Technika MMAUFCZakłady bukmacherskie MMA

Sierpem #77: Stipe Miocić vs. Francis Ngannou II

Czy Stipe Miocić ponownie wykolei Francisa Ngannou? Techniczna analiza i typowanie walki wieczoru gali UFC 260.

Sobotnią galę UFC 260 w Las Vegas zwieńczy starcie na szczycie kategorii ciężkiej pomiędzy zasiadającym na jej tronie Stipe Miociciem i rozpędzonym czterema ekspresowymi i brutalnymi nokautami Francisem Ngannou.

Gdy obaj spotkali się trzy lata temu, faworyzowany Kameruńczyk został zdominowany zapaśniczo, przegrywając jednogłośną decyzją. Także i przed rewanżem Predator jest bukmacherskim faworytem. Czy słusznie? Przyjrzyjmy się…

265 lbs: Stipe Miocić (20-3) vs. Francis Ngannou (15-3)

Kursy bukmacherskie: Stipe Miocić vs. Francis Ngannou 2.00 – 1.72

Zanim przejdziemy do prognoz dotyczących sobotniego rewanżu, warto oczywiście pochylić się nad pierwszym starciem, jakie obaj zawodnicy stoczyli w styczniu 2018 roku… Jakie wnioski można z niego wysnuć?

Miocić vs. Ngannou I

Pierwsza runda walki była najbardziej wyrównana, bo do drugiej i kolejnych Kameruńczyk wychodził, oddychając już rękawami – choć, owszem, nadal pozostawał groźny.

Tym, co oczywiście rzuciło się od razu w oczy, była niezmącona elementarną przyzwoitością agresja kameruńskiego pretendenta, który już po kilku pierwszych sekundach rywalizacji rzucił się do szalonych ataków. W potężne uderzenia – najczęściej sierpowe i podbródki – wkładał pełną moc, próbując urwać mistrzowi głowę. Nie przygotowywał ich jednak żadnymi kiwkami, po prostu rozpuszczając ręce.

W takich sytuacjach – szczególnie w pierwszej rundzie – w sukurs przyszła Amerykaninowi nie tylko dobra praca na nogach, ale przede wszystkim świetny balans tułowiem, który zresztą jest jednym z jego znaków firmowych. Stipe przepuścił wiele potężnych bomb Franciszka, co oczywiście nie pozostało bez wpływu na zasobność paliwa w kameruńskim baku.

Wiele z tych szalonych prób dekapitacji Miocić wykorzystał do zejścia pod nogami rywala, finalizując obalenia. Co prawda musiał się przy nich nieźle napracować – chociażby wjeżdżając w przeciwnika przez cały oktagon – ale opłaciło się, bo nawet broniąc się przed sprowadzeniami, Kameruńczyk tracił znacznie więcej sił niż Amerykanin, finalizując je.

Niezmącona niczym agresja Kameruńczyka kosztowała go wiele obaleń, w konsekwencji których stracił mnóstwo sił na wracanie na nogi.

Z czasem natomiast Stiopik zaczął notować też sukcesy w szermierce na pięści i kopnięcia. Kilka razy na odchyleniu przepuścił ciosy zostawiającego daleko z tyłu nogi – z obawy przed kolejnymi obaleniami – Ngannou, karcąc go soczystymi kontrami, głównie krosem. Dobrze pracował też lewym prostym. Widać było niemałą przewagę szybkościową Stipego w obszarze bokserskim – zarówno pod kątem pracy na nogach, jak i szybkości ciosów. Jego proste nie raz, nie dwa uprzedziły sierpowe Kameruńczyka.

Na pierwszym przykładzie Franek czai się na lewego sierpa, ale Miocic zaskakuje go szybkim lewym i prawym, który nad lewicą Kameruńczyka trafia go czysto w głowę. Bliźniaczo podobnie sprawa ma się na kolejnym przykładzie – Predator skraca dystans, znów poszukując lewego sierpa, ale Stiopic karci go kombinacją ciasnego lewego sierpa i mocnego prawego, po którym głowa pretendenta aż odskakuje.

Franciszek – ledwie już żywy, bo druga runda – czai się na prawego podbródka, ale znacznie szybszy Stipe dosięga go kolejnym potężnym prawym, poprzedzonym rzecz jasna lewym. Wszystko w pół tempa.

Natomiast na drugiej animacji widzimy drobną modyfikację – z uwagi na dystans dzielący obu zawodników. Przebywający w trybie zombie Ngannou próbuje lewego sierpa, ale dostaje kontrę kombinacją lewego i prawego – ale tym razem prostych.

Warto jednak odnotować, że nierzadko podejścia zapaśnicze mistrza wynikały z wcześniejszego zainkasowania przezeń mocnego uderzenia. Powtarzał się schemat, w którym mniej więcej od połowy pierwszej rundy Amerykanin radził sobie dobrze w stójce, obtańcowując rywala i trafiając go kilkoma ciosami, by następnie zainkasować od niego mocne uderzenie, po którym od razu przechodził w tryb zapaśniczy.

Nie ulega zatem wątpliwości, że to uderzenia Franciszka ważyły więcej, co oczywiście nie stanowi żadnego zaskoczenia. Mając jednak na uwadze bomby – czasami czyste w kontrach – jakimi zdzielił go Miocić, trzeba też podkreślić, że Kameruńczyk naprawdę potrafi przyjąć.

Co zaś tyczy się obszaru zapaśniczego, pomimo iż Miocić sfinalizował sześć obaleń, które w głównej mierze zapewniły mu zwycięstwo, Ngannou wybronił się przed ośmioma próbami zapaśniczymi Amerykanina – kilka razy naprawdę sprawnie. Niemałe znaczenie miała też oczywiście w tym elemencie jego tężyzna fizyczna – dzięki niej niektóre deficyty techniczne mógł nadrobić właśnie siłą. Podobnie rzecz się miała z walkę w parterze – Kameruńczyk nie był łatwy do utrzymania na dole, umiejętnie walczył o podchwyty, wracał na nogi. Oczywiście z każdą minutą słabł, spędzając coraz więcej czasu przy ogrodzeniu, tam kontrolowany i okolicznościowo obijany przez Amerykanina.

Grzechem natomiast byłoby pominięcie aspektu przygotowań i podejścia do walki ze strony Francisa Ngannou. Przypomnijmy, że powracał wówczas do akcji ledwie półtora miesiąca po brutalnym nokaucie, jaki zafundował Alistairowi Overeemowi. Pompowany medialnie przez machinę promocyjną UFC, w drodze do walki ociekał wręcz pewnością siebie. Najprawdopodobniej przełożyło się to także na jakość jego przygotowań – świadczyć mogą o tym zarówno wypowiedzi Dany White’a, jak i jego byłego już trenera Fernanda Lopeza. Zgodnie stwierdzili oni, iż – upraszczając sprawę – Francis Ngannou przejawiał wszelkie symptomy człowieka, któremu uderzyła do głowy woda sodowa, co odbiło się na jego przygotowaniach. Ba! Przed walką zdążył jeszcze zawitać do Paryża, aby pozałatwiać swoje sprawy!

Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 2230 PLN

Innymi słowy, uważam, że wypowiedzi White’a i Lopeza wespół z narracją medialną Ngannou oraz jego ultra-agresywnym nastawieniem w oktagonie stanowią bardzo mocne przesłanki wskazujące na to, że w pierwszej walce Kameruńczyk kompletnie zlekceważył Amerykanina, będąc przekonanym, że rozjedzie go jak walec.

Jak natomiast wyglądała droga obu zawodników do rewanżu?

Trylogia Miocicia z Cormierem

Stipe Miocić stoczył trzy walki z Danielem Cormierem, dwie ostatnie wygrywając. Jak zaprezentował się w tych pojedynkach?

Otóż, DC okrutnie obnażył grzech niebu obrzydły, jaki Miocić notorycznie popełniał na rozerwanie klinczu, opuszczając wówczas ręce, szczególnie lewą. Nawyk ten Stipego był widoczny w każdej z trzech walk! W pierwszej przypłacił go utratą tytułu, a w dwóch kolejnych zainkasowaniem wielu czystych uderzeń na rozerwanie.

Oddać natomiast Stiopikowi trzeba, że w mistrzowskich rundach ostatniego boju z Cormierem w końcu znalazł sposób na tę wyrwę w swojej oktagonowej grze. A mianowicie – przestał rozrywać klincz! Zauważył, że Cormier kompletnie za darmo oddaje mu podchwyt z prawej strony i wykorzystał to do cna, raz za razem ustawiając rywala na ogrodzeniu.

Losy drugiego starcia Stipe odmienił w czwartej rundzie hakami na wątrobę, demolując nimi Daniela i ustawiając go sobie pod bomby na górę.

https://twitter.com/streetfitebncho/status/1294004087944617984?s=20

https://twitter.com/streetfitebncho/status/1294013614496645121?s=20

Innymi słowy, Miocić to zawodnik, który potrafi w trakcie walki doskonale dostosować swoją taktykę i technikę do poczynań rywala. Znajduje sposoby na ich pokonanie.

Trzy starcia z Danielem Cormierem potwierdziły też doskonałą psychikę Stipego Miocicia. Zainkasowawszy bardzo mocne ciosy – nie brakowało takowych szczególnie w dwóch pierwszych rundach – nie wpadał w panikę, nie odsłaniał się. Pozostawał wyrachowany i metodyczny. To samo tyczy się jego oktagonowych sukcesów – gdy sam trafiał dobrymi uderzeniami, nie podpalał się. Wyróżnia go w oktagonie żelazna konsekwencja i chłodna głowa.

Ponadto mistrz wypadł rewelacyjnie pod kątem kondycyjnym. W mistrzowskich rundach pojedynków drugiego i trzeciego prezentował się doskonale – nadal był mobilny, nadal wyprowadzał szybkie ciosy.

Z drugiej natomiast strony, poza wspomnianą luką w defensywie na rozerwanie klinczu potyczki z Cormierem udowodniły też, że zawodnik z Cleveland gigantem pod kątem bronienia się przed niskimi kopnięciami zdecydowanie nie jest. Niby wiedzieliśmy to już od dłuższego czasu – choćby rewanżu z Juniorem dos Santosem – ale statystyka aż 38 celnych lowkingów z 44, jakie wyprowadził Daniel Cormier – zawodnik niewyróżniający się przecież w tym obszarze! – nie świadczy o Stipe Miociciu najlepiej.

Po tym kopnięciu na łydkę od JDS Stipe Miocić zmuszony był mocno podkręcić tempo – zdawał sobie bowiem sprawę, że więcej ich nie zdzierży. Opłaciło się – zaatakował mocniej i ustrzelił Brazylijczyka.

Co natomiast zwojował od czasu pierwszej walki ze Stipe Miociciem Francis Ngannou?

Ngannou vs. Lewis i cztery szybkie nokauty

Do walki Kameruńczyka z Derrickiem Lewisem podchodzę z rezerwą, nie wyciągając z niej zbyt daleko idących wniosków. Uważam, że Predator nie otrząsnął się jeszcze wówczas po traumatycznych tlenowo przeżyciach, jakie zafundował mu Stipe Miocić. Dlatego był niebywale bierny, za nic w świecie nie chcąc wystawiać swojego cardio na podobne cierpienia. Do tego dołożyły się jeszcze oczywiście potężne uderzenia Czernej Bestii oraz jego kontrujące nastawienie.

Jak natomiast przebiegały jego kolejne walki?

Otóż, w rewanżu z Curtisem Blaydesem wypadł doskonale. Dobrze kontrolował dystans, utrzymując walkę na środku oktagonu, nie był tak agresywny jak w pierwszym starciu ze Stipe Miociciem, potraktował rywala mocnym lowkingiem, świetnie wybronił się przed próbą sprowadzenia ze strony Razora. Ściął go swoim firmowym prawym, poprzedzonym kiwką lewym.

Jak natomiast wyglądało starcie Kameruńczyka z Cainem Velasquezem? Podobnie. Ngannou również nie był agresywny ponad miarę, także szukając kombinacji lewego z prawym. Świetnie wybronił się przed próbą zapaśniczą Amerykanina, posyłając go na deski króciutkim prawym – wyprowadzonym niemal tylko z ręki, ale akurat w przypadku Predatora więcej nie trzeba.

Najwięcej wniosków stójkowych można natomiast wysnuć z walki Kameruńczyka z Juniorem dos Santosem. Franciszek zdzielił rywala kilkoma atomowymi lowkingami, choć nie wszystkie wyglądały najlepiej od strony technicznej. Sam zainkasował też dwa potężne niskie kopnięcia na łydkę, pierwszym będąc nawet ściętym z nóg. Gdy zaś wrócił wtedy na górę, widać było delikatną irytację, która objawiła się podkręceniem poziomu agresji przez Kameruńczyka – a to nie jest dobry symptom.

Ponadto Ngannou polował też na kombinację zaczepnego lewego sierpa pod potężnego prawego – jak w poprzednich walkach – oraz na kontry lewym sierpowym i prawym sierpowym – bardzo obszernymi, dodajmy. Doczekał się, bo przepuściwszy prawego cepa Brazylijczyka, właśnie kontrą lewym i prawym odwrócił go, następnie ścinając z nóg uderzeniem zza pleców i dobijając.

Pod kątem pracy na nogach i czucia walki Kameruńczyk wypadł dobrze. Gdy okiełznał nadmierną agresję wynikającą z wylądowania na deskach po lowkingu, powrócił do swojej gry – tj. delikatnej, kontrolowanej presji.

Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 2230 PLN

Zupełnie inaczej podszedł natomiast do konfrontacji z Jairzinho Rozenstruikiem. Zainkasowawszy dwa szybkie wewnętrzne kopnięcia – wcześniej poszukał dwóch lewych prostych, ale raczej celem złapania dystansu – ruszył do szalonej szarży, zainicjowanej oczywiście wspomnianą już tu wielokrotnie kombinacją lewego zaczepnego z prawym sierpowym, bitym nieco z góry. Poszedł za ciosem i choć zainkasował w międzyczasie dwa ciosy na głowę – po jednym nawet jakby na milisekundę zastygł! – oraz niskie kopniecie, to przełamał cofającego się w linii prostej – ważne! – Surinamczyka, brutalnie go nokautując.

Innymi słowy, w tej walce powrócił do swoje wersji z pierwszego starcia ze Stipe Miociciem. Skąd jednak tak szalona i okropna technicznie szarża? Czy dał się ponieść emocjom? Czy może jednak uznał, że przełamie Bigi Boia, zdając sobie sprawę, że Surinamczyk obalenia przecież i tak nie poszuka? Skłaniałbym się ku tej drugiej wersji, ale… Taka szarża w rewanżu ze Stipe Miociciem może okazać się najkrótszą drogą do zaliczenia desek po zapaśniczej kontrze.

Typowanie

Pomimo iż Predator w ostatnich czterech walkach spędził w oktagonie ledwie 162 sekundy, to jest dzisiaj z całą pewnością lepszym zawodnikiem niż trzy lata temu. Pomijając starcie z Bigi Boiem – uważam, że jego decyzja o szalonej szarży była pochodną zerowego ryzyka zagrożenia zapaśniczego – Francis Ngannou powrócił do swojego stylu walki sprzed potyczki ze Stipe Miociciem. Generalnie bowiem Kameruńczyk nie jest typem zawodnika, jakiego oglądaliśmy z Miociciem i Rozenstruikiem – owszem, na ogół wkłada dużą moc w uderzenia, ale też na ogół nieźle kontroluje dystans i, co najważniejsze, potrafi sobie te uderzenia przygotować.

Na korzyść Franciszka przemawia nie tylko cenne doświadczenie z lania, jakie trzy lata temu sprawił mu Amerykanin, ale też nowa ekipa trenerska – od dłuższego czasu szlifuje formę w Xtreme Couture pod batutą Erica Nicksicka i Deweya Coopera. Jako że narrację, wedle której potraktował przygotowania do pierwszej walki po macoszemu, kompletnie lekceważąc Miocicia, uważam za prawdziwą – wspomniany efekt wody sodowej – to zmianę tegoż podejścia – zarówno w aspekcie przygotowań, jak i ograniczenia agresji w oktagonie – uważam za piekielnie istotną przed rewanżem.

Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 2230 PLN

Także narracja Francisa Ngannou przed drugą walką wskazuje na to, że naprawdę Stipe Miocić nauczył go pokory.

Czy natomiast dzisiaj Stipe Miocić – bogatszy o trylogię z Danielem Cormierem – ma więcej do zaoferowania niż przed trzema laty? Otóż, nie wykluczam, że w istocie tak jest – pomimo iż na karku ma już aż 38 lat! Pomijając aspekty techniczne, w których też zresztą wypadł dobrze, to trzeba zaznaczyć, że pomimo zaawansowanego wieku nie dało się dostrzec ubytków szybkościowych czy kondycyjnych u Stiopika – a to bardzo ważne w kontekście rewanżu z Francisem Ngannou.

Z drugiej zaś strony, grzechem byłoby nie wspomnieć, iż walki z DC były naprawdę wyniszczające. Pierwszą Miocić skończył znokautowany, a i w drugiej nie brakowało momentów, w których wydawało się, że lada moment zaliczy deski. Czy po takich trzech wojnach nadal będzie w stanie wytrzymać bomby Franciszka, jakimi ten potraktował go w pierwszym starciu? Nie oszukujmy się, w każdej niemal wymianie Stipe igrał będzie z kostuchą z Kamerunu. Jeden drobny błąd, nieprzygotowany atak, zły unik, spóźniona o milisekundę reakcja – i może być po wszystkim.

Spodziewam się natomiast, że przewaga szybkościowa nadal należeć będzie do Stipego Miocicia – ale przede wszystkim pod kątem pracy rąk. Kameruńczyk potrafi natomiast dynamiczniej i ostrzej skracać dystans. Amerykanin jest oczywiście w stanie kapitalnie przepuszczać ciosy, ale odchylając się, będzie wiele ryzykował. Nadal jednak jego proste mogą być szybsze od preferującego mniej lub bardziej obszerne sierpy Predatora.

Takie akcje w wykonaniu Stipego Miocicia wyglądają pięknie, ale margines błędu jest tutaj mikroskopijny.

Na obu powyższych przykładach Amerykanin kapitalnie odchyla się przed lewym pozostającego na miejscu – bo już zmęczonego po 2-3 minutach walki – Franciszka, kontrując fantastycznym krosem.

Znaczenie dla przebiegu i wyniku walki mogą mieć też niskie kopnięcia Francisa – Stipe rzadko się przed nimi broni, a nie spodziewam się, aby był w stanie je przechwycić i zamienić a obalenie.

Kluczowe pytanie brzmi natomiast, czy Miocić przetrwa do momentu, w którym do gry wejdzie kondycyja? Nie mam bowiem wątpliwości, że nawet w swojej wyrachowanej i ekonomicznej wersji Ngannou nie może równać się z Amerykaninem pod kątem pojemności baku z paliwem. Oceniam, że prawdopodobnie od trzeciej rundy zdecydowaną przewagę przejmie w tym pojedynku Stipe Miocić – nawet jeśli będzie już porozbijany.

Rzecz jednak w tym, że okiełznanie morderczych żądzy przez Francisa Ngannou zwiastować będzie wielkie niebezpieczeństwo dla mistrza. Najwięcej sukcesów pięściarskich i zapaśniczych Amerykanin notował w pierwszej walce właśnie z uwagi na nieumiarkowanie w agresji Kameruńczyka – wykorzystywał je do schodzenia pod ciosami do obaleń i kontrowania po odchyleniu. Przestrzelone ciosy Franciszka oraz obalenia, po których musiał wracać na nogi, kosztowały go mnóstwo sił.

Stipe Miocić będzie musiał bardzo uważać na podbródki Francisa Ngannou – zdawszy sobie bowiem sprawę z podejść zapaśniczych Amerykanina oraz jego nawyku obniżania głowy, Kameruńczyk w pierwszej walce zanotował kilka dobrych tego rodzaju ciosów.

Jeśli zatem tym razem pretendent przejdzie w tryb odrobinę bardziej ekonomiczny, staranniej przygotowując sobie ataki – a tak ma w zwyczaju pomimo ostatniej walki z Rozenstruikiem! – wówczas paliwa powinno wystarczyć mu właśnie na okołow dwie rundy. A to oznacza aż dziesięć minut na ustrzelenie Stipego Miocicia!

Dopóki Kameruńczykowi starczało sił w pierwszej rundzie, nie miał większych problemów z rozrywaniem klinczu Amerykanina.

Jestem piekielnie daleki od skreślania Stipego Miocicia, który pod pewnym względami – bukmacherski underdog stroniący od trashtalku – przypomina Jana Błachowicza. Z każdą minutą powinien czuć się w oktagonie swobodniej, pewniej. Scenariusz w którym zamęcza rywala – tj. wychodzi do drugiej czy szczególnie trzeciej rundy w stanie nadal nadającym się do oktagonowego użytku, przejmując wówczas wyraźnie stery walki w swoje ręce – jest ze wszech miar realny. A zmęczony Franciszek, to Franciszek niezdolny do obrony zapaśniczej. Niełatwy może do ustabilizowania na dole, ale niepotrafiący już wracać na środek oktagonu, by poszukać swojej szansy w obszarze kickbokserskim.

Rzecz jednak w tym, że… Ngannou ma za sobą lepszy obóz niż poprzednio. Nie lekceważy rywala. To prowadzi mnie do konkluzji, iż ograniczy swoje mordercze zapędy – a te właśnie były jego piętą achillesową w pierwszej potyczce. Bardziej ekonomiczny Kameruńczyk jest trudniejszy do trafienia i szczególnie do obalenia, a nawet przytrzymania na siatce. Groźny nie przez 2-3 minuty, a przez około 10 minut. Jeśli dodać do tego wojny, jakie Miocić stoczył z Cormierem, które jak najbardziej mogły odcisnąć piętno na jego odporności, to…

Zwycięzca: Francis Ngannou przez (T)KO

Przypominamy, że Czytelników Lowking.pl, którzy nie są jeszcze graczami FORTUNY, przygotowaliśmy też Bonus do 2230 PLN, na który składają się:

  • zakład bez ryzyka do 210 PLN
  • bonus do depozytu do 2000 PLN
  • freebet 20 PLN

Szczegóły – tutaj.

Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 2230 PLN

Fortuna Online to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.

*****

Dyrygent oktagonu

Powiązane artykuły

Komentarze: 2

  1. Długo się nad tym pojedynkiem zastanawiałem. Obecnie najbliżej jednak mi do tego, że Ngannou będzie ofiarą swojej nowej taktyki(o ile ją obierza, ale generalnie chyba musi to zrobić). Podejdzie do tego bardziej ekonomicznie, może i będzie groźniejszy przez dłuższy okres czasu. Ale stopień zagrożenia będzie dużo niższy. Miocić nadal szczękę ma odporną i trudno go usadzić. Nawet jak Predator poprawił zapasy to swoją ekonomią Stipe nie znokautuje, a im dalej w las tym bardziej przewaga mistrza powinna być większa.

    1. Może tak być, ale ja ograniczenie agresji rozumiem też jako zredukowanie czasu traconego na parter/klincz. A wtedy nawet przy mniejszej agresji w stójce powinno być więcej wymian niż w pierwszej walce – tj. w dwóch pierwszych rundach, bo wiadomo, później pewnie Amerykanin przejmie stery walki.

      Generalnie gdy Franek odpala, to jednak odpala mocno – chodzi tylko o lepsze przygotowanie i dostrojenie dział.

Dodaj komentarz

Back to top button