłego mańkuta. Przygląda się wszystkim zebranym. Myślę sobie: tylko nie to… Mówi: Joe, będziesz robił z Khabibem. Odpowiadam, że nawet go nie znam, a on na to, że jestem wysoki, mam dobry zasięg i jestem mańkutem.

No dobra… Mój pierwszy dzień tam i mam pomagać mu przed walką z Conorem McGregorem. Mówię im więc, że, no, moja stójka nie jest taka jak Conora, ale postaram się.

I się wzięli za bary…

– Pierwszą rundę robiliśmy w MMA – kontynuował Joe. – W głowie zakładam sobie, że na pewno go tam nie pokonam, ale postaram się być dobrym klubowym kolegą i walczyć jak Conor. Cały czas próbowałem więc ustawić go sobie pod lewą rękę, ale nie trafiłem go ani razu. Nie mogłem go dotknąć. Stoję tam, widzę, że rusza się trochę jak Mike Tyson z tą wysoką gardą. Patrzę i widzę, że porusza się do lewej, do prawej, do lewej… Dobra, gdy będzie wracał do prawej, grzmotnę go. Rzucam lewą, a on już schodzi do moich nóg pod ciosem. No to się zaczęło… Udało mi się jednak zepchnąć jego głowę tak nisko, że zszedł poniżej moich kolan. Myślę sobie, że mam go! Zatrzymam to obalenie! Zepchnąłem jego głowę poniżej kolan i wyciągnąłem nogę. Jestem wolny! Ale myk – i uwiesił się u drugiej nogi! Próbują go zrzucić z tej nogi, myśląc sobie, że, dobra, na to nie byłem przygotowany. Potem przechodzi do obu nóg, wspina się wyżej, za moje plecy, wyklucza mi rękę. Wynosi mnie i rzuca na matę. Gdy tak leciałem, przeszło mi przez głowę, że w sumie na to tylko czekałem.

Unieruchomił mnie. Niesamowita presja biodrami. Nie mówimy tutaj o zwierzęcej sile – to była technika. Było czuć, że się nie męczy, nie wkłada w to wysiłku. Skopał mi dupę i nawet się nie starał. Trzymał mnie bardzo ciasno, podniósł się na chwilę, rzucił kilka uderzeń i znowu mnie trzymał. Siedzę tam, unieruchomiony, a gość wkłada w to wszystko może ze 40% swoich sił. Ja natomiast robię, co mogę, żeby się wydostać. Próbuję zepchnąć jego kolana. Szaleństwo.

– Sprawił, że miałem wrażenie, że nigdy nie robiłem zapasów, że nigdy się nie kulałem – powiedział Giannetti. – I nie było tak, że stłamsił mnie siłą fizyczną – zrobił to techniką. Jest po prostu tak mocny.

Zrobiłem z nim tamtego dnia trzy rundy. Byłem wyczerpany. Chciało mi się wymiotować. Nigdy w życiu nie wymiotowałem po treningu. Nigdy. Bez względu na to, jak ciężki był to trening. Wtedy chciałem jednak wymiotować.

Tak wyglądał mój pierwszy dzień w AKA. Pierwszy dzień. „Pomagasz Khabibowi do walki z Conorem McGregorem!”. Czy to jakiś żart? Jestem podenerwowany samą obecnością tam, bo generalnie jestem nieśmiałym człowiekiem. „Mam na imię Joe, miło cię poznać”. Ale nie – wchodzisz z nim do klatki.

Nie tylko jednak umiejętności sportowe mistrza kategorii lekkiej UFC zrobiły na Joe Giannettim wrażenie. Podobnie rzecz się miała z nastawieniem Dagestańczyka do klubowych kolegów z AKA.

– To był jeden z najskromniejszych gości, jakich kiedykolwiek spotkałem, jeśli nie najskromniejszy – stwierdził Giannetti. – Przechodząc obok mnie, dziękował mi za rundy. Koniec dnia, wychodzimy z klubu. Podchodzi: „Dziękuję, bracie, dziękuję, bracie”. Mnie dziękujesz? Ja jestem tu nikim. To ja dziękuję. To ty jesteś mistrzem. A on na to: „Nie, nie, dziękuję ci za pomoc, doceniam to, bardzo mi pomogłeś”. Że jak? Ja ci pomogłem? Dobra…

Za każdym razem, gdy razem trenowaliśmy, słyszałem „dziękuję, dziękuję, doceniam”. Ale takie już ma nastawienie. Niektórzy ludzie sądzą, że to na pokaz i mu nie wierzą, ale nie wiem dlaczego. To naprawdę szczerze skromny człowiek, który ma swoją etykę. To było wręcz dziwaczne, bo nie spotyka się takich ludzi. Ja czasami bywam wygadany, ale staram się zawsze być skromnym – ale on to inny poziom skromności. Wszystkim zawsze dziękuje. Jak mówię, to był mój pierwszy dzień. Nie znał mnie. A po trzech rundach: „dziękuję, dziękuję”. Dlatego jest mistrzem.

Po przegraniu finału TUF 27 z Mike’iem Trizano Joe Giannetti nie otrzymał kolejnej szansy od UFC, związując się z organizacją Cage Titans, gdzie może obecnie pochwalić się bilansem 3-1-1. Wygrał dwa ostatnie pojedynki.

Obstawiaj wszystkie walki UFC na PZBUK i odbierz darmowy zakład 50 PLN

*****

„Też chcemy rewanżu, ale najpierw…” – ojciec Khabiba reaguje na wiktorię Conora, żąda astronomicznej gaży za rewanż

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button