UFC

Zmierzch brazylijskich legend i traktorzystka z Kraju Kawy – cztery wnioski po UFC 237

Uświetniona walką o złoto wagi słomkowej – i to jaką! – gala UFC 237 w Rio de Janeiro przeszła do historii – i fani z Kraju Kawy miło wspominać jej nie będą.

To była gala kontrastów. Kapitalne pojedynki i akcje przeplatały się z żenującymi, kompletnie nieprzystającymi do barowego MMA – a co dopiero UFC. Co zapamiętamy z UFC 237?

UFC 237: Namajunas vs. Andrade – wyniki i relacja na żywo

Brazylijska traktorzystka

Rose Namajunas w pierwszej rundzie – i fragmentach drugiej – walki w obronie złota wagi słomkowej z Jessicą Andrade prezentowała się wybitnie. Jak milion dolarów. Najlepiej w dotychczasowej karierze.

Brazylijka nie słynie co prawda z najlepszych pierwszych rund – jeśli akurat nie walczy z Karoliną Kowalkiewicz – i takie zawodniczki jak Tecia Torres czy Claudia Gadelha, o Joannie Jędrzejczyk przez cały pojedynek nie wspominając, miały swoje dobre momenty na początku, ale… Thug Rose przyćmiła je wszystkie.

Rewelacyjna kontrola dystansu, bajeczna praca na nogach, szybkie, precyzyjne i soczyste ciosy, często w drugie tempo, różnicowanie mocy w uderzeniach. To była dominacja totalna i Bóg mi świadkiem, że miałem wrażenie, iż może to skończyć się już w pierwszej rundzie!

Tym niemniej, znana ze swoich morderczych żądzy i walecznego ducha Brazylijka broni składać nie zamierzała – i nie złożyła. W drugiej rundzie nadal co prawda inkasowała wiele uderzeń, ale coraz częściej zaczynała dosięgać uderzeniami, także bombami na korpus, delikatnie jakby słabnącą już – wymordowaną ciągłą presją – Amerykankę. Była w stanie skuteczniej przedzierać się do klinczu – i tam właśnie rozstrzygnęła walkę.

Rose Namajunas ponownie bowiem, podobnie jak w pierwszej rundzie, wyniesienie i slam – oczywiście w pełni legalny, bo były w tej materii wątpliwości – w wykonaniu brazylijskiej traktorzystki próbowała skontrować trzymaną do samego gorzkiego końca kimurą. W rezultacie upadła na głowę, pieczętując swój los.

https://twitter.com/streetfitebanch/status/1127438857497206784

Fedor Emelianenko lata temu nie popełnił tego samego błędu w starciu z Kevinem Randlemanem – tuż przed grzmotnięciem na głowę puścił kimurę, amortyzując impet uderzenia.

Po wszystkim rozbita emocjonalnie Amerykanka rozważa zakończenie sportowej kariery. Nie stanowi to specjalnego zaskoczenia, bo chociażby w podcaście Joego Rogana swego czasu wspominała już o tym, że długo walczyć nie zamierza.

Emocje i stres przed walką drenują ją psychicznie. Wyniszczają. To nie dla niej. Mając jednak na uwadze, jak prezentowała się w tym starciu, jakiego progresu w ciągu roku dokonała – nawet uwzględniając wszelkie techniczno-gabarytowe ułomności Jessiki Andrade – trochę szkoda, jeśli więcej do oktagonu nie wejdzie.

Zwycięstwo Brazylijki jest oczywiście korzystne dla Joanny Jędrzejczyk, która dwa lata temu mocno ją porozbijała. Przebieg walki już jednak niekoniecznie, bo pojawiło się mnóstwo opinii wśród fanów oraz ekspertów większych i mniejszych o zestawieniu natychmiastowego rewanżu. Bate Estaca zdążyła już zapowiedzieć pełną gotowość na takie starcie, jednocześnie wspominając też, że bardzo wysoko ceni sobie Tatianę Suarez, która sposobi się do walki – ze sportowego punktu widzenia: eliminatora – z Niną Ansaroff.

Wszystko to może sugerować, że niebawem z uszu nadwiślańskich – i nie tylko – fanów MMA ponownie popłynie krew, gdy pokonana w trzech z ostatnich czterech pojedynków olsztynianka tonem nieznoszącym sprzeciwu wskrzesi oderwaną od sportowej logiki medialną kakofonię, roszcząc sobie prawo do potyczki o złoto.

Bezzębny Jose Aldo

Jose Aldo nie miał kompletnie pomysłu na to, jak rozmontować taktycznie usposobionego – ale też demonstrującego kilka kickbokserskich błysków – Alexa Volkanovskiego.

Bierny Brazylijczyk długimi fragmentami czaił się na idealną okazję na kontrę, która nigdy się nie pojawiła. W międzyczasie przyjmował sporo uderzeń – głównie lowkingów – które nie robiły może na nim większego wrażenia, ale były jedyną skuteczną ofensywą wyprowadzaną w tym starciu.

Scarface zawsze był typem zawodnika niezwykle cierpliwego, często poświęcającego pierwszą rundę na rzecz rozczytania rywali – ale tym razem nie był w stanie odpowiednio nastroić swoich oktagonowych instrumentów pod melodię wygrywaną przez australijskiego Hobbita. Także dlatego, że gdy już zaczynał łapać rytm, Australijczyk przytomnie go z niego wybijał, przenosząc walkę do klinczu.

Mając na uwadze, że Aldo od dawna przebąkuje o emeryturze, a w kontrakcie z UFC został mu jeden li tylko pojedynek, kto wie, czy nie będzie on ostatnim, jaki stoczy w oktagonie.

Alex Volkanovski w pełni zapracował sobie na walkę o pas mistrzowski z Maxem Hollowayem, ale mając na uwadze znacznie większą rozpoznawalność Frankiego Edgara oraz koneksje jego oślizgłego egipskiego menadżera z UFC, nie zdziwię się, jeśli to Amerykanin jako pierwszy otrzyma swoją szansę.

Jednonogi Pająk

Jared Cannonier nie dał żadnych szans Andersonowi Silvie – wbrew powszechnie przyjętej, naznaczonej pomrocznością jasną narracji, wedle której to kontuzja zadecydowała o wyniku walki. Niby tak, ale…

Amerykanin wyciągnął wnioski z pojedynku Pająka z Israelem Adesanyą, który mocno porozbijał wykroczną nogę Brazylijczyka. Od początku za cel obrał sobie więc wysuniętą do przodu kończynę dolną legendarnego rywala – i po kilku srogich lowkingach zmienił Brazylijczyka w podrygującego wykroczną nogą w obawie przed kolejnymi kopnięciami Taja rodem z Muay Thai. Ostatnim kopnięciem tak przestawił Silvę, że ten niefortunnie stanął, prawdopodobnie doznając kontuzji.

Metodyczna destrukcja.

Nie wspominając już o tym, że Killa Gorilla dosięgnął też Pająka kilkoma srogimi ciosami, wyraźnie przeważając szybkościowo. Przetrwał też bez większych szkód morderczy swego czasu klincz byłego kingpina wagi średniej.

W pierwszych słowach po porażce Silva stwierdził, że już podczas obozu przygotowawczego doskwierały mu problemy z uciekającym kolanem. Świetnie. A Jared Cannonier miał uszkodzone żebra! Nie żartuję. Tak powiedział po walce.

Innymi słowy, nie można niczego ujmować Amerykaninowi. Zrobił, co do niego należało.

Pająk jest oczywiście nadal groźnym, nieprzewidywalnym zawodnikiem, w walce z którym każdy niemal musi mieć się na baczności, a i jego szczęka ma się zaskakująco dobrze, ale… 44 lat nie oszukasz. 36 lat może i tak – ale nie 44.

Niechlubny rekord BJ-a Penna

BJ Penn miał swoje momenty – nie jakieś spektakularne ale jednak! – w walce z Clayem Guidą, ale w drugiej rundzie opadł już tak bardzo z sił, że nie był w stanie wytrzymać narzuconego przez Carpentera tempa.

Oddać trzeba jednak Hawajczykowi, że nie złożył broni, w końcówce walki robiąc, co mógł – czyli tyle, na ile pozwalał mu pusty już bak z paliwem – aby ubić Guidę. Bez powodzenia.

Dla byłego mistrza kategorii lekkiej i półśredniej porażka w Rio de Janeiro jest już siódmą z rzędu w oktagonie amerykańskiego giganta. To najgorszy wynik w historii. Nikt nie może pochwalić się gorszą serią.

Czy Hawajczyk powinien zawiesić rękawice na kołku? To jego życie i jego decyzja. Nie ulega jednak wątpliwości, że z nieubłaganego sportowego punktu widzenia, w którym jesteś tak dobry jak twoja ostatnia walka – a w jego przypadku: siedem walk – na rywalizację w oktagonie UFC już nie zasługuje.

Jednym zdaniem

  • To był czarny wieczór dla brazylijskich legend – poza Jose Aldo i Andersonem Silvą na tarczy skończyli też Thiago Alves i Antonio Rogerio Nogueira
  • Viviane Araujo to zgrabna i utalentowana zawodniczka – choć trzeba oczywiście brać pewną poprawkę na to, z kim walczyła
  • Sergio Moraes jest pierwszym w historii MMA zawodnikiem, który po tylu srogich lowkingach, które zmieniły jego wykroczną nogę w pulpet, uparcie trzymał się domyślnego – klasycznego – ustawienia; heroizm czy głupota?
  • Luana Carolina i Priscila Cachoeira z mocnym kandydatem do najgorszej walki w historii UFC

*****

Lowing.pl trzy miesiące z Patronite.pl

Powiązane artykuły

Komentarze: 2

Dodaj komentarz

Back to top button